18☆
Siedzę w pokoju z plastrem na czole. Będę musiała dać więcej pudru.
Mój telefon zawibrował kiedy chciałam wstać z łóżka.
Od:James
Jestem na dole
Do:James
Co ty tu robisz?
Od:James
Shannon
Do:James
Wejdź
Kilka minut później usłyszałam dzwonek i Amande. Potem kroki zza drzwi.
Następnie ciche pukanie i w końcu ujrzałam James'a.
-Hej, wszystko okej?
-Cześć, tak jest już dobrze -uśmiechnęłam się
-A jak się czujesz?
-Lekko mnie boli głowa, ale minie mi
-A szkoła? Będziesz jutro?
-Nie wiem, zobaczę
-Przyjdę jutro w razie czego -uśmiechnął się
-Nie musisz, serio
-Nie chcesz?
-Poradzę sobie James, nie fatyguj się
-To dla mnie nie problem
-Eh...dobra
Uśmiechnął się po czym podszedł do mnie i przytulił. Kiedy chciał wyjść pocałował mnie i wybiegł z domu.
Usiadłam na łóżku. Zaczęłam o tym wszystkim myśleć. Dlaczego to zrobił?
Czy on naprawdę mnie kocha?
*****
Razem z Shannon siedzimy w moim salonie. Ona próbuje mnie uspokoić, a ja nadal jestem myślami sprzed godziny.
-Eh no, ale Vicki, spokojnie
-Shannon, pocałował mnie
-Już mi to powiedziałaś z 20 razy
-Bo ja nadal nie rozumiem
-Czego?
-Dlaczego to zrobił?
-Jak dlaczego? To proste.
K O C H A C I Ę
-Nie, napewno nie. Ktoś go namówił
-Victoria czy ty słyszysz co mówisz?
-To napewno Harry
-Harry?
-Tak, on się ostatnio na mnie uwziął
-Vicki, co on miałby do ciebie?
-Nie wiem, ale wiem, że to jego sprawka
-A ja myślę, że przesadzasz. Przepraszam, ale muszę już iść -powiedziała i wstała
-Co? Dlaczego ?
-Pogódź się z tym, że James cie kocha
-Podwioze cie
-Nie, poradzę sobie
-Nie daj się prosić
-Oh..no dobra -uśmiechnęła się
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro