Rozdział 43
SKYLOR
Opierając się biodrem o lodówkę, przyglądałam się mężczyźnie pogrążonym w głębokim śnie. Było wcześnie rano, więc mu się nie dziwiłam. Ja nie mogłam spać i nawet jeślibym zmusiła się do snu, wiedziałam, że nic by z tego nie wyszło. Byłam zbyt pobudzona tym co się stało.
Niewiem jak jest z innymi dziewczynami, które właśnie straciły dziewictwo, bo nigdy nie miałam przyjaciółki. Jednak dla mnie to było coś więcej niż zwykły seks. Wcale nie chodziło o fizyczność. O namiętne pocałunki, dotyk, to było ważne, ale dla mnie nie na pierwszym miejscu. Chodziło o to, żeby rozpoznać w drugiej osobie, kogoś, komu można zaufać, kto będzie cię wspierał, bronił. Kogo będzie się kochać, i to nie dlatego, że czymś się wyróżnia z tłumu, ale przede wszystkim dlatego, że będzie cię rozumiał. W Johnie znalazłam wszystko czego dotąd mi brakowało, a brakowało wiele. Stał się dla mnie oparciem i ucieczką od przykrych wspomnień, potrafił mnie rozweselić i nadać mojemu dniu nowej barwy. Mężczyzna przede mną był brutalny i bezwzględny na ringu, a poza nim troskliwy, delikatny i czuły.
Pamiętam ja widziałam go po raz pierwszy, jak o nim myślałam. Przemoc była wszechobecna w moim świecie, przynajmniej po śmierci taty. Widziałam już tyle rzeczy, które nawet by się nie przyśniły w najgorszych koszmarach. Pamiętam większość, te najokrutniejsze. Wyrazy twarzy ludzi, którzy nie są niczemu winni, a jednak musieli ponieść karę. Marco nigdy nie wypuścił kogoś na własnych nogach, a nawet jeśli to po kilku metrach już był martwy. Straszne było to, że na początku rozpoznałam Marco w oczach Johna, tego dnia, kiedy go poznałam. Był zimne, zmęczone, ale także widać było w nich nieograniczoną chęć zemsty. Teraz zrozumiałam, jak bardzo się myliłam.
Z początku miałam wszystko, o czym tylko mogłabym teraz pomarzyć. Miłość obu wspaniałych rodziców, codziennie ciepłe posiłki, wygodne łóżko i stałe miejsce, które mogłam nazwać domem. Jak pomyśle ile od tamtego czasu się zmieniło, nawet nie potrafię sobie tego wyobrazić. Czuje jakby czarna dziura pochłonęła mi połowę życia i wrzuciła w to, którym żyje obecnie. Straszne. Mimo wszystko zawsze mogło być gorzej. Mogłam zostać zupełnie sama, ale mam wrażenie, że jednak ktoś tam u góry postanowił dać mi trochę szczęścia. I przyprowadził do mnie Johna.
Odepchnęła się od lodówki i już miałam zamiar wrócić na materac, gdyby nie rzeczy porozrzucane na podłodze. Potknęłam się i wylądowałam na kolanach śpiącego Johna. Miał racje mówiąc, że wygląda tu gorzej niż u niego. Byłam bałaganiarą i zbyt leniwa, żeby coś z tym zrobić, a potem jest, że nic nigdy mi się nie udaje. Nawet gdy byłam młodsza, nie potrafiłam nic zrobić porządnie. Raz postanowiłam, że ugotuję obiad dla taty, z tego powodu, że mamy nie było. O dziwo mi się udało, nie podpalając domu, ani nie ucinając sobie przy tym żadnego z palców. Byłam wtedy z siebie ogromnie dumna. Gdy tata wrócił z pracy położyłam przed nim talerz. Nigdy nie zapomnę rady, jaką dał mi po tygodniowym zatruciu pokarmowym. A brzmiała ona: „Dziecko, jeżeli kiedykolwiek twój mąż poprosi cię abyś zrobiła mu obiad, obiecaj mi, że zamówisz pizze"
-Wszystko w porządku?- Zapytał lekko zaspanym głosem, łapiąc mnie przed upadkiem na podłogę.
-Przepraszam, że cię obudziłam, potknęłam się i...- John przerwał mi wybuchając lekko zachrypniętym śmiechem. Z zażenowania opuściłam głowę na dół, a moje policzki przebrały szkarłatny odcień. Na całe szczęście było zbyt ciemno, żeby John to zauważył.
-Miss gracji, to ty nigdy nie byłaś, kochanie — Opadł ze mną z powrotem na materac i przycisnął swoje usta do moich. Kiedy się odsunął dech zaparł mi w piersiach. Był piękny, oczywiście tyle na ile facet mógł być piękny. Bo stwierdzenie przystojny, było z pewnością niewystarczające. Te cudowne oczy otoczone ciemnymi rzęsami, przypatrywały mi się w milczeniu. Słowa nie było tu potrzebne, mi w zupełności wystarczyła ta chwila, chciałam, aby trwała wieki.
-Dziękuję — powiedziałam i przytuliłam się do jego piersi pragnąc żeby był blisko mnie. Odezwała się u mnie potrzeba bezpieczeństwa, zresztą jaka kobieta jej nie ma. Chciałam pozostać na zawsze w ramionach Johna i nie patrzeć już w tył, na to, co było. Chociaż słaby głosiki w mojej głowie podpowiadał mi, że to jeszcze nie koniec moich kłopotów, chciałabym widzieć jak bardzo jest on prawdziwy.
-Za co?- Objął mnie ramieniem i podciągnął do góry żebym miała oczy na wysokości jego. Uśmiechnęłam się i odpowiedziałam.
-Za to, że jesteś — Zmarszczył brwi, w głębokim zamyśleniu i przejechał palcami wzdłuż mojego kręgosłupa. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz.
-A twoim zdaniem, gdzie powinienem być, jak nie przy tobie- Nie odpowiedziałam, bo wiedziałam, że było zbyt dużo przykładów na to gdzie mógłby się teraz znajdować. Przez pewien czas zastanawiałam się co taki facet jak John we mnie widzi. U mnie nawet nie był, na czym zawiesić oka. Byłam niedożywiona- choć ostatnio przybrałam trochę na wadze, mając pod ręką coś do jedzenia — niska jak krasnal, a moje małe piersi i pupa wcale nie pomagały. Zawsze myślałam, że przystojni mężczyźni zwracają uwagę tylko na piękne kobiety, a ci mniej atrakcyjni... no cóż, też wolą podziwiać piękności. Nigdy nie liczyłam, że będę jedną z takich właśnie kobiet. Moje marzenia legły w gruzach już w wieku ośmiu lat, kiedy tata powiedział mi, że raczej nie ma szans abym miała powyżej metra sześćdziesiąt pięć, a co dopiero siedemdziesiąt. Chociaż wzrost to nie wszystko, miałam świadomość, że dodaje atrakcyjności. Więc powoli dorastałam z myślą, że będę niższą klasą. Jako że byłam córką prezesa jednej z najlepiej zarabiających kancelarii w całym stanie, takie kobiety często pokazywały się na przyjęciach, gdzie także byłam ja. Cholernie im zazdrościłam.
-Kiedy masz urodziny?- Zapytałam z czystej ciekawości, a kiedy John tylko się uśmiechnął nic nie odpowiadając, mój stopień ciekawości wzrósł do maximum. Odwrócił głowę i popatrzył na kalendarz powieszony przy drzwiach, a następnie spojrzał mi w oczy bez żadnego przejęcia.
- Dokładnie to za dwie minuty — Moje oczy o mało co nie wypadły ze swojego miejsca, kiedy zrozumiałam znaczenie słów wypowiedzianych przez chłopaka. Ja także spojrzałam na kalendarz. Dziś wypadał szósty listopada, a za dwie minuty była dokładnie szósta rano. Ciekawy zbieg okoliczności.
-Dlaczego mi nie powiedziałeś wcześniej, nie mam dla ciebie prezentu — Już od czasu kiedy zaczęłam rozumieć co mówią do mnie rodzice, zaczęto mi wpajać, że urodziny to najważniejszy dzień dla człowieka w całym roku. Więc zaczęłam się trochę niepokoić, bo przecież prezent był ważny.
- Nie pytałaś, a poza tym swój prezent już dostałem, kotek- Powiedział, wpatrując się w moje usta z żarem w oczach. Nie miałam pojęcia dlaczego, ale poczułam nagły wstyd, który owinął się wokół mnie. Złapałam za podkoszulek Johna, który miałam na sobie i próbowałam zakryć większość odkrytego ciała. Jednak zanim się za to zabrałam, John jakby wiedział co zamierzam zrobić złapał mnie za rękę kręcąc przecząco głową.
-Przykro mi, kochanie, ale na wstyd już trochę za późno — Powiedział, a chwilę potem znalazł się nade mną ściągając ze mnie jedyną rzecz, która zasłaniała moje ciało.
****
Patrzyłam na kilka szarych chmur, które powoli i spokojnie płynęły na niebie. Owinęłam się ciaśniej swetrem, który miałam na sobie, ponieważ ostatnimi czasy zrobiło się tu strasznie zimno. Pani Gail nie zamontowała ogrzewania, bo jak sądziła nikt nie będzie tu przesiadywał zimą, ale gdy pewnego wieczoru przyszła, nie zastanawiając się, przytaszczyła do pomieszczenia mały grzejnik. Nie dawał on za dużo ciepła, ale lepsze to niż nic.
John wyszedł godzinę temu, w poszukiwaniu jakiegoś miejsca, w którym mógłby się zatrzymać. Chciałam mu zaproponować, żeby został tu, ale wiedziałam, że w trzy osoby w tak małym pomieszczeniu nie byłoby wesoło. A co do mojej mamy, mam wrażenie, że naprawdę kogoś sobie znalazła. Cieszyłam się, ale jednocześnie byłam smutna, że żaden inny nie obdarzy jej taką miłością jak tata. Ale wiedziałam, że dobrze jej to zrobi, od tylu lat była samotna, że przyda jej się chwila szczęścia. W końcu każdy na nią zasługuje.
Podeszłam do okna i oparłam ręce o parapet. Spojrzałam na wielkie dziury w asfalcie, w których zalegały różnego rodzaju śmieci. To miasto może i nie był zbyt urokliwe, ale tego, co się w nim działo nie dało się opisać słowami. Podobno każdy ma swoje miejsce na ziemi, zastanawiam się, czy właśnie nie znalazłam swojego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro