Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2.

Krótko bo krótko, ale jest!
Postaram się wstawiać rozdziały częściej, żeby nie było aż tak długich przerw, a teraz zapraszam do czytania!

If I could be with you tonight
I would sing you to sleep
Never let them take the light behind your eyes
One day I'll lose this fight
As we fade in the dark
Just remember you will always burn as bright

"the light behind your eyes" my chemical romance

~ * ~

Po wyjściu Hermiony Draco jeszcze chwilę siedział bez ruchu, tępo wpatrując się w ścianę.
Wątpił, żeby cokolwiek z tego, co dziewczyna zaproponowała, zadziałało.
Próbowali już wielu środków i żaden nie okazał się skuteczny.
Nawet Pomfrey, doświadczona madomedyczka, nie umiała im pomóc.
Więc co mogli zrobić oni – zaledwie szesnastoletni uczniowie?
Mimo tego jednak Malfoy pamiętał, że jedną z cech Ślizgonów była determinacja.
Draco obiecał sobie, że dokończy zaklęcie, które zaczął tworzyć, i mało tego, że będzie ono choć trochę skuteczne.
Zacisnął wargi i z powrotem chwycił w dłoń pióro.
Otworzył szufladę biurka gwałtownym szarpnięciem i wyciągnął z niej wszystkie notatki i książki.
Wyjęte rzeczy rzucił na biurko i zabrał się do pracy.
Czekała go kolejna nieprzespana noc w tym tygodniu.

* * *

Pansy nie mogła zasnąć.
Odkąd zdecydowała się zaangażować w sprawę Harry'ego, wciąż zastanawiała się czy to dobry pomysł.
Nie powinni ukrywać tego przed nauczycielami.
W końcu oni mogli pomóc.
Rozmawiała o tym kilka razy z Draco, jednak on uparcie stał przy swoim i nie pozwalał jej pisnąć słowa.
Doszło nawet do tego, że prawie zmusił ją do złożenia Wieczystej Przysięgi, jednak ona, jak na Parkinson przystało, oczywiście do tego nie dopuściła.
Wiedziała, że musi porozmawiać z Malfoyem, jeśli nie dla niego to chociaż dla Harry'ego, któremu wciąż groziło niebezpieczeństwo.
Zdecydowana iść do blondyna, wstała z miejsca i ruszyła do pokoju chłopaka.
Nawet nie zapukała tylko pewnie nacisnęła klamkę i weszła do środka.

* * *

Draco po raz kolejny potarł dłońmi powieki, ziewając.
Dochodziła już druga w nocy, a on wciąż ślęczał nad tym cholernym zaklęciem. Miał już skończoną połowę, jednak ta druga część była zdecydowanie bardziej skomplikowana i mogła zająć mu o wiele dłużej, niż poprzednia.
Westchnął i dolał sobie whisky.
Gdyby nie ona, nie przesiedziałby aż tyle i po prostu by zasnął.
Do tej pory stworzył jedynie inkantację i ruch różdżką podczas rzucania tego zaklęcia.
Potrzebował jeszcze czasu na dopracowanie wielu szczegółów.
Właśnie zabierał się za czytanie kolejnego rozdziału grubej księgi, którą przytargał z biblioteki, gdy nagle drzwi do jego pokoju się otworzyły.
Nawet nie zdążył odłożyć książki. Do środka weszła Pansy. Wyraźnie była zła.
– Musimy porozmawiać. – Oświadczyła, podchodząc bliżej.
– Tego się domyśliłem – odparł Draco, unosząc ironicznie brew. – Tylko się streszczaj, bo – jak widzisz – aktualnie pracuję.
Dziewczyna zacisnęła wargi i podeszła do niego, zaglądając mu przez ramię.
Malfoy chciał zakryć dłońmi notatki, jednak było ich zbyt dużo, przez co udało mu się zasłonić jedynie dwie czy trzy kartki.
W panice zaczął je zbierać, chcąc ukryć w szafce, ale wyglądało na to, że Ślizgonka i tak już się domyśliła.
Cholera – pomyślał blondyn.
Zmarszczyła brwi i spojrzała na niego skonfundowana.
– Czy ty... – zaczęła.
– Nie twoja sprawa – warknął chłopak, nadal chowając pergaminy do szuflady.
– Merlinie, Draco – szepnęła Pansy. – Ty naprawdę próbujesz wynaleźć zaklęcie dla Pottera. Masz pojęcie, jak cholernie jest to trudne?
– Wyobraź sobie, że skończyłem już połowę, więc tak, mam. – Wycedził Malfoy przez zęby. Nie chciał, żeby ktokolwiek wiedział o tym, co robił.
– Draco, to takie kochane – Pansy zaszkliły się oczy. – Harry jest pieprzonym szczęściarzem, że jest z tobą – pociągnęła nosem i przytuliła się do niego.
Ślizgon zesztywniał, ale objął delikatnie dziewczynę, oddając uścisk.
Nie był przyzwyczajony do czegoś takiego.
Owszem, Pansy przytulała go wcześniej, ale robiła to rzadko, a z Harrym...
Z Harrym to było zupełnie co innego.
W końcu Parkinson odkleiła się od niego, wycierając mokre policzki.
Merlinie, ona naprawdę się poryczała – przemknęło Draco przez myśl.
– Nie płacz – był to bardziej rozkaz niż pocieszenie. – To nic takiego. Nie możesz nikomu powiedzieć!
– Jak to nie? Przecież Harry musi o tym wiedzieć! Granger też! – obruszyła się dziewczyna.
Malfoy spojrzał na nią wściekle.
– Nie! – prawie krzyknął. – Nie mów żadnemu z nich, szczególnie Granger!
– Ale Draco! – odparła Ślizgonka. – To, co robisz jest przecież kochane i...
– Wcale nie! – blondyn aż wstał. – Robię to, co muszę, bo...
– Czyli chcesz powiedzieć, że nie robisz tego dla Harry'ego? – Pansy uśmiechnęła się ironicznie.
Malfoya zatkało.
– Dla niego, ale...
– Ha! – przerwała mu Parkinson. – Zarywasz noce, czytasz jakieś średniowieczne księgi, spędzasz w bibliotece więcej czasu niż nawet Granger i to wszystko dla Pottera. I ty mi próbujesz wmówić, że to nie jest kochane?
– Bo nie jest!
Brunetka przewróciła oczami.
– Przecież wcale nie musisz tworzyć tego zaklęcia, więc jeśli nie dla Harry'ego to po c...
– Muszę! – tym razem to Draco się wciął. – Muszę, bo go k... – urwał, zanim powiedział coś, czego by później żałował.
Oczy Pansy rozszerzyły się.
– Właśnie powiedziałeś mi, że... – zabrakło jej słów.
– Wcale nie! Idź stąd! – szybko wypchnął Parkinson za drzwi i zamknął je na klucz. – I nie waż się mówić o tym komukolwiek!
Odpowiedział mu tylko cichy śmiech przyjaciółki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro