Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

23.

Lauren's POV

Gdy wychodziłam z łazienki, gdzieś z oddali usłyszałam szloch i pociąganie nosem. Camz jeszcze płakała? Robiła to przez całą drogę do mieszkania, dziwne, że jeszcze miała na to ochotę. Zajrzałam do kuchni. Siedziała przygarbiona na krześle, nos wydmuchiwała w chusteczkę higieniczną.

- Camzi? - dopiero, gdy podeszłam bliżej, dostrzegłam mój telefon, leżący na stole. Przed nią.

- Lauren, kto to jest? - trzęsąc się, odblokowała telefon, odwróciła się do mnie i pokazała wiadomość.

Od: Lucy

Hej, Lern, jeszcze raz dziękuję ci, że pozwoliłaś mi się u ciebie przespać. Spotkamy się jeszcze kiedyś? x

Kurwa mać.

- Nikt - ucięłam szybko, wyrywając mojego iPhone'a z jej drżącej ręki.

- Wyjaśnij - zaszlochała.

- Ledwie ją znam. Nie miała kluczy do domu, musiała u kogoś przenocować - wzruszyłam ramionami, próbując załagodzić sytuację.

- Lauren, czy wy... - na jej ciele pojawiła się gęsia skórka. Zamilkła, podobnie, jak ja.

Westchnęła.

- Całowałyście się?

Gdybym nie odpowiedziała od razu, Camila pomyślałaby, że rzeczywiście tak było. Bez wahania odparłam:

- Myślisz, że mogłabym to zrobić? Oczywiście, że, kurwa, nie. Kocham ciebie, tylko ciebie, Camz.

Odetchnęła z ulgą.

- Przepraszam, po prostu tak się wydawało.

- Wiem - ucięłam, może trochę za ostro, dając Camili do zrozumienia, że nie mam ochoty o tym rozmawiać.

- Wierzę ci, Lauren - powiedziała, ale jej głos był tak słaby i roztrzęsiony, że przypominał jęk.

- A ja cię kocham, Karlo - specjalnie użyłam pierwszego imienia dziewczyny, byłam ciekawa jej reakcji.

- Tylko nie Karla - uśmiechnęła się blado. - Bo cię walnę.

- Phi, a ja ci oddam, wykręcę nadgarstek, kopnę w brzuch i rozetnę łuk brwiowy. Tak na rozgrzewkę - zakpiłam.

- Hm, to może inaczej... Nie będzie całowania.

- Żartujesz?! - wykrztusiłam, na co spojrzała się na mnie wymownie. - Dobra, wygrałaś, Camila też może być - przewróciłam oczami.

Dziewczyna wybuchła śmiechem. Jej uśmiech był dla mnie niczym dzieło sztuki, a dźwięk, jaki wydobywał się z jej ust - muzyką dla moich uszu.

Cieszyłam się w duchu, że choć na moment oderwałam ją od rzeczywistości i problemów z rodzicami. Chciałabym, żeby już zawsze była szczęśliwa.

- To jak, głodna? - klasnęłam w dłonie, gdy ucichła. - Co mam ugotować?

Spojrzała na mnie kpiąco.

- Okej, zamówmy coś.

- Wątpisz w moje zdolności kulinarne? - udawałam urażoną.

Zachichotała.

- Wystarczy pizza.

- Jasne, ale nie wiesz, co tracisz - zażartowałam. W rzeczywistości ledwo wychodziła mi jajecznica. Camz chyba widziała, że kłamię, bo jedynie prychnęła:

- Dobra, dzwoń. Hawajska z podwójną porcją ananasa.

Uniosłam brew i pokręciłam głową.

- Serio? Ananas?

- Może być banan, jak wolisz.

- Okej, niech zostanie tak jak jest - zaśmiałam się i wybrałam numer do pobliskiej pizzerii.

Zamówienie w krótkim czasie dostarczył nam niewysoki blondyn. Czapeczka z logo pizzerii, w której pracował, wyraźnie wskazywała na to, że jest nowy w tej robocie. Wymamrotałam ciche podziękowanie i wynagrodziłam go słonym napiwkiem, po czym zamknęłam drzwi i uśmiechając się, ruszyłam w kierunku Camz.

- Smacznego - pocałowałam ją, jednocześnie odkładając karton na stół.

Nawet nie próbowała ukryć rozczarowania, gdy oderwałam się od niej, tym samym nie pozwalając, by nasze języki się złączyły. Cicho jęknęła.

- Hej, nie tak szybko, mamy pizzę do zjedzenia - zażartowałam.

- Jasne - pokręciła głową, wzięła kawałek i łyżeczką nałożyła na niego grubą warstwę sosu czosnkowego, po czym włożyła do ust.

Dołączyłam do niej, delektując się dobrze wypieczonym ciastem. Wieczór upłynął nam miło i spokojnie, na żartach i rozmowach. Właśnie wtedy poczułam, że to jest to coś. Dziewczyna siedząca obok mnie przy stole to osoba, z którą chcę bezwarunkowo spędzić resztę życia.

Położyłyśmy się do łóżka, jednak ani ja, ani Camila nie mogłyśmy zasnąć. Leżałyśmy tylko wtulone w swoje ciała, nie odzywając się do siebie nawet jednym słowem.

- Coś cię dręczy - przerwałam ciszę, która doprowadzała mnie do szału.

- Rodzice, Lauren. Co ja teraz zrobię? Jutro są lekcje, a ja mam w domu wszystkie podręczniki...

- Hej - złapałam ją za podbródek, tak by spojrzała mi prosto w oczy. Mój wzrok zdążył przyzwyczaić się już do ciemności, spostrzegłam łzy, gromadzące się w kącikach jej oczu. - Jakoś damy radę. Razem.

Nie odpowiedziała, za to jedna malutka łza spłynęła po jej policzku.

- Jutro nie pójdziesz do szkoły, odpoczniesz po tym... wszystkim. Ja mam pracę, zaczynam rano, wrócę po południu - chciałam dodać coś jeszcze, ale już nawet nie wiem co, bo pod wpływem ust i języka Camili Cabello człowiek traci zdolność do normalnego myślenia.

Zaczęłam zalewać pocałunkami jej szyję, a gdy dotarłam do materiału piżamy, zawahałam się na moment. Podciągnęła go w górę, chcąc przerzucić koszulkę przez głowę.

Posłałam jej pytające spojrzenie.

- Jesteś pewna, że tego chcesz?

- Tak - wydusiła, na co jednym szybkim ruchem pomogłam jej zdjąć górną część ubrania.

Dochodząc, jęczała moje imię raz po raz, a ja w kółko powtarzałam, jak bardzo ją kocham.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro