Rozdział 56
SKYLOR
-Jak się czułeś, kiedy straciłeś mamę?- Ja czułam się strasznie. Nie potrafiłam uwierzyć w to, że znowu tracę kolejną osobę w moim życiu. Spędziłam z nią tak mało czasu, nie dość, że w dzieciństwie nie poświęcała mi tyle uwagi co tata, to po jego śmierci próbowała mnie cały czas chronić. Jedynym czasem, kiedy spokojnie mogłam z nią porozmawiać i poczuć się jakbym miała matkę, to momenty spędzone w kawiarni. A z pewnością było ich zbyt mało.
Chłopak siedzący obok mnie zaczął się wiercić. Zszedł z łóżka i usiadł na ziemi, opierając się o ścianę. Zrobiłam tak samo i usiadłam obok niego. Teraz siedzieliśmy ramię w ramię, patrząc na białą ścianę, jakby ona mogła nam pomóc ze wszystkim, z czym nie umiemy sobie poradzić.
-Byłem młody, znaczy, nie żebym był teraz stary, ale... Czułem się jak każde dziecko, które straciło rodzica. Nie jadłem, nie spałem, cały czas byłem na środkach uspokajających. A wszystko zaczęło się po śmierci mojej siostry. Już wtedy byłem rozbity, ale był to największy cios dla rodziców. Największa próba dla ich małżeństwa. Kilka dni po pogrzebie nie odzywali się do siebie słowem. Potem ojciec zaczął pić, co wcale nie pomagało im w rozwiązaniu problemów. Czasami zerkali na siebie z różnych końców pokoju, ale to był tak nieobecny wzrok, że wątpiłem nawet w to, że patrzą na siebie, a nie na to, co jest za nimi. Chciałem o nich walczyć, ale zrozumiałem, że jeżeli sami nie będą chcieli podjąć walki, to przegramy. Wiedziałem doskonale, że mama nie dawała sobie rady. Najpierw jej ukochana córka, a później mąż, który zaczął być tylko gościem we własnym domu i to do tego nieczęstym. Próbowałem jej pomóc, ale ona nie chciała mojej pomocy. Nie chciała niczyjej. Kiedy ojciec z powrotem się wprowadził, myślałem, że wszystko będzie dobrze.
-Teraz będzie dobrze, teraz będzie lepiej- Powiedziałam tak cicho, że nawet nie miałam pewności, czy Ed mnie usłyszał. Nie spojrzałam na niego, żeby się upewnić, bo nie chciałam, żeby przerywał.
-Tak, tyle że w tym przypadku, nie było lepiej. Wręcz przeciwnie. Pewnego dnia mama wróciła do domu z uśmiechem na twarzy i przez chwile poczułem się jak dawniej, jakby to wszystko się nie zdarzyło. Trwało to tydzień i jak się później okazało, to był najszczęśliwszy tydzień od... od śmierci siostry. Udało mi się nawet dostać do koła teatralnego w mojej dawnej szkole. Widziałem, jak to uszczęśliwiło mamę, bo przecież ona sama był aktorką, może nie znaną, ale jednak. Szło mi świetnie, a ojciec zaczął z nami rozmawiać i przestał pić. Wtedy naprawdę poczułem, jakby moja rodzina miała jeszcze szanse wyjść na prostą- Przerwał i spuścił wzrok na swoje nogi. Nie widziałam jego twarzy, bo jak zawsze była zakryta włosami, ale miałam przeczucie, że Ed wcale się teraz nie uśmiecha.
-Co się stało?
-Uderzył ją. Najpierw raz, potem drugi. Kiedy myślała, że to już koniec, zaczął ją bić regularnie. A kiedy ona mu nie wystarczała, wyżywał się na mnie. Dzień w dzień, godzina w godzinę. Jedynym schronieniem dla mnie była szkoła i koło teatralne, które pokochałem nad życie. Nikt nie widział moich siniaków, bo ojciec dokładnie sprawdzał, jak ubrany chodziłem do szkoły. Mamy praktycznie nie widziałem, nie chodziła do pracy, ani nie wychodziła z pokoju, do którego ja nie mogłem wchodzić. Nawet nie miałem pewności czy żyję. Raz, kiedy szedłem do domu ze szkoły, zobaczyłem jak dwóch mężczyzn stoi przed domem nad czarnym, dużym workiem, a policjant wyprowadza ojca z domu. Już wtedy wiedziałem. Wiedziałem, że się poddała. Następne dni mijały szybko, raz nawet musiałem pojechać do szpitala, bo nie mogłem w to uwierzyć. Ból i brak chęci do życia. To czułem, kiedy straciłem mamę.
-To straszne, Ed- Nie potrafiłam dodać niczego więcej. W głębi duszy wiedziałam, jak Ed musiał się czuć. Też wcale nie czułam się lepiej. Miałam wrażenie, że nie doceniłam chwil, które z nią spędziłam. Czemu dopiero po śmierci, kogoś na kim tak bardzo nam zależało, uświadamiamy sobie, że nie doceniliśmy ich miłości i starań? „Obiecuję, że jeszcze mnie zobaczysz. Żywą" Tylko czy ja cię zobaczę żywą, mamo? Tego nie wiedziałam, nawet nie wiedziałam, czy się tego dowiem.
-Hej, młoda, i tak uważam, że nieźle sobie z tym radzisz- Uśmiechnął się i szturchnął mnie w bok. Nie uważałam, że nieźle sobie z tym radzę. Po prostu wolałam trzymać to w sobie, niż pokazywać na zewnątrz.
-To nie pierwszy raz. Już przez to przechodziłam- Tylko że wtedy byłam młodsza i miałam kogoś, kto się mną opiekował. Teraz nie mam już nikogo.- Tak bardzo chciałabym, żeby to nie była prawda. Żeby ona gdzieś była i żyła, nawet jeżeli nie miałabym się o tym dowiedzieć.
-Wiem doskonale, jak to jest- Wyciągnął nogi przed siebie i sięgnął po paczkę ciastek, która leżała obok drzwi. Wciągnął rękę z ciastkami do mnie, ale odmówiłam. Nie miałam ochoty na jedzenie.
-Myślisz, że przesadziłam?
-Chodzi o Johna?- John. Powiedziałabym, że go nienawidzę, ale to nie jest prawda. Myślę, że nigdy nią nie będzie. „Wiedziałam, że miałam racje, kiedy cię do niego porównałam, prawie niczym się nie różnicie". To też nie było prawdą, nawet w najmniejszym stopniu. Byli zupełnie inni i doskonale o tym wiedziałam, a mimo to powiedziałam mu to, a raczej wykrzyczałam. Myślę, że zrobiłam to, bo nie potrafiłam znaleźć czegoś złego na jego temat. Oczywiście nie wątpię, że znalazłaby się tego cała lista, ale w stosunku do mnie John był idealny.
-Nie mam pojęcia. A jak ty myślisz?- Co ja myślałam? Chyba za wcześniej na to, bym myślała cokolwiek. Ed oparł głowę o ścianę i zaczął cicho śpiewać piosenkę. Tą samą, którą słuchaliśmy w motelu. Nawet kiedy powiedział mi coś tak strasznego, potrafi uśmiechać się i śpiewać. Podziwiałam go za to i żałowałam, że nie potrafiłam być taka sama. Ja potrafiłam się tylko nad sobą użalać.
-Jestem głupia.
-Z grzeczności nie zaprzeczę, kochana- Szeroki uśmiech chłopaka był tak zaraźliwy, że nawet ja się uśmiechnęłam, mimo tego, że nie miałam na to ochoty. Fajnie jest mieć kogoś, kto pomoże nam przywrócić uśmiech na ustach. Nawet jeżeli nie będzie on trwał długo.
- Co się teraz dzieje z twoim ojcem?- Ed westchnął i poklepał się po głowie.
-Nie wiem i nawet nie chce wiedzieć. Kilka tygodni po aresztowaniu wyszedł z więzienia, jeżeli w ogóle w nim był. Miał znajomości, dość dobre z szeryfem. Nie dziwiłbym się, gdyby przez ten czas siedział w jakimś ciepłym domku z butelką wina w ręce i oglądając pierwszy lepszy film akcji. Jak wrócił do domu, unikałem go jak ognia. Potem wyjechałem poszukać swojego miejsca na ziemi, zgodnie z tradycją, nikomu o niczym nie mówiąc. Już więcej go nie wiedziałem i mam nadzieję, że więcej nie zobaczę.
-Tradycją?- Zapytałam, a chłopak uśmiechnął się i rozsiadł wygodnie na ziemi, jeżeli w ogóle było to możliwe.
Z każdą mijającą godziną, zaczęłam się bardziej uspokajać. Przestałam myśleć, co zrobiłam źle, a tylko słuchałam, co Ed ma mi do powiedzenia, na temat filmów i innych programów telewizyjnych. Myślę, że tego mi brakowało. Rozmowy o niczym istotnym. Niczym wymagającym myślenia.
Kiedy już Ed, zaczynał opowiadać o kolejnym sezonie jakiegoś zagranicznego serialu, nabrałam ochoty na wyjście do baru. Wśród starych, otyłych motocyklistów, którzy gadają o częściach do swoich motocykli i o tym, co będą pić za chwile. Może nawet spotkałabym Rob'a. Zastanawiało mnie, co u niego słychać. Co robił przez ten czas, gdy mnie nie było.
-Ed, masz może ochotę na wyjście do baru?- Zapytałam, gdy pochłonięty swoją opowieścią o ostatnim odcinku sezonu, siedział z oczami zwróconymi ku górze.
-Baru? Takiego prawdziwego?- Zapytał, natychmiast podnosząc się z ziemi. Skinęłam głową, a chłopak uśmiechnął się i pomógł mi się podnieść.- Czemu nie. To jakiś konkretny bar?
-Dla motocyklistów- odpowiedziałam, już wychodząc z pokoju. Spojrzałam na Ed'a, który szedł krok w krok za mną. Jego mina nie była zbyt zadowolona, co aż mnie zdziwiło.- Coś nie tak?
-Nie, nie... to znaczy, tak. Bo ja nie wiem, czy to jest dla ciebie dobre i przede wszystkim bezpieczne. Jeżeli chcesz, możemy napić się, nawet stąd nie wychodząc. Znalazłem w szafie, kilka butelek piwa, może to nie zbyt zachęcając propozycja, ale zawsze. Obawiam się, że jakby ktoś nas zaatakował to ja i moje mięśnie- Spojrzała na swoje chude jak patyki ręce i uśmiechnął się.- Moglibyśmy cię nie uratować.
-Nie przesadzaj, tam nic mi nie grozi. Ty i twoje mięśnie nie będziecie mieli roboty- Z przekonaniem uśmiechnęłam się i skinęłam głową, potwierdzając moją decyzję.- To, co idziemy?
-No, jak tak mówisz, to idziemy- Odwróciłam się i ruszyłam do drzwi. Po drodze zauważyłam jeszcze, że kurtka Johna zniknęła, ale torba nadal leżała na ziemi w pokoju, więc raczej nie poszedł na walkę. Jedno zmartwienie z głowy.
*****
-Rob!- Krzyknęłam, gdy tylko zobaczyłam, mojego starszego przyjaciela, siedzącego przy barze. Nie odwrócił od razu głowy, a dopiero po chwili. Patrzył w moją stronę jak przez mgłę, ale potem jego źrenice rozszerzyły się, a jego otyły tyłek zsunął z barowego stołka.
-Dziecko, co ty tu robisz?- Przepchnął się przez grupę pijących piwo facetów i stanął przede mną. Był zaniepokojony, ale jego twarz nic się nie zmieniła. Oprócz długiej czerwonej blizny ciągnącej się od ust przez cały policzek, aż do ucha.
-Kto cię tak urządził?- Obróciłam jego twarz, żeby lepiej widzieć całą bliznę, ale nie na długo, bo szybko się wyrwał.
- Ten cały chłopak od Wais'a- A kto inny jak nie John. Mogłam się tego spodziewać.- A teraz powiedz mi, skąd się tu wzięłaś i kim jest ten...- Wskazał palcem na Ed'a, który ciągle się uśmiechał, rozglądając po barze.- dziwny chłopiec?
-Musiałam przyjechać, a to jest Ed- Chłopak jak na zawołanie wziął rękę Rob'a i nią potrząsnął.
-Miło mi poznać, dla przyjaciół Ed. Mam nadziej, że się zaprzyjaźnimy- Rob zmarszczył siwe brwi i ze zwątpieniem pokiwał głową, następnie popchnął mnie w stronę baru. Wskazał stołek, na którym miałam usiąść, a sam usiadł na tym obok.
-Nie masz pojęcia, co przez ten czas się działo. Hale razem z bandą facetów w garniturach, wszedł tutaj, jakby to było jego miejsce i zaczął wszystkich wyrzucać. Nawet barmana. Mnie w tym czasie tu nie było, ale od chłopaków słyszałem, że zabrał kilku z nich i więcej ich już tutaj nie widziano.
-Po co tu przyszedł?- Zapytałam, zaszokowana tym, o czym przed chwilą się dowiedziałam. Rob zamówił piwo, a ja w międzyczasie rozejrzałam się w poszukiwaniu Ed'a, który szybko znalazł sobie kogoś do rozmowy. Stał z jednym motocyklistą i gorączkowo o czymś opowiadał.
-Nie wiem, raczej nikt nie wie. Ale podobno to miało coś wspólnego z jakimś spotkaniem, które za kilka dni będzie u niego w domu.
-Co to ma wspólnego z tym miejscem?- Nadal nic nie rozumiałam, nie miałam pojęcia, po co Marco, miałby zabrać kilku stałych bywalców baru. To wszystko nie kleiło się kupy.
-Gdybym wiedział, to pierwsza byś się o tym dowiedziała, ale za to wiem jedno- Wziął duży łyk piwa i odstawił kufel z hukiem na blat.- Na pewno nie powinno cię tu być.
-Może i nie powinno, ale jestem- Wiedziałam, czym zajmuję się Marco na takich spotkaniach. Najczęściej kończą się one wyeliminowaniem konkurentów, którzy zagrażają jego interesom. -Rob, skąd o tym wiesz?
-To jest dopiero wydarzenie, ktoś podsłuchał rozmowę jednego z tych jego pracowników i się rozniosło. To będzie dość duże spotkanie, wręcz coś na kształt przyjęcia- Prychnął i opróżnił resztę swojego piwa, zamawiając od razu następne. Przyjęcie? Byłam na jednym, zaraz po tym, jak przeprowadziliśmy się z mamą do Marco. Udawaliśmy wtedy szczęśliwą rodzinkę, żeby wszyscy jego współpracownicy, myśleli, że warto robić z nim interesy. Prawie wszyscy się na tym przejechali. Wiedziałam też, że to czas, kiedy łatwo można dostać się do środka, bo Marco zatrudnia nowych ochroniarzy.
-Dzięki, Rob. Dzięki, że jesteś takim dobrym przyjacielem- Zeskoczyłam ze stołka i poklepałam Rob'a po plecach, a następnie pognałam biegiem do drzwi. Przepchnęłam się przez grupę motocyklistów i nagle się zatrzymałam. Może powinnam powiedzieć Ed'owi, że wychodzę. Spojrzałam do tyłu na Ed'a, któremu najwyraźniej się tu spodobało. Pomyślałam, że nie będę mu przeszkadzać.
Wyszłam na zewnątrz i poczułam, jak owija mnie chłodne powietrze. Miałam pomysł. Genialny pomysł. Potrzebowałam tylko sukienki i paru błyszczących ozdób. Wiedziałam już nawet, skąd je wezmę. Byłam świecie przekonana, że mi się uda. Po tylu latach cierpienia i znoszenia tego wszystkiego. Za mojego tatę i mamę. Przyszedł czas na zemstę. Tę wymarzoną zemstę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro