Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Niewłaściwe miejsca

Autor: K. Mendes


Obrazów z tej nocy, więcej nie chciałam pamiętać.

Podczas moich nocnych godzin pracy miałam okazję przyjrzeć się wielu gościom. Niczego się tutaj nie bałam, to chyba ze względu na to, że mieliśmy dobrą ochronę, przy której czuje się bezpieczna. Nocny, ekskluzywny klub tego wymagał. Nie przychodził tu byle kto, sama śmietanka towarzyska. Chociaż.. Może trochę przesadzam.

Inni też przychodzili, może mniej bogaci, ale przychodzili. Dzięki częstym obserwacjom mogłam to po prostu zauważyć.

Niektórzy lubili żyć w swojej bańce, inni potrzebowali trochę zabawy z nowo poznanymi ludźmi.

Najbardziej ciekawiło mnie to co kryli tak naprawdę w sobie. Nikt nie jest czysty, a ja lubię poznawać tajemnice innych. Uwielbiam być o krok do przodu, czasami pociągać za sznurki.

— Zaraz zaczynasz Rose. — powiedział stojący na przeciwko mnie barman, stawiając przede mną szklankę z sokiem pomarańczowym. Wie, że lepiej bym nie rozkręcała się, zanim zacznę pokaz. Zaprzestałam swoje ukradkowe rozglądanie się po innych i posłałam mężczyźnie delikatny uśmiech.

Roseline Hudson, striptizerka, kusicielka, dziewczyna lubiąca przygody. To zapewne mogą powiedzieć o mnie stali klienci klubu. Więcej nikogo nie ciekawiło.

— Pamiętam. Jeszcze nie odleciałam, bo przed tańcem nie chcesz mi dać alkoholu, Davidzie. — Wzruszyłam ramionami i wypiłam za jednym zamachem zimny sok. Oblizałam językiem nieco mokre, czerwone wargi i patrzyłam w jego bursztynowe oczy.

Zeskoczyłam z wysokiego, obrotowego krzesła i odeszłam w stronę zaplecza, gdzie jedno z miejsc było nasze. Uwielbiałam te prace. Grafik do wyboru, dobre stawki i alkohol bez limitu. Dodatkiem są napiwki od mężczyzn lub jakaś impreza, gdzie wszystkie oczy są skierowane tylko na mnie, ale na takie propozycje zgadzam się tylko jeśli wiem, że są to zaufani ludzie. Moje życie mi się podoba, nie chce szybko się stąd ruszać, więc w pewnych rzeczach lepiej zachować ostrożność.

Makijaż prezentował się bardzo dobrze, więc nie potrzebowałam poprawek. Założyłam czarne błyszczące szpilki, koronkowy gorset z białymi guzikami, który nieźle uwydatniał moje piersi i pończochy. Wszystko w tym samym kolorze. Włosy zarzuciłam do tyłu i przejrzałam się w lusterku. Wyglądam jak milion dolarów, tak jak dziewczyny, które były tutaj ze mną.

Wyszłam drugimi drzwiami, które od razu kierowały na scenę. Muzyka rozprzestrzeniła się z głośników. Rozejrzałam się po zatłoczonej juz sali, posyłając gościom zadziorny uśmiech, wybranym puściłam oczko.

Kiedy usłyszałam znajome słowa piosenki You're Somebody Else wskoczyłam na rurę, zaczynając się kręcić, wykonywać figury. Motyl, Allegra, piruety czy różne zjazdy bokiem, moje ulubione popisówki.

Przez 3 lata chodziłam na pole dance, potem dołączyłam do grupy exotic, która jeszcze bardziej pozwoliła mi pokochać siebie. Należałam do niej ponad rok, a teraz jestem tutaj. To nie było łatwe, ramiona odmawiały posłuszeństwa, wiele upadków, operacja, ale jestem tutaj, robię co lubię, a wychodzi mi to rewelacyjnie.

Sama nie wiem kiedy skończyłam pierwszy z układów. Gdy tak się stało dołączyły na scenę kolejne tancerki, ale coś było nie tak. Jedna się nie pojawiła.

Kontynuowałam swoją pracę cały czas spoglądając na współwłaściciela, który delikatnie pokręcił głową bym się nie martwiła.

To było dziwne, zważywszy na to, że widziałam Laurę w pokoju.

Starałam się nie zaprzątać sobie tym głowy. W pewnym momencie mój wzrok powędrował na mężczyznę, który bacznie mi się przyglądał. Zauważyłam błysk w jego oku. Kiedy miałam okazję starałam się mu lepiej przyjrzeć. Co chwile upijał whisky, nie spuszczając ze mnie wzroku, niebieska marynarka opinała jego ramiona, a szare spodnie bardzo się do niej wpasowały. Na twarzy gościł zarost, brązowe włosy były ułożone na żel, ale część żyła swoim życiem, co dla mnie wyglądało uroczo. Patrzył tylko w moją stronę, na nikogo innego.

Zawsze w takich momentach czułam się w jakiś sposób wyróżniona. To bardziej mnie motywuje do bycia jeszcze większą profesjonalistką w tym co robię. Niestety w pewnym momencie się rozproszył, wstał gdy tylko podszedł do niego jakiś mężczyzna i po wymianie kilku zdań, zniknęli.

Po trzech układach była pora na moją krótką przerwę, resztę dziewczyn czekał jeszcze jeden układ z racji na to, że to ja dziś rozpoczynałam serię występów. Zeszłam powoli, szukając przez krótką chwilę wzrokiem mężczyzny, który patrzył na mnie z tak wielką intensywnością, że miałam ochotę by znów to zrobił. Dotarło do mnie jednak, że przepadł.

Po przejściu krótkiego korytarza, zatrzymałam się słysząc jakieś głosy z naszego pokoju. Wiedziałam, że Laura tu jest, nie myliłam się. Delikatnie otworzyłam drzwi i schowałam się przy ubraniach, przy drugim wejściu, gdyby była potrzeba pobiec po kogoś z ochrony. Zmrużyłam oczy i położyłam dłoń przy ustach, dostrzegając co jeden z facetów trzymał w dłoni.

— Nie chciałam Ci tego robić, przepraszam że cię zawiodłam. — Powiedziała znajoma, nie mogąc powstrzymać łez.

Pistolet, który trzymał nieznajomy, którego widziałam przed sceną, został nabity w szybkim tempie. Kurwa, co tu się dzieje. Stał przy drugich drzwiach, czekając na polecenie.. swojego szefa?

Na jego twarzy nie było już niegrzecznego uśmieszku, który wcześniej widziałam. Twarz nie wyraża żadnych emocji, jakby nie robił tego pierwszy raz. Musiał być profesjonalistą.

— Nie ma takiej potrzeby, James. Poradzę sobie. — Usłyszałam słowa mężczyzny stojącego na przeciwko Laury. Ogarnęło mnie przerażenie, nie byłam w stanie się ruszyć. Każdy mój niepotrzebny ruch, mógł tak wiele kosztować.

— Jak mogłaś mi to zrobić.. pokochałem cię! — Pokręcił głową i zaczął się śmiać. Przycisnął dziewczynę do ściany i złapał za jej szyję. — Rozpadniesz się jak ja. — Uprzedził, patrząc w jej załzawione oczy.

Czułam, że nie mogę oddychać, widząc to wszystko. Pomimo tego, że nie ja jestem duszona, odczuwałam wszystko tak, jakbym ja była na miejscu striptizerki.

Bałam się co się stanie. Żyłam w przekonaniu, że ktoś tu po prostu przyjdzie i będzie w stanie cokolwiek zrobić. Niedługo zakończy się przedstawienie, wszystko będzie dobrze.

Przez krótki czas przyduszania dziewczyna starała się wyrwać, mówić cokolwiek by jakoś zmienić sytuację. Gdy jej twarz zrobiła się już sina, puścił jej szyję i powalił na ziemię. Była słaba, nabierała w płuca powietrza, które przez długą chwile nie było osiągalne przez uścisk. W tym momencie nie widziałam jej wyrazu twarzy, ale wyobrażałam sobie co musi przeżywać.

Mężczyzna z pistoletem przez cały czas się rozglądał. Wiedziałam, że mnie tu nie widzi, a przynajmniej taką miałam nadzieję. Gdyby byłoby inaczej, dostałabym kulkę w łeb. Do tej pory myślałam, że nigdy nie doświadczę czegoś takiego, takie rzeczy tylko w filmach...

Zdesperowany kochanek próbuje zabić kobietę, która go zdradziła.

Nagle z odsieczą pojawia się wybawienie. Niestety, to nie film z dobrym zakończeniem, a moje ciało ogarnął paraliż.

Zbyt wystraszona tym, że mogą mnie zabić, nie mogłam zrobić nic więcej, tylko patrzeć.

— Będziesz się rozpadać. — Kontynuował przeraźliwie się uśmiechając. Nie mam pojęcia, co planuje, ani jak długo to będzie trwać, ale wiem, że to wariat.

— Szefie, nie mamy dużo czasu. Występ zaraz dobiegnie końca. — Powiedział James po spojrzeniu na godzinę. A to dranie! Wszystko zostało wcześniej przygotowane. Dopięte na ostatni guzik, z wyjątkiem mnie.

— Miałem nadzieję na dłuższą chwilę z tobą. — Powiedział, a ja z obrzydzeniem patrzyłam jak lustruje ciało rozpłakanej dziewczyny.

— Zdawałaś sobie sprawę z tego kim jestem, kurwa! Może... kiedyś będę w stanie się z tym wszystkim pogodzić.

Zrozumieć twoje pobudki, kochanie.. — Stwierdził. Laura coś powiedziała, ale nie zrozumiałam tego.

Facet naprawdę zachowywał się jak szaleniec. W pewnym momencie uklęknął przy niej i złożył pocałunek na jej ustach. Miałam nadzieję, że wyjdą po tym. Jak bardzo mogłam się mylić...

Podniósł się i ruszył w moją stronę, ale zatrzymał się zakładając.. szpilki. Ze strachu przestałam oddychać. Byłam przekonana, że szedł po mnie, że mnie widział, ale wszystko wróciło do normy. Nie chodziło o mnie, a o buty. Nie miałam pojęcia co robi ten człowiek.

— Dostałaś je ode mnie. — Zauważył, a następnie przybliżył się do jej ciała.

— Nienawidzę cię — Wyszeptał zdławionym głosem, po czym wszedł na jej ciało i zaczął po niej skakać, na nogach mając obcasy. To było.. przerażające. Nie wyobrażałam sobie takiej śmierci. Słyszałam tylko jeden krzyk, reszty odgłosów nie mogłam opisać, nie mogłam na to wszystko patrzeć.

James próbował go uspokoić, a potem już sam nie patrzył na masakrę, która się tu wydarzyła, ani Na szaleńca, który zrobił to z taką satysfakcją.

Łzy leciały cały czas, aż w końcu zwymiotowałam. Nie dałam rady. Obrzydzeniem było zbyt duże. Nogi odmawiały wciąż posłuszeństwa. Byłam słaba i zła na siebie, że nie zrobiłam nic.

— Ja pierdole, ktoś tu jest! — Zauważył James, podniesionym głosem. Wykorzystałam resztki sił i po prostu uciekłam. Jak najszybciej się dało, jak najdalej, niewiele myśląc o tym gdzie w ogóle mam się podziać. W końcu schowałam się w zakamarku, gdzie były różne mopy, ścierki czy worki. Zamiast pobiec na scenę, jestem w miejscu z daleka od innych ludzi. To tak głupie posunięcie...

Pozostaje tylko modlić się o przeżycie.

Z miejsca w którym przed chwilą byłam, słyszałam kobiece krzyki, co dało mi nadzieję, że ich już tam nie było, ale nadzieja jest matką głupich. Skuliłam się przy końcu schowka i siedziałam w ciemności. Przed oczami widziałam ich wszystkich, jak robili jej krzywde, nie dali szansy... Nie umiałam się pozbierać.

Ludzie wokół zakładają maski. Widzimy, słyszymy kogoś zupełnie innego, a potem okazują się potworami. Nie chcę wiedzieć jak wiele ich jest.

Nie wiedziałam czy dzisiejszej nocy powinnam stąd wychodzić. Chce mieć pewność, że nie spotkam ich więcej. To koniec, prawda? Skoro słyszałam krzyki to powinni widzieć co się stało. Jestem bezpieczna.

Próbowałam wziąć się w garść. Nie wiem ile to trwało. Nie byłam stabilna. Wstałam, ale moje nogi drżały. Podpierałam się o ścianę i gdy miałam ruszyć, usłyszałam znajomy głos.

— Rose, jesteś tutaj? — Nie wiem dlaczego, ale podświadomie wierzyłam, że to moje wybawienie. Zmartwiony głos Davida to coś czego potrzebowałam. Skąd wiedział? Widział jak tu uciekam? Był świadkiem czegokolwiek?

Jak na zawołanie dostaje odpowiedź na nurtujące mnie pytania.

— Widziałem co się stało... nigdzie cię nie było. Przestraszyłem się, że stała ci się krzywda, więc próbowałem cię znaleźć, a to chyba jedyne rozsądne miejsce.

Drzwi zostały otwarte. Powoli podeszłam w stronę wybawiciela. Spojrzałam na twarz pełną cierpienia i słuchałam jego słów. Potrzebowałam się teraz przytulić, powiedzieć co widziałam i płakać w jego ramionach. Teraz wydaje mi się to najlepszym wyjściem.

— Przepraszam Rose. Nie tak to miało wyglądać. Nie miałaś tego wszystkiego widzieć. Wszystko poszło, kurwa nie tak! — Nie byłam pewna czy dobrze wszystko rozumiem. Zrobiłam kilka małych kroków do tyłu. Spokój, tylko on cię teraz może uratować.

Nie dane mi było uciec drugi raz. Ktoś za mną stał. Wiedziałam to. Obezwładniono mnie. Obrzydliwy smród dostał się do nozdrzy. Nie mogłam oddychać. Śmierdząca szmatka przy twarzy nie miała dla mnie litości, a ja nie miałam siły dzisiaj z kimkolwiek walczyć.

— Mamo... jest jeszcze wcześnie. Proszę cię, daj mi pół godzinki. — Mruknęłam na wpół śpiąco. Troche majaczyłam, ciekawe tylko jak długo.

Otworzyłam powoli oczy zdezorientowana. Śniła mi się mama, po tylu latach...

— Nie jestem twoją mamą. Bardziej pewnego rodzaju koszmarem. — Powiedział mężczyzna, odwracając głowę w moją stronę. Podniosłam się powoli, co było trochę utrudnione, gdy rękę miałam podpiętą do oparcia siedzenia. Przecież nie jestem niebezpieczna. Oni są.

Już nie patrzył na mnie tak jak wtedy, gdy byłam na scenie. Właśnie, ile minęło? Gdzie jedziemy, gdzie się podział tamten szaleniec? Co się wydarzyło po wyjściu z zakamarka?

— Wiem, bo moja mama nie żyje. Chyba postanowiła mi się pokazać, przed moim końcem. Może do niej dołącze.

— Wiesz, że nie powinno cię tam być, prawda?

— Powinnam. Kończe występ wcześnie. — Zauważyłam, patrząc na Jamesa we wstecznym lusterku auta. — Chyba o tym zapomniałeś.

— Niezupełnie. Wiedziałem, że kończysz wcześnie, ale w zwyczaju masz zejść ze sceny i pójść się napić. Nie wrócić do pokoju.

Totalnie mnie zbił z tropu. Pierwszy raz się widzieliśmy, przynajmniej takie mam wrażenie, a on wie takie rzeczy.

— David był naszym informatorem. Teraz raczej mogę Ci o tym powiedzieć. Gdybyś zrobiła to co miałaś dotychczas w zwyczaju, nie jechałabyś na egzekucję.

Po moim ciele przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Mówił to tak zwyczajnie, dla mnie to do cholery nie było normalnie. Nigdy nie sądziłam że podpadnę komuś aż tak, że będzie chciał mnie zabić. Wolałabym umrzeć we śnie, w wypadku razem z mamą, ale nie. Najlepsza będzie egzekucja.

Ręka już nieźle mi zdrętwiała. Szarpnęłam nią delikatnie i westchnęłam.

— Nie jesteś przerażający aż tak jak ten drugi, ale i tak jest nieprzyjemnie. To wszystko nie było konieczne.

— Mam rozumieć że nie chcesz rozmawiać?

— Jeśli mam prawo zabrać głos w tym wszystkim, to wole rozprostować nogi i zmienić pozycję ręki. Najlepiej jak będzie spoczywać tu. — Mruknęłam, pokazując na wolną rękę, ale nie usłyszałam odpowiedzi. W porządku. Można i tak.

— Długo już tak jedziemy? Dawno mnie uśpiłeś?

— Trochę ci się pospało. Długo byliśmy w okolicy czekając aż sytuacja się ogarnie. Mój szef miał to inaczej zakończyć, ale wyszło jak wyszło. Dużo policji, więc lepiej było się nie pokazywać. Potem wyruszyliśmy, jest kolejna noc. Z tego wynika, że.. spałaś ponad 20 godzin. — Powiedział ściszając nieco muzykę w radiu. — Niedługo będziemy przy stacji. Tam będziesz mogla rozprostować nogi i jeśli będziesz grzeczna, kupie ci coś do jedzenia. — Oznajmił i spojrzał na ekran telefonu. Przeczytał jakąś wiadomość i uderzył ręką w kierownice. Był zdenerwowany, to chyba niedobrze.

Spojrzałam za okno, jeszcze zaspanym wzrokiem i mimowolnie ziewnęłam. Nie wiem czy powinnam z nim jeszcze rozmawiać, ale.. może coś ugram? Nic nie tracę. Mogę tylko zyskać, skoro i tak chcą mnie zabić.

— A jak miało się to skończyć? Od dawna to planowaliście? — Wróciłam do tematu, który mnie nurtował. Nieprzyjemne sceny wciąż mam przed oczami, ale jestem człowiekiem ciekawskim.

— Za bardzo się zdenerwował. Miał ją uprowadzić, potem zmienił swoje plany na zabicie za zdradę, ale jak pewnie zauważyłaś, zrobił to dość drastycznie. To nie było planowane.

— Tak jak ja nie byłam.

— Dokładnie. Wszystkiego człowiek nie może przewidzieć. Czy tego chcemy, czy nie. — Powiedział i wydawało mi się, że zastanawia się nad czymś. — Co się stało z twoją matką?

— Jaki masz cel, w pytaniu o to wszystko? - Spytałam zaskoczona. Nieco.. mącił mi w głowie.

— Skoro już rozmawiamy, to rozmawiajmy. Wspomniałaś, że nie żyje, a takie tematy mnie interesują. Sposoby w jakie..

— Miała wypadek samochodowy 4 lata temu. Miałam z nią jechać na zakupy do innego miasta.. Ktoś był naćpany i dość niecierpliwy, ale miał więcej szczęścia.

— Obwiniasz się, że spałaś zbyt długo? — Nawiązał zapewne do mojego majaczenia, ale trochę czasu mi zajęło dojście do tego.

— Przez długi czas obwiniałam ją za to że nie poczekała. Byłam zła, że nas zostawiła, a tate skazała na szpital psychiatryczny, bo nie mógł sobie poradzić z tym wszystkim.

W końcu zaczęłam obwiniać siebie. Zrozumiałam jednak, że to wina jedynie narkomana, który wszedł za kierownice. Nikogo innego. — Wzruszyłam ramionami. Było mi smutno, gdy musiałam o tym opowiadać, ale skoro już mam okazję to czemu nie powiedzieć o tym co leży mi na sercu? Może to jakoś wykorzystać przeciwko mnie? Już nie.

— Skoro już rozmawiamy na takie tematy, to.. jak to się stało, że jesteś mordercą? — Spytałam, obserwując uważnie wyraz jego twarzy.

Ani drgnął. Wciąż jest czymś zmartwiony, spięty.

— Powiedzmy, że ludzie których spotkałem uratowali mnie od piekła.

Trafiłem co prawda do innego, ale wygląda o wiele inaczej. W tym pierwszym byłem zbyt słaby, by zrobić cokolwiek. Ojciec pijak, a matka zepsuta przez niego do szpiku kości. Nie umiała normalnie funkcjonować. Mówi ci to coś? — Zapytał, zaciskając mocniej dłonie na kierownicy. — Tutaj mogę wykonywać własne ruchy, Rose. Dokonywać własnych wyborów, dzięki temu przestałem się bać. Czegokolwiek i kogokolwiek.

Widzę wiele opcji. Nie czuje się w żaden sposób męczennikiem, to jest przyjemne i satysfakcjonujące.

Pojawiłem się w złym miejscu, o złej porze. Kiedyś tak myślałem, ale jednak dostałem szansę. — Powiedział, a mi się zrobiło go żal.

— Ból który musiał...

— Nie znam już bólu w sposób w jaki ty go możesz znać. — Powiedział, a ja zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc go. Jak wiele może nas różnic?

— Cieszysz się z tego co teraz robisz?

— Robię co uważam za słuszne, bo władze niewiele robią. Wiem to na swoim przykładzie. W dodatku widzę zdecydowanie więcej po naszej stronie, niż wiele innych ludzi.

— Należysz do tej złej strony, prawda?

— Nie lubię szufladkowania ludzi. Możesz to nazywać jak chcesz. Dopóki nie doświadczysz pewnych rzeczy.. nie dowiesz się niczego. — Odpowiedział. Na wszystko potrafił znaleźć odpowiedź. Ani chwilę się nie zawahał, co sprawiało, że czułam że ma racje.

Totalna głupota, przecież on na pewno mąci mi w głowie! Tylko w jakim celu?

— Dlaczego powiedziałeś mi tak wiele?

— Żadna praca nie hańbi, ale każda ma swoje minusy. Nie mam zbytnio komu się zwierzyć, opowiedzieć o tym co mnie spotkało, bo ich to najzwyczajniej w świecie nie interesuje. Pomyślałem, że dobrze będzie się zwierzyć komuś kompletnie nieznajomemu.

Poczułam łzy w oczach. Naprawdę było mi go żal. Życie w żaden sposób go nie rozpieszczało. Nie miał z kim o tym porozmawiać.

Był samotny, a to zawsze mnie przerażało. Bycie kompletnie samym w jakimś momencie życia.

Wiedziałam, że może faszerować mnie czym tylko zechce, ale ja wierzyłam.

— Teraz się zatrzymamy. Będziesz grzecznie się zachowywać, a dostaniesz nagrodę. Rozkuje cię. Jeden zły ruch, a będę musiał kogoś zabić. — Oznajmił ze stoickim spokojem.

Ile lat musiało mu zająć przyzwyczajenie się do tego wszystkiego? Jak wiele nie wiedziałam? Z każdą chwilą miałam więcej pytań, a odpowiedzi coraz mniej. Gdy się zatrzymał, obszedł samochód i otworzył drzwi przy których siedziałam. Odpiął moją rękę, a intensywne spojrzenie wlepił w moją twarz. Ponownie nie mogłam oderwać od niego wzroku.

Był cholernie seksownym mężczyzna.

Miałam ochotę przejechać dłonią po jego zaroście. Potem wpleść je w jego roztrzepane włosy, cały czas patrzeć w jego czekoladowe oczy, dotykać go. Starać się wyczytać z niego więcej. Gdy był tak blisko i patrzył na mnie w ten sposób, znów czuje się jak na scenie. Chciałam zrobić coś.. nieodpowiedniego.

— Idziemy. — Powiedział poirytowany, ciągnąc mnie za rękę. Dobrze było rozprostować nogi. Z bagażnika wyciągnął plastikowy kanister do którego wlał paliwo, a potem weszliśmy na stacje. Nie było żadnych klientów, tylko pracownik, który przeglądał coś w telefonie. Uniósł na nas spojrzenie gdy się zbliżyliśmy do kasy. Delikatnie się do niego uśmiechnęłam, by nie wzbudzać żadnych podejrzeń i rozejrzałam się.

— Muszę do łazienki. — Wyszeptałam

— Do tego dwa duże hot dogi z ketchupem. — Powiedział płacąc i spojrzał na mnie niezadowolony. — Pójdę z tobą.

Jak powiedział, tak też zrobił. Myślałam, że poczeka przed łazienką, ale wszedł tam razem ze mną.

- Nie licz na jakąkolwiek prywatność. Zrobiłem już o jeden błąd za dużo. Szybko biegasz i wydajesz się sprytna, więc się jedynie odwrócę. - Powiedział wyciągając broń z wewnętrznej kieszeni kurtki.

Nie miałam zamiaru robić nic złego. Chciałam się po prostu załatwić. Nie było to bardzo komfortowe, ale przecież sobie nie ufaliśmy. Zrobiłabym podobnie.

Oglądałam dużo filmów i źli ludzie wykorzystują takie momenty, ale ja nie jestem zła i wierze w pewien rodzaj sprawiedliwości. Może do mojej egzekucji zdążymy się polubić? Dużo widziałam, ale potrafię dochować tajemnicy. Tylko jak to udowodnić?

Umyłam ręce i po wyjściu z łazienki dostaliśmy nasze jedzenie. Nie spodziewałam się, że mogłam być tak głodna.

— Czy zapinanie mnie znowu będzie konieczne?

— Zdecydowanie.

— A mogę usiąść z przodu?

Westchnął poirytowany i otworzył przednie drzwi. Usiadłam z przodu i od razu odczytałam datę, która widniała nad radiem. Faktycznie długo spałam. Kolejny raz moja ręka została przypięta, ale swobodnie mogłam jeść jedną. Ruszyliśmy w niezbyt znanym mi kierunku. Czasami o czymś rozmawialiśmy, ale odniosłam wrażenie, że go irytowałam. Nie martwiło mnie to jakoś specjalnie. Miałam okazję dowiedzieć się więcej, a w takich chwilach nic innego nie było ważne.

— Jesteś spięty. — Powiedziałam w końcu coś na ten temat.

— Jesteś dobrą obserwatorką, ale nie powinno cię to martwić.

— Łatwo to zauważyć. Pewnie jest to spowodowane moją osobą, hm?

— Wieczne pytania czy już nie żyjesz, potrafią być irytujące. — Przyznał mi w pewien sposób racje. Chodziło o mnie.

— Nie odpisujesz im? Przecież do nich jedziemy. Nie powinni długo czekać na odpowiedź. — Powiedziałam, jakbym coś wiedziała na ten temat.

— Żadna z ofiar do tej pory nie była tak ciekawska. Wydaje mi się czy wcale nie boisz się tego co ma się wydarzyć?

— Po tym co widziałam, żadna egzekucja nie wydaje mi się straszna, co nie zmienia faktu, że nie chce umierać. Lubię swoje życie.

Pojawiłaś się w niewłaściwym miejscu, o niewłaściwej porze. - Powiedział prawie niesłyszalnie.

— Tak jak kiedyś ty. — Przyznałam rację Jamesowi. Uniósł kącik ust do góry, ale nie odzywał się. — Może mogłabym pomóc Ci się odprężyć?

— To chyba niemożliwe w tym momencie.

— Zjedź na pobocze i odepnij mnie. Zapewniam, choć trochę może pomóc. Tobie i mi. — Powiedziałam.

Sama nie wierze w to co robię, ale w tym momencie wydaje mi się to.. nieludzko właściwe. Zmrużył oczy zapewne zastanawiając się co planuje. Przez krótką chwilę jechaliśmy w ciszy, aż zrobił to o co prosiłam, ale najpierw musieliśmy zjechać z głównej drogi żeby na pewno nikt się nie przyczepił.

Zawahał się ale odpiął kajdanki kluczykiem, gasząc silnik. Raz się żyje.

Przesiadłam się na miejsce kierowcy i usiadłam na nim okrakiem. Nie protestował, tylko mnie obserwował.

— Obserwowałeś mnie tak na scenie, bo to była część planu, czy ładnie tańczyłam? —Spytałam powoli pozbywajac sie paska jego spodni. Otworzyłam rozporek i z jego pomocą zsunęłam je. Odsunął fotel by było więcej miejsca, więc przystał na moją propozycję.

- Myślałem o tym ile ci zajęło dojście do tego gdzie jesteś. Jak wiele cię to kosztowało. Co prawda pomyślałem też o tym, że na moment mógłbym cię mieć przy sobie.

- Tak jak teraz? - Zapytałam, wyjmując penisa z bokserek. Oblizałam suche wargi i westchnęłam. Straciłam rozum. Przetarłam go dłonią kilka razy, a później uklękłam w wolnym miejscu. Co prawda bardzo wygodnie nie było, ale to tymczasowa pozycja. Wsunęłam do buzi jego główkę, ale szybko ją wyjęłam. Czubkiem języka kręciłam kółeczka wokół żołędzia, delektując się jego jękami.

- Tak jak teraz, ale zaczyna się zdecydowanie lepiej. - Mruknął.

- Bo to nie tylko fantazja. - Oznajmiłam przestając na chwile sprawiać mu przyjemność. Znów spotkałam się z intensywnym ciemnym spojrzeniem. Przełknęłam ślinę. Może w każdej chwili mnie zabić.

Odepchnęłam od siebie wszystkie złe myśli i znów zaczęłam lizać, ssać. W końcu odważyłam się włożyć do buzi więcej. Cofałam się i z każdą chwilą pragnęłam jeszcze więcej, starałam się. Pomagał mi delikatnymi ruchami bioder, a dłonią trzymał moje włosy, sapiąc.

— Wystarczy. — Mruknął, łapiąc więcej oddechu. Powoli wysunęłam członka z ust i wytarłam je wierzchem dłoni.

Wróciłam na jego kolana i bez zbędnych słów pozbyłam się skórzanej kurtki i podkoszulka. Nie musiałam tego robić, ale chciałam. Objęłam dłońmi masywne ramionami, a wzrok powędrował na nagi tors. Przy pępku miał opatrunek. Wyżej kilka siniaków i wiele blizn. Chciałam wiedzieć, choć w ogóle nie powinno mnie to interesować.

Badałam dłonią jego nagie ciało, w tym czasie pozbył się moich spodni, które ktoś musiał mi złożyć gdy byłam nieprzytomna, oraz stringów. Inne rzeczy też były zbędne. Kompletnie naga nie byłam w stanie odpuścić.. Erekcja dawała o sobie znać, ale zanim się tym zajęliśmy, ja zostałam dobrze przygotowana. Dwa palce ocierały się o moje mokre wejście. Docisnął je do łechtaczki i masował. Wypuściłam pierwszy jęk i otarłam swoje piersi o tors mężczyzny. W pewnym momencie wsunął je we mnie i z każdą chwilą poruszał coraz intensywniej.

W pewnej chwili rozległ się głośny odgłos telefonu. Wyprostowałam się, zerkając na niego, ale on się niczym nie przejął. Cały czas poruszał swoimi palcami, siegając wolną ręka po telefon. Zacisnęłam zęby starając się nie wypuścić żadnego jęku z ust.

— Wszystko mam pod kontrolą, tak jak obiecałem... Tak.. zamierzam dobrze wykorzystać dwa dni wolnego. — Powiedział i po chwili rozłączył się, rzucając telefon na tylne siedzenie. Wtuliłam głowę w jego ramię, tłumiąc jęki, które z każdą chwilą były głośniejsze i częstsze. Wyjął swoje palce i powoli oblizał.

— Myślę, że oboje możemy być w piekle. — Wysapałam i złapałam sztywnego członka, nabijając się na niego. Zmniejszyłam odległość między nami, łącząc nasze usta w pocałunku. Wiele pocałunków, żar między nami był nie do pojęcia. Myślę, że nie ma miejsca gdzie ludzie mogą się lepiej rozumieć, jeśli tylko chcą.

Jego wargi zsunęły się na moje kołyszące piersi, gdy uniosłam się i opadałam na jego członka. To była jedna z najlepszych chwil zapomnienia. Po dłuższym momencie przenieśliśmy się na tył, gdzie było zdecydowanie wygodniej.

Poświęciliśmy sobie dużo uwagi, a wszystko było delikatne i dzikie. Mieszanka wybuchowa. Poruszał się we mnie z łatwością, coraz bardziej przyspieszając. Byłam tak blisko..

Cały samochód był wypełniony dźwiękami obijających się o siebie ciał, naszymi jękami i moim krzykiem gdy dochodziłam. Zacisnęłam uda drżąc pod nim z rozkoszy. Starałam się złapać oddech, ale było ciężko. Ciągle się poruszał, nie zmieniając tempa. Doszedł chwilę po mnie i przygniótł moje ciało swoim. Obejmował mnie swoimi ramionami, powoli wysuwając się.

— W chwili gdy cię zobaczyłem wychodzącą z zakamarka, myślałem o tym, że jesteś młoda i o tym, co mogę zrobić byś skończyła inaczej niż twoja znajoma, bo pojawiłaś się w niewłaściwym miejscu, o niewłaściwej porze. Tak jak kiedyś ja. Nic nie zrobiłaś. Powiedzmy, że byłaś niewinnym obserwatorem. — Zauważył. Kosmyk moich włosów schował za ucho i podniósł się powoli. — A dobrych się nie zabija. Nie w moim przypadku.

Nie rozumiałam co chce mi przez to powiedzieć. Puszcza mnie wolno? To był koniec?

— Zajrzyj do schowka. — Zaproponował. Przez krótką chwilę patrzył na moje nagie ciało, na którym zostawił kilka śladów po sobie, a potem wrócił za kierownice. Pośpiesznie się ubrałam i przeniosłam się na przednie miejsce, bez wychodzenia z auta. Nie miałam butów, więc raczej nic nie pobrudziłam. Pociągnęłam za klapkę i otworzyłam schowek. Wyciągnęłam wszystko co w nim było.

— Sophie Logan. Wygląda jak ja. — Mruknęłam marszcząc brwi. — Mam bliźniaczkę? — Spytałam zaskoczona, czym chyba go rozbawiłam.

— Od dzis jestes Sophie Logan. Czy tego chcesz czy nie. Gdy byłaś nieprzytomna zdołałem to wszystko załatwić. Znam dużo ludzi, wielu wisi mi przysługę. — Zaczął.

— Czy tego chcesz czy nie. Nie wrócisz do swojego życia tutaj. Jeśli jednak nie masz zamiaru mnie posłuchać, mogę zmienić kierunek i zawieźć cię do mojego szefa.

Spojrzałam w jego stronę zdezorientowana. Nie zabijał dobrych, a teraz robił mi przysługę. Nie do końca wszystko mi tu grało, ale nie przejęłam się tym.

— Paryż.. nigdy nie byłam w Europie. — Szepnęłam biorąc do ręki kartkę z numerem lotu i informacjami gdzie mam lecieć za niecałe cztery godziny. Moje zdanie nie miało znaczenia.

— Będziesz miała okazję ją poznać i porobić mnóstwo zdjęć dla mnie. Też nigdy w niej nie byłem. — Powiedział nie odrywając wzroku od słabo oświetlonej ulicy.

— Skoro potrafisz zrobić coś takiego, to czemu ty też nie odejdziesz, nie zaczniesz z nową kartą? — zapytałam ciekawa.

~~ JAMES

Pytania Rose bywały ciężkie, ale ciekawe. Już dawno nie miałem okazji poznać tak interesującej osoby, ale nie ukrywam. Było miło.

— Siedzę w zbyt dużym gównie, by to było możliwe. Może w innym życiu.

Prawda była też taka, że bałem się zostawić ją, samemu sobie. Wiele rzeczy było tak trudno wytłumaczyć.

— Skąd pewność że nigdy was nie wydam?

— Rose.. znasz tylko moje imię, które zawsze może być użyte tylko zważywszy na daną akcję. Nie masz nic. — Zauważyłem. Czasami zadawała pytania, które mnie bawiły, ale przecież nie żyła w tym świecie. Jeszcze nie, więc skąd mogla wiedzieć? — W dodatku uratowałem cię. Inni by tego nie zrobili. Nie sądze, że byłabyś w stanie to zrobić.

Zerknąłem na dziewczynę, uśmiechając się pod nosem. Obserwowała nową postać, którą ma grać, w paszporcie.

— Dostaniesz 50 tysięcy Euro i zapomnisz o Roseline Hudson. Dalej będziesz musiała sobie radzić sama i nigdy nie wracać. Wiem, że nie masz do kogo, nie warto.

Spojrzała na mnie ze łzami w oczach. Cóż, dużo o niej wiedziałem. Nie wyobraża sobie nawet jak wiele. Nie musiałem o nic pytać, by wiedzieć.

— Oboje nie mamy nikogo. Moglibyśmy..

— Ja nie mogę, Rose. Jesteśmy po innych stronach. — Przypomniałem.

Przybrała inną maskę. Pociągnęła nosem i spojrzała za okno. Uspokajała się i już grała.

— Rozluźniłam cię choć trochę? — Spytała, zmieniając temat. To było dla niej za wiele. Od początku to wiedziałem.

— Było miło i chyba naprawdę pomogło. Powtórzyłbym to gdyby tylko była okazja i czas. — Przyznałem szczerze. Posłała mi uśmiech i oparła głowę o szybę, zamykając oczy. Nie przeszkadzałem jej.

Rose była piękną kobietą.

Siedem miesięcy temu, gdy pierwszy raz ją widziałem, nie mogłem oderwać wzroku. To co robiła na scenie, jaką osobą była... Praca przy niej to była przyjemność. Jedyną rzeczą o którą nie podejrzewałbym siebie, ani jej, był seks który odbyliśmy niecałe dziesięć minut temu. Co mogę powiedzieć na swoją obronę? Pragnąłem jej.

A ona? Odwaga, którą przenosiła na scenę, czasami jej towarzyszyła. Tak było też gdy usiadła mi na kolanach i zaczęła robić mi dobrze.

Teraz nie chciała być sama, a ja nie mogłem być jej aniołem stróżem.

Wszystko mogłoby wyglądać inaczej, gdybym był kimś innym.

— Nigdy się nie spotkamy? — Spytała gdy byliśmy na parkingu lotniska.

— Nie. Nie znamy się Sophie. — Powiedziałem. Musiała się przyzwyczajać.

Opuściłem samochód i wyjąłem z bagażnika walizkę. Pieniądze, potrzebne ubrania i nowy telefon już w niej były. Poradzi sobie, wiem to.

Ruszyłem w stronę lotniska, parking był kilka minut od niego, a ja wole mieć pewność, że wszystko poszło zgodnie z planem.

— Musisz już iść. Czeka cię odprawa z walizkami. To zajmie trochę czasu, a lot już za niecałe półtorej godziny. — Schowałem ręce do kieszeni i miałem zamiar odejść.

— James.. — Usłyszałem już za sobą. Zatrzymałem się i odwróciłem w jej stronę. Podbiegła do mnie i pocałowała, tak jak wtedy. Czułem to samo, ten żar i ogromny mętlik w głowie. Bywała niebezpieczna, dla mnie.

Nikt nie traktował mnie tak jak ona, a w momencie gdy otrzymujemy coś czego nigdy nie doświadczyliśmy, pragniemy tego więcej. Oderwałem się od niej z trudem, nie było czasu.

— Żegnaj Rose. — Wyszeptałem w usta dziewczyny i odszedłem bez zbędnego zatrzymywania się. Nie mogłem.

~~ ROSELINE

Przed oczami miałam widok Jamesa, gdy odchodził. Uśmiechnęłam się na to wspomnienie i westchnęłam.

Obrazów z tej nocy, więcej nie chciałam pamiętać, ale jego już tak. Każdej chwili. Nigdy nie przeżyłam czegoś takiego.

Wsłuchałam się w słowa kapitana, a po zapięciu pasów znów zasnęłam. Nie wiedziałam co zrobią z Roseline Hudson, ale teraz się tym nie martwiłam. Zapewne uznają mnie za zaginioną lub zmarłą. Mężczyzna, którego poznałam, wszystkim się zajął. Tego byłam pewna.

Teraz nadszedł czas zacząć nowe życie.

4 miesiące później

Wpatrywałam się przez krótką chwilę w mężczyznę, który opowiadał o sobie, cały czas się uśmiechając. Nie potrafiliśmy złapać wspólnego języka, ale za to jedzenie było przepyszne.

W restauracji 'Le Jules Verne' miałam piękny widok na oświetlone nocą miasto. Doceniałam miejsce do którego zabrał mnie mężczyzna. Nie często zdarza mi się jeść w tak drogim miejscu, na wieży Eiffla, 124 metry ponad ziemią! Czyste szaleństwo!

Nie narzekałam na życie tutaj. Od dwóch miesięcy pracuje jako striptizerka. Nie zmieniłam zawodu, ale starałam się być czujna. Miesiąc temu znalazłam wspaniałą współlokatorkę i lepiej mi się żyje. To dzięki niej poznałam Thomasa, ale jest to raczej pierwsza i ostatnia nasza randka. To się po prostu czuje. W najbliższym czasie planowałam odwiedzić inne kraje Europy. Miałam plany. Naprawde spodobało mi się tutaj. Widocznie takie życie było mi pisane.

— Wszystko w porządku? Nic nie jesz. — Zauważył ze zmartwieniem mężczyzna.

— Jest dobrze. Zamyśliłam się. — Zabrałam się za jedzenie głównego dania i starałam się już nie odpływać.

Trochę denerwowało mnie, że mówił tylko o sobie. Próbowałam się czasem wpleść w rozmowę, ale potem znów robił to samo. Gdyby nie deser, już dawno opuściłabym lokal za sprawą "złego samopoczucia". Dopiłam drinka i poprosiłam o kolejnego. Jak szaleć to szaleć.

W pewnym momencie usłyszałam wibracje w swoim telefonie, więc przeprosiłam mężczyznę i wyjęłam urządzenie z torebki. Zmarszczyłam brwi widząc wiadomość od nieznanego numeru. Odblokowałam telefon wchodząc w wiadomość i zaczęłam czytać.

" Jedzenie w 'Le Jules Verne'

jest dobre, ale

znam ciekawsze miejsca.

A tak serio...

Od początku chodziło o ciebie, Rose. Widzimy się w Paryżu."

James

Wzięłam głęboki oddech i powoli wypuściłam powietrze. Potrzebowałam spokoju, który odszedł w zapomnienie w momencie, gdy odczytałam wiadomość. Od razu zaczęłam się rozglądać po restauracji. Szukałam Jego, jakiś podejrzanych ludzi.

Nie wytrzymałam, po prostu wstałam i spojrzałam na Thomasa.

— Przepraszam.

Odeszłam pośpiesznie, nie zważając na jego wołanie. To już nie miało znaczenia.

Wiedziałam jedno.

ON TU BYŁ

Cześć! Cieszę się, że dotarliście tutaj!

Przez wiele miesięcy nie miałam okazji pisać żadnych opowiadań, jednak związana z tym jestem od lat. Gdy byłam w podstawówce pisałam opowiadanie o Leonettcie na asku, w podobnym czasie pisałam na blogspocie (ah, dawne czasy), z niego przeniosłam się na wattpada, ale niestety wena odeszła. Na Twitterze wciąż staram się rozwijać, pisząc historyjki. Naprawde to lubię, jest to w pewnym rodzaju moja pasja i nie wyobrażam sobie tego przerywać. Spięłam się i w końcu coś napisałam, z nadzieją, że komuś się spodoba ta historia. Cieszę się, że to zrobiłam.

Od dawna myślę o powrocie, i kto wie? Może to był pierwszy krok w tym kierunku.

Może kiedyś powstanie kolejna część..

Pozdrawiam cieplutko i życzę udanego dzionka! //K. Mendes 💜

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro