Carmen
Autor: damarus58
Skończyłam swoją poranną zmianę w kawiarni i zdecydowałam się przespacerować do pobliskiego parku. Po dotarciu do celu usadowiłam się na mojej ulubionej ławce i wyjęłam z torby powieść Nicolasa Sparks'a. Pochłaniałam kolejne rozdziały dzieła mojego ulubionego autora nie zauważając nawet, w którym momencie przysiadł się do mnie starszy mężczyzna. Odłożyłam książkę i spojrzałam na nieznanego osobnika, który bacznie mnie się przyglądał. Był wysoki, spośród siwiejących włosów można było jednak dostrzec parę brązowych kosmyków, na jego twarzy widniało parę zmarszczek aczkolwiek mimo to mogłam stwierdzić, że musiał być naprawdę przystojnym mężczyzną.
- Dzień dobry, mam nadzieję, że nie przeszkadzam pani - powiedział nagle wyrywając mnie z letargu. - Po prostu kiedy panią zobaczyłem czytającą książkę na tej ławce przypomniał mi się ktoś kogo dawno nie widziałem i nie mogłem się oprzeć ochocie przysiądnięcia się do pani. Chciałem znów poczuć namiastkę tego za czym tęsknię.
- Dzień dobry, nie przeszkadza mi pan w żadnym wypadku może pan posiedzieć ze mną i popatrzeć jak czytam nie sprawia mi to najmniejszego kłopotu - odparłam z uśmiechem na ustach.
Ten człowiek miał w sobie coś przyciągającego, sprawiał wrażenie bardzo sympatycznego a zarazem dość zgnębionego. Zaintrygowało mnie to, jednak największe zainteresowanie wzbudziły we mnie jego niebieskie jak niebo oczy, były niesamowite i hipnotyzujące. Po chwili rozmyślania wróciłam do Listu w butelce. Podczas czytania mimowolnie wykonywałam serie dziwnych zachowań, tików, ruchów, które odzwierciedlały moje przeżycia w środku podczas czytania. W pewnym momencie moich dziwnych zachowań uświadomiłam sobie, że nie jestem sama. Ponownie spojrzałam na mojego towarzysza a na moich policzkach zakwitły rumieńce. Mężczyzna nadal przyglądał mi się z zaciekawieniem i cieniem uśmiechu na twarzy.
- Uwielbiałem patrzeć na nią kiedy czytała, tak jak ty zawsze niesamowicie przeżywała treść czytanych przez nią książek, z jedną różnicą ona uwielbiała mroczne historie. Nienawidziła wręcz romansów co w teorii jak zakładam jest kompletnym przeciwieństwem twojego gustu czytelniczego jednak jej mowa ciała była bardzo podobna. Swoją drogą ciekawe co musiało roić się w jej głowie podczas czytania tych strasznych opowiadań.
W jego wypowiedzi rzucił mi się jakich zaimków używał. Osobą, za którą tęsknił była kobieta. Byłam coraz bardziej ciekawa o kim opowiada mężczyzna. Tajemnicza fascynatka książek mogła być jego córką, żoną, przyjaciółka, dziewczyną, siostrą mogła żyć teraz gdzieś na Antarktydzie albo wąchać kwiatki od spodu co by było dość dramatyczne, skrzywiłam się na tą myśl.
- Zapewne pomyślałaś, że jestem psychopatą oraz, że miałem na jej punkcie obsesje, chociaż między bogiem a prawdą trochę miałem ale w tym dobrym znaczeniu - powiedział z uśmiechem na ustach.
- Nie, zastanawiałam się kim była ta kobieta i gdzie się teraz znajduje jednak obawiam się, że wypytywanie się obcej osoby o szczegóły pewnego etapu w jego życiu byłoby nieodpowiednie.
- W takim razie zacznę od przedstawienia się, nazywam się William Creed.
- Jestem Mery Collin. - odpowiedziałam ściskając dłoń Williama.
-Teraz już się znamy - stwierdził wybuchającym szczerym śmiechem. - Możesz pytać o co chcesz Mery, chętnie opowiem Ci o mojej fanatyczce Kinga i moich uczuciach związanych z nią jeśli tak bardzo cię to ciekawi.
- No, więc nadal nie jestem pewna czy to nie jest zbyt nietaktowne ale nie mogę się oprzeć zadać pytania kim była ta dziewczyna - powiedziałam wystrzeliwując z siebie słowa jak z armaty. Moja ciekawska głowa była piekielnie ciekawa i spragniona opowieści.
- Dawno nikomu o niej nie opowiadałem, a więc myślę, że to dobry pomysł, aby ożywić we mnie wspomnienia o tej cudownej istocie. Nazywała się Carmen, miała czerwone włosy i tatuaże, była kompletnie piękna i pokręcona. Jej brązowe oczy zawsze błyszczały a usta wykrzywiały się w niesamowity uśmiech. Nogi Carmen sięgały do nieba a talie potrafiłem ścisnąć obiema rękami. Uwierz mi nigdy w życiu nie widziałem nikogo z tak oszałamiającą mnie urodą a przeżyłem już sześćdziesiąt jeden wiosen.
- Zdecydowanie wyglądała wyjątkowo - skwitowałam patrząc się w błękitne oczy Williama, odkąd zaczął opowiadać o Carmen można było dostrzec w nich tajemnicze ogniki.
- Tak, to prawda - odparł - Jednak mnie najbardziej urzekła jej osobowość. Pierwszy raz zobaczyłem ją w parku, siedziała na tej samej ławce co ty i czytała Zieloną Mile zauważyłem, że była bardzo przejęta lekturą, nie zwróciła na mnie kompletnej uwagi mimo, że mijałem ją parę razy dokładnie się przyglądając. Następnego dnia postanowiłem ponownie zajrzeć w to samo miejsce, gdzie zauważyłem intrygującą mnie dziewczynę, ponownie czytała nie zawracając sobie głowy moją obecnością. Dopiero piątego dnia moich obserwacji odważyłem się zająć koło niej miejsce, ostatecznie po 20 minutach mojego siedzenia i milczenia podniosła wzrok spod ciągu liter i spojrzała na mnie, jednak niestety nie na długo. Obejrzała mnie bezwstydnie z góry do dołu pokręciła nosem i wróciła do swojego dotychczasowego zajęcia. Po zakończeniu czytania wstała powiedziała, że nie lubi gdy ktoś bezsensownie zakłóca jej czytanie i żebym następnym razem albo miał coś ciekawego do powiedzenia albo spieprzał.
- Wydaje mi się, że była bardzo charakterna - zauważyłam.
- Oj, tak zdecydowanie. Tego samego dnia kiedy wstawała z ławki z jak się domyślałem zamiarem powrotu do domu wziąłem się na odwagę i spytałem czy miałaby ochotę umówić się ze mną na randkę odwróciła się i pokazała mi środkowy palec idąc w swoją stronę.
- To było zdecydowanie nie miłe - skwitowałam marszcząc brwi.
- To było w zupełnie jej stylu, lubiła chodzić własnymi ścieżkami nie zważając na innych. Była niezależna i nie zwracała kompletnej uwagi na adoratorów. Ja się jednak nie poddałem aczkolwiek z początku zdziwiła mnie jej postawa, w końcu jeszcze jej nie znałem. Do tego nigdy nie dostałem kosza od żadnej dziewczyny i nigdy nie narzekałem na brak damskiego towarzystwa.
- Nie wątpię - zachichotałam cicho zakrywając dłońmi usta, a mój towarzysz uśmiechnął się figlarnie.
- Wracając do Carmen. Gdy po paru dniach jej nieobecności w parku straciłem nadzieję, że jeszcze kiedyś ją spotkam wpadłem na nią i to dosłownie na imprezie mojego kumpla ze szkoły. Na początku zobaczyłem ją siedzącą razem ze swoimi znajomymi na jednej z kanap, palili papierosy i grali w butelkę. Siedziałem na fotelu po drugiej stronie salonu i przyglądałem się jej zbierając się na odwagę, żeby podejść i zagadać. Była ubrana w czarną sukienkę podkreślającą jej figurę i miała delikatny makijaż, wyglądała zabójczo. W pewnym momencie postanowiłem wstać i zagadać a w drodze do niej miałem wymyślić jakiś dość ambitny tekst przez, który nie uznałaby mnie za żenującego. Jednak wyszło jeszcze bardziej żenująco niż zakładałem. Byłem tak zamyślony, że nie zauważyłem jak mój obiekt westchnień wstał z dotychczasowego miejsca spoczynku i przemierza środek pokoju tak jak ja, więc wpadłem na nią i oblałem ją. Wyglądała niesamowicie zabawnie z wkurzoną miną i chęcią mordu na mnie w oczach. Pociągnęła mnie jednak za rękę do łazienki, ponieważ nie lubiła zwracać na siebie uwagi i robić sensacji. Tam wydarła się na mnie w niebogłosy obwieszczając, że jestem kompletnym debilem, kretynem i psychopatą i w ogóle na jaki chuj za nią łażę oraz zapewne po za ładną buźką nie mam nic do zaoferowania. Po tych słowach wybuchłem śmiechem a ona nazwała mnie chujem i odwróciła się na pięcie z zamiarem opuszczenia pomieszczenia jednak nie zdążyła tego zrobić, ponieważ złapałem ją za nadgarstek odwróciłem w moją stronę i stwierdziłem, że może i jestem chujem ale mam zdecydowanie więcej do zaoferowania niż ładną buźkę i w sumie możemy razem poczytać tego nieszczęsnego Kinga jeśli da się namówić na kawę lub drinka. I wyobraź sobie, że się zgodziła, myślę, że ten pieprzony Stephen King był moim wybawieniem. Albo jej szaleństwo przejawiało się również w umawianiu się z chujami na kawę. - zaśmiał się po czym dodał - Chociaż z perspektywy czasu myślę, że po prostu nie miała nic do stracenia i łapał się wszystkiego aby wyrwać się z domu i od swoich myśli.
- I co było dalej? Jak zakładam spotkaliście się zapewne na tej kawie albo wyszliście na drinka. -rzekłam spoglądając w niebieskie oczy Willa.
- Spotkaliśmy się na kawie, ponieważ jeszcze tego samego wieczoru po zaproponowaniu jej Aperolu usłyszałem od niej, że nie pije bo wie, że rodzice będą na nią krzyczeć ale lubi palić.
- Potem dowiedziałem się, że mnie okłamała już podczas pierwszej rozmowy bo nie pijała nie ze względu na to, że rodzice byliby źli a ze względu na to, że sami pili i to kurewsko dużo. Dowiedziałem się tego po paru tygodniach od pierwszego spotkania w kawiarni gdzie rzeczywiście czytaliśmy Stephena Kinga. Właściwie ona czytała a ja słuchałem, piliśmy lawendową kawę w klimatycznej kawiarni wypełnionej książkami i świeczkami. Jej melodyjny głos czytający mistrza grozy był czymś niesamowitym. Przyglądałem się jej pięknej twarzy skupionej na książce i czułem, że mogłem tak trwać godzinami. Po każdym skończonym rozdziale dyskutowaliśmy na jego temat i wybieraliśmy ulubiony fragment. Wracając jednak do jej rodziców, po paru tygodniach naszych spotkań Carmen pewnego dnia nie pojawiła się o umówionej godzinie w naszym parku co mnie dość zaniepokoiło, ponieważ nigdy nie zdarzyło jej się tak nagle nie przyjść a nawet się nigdy nie spóźniała. Postanowiłem przejść się do niej do domu i sprawdzić czy wszystko u niej w porządku. Wiedziałem gdzie mieszka, gdyż często ją odprowadzałem do domu, co było powodem naszych sprzeczek, ponieważ tak jak wspominałem była bardzo niezależna i uważała, że jest zdolna do tego aby wracać sama wieczorami do domu jednak ja się o nią martwiłem. Kiedy doszedłem do miejsca jej zamieszkania zapukałem do drzwi i początkowo nikt mi nie otworzył, bardzo mnie to zaniepokoiło, więc poszedłem na tył domu i zobaczyłem przez drzwi tarasowe jak moja Carmen kłóci się ze swoją matką trzymającą butelkę wódki. Po policzkach mojej ukochanej spływały łzy, ten widok krajał moje serce. W pewnym momencie zauważyła mnie i otworzyła mi drzwi tarasowe. Powiedziała mi, że bardzo mnie przeprasza, że nie dotarła do parku i nie jest to najlepszy czas na moje odwiedziny, wtedy usłyszałem jej matkę z wnętrza domu krzyczącą do niej, żeby nikogo nie wpuszczała nazywając ją przy okazji niewdzięczną dziwką. Nie mogłem wtedy po prostu wyjść, chciałem ją jakoś ochronić przed tym wszystkim ale nie wiedziałem jak. Byłem w kompletnym szoku przytuliłem ją i powiedziałem, że nie może tu teraz być i że chcę ją gdzieś zabrać. Niechętnie zgodziła się na to wpuszczając mnie do środka i pakując szybko potrzebne jej rzeczy. W domu było pełno pustych butelek po alkoholu jej ojciec spał pijany na kanapie a matka siedziała przy kuchennym stole dopijając resztki wódki i mamrocząc coś pod nosem. Opuściliśmy szybko jej mieszkanie i skierowaliśmy się w północną stronę miasta. Tam mieściła się opuszczona poczta, z jej dachu świetnie oglądało się zachody słońca i gwiazdy. W ciszy doszliśmy do celu tam pomogłem przejść jej przez płot bez żadnego słowa od niej o tym, że przecież nie jest ułomna. Ewidentnie była zmęczona psychicznie, nie miała siły nawet na sprzeciw wobec mnie. Weszliśmy na dach i leżeliśmy oglądając zachodzące słońce nad miastem. Paliła swoje ulubione Camele, które zawsze odpalała czarną zapalniczką z czerwoną różą. W pewnym momencie wyciągnęła z torebki likier zabrany z domu, najwyraźniej jej rodzice nie zdążyli go opróżnić. Mimo, że nie lubiła, piła z bezsilności a ja razem z nią, zaczęliśmy rozmawiać o przyszłości, planowaliśmy jak będzie wyglądać nasz wspólny dom. To było niesamowite, że mimo tak krótkiego czasu naszej znajomości byliśmy w sobie zakochani do szaleństwa. Każdy następny raz kiedy nie dawała rady psychicznie wytrzymać w swoim domu leżeliśmy na tym pieprzonym dachu i rozmawialiśmy o naszej przyszłości jak byśmy mieli o niej jakiekolwiek pojęcie i kompletnie nie zdawałem sobie sprawy z tego, że mogę ją stracić.
W jego oczach pojawił się smutek a do mnie nie dochodziło, że ta historia mogła skończyć się inaczej niż szczęśliwie.
- Ale jak to stracić, przecież bardzo się kochaliście i niesamowicie ją pan wspierał.
- A no widzisz Mery życie bywa strasznie okrutne, a ja przez długi czas wierzyłem w to, że to wszystko moja wina. Carmen nie miała łatwo ale jakoś dawała radę. Starałem się być przy niej w każdym złym momencie i przyczyniać się do tego aby widziała i słyszała jak najmniej z życia jej rodziców. Mimo moich starań jej świat zawalił się z przyczyn, na które nie miałem wpływu. Zmarła jej ukochana babcia, jej jedyna prawdziwa rodzina. Często u niej pomieszkiwała. To ona ją utrzymywała, ponieważ jej rodzice wszystko przepijali często zabierając również jej pieniądze. To ona się o nią martwiła. Ona robiła jej śniadania do szkoły. Towarzyszyła w ważnych momentach jej życia, składała życzenia urodzinowe, chodziła na wywiadówki i starał się przekazać jej najważniejsze wartości. Babcia Carmen była wspaniałym człowiekiem, którego miałem szczęście poznać. Była niesamowicie ciepłą i pełną miłości osobą, wyrozumiałą i mądrą. To ona zaraziła Carmen miłością do książek. Niestety okrutny los zabrał ją z tego świata razem z cząstką serca Carmen. Nie potrafiła sobie z tym poradzić. Przeniosła się do mieszkania po babci i tam spędzała tygodnie wypłakując sobie oczy. Nie potrafiłem jej pomóc, wiedziałem, że tym razem ona sama musi pewnym sensie się z tym zmierzyć. Kiedy przyszły pierwsze rachunki i wiadomości o długach rodziców otrząsnęła się i znalazła pracę w kawiarni. Musiała zmierzyć się z dorosłością szybciej niż sobie to wyobrażała. Miałem nadzieję, że kiedy zacznie działać zapomni trochę o bólu. Rzeczywiście z tygodnia na tydzień podczas pracy w kawiarni wyglądała lepiej. Wracała do swojej dawnej wagi, którą straciła podczas tygodni płaczu i tęsknoty jej cera znów nabrała blasku i zaczęła się uśmiechać. W pewnym sensie czas uleczył rany a praca zajmowała jej głowę. Jednak szybko upadła po raz kolejny. Kiedy pewnego dnia spotkała na ulicy swoich pijanych rodziców, którzy chcieli od niej jedynie pieniędzy na alkohol zboczyła w ciemne uliczki gdzie zaprzyjaźniła się z heroiną.
Pomyślałam, że to straszne co stało się z Carmen z jak wieloma niedogodnościami musiała sie spotkać oraz do czego ją to doprowadziło. Jednak wciąż tliła się we mnie nadzieja na szczęśliwe zakończenie ale gdzie w takim razie byłaby teraz czerwonowłosa i dlaczego nie jest razem z Williamem.
- Co było potem, uratowałeś ją prawda? - spytałam zniecierpliwiona.
- Heroina to jeden z najniebezpieczniejszych i najbardziej uzależniających narkotyków. Wraz z przyjmowaniem kolejnych dawek rośnie zjawisko tolerancji. Aby za każdym razem odczuwać podobne efekty działania, osoba uzależniona musi stale zwiększać dawki narkotyku. Z czasem chory przestaje zupełnie odczuwać objawy euforyczne po podaniu nawet dużej ilości substancji i zażywa ją już tylko po to, aby nie narażać się na wystąpienie zespołu abstynencyjnego. Ja myślę jednak, że Carmen przedawkowała heroinę umyślnie wydaje mi się, że to była umyślna próba samobójcza. Nie poradziła sobie z tym wszystkim i nawet moja miłość nie była wystarczająca. Nie chcę Ci opowiadać o niej podczas uzależnienie bo nie chce jej takiej pamiętać. Jednak musisz mi wierzyć, że bardzo się starałem uratować ją przed tak zwanym brązem*. Chcę ją zapamiętać szczęśliwą czytającą książki i palącą papierosy kiedy leżeliśmy na dachu, łące czy plaży. Wiesz pewnego dnia kiedy zadzwoniła do mnie zapłakana kiedy jej pijani rodzice zrobili jej awanturę zabrałem ją na plażę. Jedliśmy lody, uwielbiała te o smaku cytrynowym, spacerowaliśmy brzegiem morza oglądając zachód słońca. Zjedliśmy pizzę na pomoście i kiedy się już ściemniło wskoczyliśmy do wody. Była okropnie zimna ale to wcale nam nie przeszkadzało. Kiedy wyszliśmy z wody rozpaliłem ognisko i wyjąłem koce z auta. Leżeliśmy i oglądaliśmy gwiazdy nazywając je śmiesznymi nazwami. Kiedy było jej smutno to zabierałem ją na zachody słońca, wiesz gdy jest bardzo smutno to kocha się zachody słońca. Pewnego razu zabraliśmy do parku farby i płótna by malować spadające liście. Na swoim pejzażu namalowała także lisa i brązowowłosego chłopca określając go mianem jej Małego Księcia. Ona była moją różą, o którą musiałem dbać, zakrywałem ją niewidzialnym kloszem ochraniającym ją przed złymi ludźmi. Nie potrafiłem jednak jej skutecznie uchronić przed samą sobą.
Teraz codziennie kładę czarną różę na jej grobie i odliczam dni kiedy ponownie się spotkamy może następnym razem będziemy mieć, więcej szczęścia i zostanę z moją Carmen do końca. Odda mi wtedy cząstkę mojego serca, którą zabrała do grobu kiedy zobaczyłem ją martwą z leżącą obok strzykawką w mieszkaniu jej babci.
Przepraszam ale muszę już wracać nie mogę się spóźnić na zachód słońca, nie pominąłem żadnego od trzydziestu ośmiu lat.
*brąz - inne określenie heroiny
********************************************************************
Jest to moja pierwsza praca, którą napisałam. Zawiera nawiązania do "Małego Księcia" autorstwa Antoine de Saint-Exupery, piosenek I Met Sarah in the Bathroom-awfultue i The One Got Away-Katy Perry. Informace o heroinie znalazłam na stronie poradnikzdrowie. Chciałam podziękować Anastazji za zmotywowanie mnie do napisania, korektę, pomysły i wsparcie. Za zauważenie braku przecinka xD, wsparcie i zachęcenie do wysłania dziękuje również Sarze i Hannie. Jestem wdzięczna każdej osobie, która to przeczytała. Pamiętajcie, że narkotyki to nigdy nie jest dobre wyjście i zostawmy je Carmen. Każdy problem da się rozwiązać, czas leczy rany a czasem trzeba spaść na samo dno, żeby się odbić aż do nieba. Z fartem Masza :))
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro