Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 49

JOHN

Siedząc na skraju niepościelonego łóżka, patrzyłem na spakowaną i zapiętą torbę. Leżała samotnie wokół niedopałków i innego syfu, w rogu pokoju. Wyjąłem telefon z bocznej kieszenie i spojrzałem na wyświetlacz. Dochodziła druga, co znaczyło, że byliśmy opóźnieni. Gdyby dziewczyna, zamknięta po drugiej stronie drzwi, od półgodziny nie siedziała w łazience, już bylibyśmy w drodze.

-Dobra, jestem gotowa- Krzyknęła i otworzyła gwałtownie drzwi. Wyskoczyła stamtąd jak oparzona i zacisnęła w pięści kilka kartek, które następnie włożyła do kieszeni bluzy. Mojej bluzy, którą dałem jej w dzień zabrania ją z domu w samej piżamie. Od tego czasu zakłada ją dzień w dzień. Zabrałem torbę z ziemi i poszedłem za dziewczyną stojącą już pod drzwiami pokoju. Od wczoraj nie mogła usiedzieć na miejscu. Ciągle się gdzieś szwendała, a jak skończyły jej się miejsca w pokoju, zaczęła chodzić w kółko. Co dziwne wcale nie była zmęczona, mimo tego, że od wczorajszego dnia nie zmrużyła oka.

Otworzyłem drzwi przepuszczając ją w pierwszej kolejności, a następnie sam przekroczyłem próg pokoju. Zamknąłem drzwi i zacisnąłem w dłoni pojedynczy kluczyk, z zieloną plakietką.

-Chce się jeszcze pożegnać z Ed'em, przed wyjazdem-Dziewczyna zrównała się ze mną i przez dalszą drogę do recepcji nie odezwała się ani słowem. Jej twarz też nie wyrażała żadnych emocji, zupełnie jakby była w transie. Nie miałem bladego pojęcia jak się teraz czuję. W chwili, gdy przyzwyczaiła się do tego miejsca, musiała go teraz opuścić. Mam nadzieje, że nie jest aż tak źle, w przeciwnym razie będę musiał ją do tego zmusić, a wcale tego nie chciałem.

Po wymeldowaniu się z motelu poszliśmy do samochodu, stojącego zaraz przy drzwiach wyjściowych z budynku. Przestawiłem go tu wczoraj, żebyśmy nie musieli przechodzić połowy parkingu. Zresztą mój samochód był jedynym w tym miejscu, tak więc miałem duży wybór.

Wrzuciłem torbę na tylne siedzenie, a Skylor otworzyła drzwi od strony pasażera, żeby zaraz ulokować się na fotelu. Wyjąłem kluczyki z kieszenie i odpaliłem silnik. Nie miałem dobrze przemyślanego planu, a wszystko z tego powodu, że nie miałem pojęcia co teraz zrobić. Jak zabiorę Skylor z miasta, to i tak zostanie tu jej matka, która na każdym kroku będzie narażona na niebezpieczeństwo. Z kolei jak chciałbym zabrać obie, to wtedy zmieniło by wszystko. Skylor wczoraj wyraźnie powiedziała, że jej mama nie ruszy się stąd nawet na metr. Tak więc nie podejmując próby przekonania jej do wyjazdu, załatwiłem ochronę. Nie wiem jak to się sprawdzi, ale docierając do mężczyzny w podeszłym wieku, z którym umawia się matka dziewczyny, postanowiłem z nim pogadać, a raczej prosić o pomoc. Zgodził się, ale sądząc po jego budowie, nie potrafił by nawet poradzić sobie z dzieckiem. Zadzwoniłem więc do detektywa i przedstawiłem mu całą sprawę, on za to powiedział, że mogę być spokojny, gdyż nie daleko mieszka jego znajomy policjant. Zapewnił, że jeszcze dzisiaj przyjedzie on i dopilnuje by nic złego nie stało się kobiecie. Skylor dostała okrojoną wersję tego też planu, gdzie nie uwzględniłem udziału detektywa. Jak na razie nie było potrzeby mówienie jej tego.

Wyjechałem z parkingu i skręciłem w ulicę, gdzie na końcu znajdowała się kawiarnia, w której do niedawna pracowała Skylor. Dziewczyna siedząca obok mnie nadal się nie odzywała, zupełnie jakbym jechał z trupem. Droga nie była długa, więc już po kilku minutach zaparkowałem przed starym budynkiem.

Skylor otworzyła drzwi i wyszła za nim zdążyłem mrugnąć. Także wyszedłem na zewnątrz, patrząc cały czas, jak dziewczyna pędzi do budynku. Poszedłem za nią, aż dotarłem do drzwi.Wszedłem do środka i zobaczyłem jak dziewczyna w pośpiechu znika zza zakrętem, żeby zaraz wrócić i oprzeć się o ścianę za blatem. Przy ladzie stała starsza kobieta, ta sama, która próbowała mnie zastraszyć kijem od miotły. Najwyraźniej mnie poznała kiedy podszedłem do blatu. Zacisnęła pięść na szmacie, którą trzymała w dłoni, a następnie na jej twarzy zobaczyłem wyraz złości.

-Kochaniutka, czy on zrobił ci krzywdę?- Zapytała nawet na chwilę nie spuszczając mnie z oczu. Obserwowała każdy mój ruch.

-Co?-Nieprzytomne pytanie Skylor sprawiło, że kobieta szybko obejrzała się za siebie.- A, nie, oczywiście, że nie- Pokręciła głową, patrząc na kobietę, która z powrotem uważnie mi się przyglądała. W chwili gdy otwierała już usta żeby coś powiedzieć, drzwi za mną gwałtownie się otworzyły. Spojrzałem za siebie na kobietę ubraną w grubą kurtkę, to była ta sama kurtka, w jakiej wiedziałem raz Skylor.

-Coś mnie ominęło?- Zapytała, podchodząc szybkim krokiem do lady. Za nią ciągnął się długi czerwony szal, który prawie ciągnęła po ziemi. Dziewczyna opierająca się o ścianę, odepchnęła się i podeszła do matki, mówiąc coś do niej szeptem. Gdy one były zajęte sobą, kobieta za ladą nadal mi się przypatrywała z pod przymkniętych powiek. Cholera jasna, czy ona nie może znaleźć sobie innego obiektu, do oglądania.

Nie zwracając uwagi na tę babę, zacząłem się wpatrywać w Skylor,która szybko tłumaczyła swojej mamię powody wyjazdu. Z każdym następnym słowem, kobieta stojąca obok mnie kurczyła się w sobie, a na jej twarzy zaczęło pojawiać się przerażenie.

-Ale jak to wyjeżdżasz? Skylor nie możesz tego zrobić, i jakby jeszcze było mało, do miasta, gdzie mieszka właśnie on! - Kobieta krzyknęła i osunęła się na krzesło, które stało obok niej.Gdyby nie ono, z pewnością upadła by na ziemie.

-Wiem, ale nie martw się, jestem bezpieczna, nic mi się nie stanie- Skylor spojrzała na mnie, a ja posłałem jej pocieszający uśmiech.Odwzajemniła go, a raczej próbowała, bo wszedł jej tylko grymas. -Wszystko będzie dobrze, pamiętasz?

-Nie ma mowy, nie puszczę ci samej z...z, kim ty, do cholery, jesteś?-Spojrzała na mnie, a ja podszedłem bliżej żeby wziąć udział w rozmowie, która i tak do niczego nie zmierzała.

-John Hyde, już się poznaliśmy- Patrzyła na mnie tępym wzrokiem,dopiero po kilku sekundach skojarzyła, że już ze mną kiedyś rozmawiała. To wcale nie było tak dawno temu, ale porównując kobietę, z którą rozmawiałem pierwszy raz, a tą, która siedzi teraz na krześle, to dwie różne osoby. Tamta była zmęczona, zaniedbana, a teraz promienieje szczęściem, oczywiście zanim dowiedziała się o wyjeździe.

Pokiwała głową, a do oczu napłynęły jej łzy, które zaraz zaczęły ściekać po policzkach. Złapała się za głowę, a następnie opuściła ręce, podpierając się stołu. Gwałtownie wstała z krzesła i stanęła przede mną. Drobne ramiona kobiety napięły się, od targających nią emocji. Zadarła głowę do góry i spojrzała mi w oczy.

-Przysięgam, że jeżeli coś stanie się mojej córce, nie daruje ci tego, rozumiesz?- Obróciła się w stronę dziewczyny i z całą twarzą umazaną łzami, chwyciła ją za ramiona.- Proszę cię, masz szanse zostać. Ja chcę jeszcze zobaczyć moją córkę żywą, a nie na oględzinach zwłok, proszę cię, zostań- Kobieta była przerażona, a Skylor wcale nie wyglądała lepiej, też była na skraju załamania.

-Nie będzie pani, musiała oglądać zwłok, proszę mi uwierzyć. Prędzej ja zginę, niż pozwolę zrobić jej krzywdę- Nie patrzyła na mnie, ale wiedziałem, że uważnie słuchała tego co mówię. Starsza kobieta, która jeszcze do niedawna stała za ladą, teraz podeszła do zrozpaczonej matki dziewczyny i posadziła ją na krześle.Przyklęknęła przy niej i zaczęła rozmawiać z nią szeptem.Po wyrazie jej twarzy, uznałem, że wie co robi. Kobieta siedząca na krześle, minimalnie się uspokoiła, a łzy, które do tej pory ciekły strumieniami, przestały płynąć.

-Tak jak mówiłam, wszystko będzie dobrze- Powiedziała i podtrzymała się stołu żeby wstać. Chciałem jej pomóc, ale tylko zostałem odepchnięty, co spowodowało zaśmianie się Skylor. Kobieta wstała i jedynie spojrzała na mnie z pogardą, a następnie zniknęła zza zakrętem. Jej niechęć do mnie dałoby się zobaczyć z odległości kilku mil.

-Ale obiecujesz, że jeszcze cię zobaczę, tak? Żywą, innej nie przyjmuję- Dziewczyna uśmiechnęła się i przytuliła matkę, która wstała z krzesła.

-Obiecuję,że jeszcze mnie zobaczysz. Żywą- Odsunęła się i przez chwile zamyśliła.- Muszę jeszcze iść się spakować, zaraz wracam-Odwróciła się i chwile później już jej nie było.

-Mam nadzieje, że mówisz szczerze, bo jeżeli nie, to by ją zniszczyło-Szepnęła, a ja spojrzałem na kobietę, opierając się ramieniem o boczną ścianę. - Pilnuj mojego dziecka, tylko o to cię proszę.O tą jedną rzecz.

-Może być pani spokojna, tak jak już mówiłem, nic nie stanie się Skylor- Przytaknęła i obróciła się w moją stronę z wyciągniętą ręką.

-Melinda.Nie jestem jeszcze aż taka stara, żebyś nazywał mnie panią - Uśmiechnęła się, a ja od razu poznałem w niej Skylor. Miały takie same uśmiechy i prawie identyczne oczy. Widać w kogo się wdała.

-John. Ma pani... masz rację - Podeszła do lady, w momencie, gdy zdyszana dziewczyna wybiegła zza zakrętu z dwiema torbami,z którymi ledwo dawała sobie radę. Natychmiast zabrałem je od niej.

-Czekam w samochodzie - Skylor przytaknęła i uśmiechnęła się do mnie, zaraz jednak wracając do swojej matki. Ruszyłem do wyjścia, żeby dać im chwile na pożegnanie.

Wrzuciłem torby na tylne siedzenie i zatrzasnąłem drzwi. Miałem zamiar wyciągnąć telefon i zdzwonić do Ed'a kiedy przypomniałem sobie, że Skylor chciała jeszcze się z nim pożegnać. Usiadłem na fotelu, a przez szybę zobaczyłem, jak wysoki chłopak idzie w stronę pickupa. Nie powiem, ma wyczucie czasu. Zatrzymał się przed samochodem, a ja wyszedłem na zewnątrz.

-Zobacz, co mam- Wyciągnął rękę przed siebie, na jego dłoni leżał mały, zabawkowy samochodzik. Spojrzałem na niego, myśląc, że żartuje, ale on wyglądał, na tak podnieconego, jakby ta zabawka była najprawdziwszym samochodem.- Znalazłem go dzisiaj, chodząc po mieście. Fajny, nie?- Uśmiechnął się i schował samochodzik do kieszeni bluzy, tym razem męskiej.- A gdzie jest młoda, muszę jej coś dać. Pomyślałem, że porwę ją jutro do kina, nie masz nic przeciwko, prawda? Jak chcesz możesz iść z nami.

-Co tu robisz?- Zmęczona biegiem Skylor, stanęła obok mnie, przylegając do mnie niczym pijawka. Objąłem ją ramieniem, a ona zapięła kurtkę, którą musiała wziąć od swojej mamy.

-Pójdziesz jutro ze mną do kina? Leci ten film, o którym ci mówiłem. Jest genialny- Wzniósł oczy ku niebu i zacisnął dłonie w pięści. Skylor spojrzała na mnie, jakby nie bardzo wiedziała co zrobić, zaraz jednak przeniosła wzrok na chłopaka tryskającego ze szczęścia.

-Słuchaj Ed, bo ja... to znaczy my - Przerwała szukając właściwych słów.- Chcieliśmy się pożegnać. Wyjeżdżamy, znaczy, zaraz wyjeżdżamy, dzisiaj- Ed patrzył to na mnie, to na Skylor, jakby nie do końca wiedział, co się dzieje.

-Ale że jedziecie i już nie wrócicie, dobrze zrozumiałem, tak?-Zapytał, pierwszy raz od chwili, gdy wpadł mi pod koła, nie miał uśmiechu na twarzy.

-Tak-odpowiedziałem. Chłopak zaczął myśleć, a następnie przejechał ręką po włosach. Odwrócił się, żeby zaraz zwrócić się do nas przodem. Obszedł nas i otworzył drzwi z tyłu, a potem rozsiadł się na fotelu. Spojrzeliśmy ze Skylor po sobie, z pewnością, zastanawiając się, co on wyprawia.

-Co robisz?- Zapytałem, przytrzymując drzwi, które już zamierzał zamknąć.

-No jak to co? Jadę z wami- Oparł się wygodnie i zaczął szukać pasów.

-Nie wygłupiaj się Ed, wysiadaj- Chłopak nie przejmując się moimi słowami, dalej szukał. - Nie żartuje, wysiadaj- Na chwile zamarł, żeby zaraz wysiąść z samochodu i stanąć przed nami.

-Wyjaśnijmy sobie coś- Skrzyżował ręce na piersi i uniósł podbródek do góry.- Jesteście moimi przyjaciółmi, jedynymi przyjaciółmi i do tego najlepszymi, jakich mogłem sobie wyobrazić. Nigdy nie zostawiłbym przyjaciół w potrzebie, a wiem, że coś tu nie gra. Dlatego też jadę z wami i wam pomogę. Nie ważne, co to jest i nieważne czy wy tego chcecie. Zawsze przydadzą się dodatkowe ręce do pracy- Uniosłem brwi do góry i spojrzałem na Skylor, którą zamurowało wyznanie chłopaka. Od pierwszej rozmowy z nim wiedziałem, że jest on zdolny do wszystkiego. To co powiedział przed chwilą, nawet mnie nie zdziwiło.- Zimno mi. Kiedy w końcu jedziemy?- Złapał za klamkę od drzwi i czekał na to co powiem.

-Nie bierzesz żadnych swoich rzeczy?- Zadałem pytanie Ed'owi, wciąż patrząc na dziewczynę.Po uśmiechu na jej ustach wiedziałem, że dobrze zrobiłem. Spojrzała na mnie, a w jej oczach widziałem iskierki, które zawsze się pojawiały, gdy była szczęśliwa.Przytrzymała się mojej kurtki i stanęła na palcach, żeby zaraz mnie pocałować. Wiedziałem, że Skylor w myślach prosiła o zabranie go ze sobą. A z tymi rękoma miał rację, Ed może się do czegoś przydać.

-No co ty, nie możemy marnować czasu. Ciuch kupie w pierwszym lepszym sklepie, stać mnie na to- Mrugnął do mnie i zatrzasnął się w środku. Przez szybę widziałem uśmiech na jego twarzy, kiedy znalazł pas między fotelami.

-Dziękuje-Otworzyłem drzwi od strony kierowcy. Spojrzałem na dziewczynę, która już obchodziła samochód i uśmiechnąłem się. Miałem nadziej na to, że nie podjąłem złej decyzji, ale to dopiero okaże się później. Wsiadłem do środka i zamknąłem drzwi. Włączyłem ogrzewanie, dzisiaj było cholernie zimno, przez co wnętrze samochodu też się schłodziło, a Skylor i Ed trzęśli się z zimna na fotelach.

-No więc, gdzie jedziemy?- Na głos chłopaka z tyłu, Skylor drgnęła. Zupełnie jakby wyrwano ją z transu. Obróciła się na fotelu i spojrzała na Ed'a.

-Do domu- odpowiedziała mu, bez cienia uśmiechu na twarzy. Odpaliłem silnik i wyjechałem na ulicę. Mijając znak z nazwą miasta, kątem oka zobaczyłem jak dziewczyna zaciska zęby. Prawą ręką odnalazłem jej dłoń i ją ścisnąłem. Odwzajemniła uścisk, a następnie rozsiadła się wygodnie na fotelu. Wiedziałem, że była gotowa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro