Rozdział 24. Wyjazd.
/Gabriel/
Wbiegłem zestresowany do kryjówki. Lekceważyłem wszystkie pytania. Pobiegłem do ciebie. Wyciągnąłem plecak i zacząłem pakować do niego wszystko co należało do mnie. Serce biło mi w klatce niczym dostał zastrzyk adrenaliny. Po spakowaniu zszedłem i zacząłem iść do wyjścia.
-Gabriel gdzie ty idziesz?- Zatrzymał mnie tym pytaniem Mikey.
-Muszę jechać słyszysz? Wyjeżdżam.- Powiedziałem i kierowałem się dalej.
-Gabriel sam z nim nie dasz rady do cholery!- Krzyknął Casey. Miał rację. Sam w starciu ze Shredderem nie dam rady. Zacisnąłem dłonie i zęby czując łzy. Spojrzałem na niego.
-To kurwa co według ciebie mam zrobić? Chować się tu jak jakiś tchórz będąc świadomy, że ten skurwiel chce skrzywdzić osoby którzy są dla mnie jak rodzina?!- Krzyknąłem patrząc na nich. Czułem jak łzy spływają po moich policzkach.
-Samego ciebie nie puścimy. Jesteś częścią naszej rodziny i drużyny. A jeden za wszystkich wszyscy za jednego.- Powiedział Leo wyciągając rękę na którą pozostali w tym Splinter dali swoje dłonie na jego. Wziąłem głęboki oddech. Wiedziałem, że nie odpuszczą. Dałem dłoń na rękę Splintera.
-Zajebmy tego skurwiela i jego ludzi.- Powiedziałem na co wszyscy skinęli głowami.
-Donnie i ja ogarniemy bilety na lot. Niestety chłopaki znów czeka was podróż w luku bagażowym.- Powiedziała O'Neil patrząc na chłopaków. Z pozostałymi zacząłem pakować rzeczy do mojego plecaka. Moje osobiste rzeczy schowałem do torby Casey'ego. W końcu nie mogłem wnieść broni na pokład samolotu. Co innego żółwie i Splinter.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro