Rozdział 11. Wyjazd.
/Gabriel/
Obudziłem się chyba około trzy godziny przed śniadaniem. Ostatnim śniadaniem nim wyjadę do Nowego Jorku. Od dostania katany od wuja minęło parę dni od których zacząłem nie tylko wyliczać dni do wyjazdu ale też zacząłem się pakować. Upewniłem się, że wszystko spakowane. Ubrania, słodycze, laptop, katana, kimono i inne rzeczy. Przyszedłem do kuchni kiedy ciocia zawołała mnie i moje kuzynostwo na śniadanie razem z wujem. Usiadłem na krześle, a na stole leżało sporo jedzenia. Naleśniki, gofry i inne smakołyki. Zaczęliśmy jeść ze smakiem śniadanie. Jednak kiedy skończyliśmy przebraliśmy się odpowiednio do pogody razem z wujem zaczęliśmy nieść do auta moje bagaże. Spojrzałem na ciocie i kuzynostwo którzy ubrani stali przed domem by się ze mną pożegnać. Dzieciaki podbiegły do mnie. Kucnąłem by je wszystkie przytulić. Spojrzałem kiedy mnie puścili.
-Mamy dla ciebie prezenty na pożegnanie.- Powiedziała radośnie Asami wyjmując z kieszeni wsuwkę do włosów z kwiatami wiśni. Zgarnęła kawałek moich włosów z twarzy i przypięła je wsuwką. Uśmiechnąłem się. Hatomi po chwili podała mi swoją maskotkę prezentującą Kitsune.
-Damori masz być grzeczny i masz strzec Gabrysia. Inaczej będę smutna, że coś mu się stało.- Powiedziała Hatomi patrząc na maskotkę w moich rękach. Rozbawiło mnie to nieco. Spojrzałem na Usagi'ego który założył mi na rękę bransoletkę z koralikami w kolorach bandach żółwi ninja. Każdy kolor oddzielała szara czaszka która w oczach miała diamenciki w danym kolorze. Przykładowo koraliki niebieskie, a oczy czaszki fioletowe po której pojawiają się koraliki w tym kolorze. Uśmiechnąłem się.
-Ale przyjedziesz do nas jeszcze?- Zapytał się Usagi na co ja potarmosiłem go po głowie.
-Na pewno przyjadę. Ale jak nie ja do was to wy do mnie przyjedziecie.- Powiedziałem patrząc na nich. Pożegnałem się jeszcze z ciocią po czym wsiadłem z wujem do auta. Zapięliśmy pasy i gdy zaczęliśmy jechać pomachałem dzieciakom i cioci. Pojechałem z wujem pod lotnisko. Wysiedliśmy z auta. Wziąłem bagaże i zacząłem iść. Zauważyłem jakiegoś mężczyznę.
-Gabriel to jest Akira Kimura. Akira to Gabriel.- Powiedział mój wuj po czym przetłumaczył swoje słowa przyjacielowi. Mężczyzna pokłonił mi się jak na treningu Usagi'ego. Zrobiłem to samo. Poszliśmy w stronę lotniska. Zaczęliśmy czekać na samolot do Nowego Jorku. Wujek i jego przyjaciel zajęli się wszystkim. Ja musiałem dać swój dowód i paszport. Po wielu minutach mogliśmy wejść na pokład samolotu. Zajęliśmy swoje miejsca w pierwszej klasie. Denerwowałem się lotem. Zapiąłem pasy gdy wujek mi przetłumaczył co było w komunikacie. Następnie patrząc przez okno patrzyłem jak startujemy. Nie powiem... Mało chyba zawału nie dostałem bo serce waliło mi jak młot. Gdy mogliśmy odpiąć pasy i korzystać z urządzeń wyjąłem z torby telefon i zrobiłem zdjęcie widoku. Następnie wysłałem je na naszą grupę na Messengerze. Długo nie musiałem czekać na odpowiedź przyjaciół, ponieważ zadzwonił mi telefon. Dzwonili z kamerki więc odebrałem.
-No Nowy niezłe widoki? I jak się leci?- Zapytał się Benio kiedy widziałem jego i kilka osób z bazy.
-Nawet jest ok. Ale przy starcie mało zawału nie dostałem. Nic dziwnego. Pierwszy raz lecę samolotem.- Powiedziałem patrząc na przyjaciół.
-Czyli kurs Nowy Jork? Boże kiedy ty do nas wrócisz?- Zapytał się Kuba przyglądając się mi. Zaśmiałem się cicho patrząc na kolegę z pracy.
-Cześć wszystkim z kim gadacie?- Usłyszałem jakiś głos jakiegoś chłopaka. Po chwili zauważyłem chłopaka. Chyba był w moim wieku. Był blondynem. Podszedł on od Martyny i nachylił się.- O hej. Jestem Adrian. Ale mów mi Arioch. Jestem tu nowym ratownikiem. Ty jesteś Nowy, tak? Dużo o tobie słyszałem. Szczególnie, że masz super moce przywracania do życia.- Mówił ten cały Adrian. Uśmiechnąłem się.
-Ty właśnie. Czemu Arioch?- Zapytała się Martyna przyglądając się Adrianowi. Na pytanie żony Strzeleckiego wszyscy na niego spojrzeli.
-Cóż. Jak byłem w podstawówce pewne starsze gnojki prawie zgwałciły mi moją starszą siostrę. Tak się wściekłem gdy się o tym dowiedziałem, że zabrałem scyzoryk ojcu. Poszedłem do nich. Następnie zaatakowałem. Potem stałem się ofiarą. Przez nich byłem cały poparzony. Mówili, że prawie zginąłem na miejscu. Lecz w momencie gdy kładli mnie na nosze krzyknąłem według świadków niczym najprawdziwszy demon. Dlatego zaczęli mnie nazywać Arioch. Na cześć demona zemsty. Chciałem się zemścić no i zemściłem bo potem trafili do poprawczaków za atak na nieletniego i próbę gwałtu.- Powiedział Adrian. Przyjrzałem się mu. Nie miał żadnych blizn ani nic. Pewnie sprawa operacji plastycznych lub część zakrył tatuażami. Chwilę jeszcze porozmawialiśmy po czym poszedłem spać. Obudził mnie wujek gdy docieraliśmy powoli do Nowego Jorku. Na lotnisku zabraliśmy moje rzeczy, a następnie taksówką pojechaliśmy do hotelu Plaza. Wujek wykupił mi miesięczny pobyt w najlepszym pokoju z widokiem na park. Gdy byłem w pokoju dostałem jeszcze od niego wielką sumę pieniędzy. Nie chciałem ich przyjmować ale no cóż. Ostatecznie się zgodziłem. Zrobiłem relację z całego pokoju i widokiem za oknem którą wysłałem przyjaciołom. Wziąłem długi prysznic po którym przyszła pokojówka z kolacją. Zjadłem ją ucztując tym przyjazd do miasta żółwi ninja.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro