Rozdział 14. Ninja?
/Gabriel/
Nie wiem jak długo byłem nieprzytomny. Głowa mnie strasznie bolała. Jednak poczułem materiał na którym leżałem na plecach. To była chyba kanapa. Słuchałem czujnie słysząc klikanie w klawiaturę oraz w przyciski myszki. W pewnej chwili usłyszałem kroki. Były one nieco dziwne.
-No i? Masz coś czy mam temu typkowi zrobić istną pobudkę wojskową?- Usłyszałem pierwszy głos. Był męski. Chyba w miejscu gdzie byłem było więcej osób.
-Nie musisz. Mam kilka szczegółów. Więc na pewno nie mieszka on w Nowym Jorku tylko w Polsce. Z dokumentów które były w portfelu pisze, że nazywa się Gabriel Mściwój Nowak.- Odezwał się kolejny męski głos na co ktoś się zaśmiał.
-Mściwój? Co to za imię? Poza tym weź mi znajdź namiary na tą panne. Może ma ładne koleżanki.- Powiedział kolejny głos. To już trzeci. Ilu ludzi tu jest? Uchyliłem nie co powieki. Rozejrzałem się. Mój wzrok przeniósł się na leżącą na stole katanę. Moją katanę.
-Wiesz co? Zamknij się, weź pudełko pizzy i idź do pokoju.- Rozkazał kolejny głos. Starałem się niepostrzeżenie zabrać katanę. Jednak za bardzo wychyliłem i z hukiem upadłem na ziemie. Poczułem jakby ktoś odbierał mi tlen kiedy leżałem na brzuchu na ziemi. Usłyszałem kroki, a raczej bieg.
-No pięknie jeszcze będziecie go niańczyć?- Warknął wkurzony pierwszy głos. Trzy pozostałe głosy wrzasnęły równocześnie "zamknij się". Po chwili poczułem jak dwie może cztery ręce podnoszą mnie z ziemi. Ich rozmiar... Ona nie były ludzkie... Chyba.
-Ostrożnie może mieć uraz żeber. Spokojnie oddychaj głęboko. Zaraz ci pomożemy.- Powiedział drugi głos. Oddychając głęboko otworzyłem oczy. Pierwsze co ujrzałem... Przyprawiło mnie o szok. To były stopy. Gigantyczne. Zerknąłem na postacie kiedy poczułem chyba dwa palce przy nadgarstku.- No. Puls się poprawia.- Powiedział ponownie drugi głos. Zamurowało mnie to co ujrzałem. Cztery, zmutowane żółwie. W dodatku ninja. Rozpoznałem ich. Leonardo stał koło mnie z Mikey'm, a Donatello stał po drugiej stronie mierząc mi puls, a Raph przy jakiś monitorach.
-No świetnie zaraz będzie wrzask. Nie wołajcie mnie jeśli Splinter przyjdzie pytając się co człowiek tu robi.- Powiedział Raphael. Gwałtownie wstałem i zacząłem chodzić.
-Nie no to jakiś sen. Jestem w kanałach, widzę cztery zmutowane żółwie ninja, mój mózg robi mi figle z symbolem Shreddera i o jego wzmiankach w gazetach. Super istnie super.- Powiedziałem po czym uszczypnąłem się. Jednak nie podziałało.
-Może trzeba go zabrać do szpitala? Bo chyba gościu ma coś z głową. Donnie chyba twoje zabawki się popsuły.- Powiedział Mikey śmiejąc się z brata.
-Nie na pewno to nie to. To na pewno nie jest wstrząśnienie mózgu. Inaczej chciałoby mi się spać albo bym wymiotował. Jestem ratownikiem medycznym wiem co mówię.- Powiedziałem kiedy nagle coś spowodowało, że znów zaliczyłem podłogę. Zacząłem kaszleć.
-Mistrzu ostrożnie bo mu żebra połamiesz.- Powiedział Leonardo gdy mogłem usiąść. Między żółwiami, a zmutowanym szczurem zaczęła się konwersacja połączona z kłótnią. W końcu stanęło na tym, że musiałem wszystko wytłumaczyć od A do Z. No i tak zrobiłem. Chyba się wmieszałem w jakąś aferkę ze Shredderem skoro gadali, że pewnie jest po mnie.
-Ehem zmieniając temat masz rozbity nos, ranę postrzałową, stłuczony nadgarstek, małą ranę na głowie no i rozcięty łuk brwiowy i wargę.- Powiedział Donatello podając moją bluzę. Nałożyłem ją.
-Nie, że się chce wtrącać waszą kłótnie ze Shredderem ale... Cóż jeśli chcecie go pokonać musicie być częściowo jak Wiedźmini czy Asasyni. Przechodziliście zapewne nie raz walkę ale nie wiecie kiedy i jak Shredder rozpęta wojnę.- Powiedziałem zabierając swoją katanę.- A i potrzebujecie kilku osób. Takich jak oczy czy uszy.- Dodałem zabierając resztę swoich rzeczy.
-Poczekaj młody człowieku.- Powiedział Splinter. Odwróciłem się, a ten do mnie podszedł.- Powinieneś spróbować treningu u nas.- Jego słowa spowodowały u wszystkich szok. Ostatecznie się zgodziłem. Zaś kiedy Mikey zaczął nalegać to im powiedziałem wszystko co wiem na temat TMNT.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro