Summer Date
Autor: -Death-Princess-
Ciepłe promienie słoneczne przebijały się przez koronę drzew. Lipiec dopisywał swoją pogodą. Tego wieczoru na skarpie u góry w Richmond siedziała dwójka przyjaciół. Z piwem w ręce na górze czuli się jak bogowie. Spoglądali na miasteczko, które teraz wydawało się strasznie małe.
— Wiesz, że ona dzisiaj przyjeżdża? – zapytał Ryan. Brunet siedzący obok spojrzał na niego i westchnął.
— Wiem, ale co mam z tym zrobić?
— No nie wiem – szatyn pośpiesznie wzruszył ramionami. — Spotkaj się z nią, porozmawiaj, zaproś na randkę.
— Tak, pewnie i powiem: Hej Aria, od podstawówki jestem w tobie zakochany, wiem, że masz chłopaka, ale może zechcesz się ze mną umówić na randkę? – Powiedział na jednym wdechu, po czym prychnął. — Tak zrobię, dzięki stary.
— Melissa mówiła, że pomiędzy nią, a tym całym Eliotem od dawna się nie układa. To jest twoja szansa Cai, masz na to całe wakacje.
— Mam dwadzieścia cztery lata, a ona tak czy siak ma chłopaka. Nie zaryzykuję swojego związku dla moich szczeniackich uczuć, które nie zmieniły się od dziesięciu lat – powiedział i przewrócił oczami.
— Jeszcze przed jej wyjazdem, byłeś gotów powiedzieć co do niej czujesz.
— Zrezygnowałem, kiedy dowiedziałem się, że właśnie wyprowadza się do jebanej Anglii z tym kretynem – warknął.
Był zły na swojego przyjaciela, że wspomina o jego pierwszej i jedynej miłości. Był też wściekły na samego siebie, że trzy lata wcześniej pozwolił jej odejść.
Do samego końca nie miał pojęcia dokąd wyjeżdża, a kiedy od jej matki dowiedział się, że wylatuje do Anglii... W szybkim tempie znalazł się na lotnisku, by ją zatrzymać. W końcu miał na tyle odwagi, by powiedzieć jej dwa proste słowa, a wtedy zobaczył ją.
Zobaczył uśmiechniętą Arię Farrell w objęciach Eliota Oxforda, jej chłopaka.
— Skoro po trzech latach przyjeżdża do miasta to oznacza, że powinieneś spróbować – tłumaczył chłopak. — Lepiej późno niż wcale, Caiden – westchnął zrezygnowany.
Chłopak zacisnął szczękę i przymknął oczy. Wziął głęboki wdech, który w żaden sposób mu nie pomógł i pośpiesznie wstał z miejsca. Był wściekły i nie potrafił nad sobą panować. Ściśniętą w dłoni butelkę od piwa rzucił prosto w przepaść, a z jego ust wyleciały przekleństwa.
— Kurwa! – warknął. — Nienawidzę jebanych uczuć! – Krzyknął, odchylając głowę do tyłu.
***
— Niby w co ja mam się ubrać? – jęknęła dziewczyna.
— W coś zajebiście seksownego, ale zarazem eleganckiego – mówiła podekscytowana Melissa. — W końcu to twoja impreza powitalna, musisz powalić wszystkich na kolana!
— Taa... Naprawdę nie mam pojęcia dlaczego rodzice zdecydowali się właśnie na coś tak... ogromnego – powiedziała z dezaprobatą.
— Dziewczyno, mówisz poważnie?! – Krzyknęła z niedowierzaniem brunetka. — Nie było cię w Richmond przez trzy lata! Nawet nie przyjechałaś na żadne święta czy inne gówna, suko – rzuciła z oburzeniem. — A ty mi teraz mówisz, że nie wiesz dlaczego rodzice organizują ci przyjęcie, na którym zjedzie się twoja cała rodzina, znajomi i grupa biznesmenów zaproszonych przez twoich starych?!
— Mel, nie podniecaj się tak – mruknęła rudowłosa. — Naprawdę nie mam ochoty na przyjęcia, a tym bardziej, kiedy są one organizowane przez moich rodziców. Przecież to jest idealna okazja dla nich, by rozmawiać o biznesie z innymi. Mój przyjazd to tylko przykrywka – westchnęła zrezygnowana.
— I to cię zniechęca, serio?
— Okej, już mniejsza z rodzicami – przyznała. — Eliot. Już samo jego imię wystarcza, by zepsuć mi dzień, humor, życie...
— Przecież od dawna ci mówię żebyś go rzuciła – wzruszyła ramionami.
Dziewczyna spojrzała z niedowierzaniem na przyjaciółkę. Kilkukrotnie zamrugała oczami z myślą, że Melissa żartowała.
— Naprawdę? Przecież ty od samego początku nie wróżyłaś nam dobrej przyszłości.
— To prawda – zgodziła się z przyjaciółką. — Od samego początku aż po dziś dzień nie obdarzyłam go ani jednym miłym słowem czy uśmiechem, a tobie wielokrotnie powtarzałam, że marnujesz się przy nim.
— Melissa, ja go kocham.
Aria mówiła poważnie, ale w głębi serca nie była przekonana do tego co powiedziała. Z Eliotem była już od czterech lat. Wszystko zaczęło się od wspólnego pójścia na bal, później wyjechali razem do Anglii lecz od jakiegoś czasu zupełnie im się nie układało.
Może to przez odmienne plany na życie? Aria chciała wrócić do Kanady, a potem żyć chwilą. Myślała o podróży po Europie z kimś kto również będzie tego chciał, natomiast Eliot... On chciał zostać w Anglii, mieć dobrą pracę, ożenić się i założyć rodzinę. Myśl, że Aria nie chciała tego samego co on doprowadzała go do furii.
— Oświadczył ci się, a ty go odrzuciłaś. To o czymś świadczy Aria – uświadomiła ją brunetka.
— Nie jestem na to gotowa, okej?! – krzyknęła zdesperowana. — Mam dopiero dwadzieścia dwa lata. To zupełnie nie dla mnie i dobrze o tym wiesz.
— Nie jesteś przy nim szczęśliwa – szepnęła. — To najwyższa pora, by go zostawić. Tego kwiatu jest pół światu, a jeden taki ładny mieszka obok ciebie. – Oznajmiła i kiwnęła głową na okno, przez które widać było posiadłość rodziny McRae.
— Melissa, błagam cię – jęknęła. — Caiden McRae to nie moja liga, poza tym jestem pewna, że kogoś ma.
— Jest wolny.
— Melissa – upomniała przyjaciółkę. — W ogóle o czym my rozmawiamy?!
— O tym, że powinnaś rzucić cipe Eliota i zająć się przystojnym sąsiadem – oznajmiła Melissa z pełnym uśmiechem na twarzy.
— Lepiej pomóż mi wybrać sukienkę na wieczór, nie mamy za dużo czasu – ponagliła ją rudowłosa.
Brunetka przewróciła oczami i, tak samo jak przyjaciółka, zajęła się poszukiwaniem idealnej kreacji na dzisiejszy wieczór.
***
Przyjęcie powitalne Arii Farrell odbywało się w wielkiej posiadłości jej rodziny, który mieścił się na obrzeżach miasta. Na samo przyjęcie miało przybyć czterysta osób. Oczywiście oprócz rodziny, sąsiadów oraz znajomych z liceum Aria nie znała prawie nikogo.
Rodzice zamiast godnie ją przywitać po tak długiej nie obecności w mieście, zrobili sobie z jej przyjęcia bankiet, na którym zaproszeni byli biznesmeni oraz inwestorzy.
Przecież tak dobra i wpływowa rodzina jak ich nie mogła pozostawić takiej okazji, by na niej nie skorzystać.
Kiedy chwilę po dziewiętnastej Aria przekroczyła próg sali poczuła strach, niechęć i ekscytację w jednym. Jej zielona suknia z rozcięciem po boku, sięgała ziemi i idealnie komponowała się z jej zielonymi oczami, a także rudymi włosami, które opadały na jej plecy i ramiona. Makijaż był delikatny i podkreślający jej atuty. Czerwone usta, rozświetlona i wykonturowana twarz oraz podkreślone brwi. Całą kreację dopełniały dodatki. Złoty naszyjnik z półksiężycem oraz pierścionki na palcach.
Po przywitaniu się z rodziną i starymi znajomymi odnalazła swoją przyjaciółkę, która siedziała przy barze z drinkami.
— Jest dwudziesta, a ja już mam dość – mruknęła. Od razu zajęła miejsce tuż obok przyjaciółki, która ubrana była w długą czerwoną suknię, a na twarzy wykonała mocny makijaż. — Barman, nalej mi czystej, najlepiej do dużej szklanki – zawołała.
— Widzę, że lecisz na ostro – zaśmiała się brązowooka.
— Gdzie masz Ryana? – Zapytała ignorując jej słowa.
— Jest na fajce z Caidenem, zaraz powinni przyjść.
Rudowłosa przytaknęła głową, że rozumie, a już po chwili piła wódkę z wielkiej szklanki i powoli rozluźniała swój umysł i ciało. Zajęła się rozmową z Melissą do czasu aż nikt im nie przerwał.
— Nie wierzę kogo moje oczy widzą! – Dziewczyny obróciły się w stronę męskiego głosu. — Ruda, stęskniłem się za tobą.
Ze śnieżnobiałym uśmiechem na twarzy i szeroko rozpostartymi ramionami, do których po kilku sekundach przylgnęła Aria, przywitał ją Ryan.
— Ja też tęskniłam.
Chwilę trwali w swoich objęciach zanim Melissa nie odchrząknęła:
— Uważajcie, bo zrobię się zazdrosna.
Oboje cicho parsknęli i odsunęli się od siebie, a wtedy wzrok Arii trafił na chłopaka, który przez cały czas ją obserwował.
Caiden McRae stał przed nią z dłońmi w kieszeniach czarnych garniturowych spodni i białej, opinającej jego umięśnione ciało, koszuli. O cholera. Wyglądał obłędnie i jeszcze przystojniej niż go zapamiętała.
— Hej Caiden. – Odezwała się Aria z przepięknym uśmiechem na twarzy.
— Cześć Aria, miło cię w końcu zobaczyć – wychrypiał, a po ciele dziewczyny przeszły ciarki.
Cholera. Ten chłopak po prostu pożerał ją wzrokiem. Nie widział jej trzy lata. Zapamiętał ją jako pyskatą dziewiętnastolatkę z dobrego domu, natomiast teraz... Teraz stała przed nim doroślejsza wersja pieprzonej Afrodyty. Idealne ciało, które opinała zielona suknia, hipnotyzujące szmaragdowe oczy, piękny uśmiech, głos.
Czuł jak jeszcze bardziej jego uczucia względem niej, zwiększają się.
— Dobrze, w takim razie wznieśmy toast za powrót Arii! – Ciszę przerwała brunetka.
— Wspaniały pomysł kochanie – potwierdził szatyn i objął narzeczoną od tyłu, a następnie pocałował w skroń.
Po zamówieniu drinków usiedli przy czteroosobowym stole. Zaproszeni goście tańczyli przy muzyce, inni jedli, popijali drinki, rozmawiali, a w tym całym tłumie Aria zauważyła swoich rodziców rozmawiających z inwestorami. Przez całe przyjęcie nie zamienili ze sobą ani jednego słowa.
— W takim razie Aria, jak żyje ci się w Anglii? – Pytanie padło od Ryana.
— Naprawdę świetnie – przyznała. — Przez te kilka lat nazbierałam sporo doświadczenia. Nauczyłam się kilku nowych języków i pracowałam w bardzo dziwnych miejscach. Ostatnio porzuciłam pracę w przedszkolu i stwierdziłam, że potrzebuje przerwy, więc przyjechałam do Richmond – zaśmiała się i obdarowała wszystkich cudownym, szczerym uśmiechem.
— Nie przyjechałaś ze swoim chłopakiem? Ethanem? – zapytał chłopak. Melissa od razu kopnęła go pod stołem, a mina Arii nieco zrzedła.
— Eliotem – poprawiała go. — I odpowiadając na twoje pytanie. Nie, nie przyjechał ze mną. Eliot ma teraz dużo pracy na głowie.
— Oh, rozumiem – udał wyrozumiałego i ukradkiem spojrzał na siedzącego cicho Caidena. — Na całe szczęście masz nas – zawołał ochoczo Ryan. — Musimy wyskoczyć w czwórkę do jakiegoś klubu i porządnie się najebać za te stracone lata – zaproponował.
— Z miłą chęcią – odparła.
— My z Ryanem pójdziemy się przewietrzyć – oznajmiała pośpiesznie Mel, a chwilę później zniknęli z widoku pozostałej dwójki.
Aria chciała coś powiedzieć, już otwierała usta, ale Caiden wstał z miejsca i wyciągnął dłoń do dziewczyny.
— Chodź, zatańczymy.
Z lekkim uśmiechem przyjęła jego dłoń, a sekundę później ich nogi poruszały się po parkiecie wraz z puszczoną wolną muzyką.
— Wyglądasz niesamowicie pięknie – wychrypiał tuż nad jej uchem.
— Dziękuję – przełknęła ślinę. — Ty również wyglądasz niesamowicie. Zmężniałeś przez te lata.
— Natomiast ty nie wyglądasz już jak ruda małolata – parsknął śmiechem.
— A jak teraz wyglądam? – dopytała.
Jak pieprzona bogini – pomyślał.
— Zastanówmy się – powiedział i obrócił dziewczynę wokół własnej osi. — Nadal jesteś ruda, nie wiem jak z byciem pyskatą – mówił patrząc w jej zielone oczy. Zachichotała na jego słowa. — Wydoroślałaś Aria i wyglądasz cholernie pięknie i seksownie.
Dziewczyna zarumieniła się i spuściła głowę w dół. Jego słowa działały na nią jak na zakochaną szesnastolatkę, którą podnieca każde słowo wypowiedziane przez chłopaka. Przygryzła wargę i uniosła głowę do góry napotykając się na szare tęczówki Caidena.
— Wyglądasz uroczo, gdy się rumienisz – zaśmiał się cicho.
O cholera. Miał tak cudowny śmiech i uśmiech, że niejedna dziewczyna, by się w nim zakochała. Natomiast jego serce od lat należało do rudowłosej piękności.
***
Siedząc na parapecie w swoim pokoju przy blasku księżyca, Aria po raz kolejny przeglądała wspólne zdjęcia z Eliotem. W Richmond była już od tygodnia, a on dalej nie odezwał się do niej ani nie zadzwonił. Oprócz krótkich sms-ów informujących go o tym, że dotarła do Kanady i rodzice zorganizowali jej przyjęcie powitalne, z jego strony była cisza.
To, że ostatnio pokłócili się i doprowadziło to do wyjazdu Arii z Anglii, nie upoważniało go to do olewania dziewczyny, której miesiąc wcześniej próbował się oświadczyć.
Dziewczyna westchnęła i zablokowała telefon. Przetarła oczy dłońmi i spojrzała przez okno na dom obok. Jej wzrok wylądował na brunecie, który właśnie wszedł do swojego pokoju i cholera. Był bez koszulki. Aria poczuła jak gorąc przepływa przez jej ciało, a serce zabiło mocniej.
Nie miała pojęcia co nią kierowało, ale wzięła do ręki telefon i napisała wiadomość do Caidena.
Aria: hej, nudzi ci się?
Caiden: co planujesz?
Aria: nic, pomyślałam, że może wybrałbyś się ze mną na nocny spacer
Caiden: bądź gotowa za 3min
Spojrzała na godzinę, która wskazywała siedem minut po dziesiątej. Wstała i nasunęła na siebie czarne dresy i tego samego koloru bluzę, a włosy związała w niechlujnego koka. Nie obchodziło ją to, że nie miała na sobie makijażu i wyglądała jak totalny dres. Przecież szła tylko na spacer z Caidenem McRaem.
Zabrała ze sobą telefon i wyszła z domu. Nawet nie informowała o swoim wyjściu rodziców, bo wiedziała, że i tak nie zauważą jej zniknięcia.
— Hej – wzdrygnęła się na głos chłopaka, który czekał na nią przed bramą. — Co cię naszło na nocny spacer?
— Hej – odpowiedziała. — Strasznie się nudzę, myślałam, że oszaleje w tych czterech ścianach. Melissie nie będę zawracać głowy. I tak spędza ze mną za dużo czasu, a że ty mieszkasz obok to stwierdziłam, że będziesz idealnym kompanem na nocne schadzki – wzruszyła ramionami.
— Nocne schadzki? – zapytał unosząc jedną brew do góry. — Brzmi to jakbyśmy mieli romans – zaśmiał się.
— Fakt – przyznała. — To gdzie idziemy?
— Proponuję przed siebie.
Tak więc ruszyli, idąc chodnikiem przed siebie. Szli w ciszy, ale zupełnie im to nie przeszkadzało. Mijali kolejne domy na osiedlu, przechodzili przez park aż w końcu ciszę przerwała Aria.
— W sumie to zastanawia mnie jedna rzecz – zaczęła. — Nadal mieszkasz z rodzicami? Wydawało mi się, że masz mieszkanie w centrum.
— Nadal je mam – przyznał. — Jakiś czas temu rodzice poprosili mnie abym wprowadził się do nich na pewien okres ze względu na zdrowie ojca.
— Oh... Właśnie, co u nich?
— Na ogół wszystko po staremu, ale pogorszyło się miesiąc temu, kiedy tata miał zawał.
— O boże – szepnęła. — Tak mi przykro. Jak on się czuje?
— Z każdym dniem coraz lepiej. Zdecydowaliśmy z mamą, że powinien odpocząć od pracy i teraz na mnie spoczywają losy firmy.
— Wow, odpowiedzialne zadanie.
— Tak, to prawda – lekki uśmiech pojawił się na jego twarzy. — Cieszysz się, że wróciłaś do Richmond? – zmienił temat.
— Tak, w końcu czuję, że odżywam. W Anglii dusiłam się tym wszystkim – przyznała szczerze.
— Zmiana miejsca ogromnie wpływa na człowieka, co?
— I to jak – uśmiechnęła się. — Zawsze chciałam zwiedzić trochę świata. Wiesz, polecieć do Europy czy Azji.
— Co cię powstrzymuję?
— Eliot – szepnęła cicho.
— Co? – zapytał zdziwiony.
— Ja i Eliot mamy zupełnie inny plan na swoją przyszłość. On chce już założyć rodzinę, a ja...
— Nie jesteś jeszcze na to gotowa – dokończył za nią. Przytaknęła.
— Miesiąc temu oświadczył mi się.
Chłopak stanął w miejscu, a chwilę później zatrzymała się również Aria. Caiden poczuł jak jego serce zamiera, a po chwili zaczyna bić coraz to szybciej. Instynktownie spojrzał na jej dłonie, ale nie zauważył tam żadnego pierścionka.
— Oczywiście odrzuciłam zaręczyny. – To ten moment, kiedy brunetowi ulżyło. — Od tamtego czasu między nami zaczęło się psuć.
— Kochasz go?
Musiał o to zapytać. To pytanie nurtowało go od jej wyjazdu razem z nim.
Czy naprawdę go kochała? Nie miała pojęcia. Była przyzwyczajona do niego przez te lata. Przywiązana do niego jak pies na smyczy. Czuła coś do niego, ale wątpiła czy naprawdę go kocha.
— Nie mam pojęcia. Nie jestem pewna swoich uczuć co do niego. – Powiedziała patrząc w jego szare tęczówki, a w jej oczach zebrały się łzy.
Caiden nie mógł dłużej patrzeć na nią w takim stanie. W dwóch krokach znalazł się przy niej i przyciągnął do swojego torsu. Oparł brodę o jej głowę i delikatnie rozmasował jej plecy.
— To nic złego nie wiedzieć co czuje się do danej osoby – mówił uspokajająco, natomiast Aria rozryczała się jak bóbr.
Trwali w uścisku dopóki Aria do końca się nie uspokoiła, a jej twarz nie wyschła od łez. Dopiero wtedy uniosła głowę do góry i natrafiła na czułe spojrzenie Caidena. Pociągnęła nosem i położyła dłonie na twardym torsie bruneta.
— Dziękuję – szepnęła. — Melissa od razu powiedziałaby, że mam go rzucić.
Miałaby rację – pomyślał.
— Chodź odprowadzę cię do domu – objął jej smukłą talię ramieniem i ruszyli w stronę domu dziewczyny.
***
Minęły dwa tygodnie, które Aria w większości spędziła wraz z Melissą.
Dwukrotnie poszły do kina na Cruelle i Legion samobójców. Trafiły do aresztu, z którego wyciągali je Ryan wraz z Caidenem i zaliczyły wiele zgonów na prywatnych imprezach we dwójkę w domu Arii. Dziewczyna samotne wieczory spędzała na przyjemnych "schadzkach" z Caidenem.
Natomiast jeśli chodziło o chłopaka, było to dla niego najbardziej wyczekiwane zajęcie po całym dniu spędzonym w firmie ojca.
Wieczorami chodzili na spacery po mieście, jeździli autem chłopaka tak o, bez żadnego celu, przesiadywali w parku albo jedli maka czy KFC. Dużo rozmawiali chodź czasem po prostu chłonęli swą bliskość.
Kiedy byli blisko siebie ogarniał ich spokój, czuli jakby byli w tym odpowiednim miejscu, z odpowiednią osobą i o odpowiednim czasie.
Pod koniec lipca Aria, Melissa, Ryan i Caiden wybrali się do klubu. Jak to na przyjęciu powitalnym obiecał Ryan "Przyszli najebać się za wszystkie stracone lata bez Arii".
Rudowłosa ubrana w czarną rozkloszowaną spódniczkę i biały top piła drinka w jednej z loży w klubie. Obok niej w czarnej miniówce siedziała Melissa, a naprzeciw nich Ryan i Caiden.
— To jak, kiedy ślub? – zapytała Aria.
— Myśleliśmy o tej zimie – odpowiedziała Melissa.
— Wiesz, grudzień ma coś w sobie urzekającego, a o załatwienie miejsca na skromne wesele raczej problemu nie robi – dodał Ryan.
— To już niedługo.
— Po co mamy tak długo zwlekać? Jesteśmy nierozłączni od przedszkola – zaśmiała się brunetka.
— Oczywiście ślub nie odbędzie się dopóki nie zgodzicie się zostać naszymi świadkami – oznajmił śmiertelnie poważnie szatyn.
— Oczywiście, że się zgadzamy – odpowiedziała radośnie Aria.
"My" to tak pięknie brzmiało z ust dziewczyny.
— Napijmy się za to – odezwał się Caiden i uniósł swoją szklaneczkę z whiskey.
Pili i wznosili toasty praktycznie co chwilę. Godzinę później byli w stanie wysokiego upojenia. Śmiali się z opowiadanego przez Caidena żartu aż z głośników nie została puszczona piosenka Girlfriend od Avril Lavigne. Dziewczyny pisnęły.
— Nasza piosenka! – krzyknęły równocześnie i pędem pognały na parkiet.
Zdzierały sobie gardło krzycząc kolejne słowa piosenki. Tańczyły obijając się o swoje ciała.
— And hell yeah. I'm the mother fucking princess! – Zaśpiewała Aria.
Wykonała obrót wokół własnej osi przez co prawie upadła, gdyby nie czyjeś ramiona.
— Uważaj na siebie Aria. Ktoś inny mógł cię złapać i nie skończyłoby się to dobrze dla niego - mówił rozbawiony.
— Dupek – fuknęła.
Stanęła na nieco chwiejnych nogach i zadarła głowę do góry patrząc wprost w jego szare tęczówki.
— Mówił ci ktoś, że masz niezwykły kolor oczu? – zapytała uważnie przyglądając się jego twarzy.
— Raczej nie.
— Masz niezwykły kolor oczu Caiden, taki uzależniający. Plus jesteś cholernie gorący – wypaliła.
Kiedy zorientowała się co powiedziała było za późno. Caiden z uśmiechem na twarzy jeździł wzrokiem od jej oczu do ust i odwrotnie. Oblizał swoje wargi, przyłożył dłoń do jej policzka i bez zastanowienia wpił się w jej czerwone usta.
Zszokowana dziewczyna już po chwili odwzajemniła pocałunek zarzucając ręce na jego kark. Druga ręka chłopaka wylądowała na biodrach dziewczyny przyciągając ją do siebie jeszcze bliżej. Ich serca zabiły mocniej pod wpływem tego pijackiego czynu, którego powinni żałować, ale ani trochę nie żałowali.
Ten jeden pocałunek uświadomił im obojgu coś bardzo ważnego. Caidenowi to, że potrzebował tej dziewczyny w swoim życiu jak nikogo innego. Natomiast Aria dokonała przełomowego odkrycia w związku ze swoimi uczuciami do Eliota. Nie kochała go, po prostu była w nim zakochana i przywiązana przez lata.
W momencie kiedy oderwali się od siebie, Caiden poczuł strach.
— Aria, wybacz, nie powi... – nie dokończył, gdyż zamknęła mu usta krótkim pocałunkiem.
— Czasem powinieneś się przymknąć Cai – musnęła jego wargi. — Wracajmy do nich.
Chwyciła jego dłoń i pociągnęła w stronę loży, w której siedzieli ich przyjaciele. Caiden nie do końca rozumiał co wydarzyło się przed chwilą, ale szybko o tym zapomniał, gdy rudowłosa piękność obdarzyła go szerokim uśmiechem.
Jego serce miękło i biło coraz szybciej za każdym razem, gdy myślał o niej i o tym, że po tylu latach mógł ją dotknąć i posmakować.
— Świetnie całujesz – wyszeptała przygryzając płatek jego ucha.
Przełknął ślinę i już chciał się odezwać lecz dziewczyna pośpiesznie wstała z miejsca.
— Chcecie coś z baru? – zapytała, kiedy spotkała się z odmową, wzruszyła ramionami i oddaliła się od nich.
***
Aria, pijąc już kolejnego drinka w samotności, zastanawiała się co tak właściwie robiła ze swoim życiem.
Przez ostatnie lata miała kochającego chłopaka, który planował z nią wspólną przyszłość, ale jej to nie wystarczało. Chciała więcej, a zarazem mniej.
W pewnym momencie zrobiło się jej niedobrze, zabierając ze sobą małą torebkę, skierowała się do łazienki. Na szczęście nie było kolejki, a ona wylądowała klęcząc przed muszlą klozetową i wymiotowała.
— Więcej nie pije – mruknęła do siebie samej.
Zmęczona, oparła się o zimną ścianę. Odetchnęła z ulgą i wyciągnęła swój telefon. Było po trzeciej i właśnie uwalniała się od męczącego ją życia. Wybrała numer swojego chłopaka i przyłożyła telefon do ucha.
— Halo, Aria, Jestem w pracy o co chodzi? – odezwał się głos po drugiej stronie.
— To koniec Eliot – wybełkotała.
— O czym ty do cholery mówisz?! – podniósł głos.
— O nas. My, nie mamy sensu. To koniec – szepnęła.
— Aria, jesteś pijana?
— Jestem – przyznała pewnie. — Ludzie po pijaku mówią prawdę, a ja zdałam sobie sprawę, że cię nie kocham.
— Wygadujesz głupoty. Wróć do domu i zadzwoń jak będziesz trzeźwa – warknął.
— Nie kocham cię Eliot! – krzyknęła. — Chcę innego życia niż ty. Ślub, dzieci, zestarzeć się razem... To nie moja bajka. Może zapragnę tego za pięć może dziesięć lat, nie mówię nie, ale teraz... Teraz chcę żyć chwilą, wyjechać, poznać ludzi, zakochać się... – wzięła kilka głębszych oddechów. — W moich planach, nie widzę ciebie przy mnie – wydusiła z siebie.
— Aria, do kurwy, kocham cię – przycisnął mocniej telefon do ucha.
— Ale ja ciebie nie, Eliot – jęknęła zmęczona tym wszystkim. — Zakończmy to teraz, nim później, będziemy się przy sobie męczyć i kłócić coraz częściej.
— Jeśli tego chcesz, to droga wolna – wycedził przez zaciśnięte zęby. Po tych słowach rozłączył się.
Aria przełknęła ślinę, odkładając telefon na zimną posadzkę. Serce lekko ją zakuło. Cholera, ona naprawdę to zrobiła. Zakończyła swój długoletni związek z osobą, którą kiedyś kochała, a przez ostatni czas była do niej przywiązana.
W tamtym momencie historia Eliota i Arii, zakończyła się i zrobiła miejsce dla nowej, bardziej prawdziwej.
Odchyliła głowę do tyłu, a stłumiony krzyk wydostał się z jej ust. Zrobiło się jej zimno, ręce i wargi drżały, a dziewczyna wyglądała okropnie.
Nagle spokój towarzyszący rudej zniknął. Dzwonek telefonu rozbrzmiał w całej klubowej łazience, a kiedy zobaczyła kto dzwonił, mimowolnie uśmiechnęła się. Odebrała, a po chwili usłyszała zachrypnięty głos.
— Gdzie jesteś?
— W łazience – oznajmiła cicho.
— Nie ruszaj się, zaraz będę.
Jak powiedział, tak się stało. Kiedy zobaczył ją siedzącą pod ścianą, wiedział, że coś musiało się stać. Nie pytał o nic, po prostu był. Pomógł jej wstać i przytulił do siebie.
— Ostro się najebałaś, ruda – mruknął w jej burzę rudych włosów, na co parsknęła.
— Jeśli cię to pocieszy to chwilę temu rzygałam – dodała. — Dasz mi gumę? – zapytała spoglądając w jego piękne szare tęczówki. Z kieszeni wyciągnął paczkę gum i poczęstował ją nimi.
Nie wiesz jak bardzo bym chciał całować twoje usta i każdy skrawek twojego ciała, Ario. – O tym myślał, kiedy wpatrywał się w jej uzależniające zielone oczy.
— Odwiozę cię do domu – powiedział i skierowali się na parking, gdzie stało jego auto.
— Caiden, mógłbyś zostać ze mną? – zapytała niepewnie.
Zatrzymał się i ze zdezorientowaniem na twarzy spoglądał na nią.
— Chodzi o to, że nawet nie chcę mi się wracać do domu i po prostu nie chcę być dzisiaj sama. Wiem, że to brzmi trochę żałośnie...
— Zostanę z tobą – powiedział. — Chodź do auta, pojedziemy do mnie.
Aria uniosła kąciki ust do góry i wsiadła samochodu chłopaka. Ciepło rozlewało się po jej ciele, kiedy prowadząc, ukradkiem spoglądał na nią i uśmiechał pod nosem.
Tamtego wieczoru zasnęli w swoich objęciach w mieszkaniu Caidena. Oboje mieli cichą nadzieję, że w końcu w ich życiu pojawiły się odpowiednie osoby, z którymi przeżyją najpiękniejsze chwile w swoim życiu.
***
— Długo jeszcze mam czekać? – spytał zniecierpliwiony brunet.
— Tak – burknęła.
— No dalej ruda – jęknął.
Dziewczyna podniosła się do pionu z rozwiązanym butem i spojrzała na niego wymownie.
— Jak ty mnie nazwałeś?
— Ruda, a wolisz inaczej? Może skarbie, kochanie, słonko, misiu albo królewno? – uśmiechnął się kpiąco.
— Czasem się zastanawiam czy masz dwadzieścia cztery czy czternaście lat.
— Chodź – pociągnął ją w stronę wyjścia z domu, a potem wsiedli do auta chłopaka.
Po piętnastu minutach znaleźli się w miejscu, gdzie nie było kompletnie niczego. Sierpniowe powietrze dawało po sobie poznać iż robiło się coraz zimniej. Ciemność padała na wszystko dookoła. tylko światła reflektorów samochodu oświetlały dwójkę młodych osób.
— Caiden, gdzie ty mnie wywiozłeś?
Chwycił dziewczynę za rękę i pociągnął w stronę, gdzie widać całe Richmond z góry.
— Tutaj możesz poczuć się jak pierdolony władca tego miasta. Robi wrażenie, co?
— Bardzo, niesamowite miejsce – wydusiła z zachwytem w głosie.
— Lubię tu przyjeżdżać – przyznał. — Nocami jest tu cholernie piękny widok, a ja lubię czasem posiedzieć i pomyśleć nad sensem życia.
— Dlaczego więc tu przyjechaliśmy?
— Ostatnio coś cię gnębiło, chciałem zabrać cię w miejsce, w którym poczujesz się jak pani swojego życia i pomyślisz. Jak coś to możemy też pogadać – mówił, kiedy zasiadł na jednym z wielkich kamieni. Aria usiadła z drugiej strony i oparła się o jego plecy.
— Dziękuję – szepnęła. — Wystarczy, że będziesz tu przy mnie.
***
— Czuję się jak nastolatka uciekająca z domu – parsknęła. — Caiden?
— Hm?
— Dlaczego zawsze spotykamy się nocą – zapytała dziewczyna.
— Ponieważ noce są piękne – wzruszył ramionami.
Aria westchnęła i usiadła, na przygotowanym przez Caidena, kocu. Z kolei chłopak otworzył wino i nalał je do kieliszków, po czym podał go dziewczynie.
— Caidenie McRaeu – zaczęła zielonooka. — Czy ty właśnie zorganizowałeś nam randkę na działce swoich rodziców? – zapytała unosząc lewą brew do góry.
— Mocne słowa panno Farrell, zważywszy na to, że ma pani chłopaka.
— Nie mam – odpowiedziała, czym zaskoczyła bruneta. — To jak z tą randką?
— Jak to nie masz? – zmarszczył brwi.
— Ludzie się schodzą i rozchodzą. Taka kolej rzeczy, Caiden – wzruszyła ramionami. — To jak? Mam tę noc podpiąć pod naszą pierwszą letnią randkę?
— A chciałabyś ją tak nazwać? Letnia randka Caidena McRaea i Arii Farrell?
— Może – szepnęła i upiła łyka czerwonego wina.
Odłożyła kieliszek na bok i przyjrzała się twarzy bruneta. Jej wzrok manewrował pomiędzy oczami, a ustami chłopaka. Po chwili przyłączył się do tego chłopak. Oboje wpatrywali się w swoje oczy niczym zahipnotyzowani.
— Dzisiejszej nocy mamy piękne gwiazdy na niebie i nie tylko – szepnął chłopak.
— Nawet na nie nie patrzysz.
— Jedną mam przed sobą, świeci najjaśniej – wychrypiał nie tracąc z nią kontaktu wzrokowego.
Żołądek dziewczyny zrobił fikołka, serce zabiło szybciej, a twarz zarumieniła się.
— Ładnie się rumienisz – uśmiechnął się słodko.
Przygryzła wargę i zbliżyła się do niego. Ich twarze niemal się stykały ze sobą, a oni dalej patrzyli w swoje oczy.
— Jak to się stało, że znamy się całe życie, a dopiero teraz widzę jaki jesteś troskliwy, słodki, a zarazem władczy i uzależniający? Jakim cudem nie zakochałam się w tobie lata temu? – Jej oddech przyjemnie muskał skórę jego twarzy.
Właśnie, dlaczego? Może dlatego, że była zaślepiona Eliotem Oxfordem, a Caidena traktowała jak zwykłego kolegę?
— Mogę ci coś zdradzić? – zapytał niepewnie.
— Mhm.
— Kocham się w tobie od podstawówki.
Zamarła. Caiden McRae kochał ją odkąd byli dzieciakami?!
Kilkukrotnie zamrugała powiekami i kiedy miała się odezwać brunet po prostu wpił się w jej usta. Zdezorientowana nawet nie zdążyła odwzajemnić pocałunku.
— Niezły szok, co? – prychnął odsuwając się od dziewczyny.
— Kochasz mnie? – Niepewnym głosem zadała pytanie, które wcale nie było dla niego łatwe.
— Kocham, a przynajmniej jestem w tobie po uszy zakochany – parsknął. — Przed twoim wyjazdem do Anglii chciałem ci to powiedzieć, zatrzymać cię tutaj, ale ty byłaś z Eliotem i odpuściłem.
— Caiden... – szepnęła.
— Nie musisz nic mówić, Aria – powiedział zawiedziony. — Tylko chujowo wyszło, że zepsułem tak miły wiecz... – nie dokończył.
Wargi dziewczyny szybko odnalazły te chłopaka. Objęła rękoma za jego kark i usiadła na nim okrakiem. Caiden położył ręce na jej biodrach, a już po chwili przejął kontrolę nad pocałunkiem. Moment później wdarł się językiem do jej środka, a ich języki zaczęły leniwie ze sobą tańczyć. Kiedy oderwali się od siebie z trudem łapali oddechy.
— Cholera, Aria – wydyszał chłopak.
— Cii – przyłożyła palec do jego ust. — To było najpiękniejsze wyznanie miłości jakie kiedykolwiek w życiu usłyszałam. Nie umiem pojąć co musiałeś czuć przez te wszystkie lata, ale los ponownie nas połączył. To chyba znak, abyśmy spróbowali, Caiden.
— Mówisz serio? – dopytał.
Nie dowierzał. To dla niego było niedorzeczne.
— Nie, na niby – parsknęła. Chłopak przewrócił oczami na wypowiedź dziewczyny.
— Co powiesz na randkę w Berlinie? – Słodki uśmiech błąkał się na twarzy bruneta.
— Brzmi idealnie – szepnęła, po czym ponownie złączyła ich usta w czułym pocałunku.
***
KONIEC
***
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro