Rozdział 15. Kolejny koszmar.
/Gabriel/
Obudziłem się... Nie wiem szczerze gdzie. Było mi strasznie duszno i z trudem łapałem oddech. Jakby ktoś właśnie przebił płuca przez co dostałem odmy albo jakbym miał w płucach stos kamieni. Nabrałem kilka razy głęboko powietrze do płuc. Jednak to pogorszyło sprawę z powodu... Dymu? Obróciłem się na bok i zacząłem kaszleć. Zasłoniłem łokciem usta i nos. Rozejrzałem się. Dopiero teraz... Zorientowałem się, że leżę na sali operacyjnej. Zszedłem ze stołu i zacząłem opuszczać salę. Po wyjściu poczułem jak zalewa mnie fala gorąca. Gwałtownie zrobiło mi się duszno i zakręciło mi się w głowie. Podpierając się ściany szedłem do wyjścia. Stanąłem słysząc krzyki. Jednak po chwili zacząłem podchodzić szybciej. Kiedy miałem zamiar skręcać cofnąłem się przez to jak czyjaś krew trysnęła dosłownie na podłogę przede mną.
-Benio! Puszczajcie mnie wy potwory!- Usłyszałem głos Wiktora. Potwory? Benio? Wyjrzałem niepewnie zza ściany. Ujrzałem jak Beniamin się wykrwawia, a miejsce brzucha miał mocno przebity i... I to chyba na wylot jakiś badyl przypominający włócznie. Podszedłem do niego kucając. Złapałem jego rękę, a drugą dałem na jego kark by na mnie spojrzał. Miał łzy w oczach, a z ust ciekła krew. Starał się coś powiedzieć lecz... Jego ręka wymsknęła się z mojej i bezwładnie upadła do kałuży jego krwi. Nie wyczułem tętna na jego szyi. On umarł. Położyłem jego głowę, a ręce złączyłem. Tak jak to robią ludziom w trumnach. Zamknąłem jego powieki. Zakryłem głowę słysząc wybuch niedaleko mnie. Wstałem i zacząłem iść do wyjścia. Kiedy byłem blisko stanąłem. Widziałem kilka mutantów. Dwóch to na pewno było Bebop i Rocksteady. Widziałem jak wepchnęli doktora Banacha do ciężarówki, a po chwili ciągnący Britney za włosy chyba... Tygrysi Pazur wrzucił ją do drugiej. To jak ją potraktował... Zalało mi krew w żyłach.
-Oddawaj moją córkę dziadu!- Wrzasnął Piotrek. Spojrzałem. Trzech wojowników ninja trzymało płaczącego Patryczka, Tadzia i Lidkę. Z pojazdu przypominającą limuzynę wyszedł... Shredder. Cofnąłem się przerażony. Wróg żółwi ninja podszedł do jednego ze swoich sługusów i wziął Lidkę na ręce. Mała jeszcze chwilę płakała po czym na niego spojrzała zapłakana.
-Nazwę cie... Karai.- Przeraziłem się słowami Shreddera. Nazwał córkę Piotrka i Martyny imieniem Karai. Wziąłem leżący niedaleko pręt i zacząłem biec kiedy odjeżdżali. Nie dogoniłem ich. Zauważyłem motor Strzeleckiego. Podszedłem. Kluczyki były włożone. Wziąłem kask, nałożyłem go wsiadając na motor. Odpaliłem silnik i ruszyłem. Jechałem tak szybko jak mogłem. Dotarłem do jakiś magazynów. Zsiadłem z pojazdu i biorąc pręt poszedłem do środka. Cały czas byłem czujny. Usłyszałem kaszel Artura. Poszedłem szyby prędko.
-N-Nowak ratuj.- Powiedział kaszlący Góra. Starałem się otworzyć drzwi. Nawet z pomocą pręta. Nic. Były chyba zespawane. Bałem się o przyjaciół.
-A-Artur to na nic. Są zespawane. Udusimy się przez ten gaz.- Powiedział Kuba nim padł nieprzytomny na podłogę dostając po chwili ataku drgawek. Ciągnąłem za klamkę ile miałem sił lecz na marne. Spojrzałem ze łzami słysząc krzyk Britney.
-B-Britney.- Powiedziałem i zerwałem się do biegu. Biegłem ile sił. W pewnej chwili słyszałem krzyki. Nie tylko Britney. Ale też Soni, Baśki, Martyny i pozostałych koleżanek z bazy. Wbiegłem do pomieszczenia przypominającej sale tronową na której tronie siedział Shredder. Basia trzymała ciało Soni które miało wbite kilka ostrzy. Przeraziłem się. Wziąłem kamień i rzuciłem w Shreddera trafiając go w głowę. Wszyscy na mnie spojrzeli. Zauważyłem Martynę i Górską przypięte po obu stronach tronu niczym psy.- Wypuść je!- Krzyknąłem wściekły. Ten się zaśmiał i wstał. Zaczął schodzić po schodach. Kiedy Britney go popchnęła każąc mi uciekać ten ją uderzył. Rozciął jej policzek. Pobiegłem do niego i rzuciłem się na niego. Ten odebrał mój atak i odepchnął na wielkie lustro. Uderzyłem w nie, a kilka drobnych kawałków pokaleczyło mnie. Shredder podszedł do mnie i mocno wbił ostrza w mój brzuch. Oczy mi się rozszerzyły. Wyplułem nieco krwi gdy wyciągnął ostrza. Mężczyzna rozpalił ogień, a następnie podszedł do Britney trzymaną przez dwóch wojowników. Uniósł rękę z ostrzami splamione moją krwią po czym... Odciął jej głowę. Poderwałem się szybko. Mój oddech był szybki i nie równy, głowa strasznie mnie bolała, a puls i akcje serca miałem na pewno mocno podwyższoną. W oczach czułem co chwile pojawiające się łzy. Zszedłem z kanapy prawie potykając się. Podbiegłem do półki. Drżącymi dłońmi szukałem telefonu. Gdy go odnalazłem wziąłem go do rąk. Z trudem wybrałem numer do Julki czując jak serce boli mnie niemiłosiernie. Lekceważyłem nawet pytania żółwi. Kiedy w końcu odebrała aż moje serce się zatrzymało.
-Halo? Nowy? Wszystko w porządku? Szybko oddychasz.- Zapytała się Britney. Mój uścisk na telefonie zrobił się słaby przez co wypadł mi z ręki. Moje kolana mi się ugięły i zacząłem czuć, że zaraz spotkam się z podłogą.
-Uwaga leci!- Krzyknął któryś z żółwi kiedy upadłem w czyjeś ręce tracąc przytomność. Nie wiem jak długo byłem nieprzytomny. Zacząłem się powoli budzić czując duże palce na szyi i na nadgarstku.
-Ciśnienie krwi wraca do normy.- Usłyszałem głos Donatella który brzmiał jak przez echo. Spojrzałem nieco.- Ok Mike możesz już położyć jego nogi. Leo pomóż mi go posadzić.- Dodał kiedy poczułem puszczanie nóg i to jak zostaje posadzony.
-Co on taki blady co?- Zapytał się Mikey wachlując zeszytem moją osobę. Nieco to pomogło. Wziąłem szklankę od Rapha i małymi łykami się napiłem.- Co ci się śniło? Zachowywałeś się dziwnie. Dyszałeś i pociłeś się.- Powiedział patrząc na mnie dalej machając notesem.
-Obudziłem się na bloku operacyjnym. Przez chwilę nie mogłem oddychać. Jakbym miał odmę lub kamienie w płucach. Kiedy wyszedłem czułem bijące mnie gorąco. Jakby się paliło. Kiedy zatrzymałem się zza rogu trysnęła na ziemie krew. Gdy się wychyliłem... Zauważyłem mojego szefa. Był przebity na wylot. Kiedy go trzymałem... Zmarł mi na rękach. Po wyjściu ze szpitala córka moich przyjaciół wylądowała do rąk Shreddera. Nazwał ją Karai. Gdy trafiłem na miejsce gdzie byli moi koledzy udusili się przez gaz, a koleżanki były... Coś na wzór sali tronowej. Martyna i Górska były przypięte po obu stronach tronu. Gdy walnąłem tego gnoja zaczął podchodzić w moją stronę. Moja przyjaciółka Britney go popchnęła. Uderzył ją rozcinając jej policzek. Wściekłem się i zaatakowałem. Jednak rzucił mną o jakieś lustro. Kilka kawałków wbiło się w moje ciało, a potem... Wbił we mnie ostrza. Następnie...- Nie dokończyłem. Nie dałem rady. Zasłoniłem usta gwałtownie i podniosłem się co spowodowało zachwianie się mojego ciała. Dwóch mutantów mnie złapało. Podprowadzili do mini kuchni gdzie do zlewu zwróciłem zawartość żołądka. Ledwo ustałem na nogach. Ostatnie co pamiętam to to jak położono mnie na kanapie i przykryto kocem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro