Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11.

One night and one more time,
thanks for the memories,
even though they weren't so great

                       ~              *              ~

       Harry poczuł ukłucie w klatce piersiowej, widząc jak Draco się oddala. Mimo że utracił wspomnienia i wszelkie związane z nimi uczucia, to nadal zależało mu na Malfoyu, prawdopodobnie przez powoli powracającą pamięć, i nie chciał, aby ten cierpiał. A fakt, że Draco wypożyczał książkę o chorobach psychicznych, wskazywał na dokładną odwrotność. Potter chciał mu pomóc, naprawdę chciał, ale Malfoy wydawał się go unikać. Ba, nie wydawał się, tylko na pewno go unikał, czego Harry do końca nie rozumiał. Przecież Draco chciał, żeby Potterowi wróciły wspomnienia, tak? A największa na to szansa była, gdy przebywali razem. Dlaczego więc Malfoy uciekał od niego jak od ognia? Harry rozumiał, że mogło mu być ciężko spotykać się z nim, ale Gryfon myślał, że dalej będą pracować nad jakimś zaklęciem lub innym sposobem na przywrócenie mu pamięci. Jednak od tego wieczora, kiedy Draco kazał przerwać Hermionie wypowiadanie inkantacji, chłopak nie wykazał żadnej chęci na współpracę z którymkolwiek z nich.
Z tego co wiedział Harry, Granger nie miała kontaktu z Malfoyem od tamtej nocy, a do Pottera, mimo że prawie codziennie wpadali na siebie, także się praktycznie nie odzywał.
A teraz jeszcze ta sytuacja z książką. Harry nie mógł dłużej nie reagować. Chłopak zacisnął pięści, a na jego twarzy pojawiła się determinacja.
Desperackie sytuacje wymagają desperackich środków – pomyślał Potter, opuszczając bibliotekę i kierując się w stronę sali Historii Magii.

* * *

Pansy z ulgą wstała z miejsca, gdy zadzwonił dzwonek i zarzuciła torbę na ramię. Chciała opuścić tę cholerną salę jak najszybciej i iść sprawdzić, jak trzymał się Draco. Dziewczyna nie ukrywała, że Malfoy prawie przyprawił ją o zawał swoim wcześniejszym atakiem. Miała tylko nadzieję, że już wszystko z nim w porządku. Ignorując Binnsa, który zadawał pracę domową, wyszła z klasy, aby za chwilę, ku jej zaskoczeniu, zostać wciągnięta do pustej sali obok.
– Co do cholery?! – warknęła, odwracając się do osoby, która tak brutalnie ją tu wciągnęła. Jej grymas złagodniał, gdy zobaczyła, że to Potter. – Harry, co się stało?
Gryfon przez chwilę wahał się, a jego mina wskazywała, że nie ma dobrych wieści, co zaniepokoiło Parkinson nie na żarty.
– Co jest, Potter? – zapytała, już ostrzejszym tonem, a widząc spojrzenie chłopka, jęknęła. – Merlinie, chodzi o Draco, prawda? Co się stało?! Kurwa, język ci ucięło?
– Tak, chodzi o niego – odpowiedział w końcu Harry. – Ale to nic... złego – chciał powiedzieć „nic poważnego", jednak uświadomił sobie, że było dokładnie odwrotnie. Na chwilę zapadło milczenie, ale widząc wyczekujące i groźne spojrzenie Pansy, Potter kontynuował – Wpadłem na niego w bibliotece i... miał ze sobą książkę o zaburzeniach psychicznych – Parkinson gwałtownie wciągnęła powietrze nosem. – Oczywiście nie pozwolił mi nawet nic na ten temat powiedzieć, tylko szybko odszedł, więc pomyślałem, że ty powinnaś wiedzieć...
– Chociaż raz użyłeś swojego mózgu w poprawny sposób – powiedziała Pansy, uśmiechając się lekko, ale w jej oczach Potter dostrzegł niepokój. – W każdym razie, dziękuję, że mi powiedziałeś, a teraz idę znaleźć tego gnojka – to powiedziawszy, dziewczyna pogładziła Harry'ego po ramieniu i w pośpiechu opuściła salę, zostawiając Pottera samego ze swoimi myślami.
Gryfon usiadł na jednej z ławek i skupił wzrok na ścianie. Czy na pewno nic nie czuł do Draco? Im więcej wspomnień powracało, tym bardziej Harry miał przeczucie, że rzeczywiście coś go z Malfoyem łączy. Oczywiście nie nazwałby tego przyjaźnią ani tym bardziej miłością, raczej pewnego rodzaju wzajemnym zrozumieniem.
Harry czuł się też w pewnym sensie winny za aktualny stan Malfoya. Mimo powtarzania sobie, iż nie był za to w żadnym stopniu odpowiedzialny, Potter nadal miał duże poczucie winy, które odzywało się od czasu do czasu, nakazując mu obserwować Draco i trzymać się bliżej niego. Jednak fakt, że Ślizgon najwyraźniej zdecydował się go unikać, wcale nie pomagał.
Potter westchnął. Miał mętlik w głowie i w sercu, większość ważnych wspomnień już powróciła i Harry obawiał się, że uczucia niedługo także zaczną się pojawiać. Sam nie wiedział, czemu się tym martwił. W końcu to chyba dobrze, prawda?

* * *

– Pansy, to boli! – syknął Draco, ale dziewczyna go zignorowała i dalej trzymała jego ramię w żelaznym uścisku. Dopiero kiedy dotarli do ślepego korytarza kilkadziesiąt metrów i kilka zakrętów od klasy, Parkinson go puściła. Malfoy natychmiast złapał dłonią miejsce, na którym przed chwilą zaciskały się palce Pansy. Na pewno jutro będzie miał ogromnego siniaka. Draco spojrzał na przyjaciółkę z wyrzutem, ale dziewczyna nie zwróciła na to uwagi. Zamiast tego oparła dłonie na biodrach i obrzuciła Malfoya groźnym wzrokiem.
– Gadaj.
– O czym?
– Ty już dobrze wiesz.
– Nie mam pojęcia, o czym mówisz – odpowiedział Draco, nadal pocierając ramię. Pansy miała cholernie mocny uścisk. – Oświeć mnie.
Dziewczyna jednak nic nie powiedziała, tylko wyrwała mu z rąk jego torbę.
– Hej! – zawołał Malfoy z oburzeniem, ale Pansy, po raz kolejny, zignorowała go i zaczęła grzebać wśród jego podręczników, aż z triumfem wyciągnęła, to czego szukała, po czym oddała Draco torbę. Malfoy wziął ją od niej i wykrzywił usta z niezadowoleniem. Teraz dopiero się zacznie.
– Chcesz mi wyjaśnić  – zaczęła Parkinson – dlaczego masz ze sobą to? – tu podstawiła Malfoyowi książkę pod nos.
– Nie jestem ślepy  – mruknął chłopak, odsuwając książkę od swojej twarzy.
– Draco, kurwa! – warknęła Pansy. – Przecież wiesz, że możesz powiedzieć mi wszystko! Znamy się już dziesięć lat, a ty i tak postanowiłeś ukryć to przede mną.
– Miałem ci o tym powiedzieć później – zaczął Malfoy, ale dziewczyna przerwała mu, prychając.
– Pierdolenie. Nigdy bym się nie dowiedziała, gdyby nie Potter – Pansy zauważyła, że mięśnie twarzy Draco zesztywniały na wspomnienie Harry'ego.
     Stali tak chwilę w ciszy, mierząc się wzrokiem, aż w końcu Malfoy westchnął ciężko i potarł dłońmi oczy.
– Pomfrey powiedziała, że to... coś na Historii Magii, to atak paniki – zaczął cicho, unikając kontaktu wzrokowego. – Nie chciałem jej wierzyć, więc wypożyczyłem tę książkę, aby się upewnić – spojrzał wreszcie na Pansy, która patrzyła na niego zaszklonymi oczami. Dziewczyna bez słowa zbliżyła się i objęła go, a Draco od razu odwzajemnił uścisk. Malfoy ukrył twarz w ramieniu przyjaciółki i wziął drżący oddech.
– Nie mam już siły – powiedział tak cicho, że prawie niesłyszalnie. – Już kurwa naprawdę nie daję rady.
Pansy nie odpowiedziała tylko pogładziła go po włosach i przylgnęła do niego mocniej.
– Wiesz, od pogrzebu ojca tak naprawdę było coraz gorzej, po prostu tego nie zauważałem – kontynuował Draco. – Ale przynajmniej wtedy miałem Harry'ego, a t-teraz... – nie dokończył, bo nagle głos uwiązł mu w gardle, a z oczu polały się łzy. Nie pamiętał, kiedy ostatnio płakał. Pewnie parę miesięcy temu, później czuł jedynie pustkę, a nie smutek. A teraz dał upust wszystkim emocjom, które tak długo trzymał zamknięte w najdalszym zakątku umysłu.
Zaczął się trząść i jeszcze więcej łez spłynęło mu po policzkach. Nagle poczuł, że jego koszula robi się mokra i wtedy uświadomił sobie, że Pansy też płakała.
     Stali tak oboje, Merlin wie, jak długo, czerpiąc poczucie bezpieczeństwa i otuchy z siebie nawzajem, aż dzwonek wyrwał ich z transu. Draco lekko odsunął się od przyjaciółki i delikatnie otarł kciukiem pozostałość makijażu Pansy.
– Musisz mówić mi o takich rzeczach, Malfoy – powiedziała dziewczyna, pociągając nosem. – Od tego ma się przyjaciół.
Draco uśmiechnął się smutno.
– Wiem, po prostu... – wziął drżący oddech. – To nie takie łatwe.
Dziewczyna przewróciła oczami.
– Co ty nie powiesz – powiedziała z przekąsem. – Ale widzisz, do jakiego stanu się doprowadziłeś, trzymając wszystko w środku. Obiecaj mi, że od tej pory mówisz mi o takich rzeczach.
Malfoy przygryzł wargę, ale po chwili wahania ostatecznie przytaknął.
Pansy uśmiechnęła się i przytuliła go raz jeszcze.
– A teraz – powiedziała, kiedy już się od siebie odsunęli – pójdziesz ze mną do dormitorium. Zrujnowałam przez ciebie swój makijaż.

              *                         *                          *

        Tę lekcję mieli ze Ślizgonami, więc Harry szybko wszedł do klasy i rozejrzał się po pomieszczeniu, szukając Draco lub Pansy. Gdy nie zauważył żadnego z nich, zaniepokoił się.
Przecież dziewczyna poszła szukać Malfoya, dlaczego więc jeszcze ich nie było?
Harry zajął swoje miejsce obok Hermiony i ponownie utkwił wzrok w wejściu do klasy.
— Co się stało? – zapytała przyjaciółka prawie natychmiast. Potter drgnął i odwrócił się do dziewczyny.
— Później ci wszystko opowiem – zapewnił. — W dużym skrócie, chodzi o Malfoya.
Harry poczuł, jak mięśnie Granger napinają się na wspomnienie Ślizgona, a na jej twarzy pojawił się niepokój. Przez chwilę wyglądała, jakby chciała coś powiedzieć, ale ostatecznie nie odezwała się i jedynie skinęła głową, za co Potter był wyjątkowo wdzięczny. Aktualnie jego umysł był zajęty czymś zupełnie innym, więc Harry wątpił, że mógłby  wytłumaczyć Hermionie zaistniałą sytuację w zrozumiały sposób.
        Około dziesięć minut później drzwi do sali otworzyły się i Harry natychmiast spojrzał w tamtą stronę. Ku jego uldze, do klasy weszła Pansy z Draco. Flitwick spojrzał na nich z dezaprobatą, ale nie skomentował spóźnienia i powrócił do prowadzenia lekcji. Ślizgoni pospieszyli na swoje miejsce na tyłach sali, szepcząc coś między sobą. Harry zmrużył oczy, czując ukłucie zazdrości. Draco wydawał się... „szczęśliwy" to za mocne słowo, ale na pewno zadowolony. Na jego ustach malował się delikatny uśmiech, siedział wyprostowany, a oczy nie wyglądały już na puste. Potterowi było przykro, że to nie on mógł spowodować tę nagłą radość u Malfoya, chociaż sam nie do końca wiedział, dlaczego. Przecież Pansy to najlepsza przyjaciółka Draco, nie powinien być o nią zazdrosny. Harry zdawał sobie sprawę, że w ogóle nie powinien być zazdrosny o nikogo związanego z Malfoyem, ale od kilku dni już nie zwracał na to uwagi. Przywykł do faktu, że miał mętlik nie tylko w myślach, ale też w uczuciach.
Musiał gapić się na Ślizgonów dość długo, bo Hermiona szturchnęła go i spojrzała na niego wymownie. Harry posłusznie odwrócił głowę w stronę Flitwicka i postanowił nie odkręcać się do końca lekcji.

* * *

Draco nie był ślepy i doskonale widział kątem oka, że Harry się w niego wpatrywał, ale uparcie nie nawiązywał kontaktu wzrokowego, tylko skupiał się na swoim pergaminie. Nie wiedział, skąd wynikało nagłe zainteresowanie Pottera jego osobą, ale wywoływało to w nim jedynie złość. Skoro Harry nic do niego nie czuł, to dlaczego Draco ciągle przyłapywał go na gapieniu się? Jeśli Potterowi nie zależało na nim, to jak wyjaśnić jego nieudolne próby nawiązania rozmowy, za każdym razem, gdy na siebie wpadali? Draco już sam nie wiedział, co myśleć, był tym wszystkim zmęczony. Raz Harry go ignorował i unikał, za chwilę przejawiał nim niesamowite zainteresowanie. Próbowanie za tym nadążyć było cholernie wyczerpujące. Poza tym, ostatnio stan psychiczny Draco znacznie się pogorszył i nawet on sam to zauważył. Nie wiedział, i tak naprawdę nie chciał wiedzieć, co było tego przyczyną, ale domyślał się, że odpowiedź mógłby znaleźć w książce, którą dziś wypożyczył. I bardzo mu się to nie podobało.
         Z ponurych rozmyślań wyrwał go głos Pansy:
— Masz podręcznik? Flitwick kazał otworzyć na stronie trzydziestej, a ja nie mam pojęcia, co zrobiłam ze swoim.
Draco jedynie skinął głową, poniekąd wdzięczny, że dziewczyna przerwała jego rozmyślania, i schylił się do torby, aby wyciągnąć wspomnianą książkę. Skoro już skończył użalać się nad sobą, to równie dobrze mógł skupić się na lekcji. Przez ostatnie kilka miesięcy niesamowicie zaniedbywał naukę, aż sam siebie nie poznawał. Spojrzał na Flitwicka i postarał skupić się na jego słowach.

                   *                     *                     *

          Po dzwonku Draco zerwał się z miejsca, wziął podręcznik i prawie biegiem opuścił klasę. Chciał uniknąć spotkania z Harrym, który na pewno próbowałby nawiązać rozmowę, może nawet przeprosić za wygadanie się Pansy, a Draco nie miał ochoty tego słuchać. Dopiero kiedy był już kilka korytarzy od sali zaklęć, zwolnił kroku.
            Pozostałe lekcji, czyli Transmutację i Zielarstwo, mieli z Puchonami, więc reszta dnia minęła w miarę spokojnie. Po zajęciach wszyscy uczniowie skierowali się do Wielkiej Sali na obiad, a Draco wykorzystał to i przemknął się do Pokoju Wspólnego, a potem do swojej sypialni. I tak nie był głodny, a przebywanie wśród ludzi, szczególnie w tak hałaśliwym miejscu, jak Wielka Sala, niesamowicie go irytowało. Rozluźnił się dopiero kiedy zamknął za sobą drzwi. Zdjął szatę i niedbale rzucił swoje rzeczy na jedną z kanap, po czym z ulgą opadł  na łóżko i utkwił wzrok w suficie. Po co on w ogóle jeszcze się starał osiągnąć cokolwiek? Nieważne czy w nauce, czy w sytuacji Harry'ego. Wszystko już dawno było stracone, po szkole nie czekała na niego żadna przyszłość, kiedy tylko o tym myślał, widział przed sobą jedynie czarną dziurę. Najłatwiej  i najlepiej dla wszystkich byłoby, gdyby po prostu zakończył ten żałosny żywot. To nie pierwszy raz, kiedy Draco miał myśli samobójcze. Pojawiały się u niego już od dłuższego czasu, ale z dnia na dzień stawały się coraz silniejsze i zaczęły z myśli zamieniać się w intencje. Oczywiście nie powiedział o tym nikomu, nie był głupi. I tak nie widział już dla siebie ratunku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro