19.
Lauren's POV
- Co to, kurwa, miało być?! - powtórzyłam pytanie. Camila nie odbierała moich telefonów, czym doprowadzała mnie do jebanego szału. Podjechałam pod jej dom i czekałam aż wróci, zakładając, że gdzieś wyszła, bo światła w jej pokoju były zgaszone. Chwilę mnie nie było, a już przez szyby tego gównianego audi dostrzegłam jakiegoś chłopaka. Podwiózł ją. Co jeszcze robili?
- Lauren... - Camila schowała twarz w dłoniach.
- Kim był ten chłopak? - syknęłam.
- Lauren... - powtórzyła. Na nic więcej nie było jej stać?
- Mów, do jasnej cholery!
- Shawn, mój były... - uspokoiłam się na te słowa. Ale zaraz potem mój gniew znowu powrócił.
- Chcesz do niego wrócić, tak?
- Wiesz, że nie! - Camila uniosła ręce w górę, upuszczając trzymane reklamówki na ziemię. Dopiero teraz dostrzegłam łzy skapujące z jej policzka. Czekoladowe oczy zrobiły się przekrwione, a tusz do rzęs rozmazywał pod wpływem wilgoci.
Co ja najlepszego narobiłam?
- Hej, Camz, nie płacz - przytuliłam ją, a ona zaczęła wypłakiwać się w rękaw mojej koszulki.
- Lo, przepraszam, że tak to wyglądało - powiedziała.
- Jest okej.
- Tylko mnie podwiózł, nic więcej, byłam z Dinah na zakupach i go spotkałam...
- Nie tłumacz się, Camz. Wierzę ci.
- Wiem, Lolo. On chciał do mnie wrócić, nie rozumie, że my...
- Jeśli jeszcze raz się do ciebie zbliży, gorzko pożałuje - przerwałam jej, głaszcząc ją po głowie.
Gdy odsunęła się ode mnie, pozbierałam reklamówki, porozrzucane na ziemi. Z ciekawości zajrzałam do jednej z nich i zobaczyłam koszulkę, a pod nią parę nowych spodni.
- Już nie mogę się doczekać, kiedy cię w tym zobaczę, Camz - powiedziałam, posyłając jej szczery uśmiech.
- Chciałabyś - zaśmiała się przez łzy. - Wiesz, to na jutrzejszą imprezę.
- Ta, jasne. Baw się dobrze - poczochrałam jej śliczne brązowe włosy.
- Dzięki, Lo. Nie wejdziesz?
- Innym razem - odparłam i złączyłam nasze usta. Camila cicho jęknęła z niezadowoleniem, gdy oderwałam się od niej.
- Stoimy przed twoim domem, pamiętasz? - upomniałam ją.
- Niestety. Do zobaczenia, Lo.
- Trzymaj się, Camz.
***
Leżałam na łóżku, oglądając przypadkową komedię, która akurat leciała w telewizji, gdy telefon zaczął wibrować, a imię Lucy rozświetliło ekran mojego iPhone'a. Z ociąganiem, w końcu odebrałam, bo dzwonek wydawał się trwać bez końca. Czego chciała o tak późnej porze?
- Lauren?
- Co jest, Lucy? - burknęłam.
- Kurwa, przepraszam, że dzwonię tak późno, ale mam przerąbane - wyczułam delikatne drżenie w jej głosie.
- Co się stało? Mów - zażądałam.
- Moi rodzice wyszli na grilla i jeszcze nie wrócili, a ja zgubiłam klucze do domu. Nie wiem, gdzie to jest i nie wiem, kiedy wrócą, ale nie mam ochoty stać tam przed domem, jak jakaś idiotka. Mogę... Przespać się u ciebie?
Z niezadowoleniem stwierdziłam, że jestem jej to winna.
- Ech, okej, chodź - podałam mój adres i wróciłam do oglądania.
Po jakiś parunastu minutach Lucy weszła do mojego mieszkania. Nie miała ze sobą nic, prócz niewielkiej torebki.
- Lern, dziękuję, życie mi ratujesz - westchnęła, poklepując mnie po ramieniu.
- Nie ma sprawy. Napijesz się czegoś? - poprowadziłam ją do kuchni.
- Woda wystarczy - podałam jej szklankę, na co skinęła głową. - Byłam u przyjaciółki, w sumie mogłabym zanocować u niej, ale nie chcę robić jej kłopotu. Ma dość surowych rodziców.
Kiwnęłam głową ze zrozumieniem. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że w moim niewielkim mieszkaniu znajdowało się tylko jedno łóżko. Wcześniej nie miałabym z tym problemu, ale teraz byłam zajęta. Spanie w jednym łóżku z prawie nieznajomą osobą raczej nie pomogłoby mi w i tak już skomplikowanym związku z Camilą. Ale co mi tam szkodzi, to tylko jedna noc.
- Jeśli ci to nie przeszkadza, będziemy spały razem, okej?
- W porządku.
Po pewnym czasie poszłyśmy do sypialni. Dziewczyna położyła się na samym brzegu łóżka. Czując, że nie powinnam, objęłam ją i przyciągnęłam bliżej siebie. W innym wypadku, spadłaby na podłogę. Zasnęłyśmy wtulone w swoje ciała, a ja do ostatniej sekundy przytomności czułam jej płytki oddech na swoim policzku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro