Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17. Broń.

/Gabriel/

Minęły trzy dni od kąt przekazałem wojownikom kilka kwestii o sobie. Szczerze... Powinni mieć takie taktyki by zaskakiwać swoich wrogów. Od wczoraj z nalegań Mikey'ego jestem z nimi w kanale. Po prostu powiedziałem pani z recepcji, że mój pobyt w hotelu się zakończył. Oczywiście wszystko było załatwione. Słyszałem jak chłopaki trenują. Ja sam udoskonalałem coś nad czym pracowałem od paręnaście godzin. Przykręciłem ostatni już element i nałożyłem przedmiot na rękę. Sprawdziłem czy działał co potwierdziło się. Schowałem ostrze po czym podszedłem do torby. Wyjąłem z niej strój Asasyna. Nałożyłem go i spojrzałem na siebie. Uśmiechnąłem się zawiązując czarną bandanę by zasłonić nos u usta.

-Czas ich nastraszyć- Pomyślałem po czym chwyciłem katanę i czerwoną farbę pobrudziłem ją tak by wydawała się jakby była to krew. Nałożyłem kaptur wychodząc z pokoju po cichu. Pobiegłem i rzuciłem patyczkiem w jedno z miejsc które uruchamiało alarm.

-Co do cholery?!- Wrzasnął Raph na co ukazałem się trzymając katanę. Mike na mnie spojrzał. Aż przerażenie widziałem w jego oczach.

-Emm... Chłopacy. Mamy intruza.- Powiedział i wskazał na mnie. Gdy pozostała trójka na mnie spojrzała ich wzrok chyba się bardziej skupił na mojej broni. Nie czekali długo na atak. Odpychałem ataki i robiłem uniki. Rzuciłem mop na co Donnie go złapał. Zacząłem biegać wokół niego aż go przywiązałem do kolumny.

-Donnie!- Wrzasnęli pozostali. Mikey'ego szybko pokonałem. Z Leonardem było nieco trudniej. Zrobiłem akcję prawie jak z treningu kuzyna. Spojrzałem na Rapha. Zaszarżował na mnie, a ja uderzyłem go w szczękę robiąc unik. Kiedy przewalił się usiadłem na nim wysuwając ukryte ostrze i przykładając je do jego gardła. Chyba przestraszyłem go. Stara się nie wybuchnąć śmiechu. Wstałem z niego chowając ostrze i zdejmując po chwili kaptur z bandaną.

-Żółwie ninja zero, a żółtodziób jeden. Dziękuję.- Powiedziałem po chwili kłaniając się teatralnie. Na ich twarzach widziałem szok. Chyba nawet nie dali rady nic powiedzieć. Poszedłem i rozciąłem liny które skrępowały ruchy Donniego. Usłyszałem powolne klaskanie. Spojrzałem. Zauważyłem Splintera klaszczącego w dłonie.

-Muszę powiedzieć Gabrielu, że doskonale ci poszedł ten atak znienacka.- Powiedział, a ja skinąłem głową.- Za to wy moi synowie musicie brać z niego przykład. Gdyby był to Shredder na pewno byście tego nie przeżyli.- Dodał Splinter.

-Dokładnie. Gdyby nie fakt, że to ja to wtedy bym ci poderżną gardło. Kilka minut i byś był martwy.- Powiedziałem poprawiając strój. Usłyszałem kroki i ukryłem się w cieniu nakładając kaptur. Do pomieszczenia weszła po chwili jakaś dwójka. Chłopak i dziewczyna.

-Mówię wam chłopaki April zrobiła kawał dobrej roboty.- Powiedział chłopak. Podszedłem po cichu. Nagle złapałem go i przyłożyłem ostrze. Chuchnąłem mu w ucho, a ten się rozdarł.- Kurwa! Duchy!- Rozdarł się chłop. Puściłem go, a ten uciekając się wywrócił chyba z trzy razy.

-Wsłuchuj się w otoczenie inaczej byś został krwawym żarciem dla rekinów.- Powiedziałem chowając ostrze i zdejmując kaptur. Spojrzałem i wyciągnąłem do niej dłoń.- Gabriel. Ale możesz mówić mi Nowy.- Powiedziałem na co dziewczyna chwyciła moją rękę i ścisnęła.

-April.- Powiedziała puszczając po chwili moją rękę.- Nowy? Nie kojarzę by w Nowym Jorku ktoś taki był.- Powiedziała April przyglądając mi się. Mikey zaczął już gadać. Więc ja korzystając z tego udałem się do swojego pokoju gdzie przebrałem się w kimono. Strój schowałem do torby tak jak ukryte ostrze. Wróciłem o wszystkich którzy już jedli chińszczyznę. Gwizdnąłem jedno pudełko i jedzą rozmawiałem ze wszystkimi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro