Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3.

Zdaję sobie sprawę, że jest krótko, za co was przepraszam, ale bardzo mi zależało, żeby wstawić ten rozdział właśnie dzisiaj.
A więc miłego czytania!

cause i can't keep sleeping in your bed
if you keep messing with my head
i can't keep touching you like this
if it's just temporary bliss
"temporary bliss" the cab

~ * ~

Kiedy tylko głos Pansy ucichł, Draco oparł czoło o drzwi i westchnął.
Nie chciał, żeby Parkinson wiedziała o jego uczuciach.
Przyjaciółka czy nie, Malfoy nadal był Ślizgonem i niezbyt chętnie otwierał się przed innymi. A szczególnie taką osobą jak Pansy.
Zacisnął szczęki i postanowił narazie nie martwić się dziewczyną.
I tak wiedział, iż Parkinson zrobi, co będzie chciała, a on może jedynie czekać i mieć złudną nadzieję, że nie puści pary z ust.
Odwrócił głowę i spojrzał na notatki porozrzucane po blacie biurka. Zostało mu już tak niewiele pracy.
Z ciężkim sercem ponownie usiadł na krześle.
Ta cała praca po nocach mocno odbijała się na jego zdrowiu i ocenach.
Chodził wiecznie niewyspany z sińcami pod oczami. Nie potrafił skupić się na lekcjach ani słowach w podręcznikach, a co za tym szło – na sprawdzianach także sobie nie radził.
Paradoksalnie coraz rzadziej spotykał się z Harrym.
Kiedyś, zanim to wszystko się wydarzyło, widywali się codziennie i to po kilka razy.
Z czasem liczba ich spotkań malała do czterech lub pięciu w tygodniu, by zatrzymać się na czterech lub trzech.
Za to Potter spędzał coraz więcej czasu z Pansy.
Draco cieszył się, że Gryfon dobrze dogadywał się z jego najlepszą przyjaciółką, jednak nie podobało mu się to, iż Parkinson spędzała z jego chłopakiem więcej czasu niż on sam.
Zdawał sobie sprawę, że to głównie jego wina, ale przecież robił to dla Harry'ego!
Malfoy łudził się, że teraz, kiedy Pansy także o wie o problemie Pottera, pomoże im. Jednak jak narazie najwyraźniej wolała zabawić się jego kosztem.
Draco nie miał o to pretensji, właściwie to nawet spodziewał się tego, ale w głębi duszy wiedział, że dziewczyna zawsze będzie dla niego wsparciem i miał pewność, że kiedy cała sytuacja z uczuciami Malfoya przestanie ją bawić, przyłączy się do niego i Granger.
Spojrzał na zegarek i wrócił do pracy.
Podejrzewał, iż w ciągu najbliższego tygodnia uda mu się dokończyć to  cholerne zaklęcie. Pytanie tylko, czy będzie skuteczne?
Jeśli jednak nie zadziała, miał jeszcze ostatnią deskę ratunku – plan Granger.
Już jutro mieli udać się do Malfoy Manor.
Draco pokładał w tych zamysłach wszystkie nadzieje.
Był już cholernie wyczerpany problemem Harry'ego. Wszystko było dobrze jeszcze kilka miesięcy temu i nagle ich szczęście zaczęło się walić.
Malfoy robił to, co mógł, aby pomóc Potterowi, ale bądź co bądź, to było strasznie męczące, nie tylko dla niego, lecz także dla Hermiony czy samego Pottera.
Ślizgon spojrzał niechętnie na notatki leżące na biurku.
Zerknął na zegarek. Dochodziła druga w nocy.
Uznał, że już był zbyt zmęczony, żeby cokolwiek zrobić poprawnie, więc z ulgą wpakował pergaminy do szuflady i dosłownie rzucił się na łóżko, nawet nie przebierając się.
Zasnął prawie natychmiast.

               *                     *                     *

Draco otworzył oczy i odkleił policzek od poduszki. W pokoju było już jasno, wszystko wskazywało na to, że dochodziło południe.
Malfoy przetarł dłońmi oczy, czując piasek pod powiekami. Cóż, przesiadywanie po nocach przez ponad tydzień musiało zostawić po sobie jakieś piętno.
Sprawdził godzinę – kwadrans po jedenastej.
Z ociąganiem podniósł się i usiadł.
Najchętniej zostałby jeszcze w łóżku, jednak wiedział, że jeśli teraz poszedłby spać, to byłoby tylko gorzej.
Przeciągnął się i wstał, kierując się do łazienki.
Po szybkim prysznicu przebrał się i usiadł na kanapie, nie bardzo wiedząc co ze sobą zrobić.
Ostatnio niewiele miał wolnego czasu – albo skupiał się na zaklęciu i ogólnie całej tej sprawie z Harrym, albo po prostu uczył się.
To drugie niestety średnio mu wychodziło.
Oparł się plecami o sofę i spojrzał w sufit.
Dzisiaj wypadła sobota. Chwila, sobota?
Malfoy poderwał głowę, uświadamiając sobie, że to dziś umówił się z Hermioną.
Cholera jasna – pomyślał.
Jednak po chwili trochę się uspokoił, przypominając sobie, iż mieli udać się do jego domu dopiero koło godziny dwudziestej.
Do tego czasu musiał się czymś zająć.
Wstał z kanapy i podszedł do biurka.
Szuflady z zapisanymi pergaminami nawet nie tknął. Na samą myśl o zaklęciu robiło mu się niedobrze. Tyle czasu przy nim spędził, że przez najbliższe kilka dni nie zbliży się do notatek nawet na krok. Zresztą jeśli Granger znajdzie książkę, która będzie mogła im pomóc, prawdopodobnie nie będzie musiał w ogóle wracać do tworzenia zaklęcia.
Uśmiechnął się na tę myśl.
Ale nie chwalił dnia przed zachodem słońca.
Najpierw musieli znaleźć te księgi.
Westchnął i z powrotem usiadł na kanapie. Czekało go jeszcze długie kilka godzin.

               *                     *                     *

Draco zdążył odrobić prace domowe z prawie wszystkich przedmiotów – te zaległe jak i obecne – i trochę powtórzyć materiał, kiedy usłyszał pukanie.
– Otwarte – zawołał, zamykając podręcznik i odsuwając się na krześle od biurka.
Do pokoju weszła Granger.
– Gotowy? – zapytała.
Malfoy uśmiechnął się.
– Bardziej już nie będę – odparł, podnosząc się.   – Idziemy. Matka powinna już wyjść. Mamy od tej pory – zerknął na zegar – jakieś dwie godziny.
– A więc musimy się spieszyć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro