Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16

JOHN

  Wchodząc do biura, oślepiło mnie światło z lampki na biurku. Całe pomieszczenie ginęło w mroku, oprócz jednego, jasnego miejsca.

-Musisz mi pomóc - Rzuciłem w stronę obrotowego, wielkiego fotela.

-Nic nie muszę, Hyde - Ponury, warczący głos wypełnił całe pomieszczenie. Głos, który przez ostatnie kilka lat mi powtarzał, że zawsze mi pomoże. Fotel powoli obrócił się w moją stronę. Ręką wskazał mi krzesło, na które usiadłem. Nie widziałem jego twarzy, za to dwadzieścia lat w zawodzie, dało mu wielką masę, której nikt by się nie powstydził.-Tracisz jedynie swój i mój czas. Nic dla ciebie nie mam.- Powiedział. Od tych wszystkich lat, wrzeszczenia, głos stał mu się ochrypły.

-Tym razem, przyszedłem z czymś innym - Rzuciłem na biurko grubą teczkę. Pochylił się nad nią, a następnie spojrzał mi w oczy. Światło, które dawała lampa, spotkało się z jego twarzą. Najpierw, moim oczom ukazała się wielka blizna biegnąca przez całą lewą stronę twarzy, a następnie reszta. Jego czarna skóra, dodawała mu grozy w mroku. Z powrotem opadł na fotel, pchając w moją stronę teczkę.

-Zdajesz sobie sprawę, o co mnie prosisz?- Sięgnął po kubek, który stał po jego prawej stronie.

-Wiem, że nie jest to prosta sprawa. Dlatego właśnie, proszę Cię o pomoc - Wstał zza biurka, biorąc klucz. Podszedł do szafy, gdzie stały akta. Gdy wrócił, miał ze sobą kilka takich teczek, jak moja.

-Posłuchaj, Hyde. Znałem twojego ojca przez całe życie - Oparł się na fotelu, głęboko wzdychając.- Był moim najlepszym przyjacielem. Bratem. Gdy wybuchł pożar, nie było mnie w mieście. Dowiedziałem się o tym, dwa dni później. Jak wróciłem, nie mogłem nic zrobić, nie dopuszczali mnie do tej sprawy. Ani razu, nie miałem tych akt w rękach, aż do dziś - Pochylił się nad biurkiem, składając dłonie, żeby się o nie podeprzeć.- Robiłem wszystko, ale najwyraźniej za mało. Wiem, że mnie nie zrozumiesz, ale nie mogę nic już zrobić - Wziął teczkę i otworzył ją na pierwszej stronie.- Dlatego, Ci pomogę - Spojrzał na mnie. W jego czarnych oczach widziałem żal i współczucie.- Ale nie obiecuje, że wsadzę go do więzienia.

-Dziękuje – Wstałem, miałem już wyjść, gdy nagle się odwróciłem.- Proszę Cię o jeszcze jedno. Nie karaj się za to, że nie było Cię wtedy w mieście. To nie była twoja wina.- Wychodząc przez drzwi, usłyszałem jeszcze, jak mówi:

-Nie masz prawa, mnie o to prosić, Hyde.- Wyszedłem, zostawiając go samego.

*******

Otworzyłem drzwi. Było cicho, zbyt cicho. Wziąłem butelkę wody z lodówki i ruszyłem w stronę mojego pokoju.

-Kotek...- Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Nie było śladu obecności Skylor. Zatrzasnąłem drzwi i odwróciłem się gwałtownie. Wszedłem do salonu, gdzie na kanapie siedziała Alison w koszulce Ashtona, jedząca jogurt. Popatrzyła na mnie i wycelowała we mnie łyżeczką.

-Niech zgadnę. Szukasz tej swojej niezbyt miłej dziewczyny, prawda?- Wróciła do oglądania telewizji.

-Gdzie ona jest?- Warknąłem. Dziewczyna uniosła brew, słysząc mój ton. Odchrząknąłem i poprawiłem się.- Czy wiesz, gdzie jest Skylor?- Zapytałem spokojnie, chociaż wcale taki nie byłem.

-Wyszła jakąś godzinę temu, szukała cię - Znowu spojrzała na mnie i wróciła do jedzenia.- Ale jak widzę, nie znalazła - Usiadłem na kanapę i głęboko westchnąłem, zamykając oczy.

-Ciężki dzień, co?- Alison, najwyraźniej siedziała tu już długi czas, sądząc po kilkunastu kubeczkach od jogurtów, porozwalanych na podłodze.

-Nawet nie wiesz, jak bardzo.-Powiedziałem i wziąłem sobie jeden z jej zapasów. Alison chciała mi go wyrwać, ale się nie dałem.- Ja tylko dbam o twoją figurę - Powiedziałem z uśmiechem od ucha do ucha. Dziewczyna posłała mi mordercze spojrzenie i przesunęła resztę kubeczków w swoją stronę.

-O co chodzi, z tą Skylor?- Gdy dziewczyna wypowiedziała jej imię, od razu uśmiech zniknął z mojej twarzy.

-Nie mam już na nią siły. Jest taka uparta i chce być niezależna. Myśli, że poradzi sobie ze wszystkim sama, a tak nie jest.

- Chyba spotkałeś swoją bratnią duszę - Uśmiechnęła się i odłożyła jogurt.- Gdybyś jeszcze nie zauważył, my kobiety jesteśmy niezależne. Jeżeli uważa, że poradzi sobie sama, to tak właśnie będzie. Nie jest nam potrzebny taki rycerz na białym koniu jak ty. A jeszcze, żebyś ty był tym rycerzem. Gdy będzie uważała, że sobie nie poradzi, poprosi cię o pomoc. Nie pomagaj jej na siłę - Uniosłem brwi ze zdziwienia. Nigdy nie słyszałem, żeby Alison się tak rozgadała. Chyba jeszcze nie jest do końca trzeźwa.- I co się tak gapisz? Jestem feministką z krwi i kości - Wyłączyła telewizor i pozbierała kubeczki, zostawiając mnie zaszokowanego na kanapie.

Gdy już miałem wyjść na zewnątrz, usłyszałem jak Alison mnie woła, a raczej przeraźliwie wrzeszczy moje imię. Odwróciłem się i zobaczyłem, jak dziewczyna wyskakuje z pokoju Ashtona, zakładając spodnie.

-Poczekaj! Jadę z tobą - Podbiegła do mnie i nie czekając, aż otworze drzwi, wybiegła na zewnątrz.

-Gdzie pojedziesz ze mną?- Najwyraźniej Alison wiedziała lepiej, gdzie chce jechać, bo ja nie miałem pojęcia. Odwróciła się i popatrzyła na mnie, jakbym właśnie wyjął sobie mózg i wrzucił do śmietnika, jak piłkę do koszykówki.

-Poszukać Skylor - Powiedziała i włożyła kask na głowę. Usiadła na Bethy i czekała, aż ja wsiądę, a gdy tego nie zrobiłem, posłała mi spojrzenie i powiedziała- No dalej, zanim nasza panna obrażalska, postanowi wybić połowę narodu - Usiadłem, odpalając Bethy. Zastanawiam się, ile jeszcze razy, dzisiaj Alison mnie zaskoczy. Wyjechałem z podjazdu i pojechałem w stronę domu Skylor.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro