Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Banyan Tree

Autor: szkapa


KASETA NUMER 4 — Drzewo figowe, miłością rośnie.

19 listopada, 2086 rok.

Witajcie moje drogie dzieci, to dla was dedykowana kaseta pod tytułem "Drzewo figowe, miłością rośnie". Wybaczcie, że daję takie dziwne tytuły, ale życie waszego starego było dziwaczne na każdy sposób, więc chciałem to jak najbardziej oddać.

Miłego słuchania, dziewczynki,

Wasz tata, nieudolny super bohater i ten, który zmieniał wam pieluchy w kombinezonach ochronnych (Maverick, nasz przyjaciel sprzedał mi ten patent).

***

8 LIPCA, 2021

Felix

Czy kiedykolwiek miałyście obsesje?

Ja szczerze tak i wam ją zdradzę, ale nie oceniajcie mnie. Otóż miałem obsesję na punkcie pewnej dziewczyny w szkole średniej. Byłem wtedy w pierwszej klasie i wiecie mój testosteron był dość... Lepiej nie będę kończył tego zdania.

Jednak wracając, no po prostu zauroczyłem się w niej po uszy. Normalnie świata za nią nie widziałem! Starałem się zwrócić jej uwagę na siebie, malowałem paznokcie na czarno, nosiłem sygnety, bo dowiedziałem się, że to była jej słabość. Niemniej to nie poskutkowało, a jedynie chłopak z starszej klasy pobił mnie po szkole, mówiąc "pieprzony gej".

Oczywiście odpłaciłem się pięknym za nadobne — wsadziłem mu do szafki zgniłe jajko i przebiłem w jego BMW opony. Skurwiel dostał za swoje.

Ta obsesja trwała dobre dwa miesiące, dopóki nie dowiedziałem się, że Deana była lesbijką. Cóż, moje biedne, szczeniackie serce pękło na pół, ale i tak trzymałem za nią kciuki, aby znalazła swoją miłość życia i nawet w trzeciej klasie pomogłem jej zarwać do jednej z drugiej klasy. Nazywała się chyba Amanda, ale już zbytnio nie pamiętam.

Puenta całej tej historii jest taka, że nie rozumiem i nigdy nie rozumiałem całego pojęcia obsesji i jej objawu. Oczywiście mówię tutaj o tej zdrowej. A chyba byłem świadkiem tej niezdrowej.

Bo pewna brunetka siedziała całymi dniami, gdy tylko miała okazję przy drzewie figowym, jedząc cytryny.

A tą osobą była moja podopieczna — Cordelia Flavia Cooke.

Dlaczego podopieczna? Już tłumaczę moje drogie; mianowicie byłem wolontariuszem w ośrodku dla osób uzależnionych, a Cordelia była pacjentką już od półtorej roku.

Była ciężkim przypadkiem, choć nie lubiłem tak określać osób. Jako że miałem być opiekunem przez całe wakacje to dostałem jej papiery. Okazało się, że jest osobowością Borderline, ma lęk przed odrzuceniem i była uzależniona od heroiny. Trafiła tutaj w wyniku próby samobójczej.

Podszedłem w jej stronę, bo znów siedziała bez żadnej poduszki pod tyłkiem, a mogła w końcu dostać wilka. Przesiadywała tam zbyt długo, a gdy chciałem zaproponować coś innego to w odpowiedzi dostawałem "napluje na ciebie, jak mnie nie zostawisz".

Ślina nie była mi straszna, ale raczej jej chłodna otoczka.

— Mówiłem ci Cordelio, abyś zabierała ze sobą poduszkę. — odezwałem się stanowczo, gdy nad nią stanąłem, a brunetka uniosła na mnie wzrok.

— Nie, dzięki. — mruknęła niewyraźnie, jedząc cytrynę. — Mogę już siedzieć sama? — Zmrużyła jedno oko, ponieważ promienie zachodzącego słońca raziły ją w oczy.

— Masz dwadzieścia lat, więc proszę, nie zachowujmy się, jak dzieci. — zauważyłem słusznie.

— Jesteś ode mnie tylko cztery lata starszy, a głupszy. Ostatnio grając w pokera powiedziałeś makao. — przypomniała mi pustym głosem, na co wywróciłem oczami.

Cordelia miała charakter... specyficzny. W ciągu tygodnia (a od tylu byłem jej opiekunem) już zdążyłam zauważyć, że była pyskata, lodowata. I wiecie co? Uodporniłem się na jej chłodną postawę. No, ale jak zajebała pociskiem to szło prosto w serce.

— Nie wypomina się takich rzeczy. — westchnąłem.

— Bzdury, Felixie. — odparła niewzruszona i wbiła łyżeczkę w cytrynę. Jednak po chwili sok wystrzelił prosto w jej oko. — Ja pierdole! — podniosła ton głosu i od razu przyłożyła dłoń do oka.

— Cordelio! — fuknąłem. — Boże, kobieto. Jak nie dostaniesz wilka to i stracisz wzrok przez cytryny. — dodałem z wyrzutem.

— Pieprz się. — powiedziała pewnie i wystawiła w moją stronę środkowego palca.

Wywróciłem oczami na jej zachowanie, po czym chwyciłem ją za nadgarstek, jednak nim zdążyłem zareagować, brunetka wyrwała się spod mojego dotyku.

— Sama sobie dam radę. — oznajmiła ostro, a następnie wstała na proste nogi. — Jak mi ją zjesz to sama wleje ci sok do oka. — mówiąc to, wepchnęła w moją wolną dłoń cytrynę z łyżeczką.

— Po pierwsze groźby są karalne, a po drugie idąc z jednym otwartym okiem, możesz zrobić sobie krzywdę, panno niezależna. — przypomniałem stanowczo. — Choć raz ze mną współpracuj i pozwól sobie pomóc.

— Prędzej piekło zamarznie, panie poważny i stanowczy. — rzuciła z niechęcią i szybko ruszyła w stronę budynku.

Cóż, Cordelia miała niezwykłą zdolność do powodowania kłótni, co było nieodłączną cechą osobowości Borderline, ale za to ja umiałem być spokojny i opanowany. Dlatego też przydzielili mnie jej, bo byłem gotowy na jej wybuchy.

Jednak z każdą sprzeczką mnie przepraszała. Poczucie winy potrafiło zeżreć ją od środka, a mając Borderline każda emocja jest bardzo ciężka.

Ale miałem nadzieję, że przy mnie brunetce będzie łatwiej.

***

16 LIPCA, 2021

Czy kiedykolwiek jadłyście pianki z ogniska?

Jak nie to dzięki Boże, to smakowało koszmarnie. Jakby nie mam nic do osób, które uważają, że te pianki smakowały w pytę, ale no dla mnie... Były ohydne.

Poprawiłem swoje platynowe włosy i otrzepałem dżinsową kurtkę z wyszytym znakiem anarchii. Było chłodno, choć w San Jose zazwyczaj były upały, ale co się dziwić, jak był wieczór.

Dla chętnych zrobiliśmy ognisko, aby mogli wypocząć po zajęciach i ogólnie dać sobie chwilę. No i na tym ognisku była Cordelia, w białej sukience, która była luźna, zwyczajna, a no w moich oczach była w niej piękna.

Ogólnie brunetka była przepiękna, miała ciemne, długie brązowe włosy, bursztynowe spojrzenie, złotą skórę. Wydawała się ciepła, jakkolwiek to brzmi, jednak na ogół była, jak lód, który nie sposób stopić.

Była moim przeciwieństwem, jak pewnie wiecie. Moje platynowe włosy, porcelanowa skóra i turkusowy kolor oczu różnił się totalnie. Cordelia była delikatna, a ja byłem definicją chaosu — tatuaże zdobiły moje ciało, skórzane katany no i wasz stary kochał różowy.

Jednak wracając do ogniska i tamtego wieczoru to jak zwykle szukałem Cordelii. Była w końcu moją podopieczną i nie tylko miałem przeprowadzać z nią inwidualne zajęcia, a rozmawiać, spędzać czas i pokazać jej świat na nowo.

— W końcu cię znalazłem! — wyrzuciłem od razu, jak tylko ujrzałem ją na drewnianej ławce obok altany.

— Spadochron. — mruknęła chłodno.

— Co znaczy spadochron? — zapytałem zdezorientowany, podchodząc w jej stronę. Usiadłem obok niej.

— Mam to powiedzieć? — uniosła brew, choć jej mina nadal była ponura.

— Dajesz.

— To kulturalne spierdalaj.

No i to był jeden z momentów, gdzie zobaczyłem w niej pewien urok. Znaczy nie wiem, jak mam to wam określić. Z jednej strony wiedziałem, że taka nie była, bo w ciągu tamtego czasu pokazała mi wielokrotnie, że była po prostu miła.

A z drugiej Cordelia miała dni, w których sobie nie radziła, mimo leków, opieki i naprawdę dobrej pomocy. Z zaburzeniami nie dało się tak łatwo wygrać, nie można było nagle się z nich wyleczyć. Dlatego ją też rozumiałem i w żaden sposób mnie nie urażała.

Tylko powodowała, że lubiłem ją coraz bardziej.

Wiem dzieci, miałem popapraną słabość do lubienia czegoś, co ludzi zazwyczaj odpychało.

— Powinnaś dostać naganę i też ja sam powinienem poskarżyć się twojemu pełnemu opiekunowi oraz rodzicom za to, jak się odzywasz, ale wiem, że właśnie tego oczekujesz. — odparłem, powstrzymując śmiech na jej odpowiedź.

— Niby dlaczego oczekuje? — prychnęła.

— Bo tym sposobem powiesz, że chcesz mnie wymienić, mówiąc, że mnie albo nie lubisz, albo się nie dogadujemy. — zauważyłem słusznie. — A tak naprawdę jest odwrotnie.

— Pieprzenie. — sarknęła, wywracając oczami.

— Otóż prawda, Cordelio. — odparłem z uśmiechem na ustach. — Wczoraj mi powiedziałaś, że mnie lubisz. Nadal pamiętam.

— Bo byłam zmęczona bieganiem, na które zawsze mnie z rana wyciągasz i chciałam, abyśmy szybciej skończyli.

— Kłaaaamstwo! — parsknąłem.

— Spadochron, Felixie. Spadochron. — wymamrotała.

— Czyli naprawdę mnie lubisz? — spytałem, patrząc na nią rozbawiony. Wbiła we mnie poirytowany wzrok.

— Lubię. — stwierdziła w końcu. — Zadowolony?

— Jak najbardziej. — odpowiedziałem zgodnie z prawdą, wyszczerzając się, jak szczeniak.

— A ty wiesz, że nie do końca spełniasz swój staż. Jako mój tymczasowy opiekun na wakacje powinieneś mieć zupełne inne podejście.

— Właściwie to nie. Jestem tutaj stażystą, ale każdy ma inne zadania. Muszę dostosować się do swojej podopiecznej. W twoim przypadku jestem akurat taki luźny, bo po pierwsze po tych wakacjach kończysz tutaj swój pobyt, przeszłaś wszystkie najważniejsze terapie, a ja mam cię przyzwyczaić do życia. Jakkolwiek to brzmi. No i jestem twoim wsparciem i uwaga jakby nie patrząc przyjacielem. Może to za mocne określenie, ale jestem tutaj po to, abyś mogła w każdej chwili porozmawiać, czy będziesz miała ochotę na przykład właśnie biegać to mam pójść z tobą. Ogólnie uzupełniać ci czas pod koniec ostatnich tygodni tutaj.

Po moim długim monologu jej reakcja była typowa — wywróciła oczami. A to akurat spowodowało mój cichy śmiech. Westchnęła i spuściła wzrok na swoje białe trampki, oczywiście nie miały sznurówek.

— Coś się stało. Co cię dręczy? — zapytałem.

Przez dłuższą chwilę się nie odzywała.

— Dzisiaj miałam okienko i posiedziałam sobie na telefonie. Dzisiaj w centrum była taka sytuacja, że kobieta karmiła piersią dziecko na ławce, a naprzeciwko siedział facet bez koszulki. I wiesz co? Przypruli się do niej, że powinna się ubrać, bo dookoła były dzieci. Nie zwrócili uwagi temu typowi. To mnie wkurzyło. Bo u kobiet, gdy widać nam piersi, nie wiem mamy krótką bluzkę z głębokim dekoltem to od razu krzyk, linczowanie. A u facetów tak nie ma. To mnie dzisiaj wkurzyło mnie tak cholernie, że nadal czuję frustrację.

— Rozwiń o ile możesz jeszcze bardziej. — powiedziałem, uważnie skupiając się na jej słowach.

— Wiele mnie takich rzeczy wkurza. Jak to, że jak kobieta ubierze się w coś bardziej odsłaniającego od razu jest "nie ubieraj się tak, bo prowokujesz". Otóż nie. Ubiór nie daje pozwolenia na dotyk, obrzydliwe komentarze i innego tego typu. Gwałt był o wiele wcześniej niż crop topy, krótkie spódniczki i sukienki za kolano. To nie jest tego powód i mam dość, że musimy tak na siebie uważać. Oczywiście mężczyzn też to spotyka. Po prostu... jest to wkurzające i przykre, że nie możemy ubrać się tak jak chcemy. Czy nawet malować. Raz jak pomalowałam sobie usta czerwoną pomadką usłyszałam, że wyglądam, jak dziwka. Kolega mojego brata... uważał, że go kuszę ubiorem i swoim zachowaniem, a w prawdzie nic takiego nie robiłam. Dzięki niemu do tej pory boję się ubierać w ciemne, raziste kolory. Cały czas ubieram się na biało, żeby być "czysta". I choć wiem, że nie powinnam, to nadal się boję. Boję się, że znów ktoś mi powie, że go kuszę ubiorem, makijażem. Że... ktoś mnie po prostu skrzywdzi.

Znałem historię Cordelii Flavii Cooke — gdy miała czternaście lat kolega jej brata... wykorzystał ją w pewien sposób i wpoił przykre rzeczy. Kiedy jej rodzice Vera i Harry przedstawiali mi jej przeszłość, miałem ochotę zajebać skurwiela. Naprawdę.

Dlatego też sobie przyrzekłem, że was, moje dwie najważniejsze kobiety, które słuchają tej kasety, będę chronił, dopóki nie zniknę. Aby to zło ludzi i świata was nigdy nie dosięgło.

Mam nadzieję, że spełniłem tę misję, jak najbardziej potrafiłem.

Brunetka uniosła na mnie smutny wzrok i w końcu zobaczyłem u niej jakieś emocje. Patrzyła na mnie z żalem, a delikatny, przykry uśmiech namalował się na jej wargach. Przełknąłem ślinę.

— Masz prawo być zła, Cordelio. Takie zachowania wobec kobiet, mężczyzn, dzieci powinny być tępione. Znormalizowane powinno być kobiece ciało, ciuchy, które piękno podkreślają. To przykre i naprawdę wspieram cię w tej chwili, jak tylko mogę. Pamiętaj, że masz prawo wyglądać, jak chcesz i mimo, że lęk nadal tli się w twojej głowie nie pozwól, aby cię złamał. Jesteś dobra, nie kusisz, nie prowokujesz, nawet, gdy masz czerwone usta, krótką spódniczkę. — spojrzałem jej prosto w oczy. — To nigdy nie jest i nie była twoja wina. Zapamiętaj to. Nigdy.

Nie zdążyłem zauważyć, kiedy łza spłynęła po jej policzku i pomimo, że to była oznaka jej smutku to po mojej odpowiedzi jej wyraz twarzy złagodniał, a uśmiech z przykrego, złamanego zamienił się w szeroki i wydawał się, jakby mógł rozświetlić każdą najciemniejszą drogę.

No i wtedy wasz stary powoli zaczynał czuć coś więcej. Zobaczył w Cordelii potrzebę nie tylko oferowania pomocy, ale sprawić, aby jej najgorsze lata zastąpić następnymi, tylko, że dobrymi i szczęśliwymi.

— Mam układ. — odezwałem się ponownie. — Za trzy dni jest pożegnanie Darcy i mini dyskoteka, aby uczcić jej ostatni dzień w ośrodku. Ubierzemy cię w jakieś żywe kolory, pomalujemy usta i przełamiemy powoli twoje lęki. A wtedy porzuć tę myśl, że to złe. Poczuj pewność, bo wiem, że jesteś silną kobietą, która potrafi walczyć o swoje.

Z tymi słowami brunetki dłoń nagle znalazła się na mojej. Prąd przeszedł moje ciało na kontakt z jej delikatną skórą.

— Dziękuję, Felixie. — wyszeptała. — Nadal spadochron, ale dziękuję. Naprawdę jestem ci wdzięczna.

Wasz staruch czuł, że przepadnie.

Uwaga spoiler moje dzieci: przepadłem.

***

19 LIPCA, 2021

Miałyście wrażenie, że się w kimś zauroczyliście?

Jeżeli tak to pewnie będziecie wiedziały, co czułem, gdy zauważyłem Cordelię na imprezie pożegnalnej w kobaltowej sukience i malinowych ustach. No czułem, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. To było jak porażenie prądem.

Cicha muzyka leciała w tle, wszyscy się śmiali, pili sok, rozmawiali i bawili się świetnie, jednak to przestało mieć na mnie znaczenie, gdy zauważyłem ją. Totalnie ożywiona. Kolory dały jej... życie. Wyglądała tak... zabijająco.

Wychwyciła mnie wzrokiem, a uśmiech zawitał na jej pięknych ustach.

Boże naprawdę do cholery przepadłem.

Czułem ucisk w klatce piersiowej.

Nie było w pytę.

Było kurewsko w pytę.

Wasz stary był popierdolony.

— Cześć. — odezwała się dość słabym głosem, kiedy znalazła się obok mnie. Zacisnąłem palce na papierowym kubeczku. — Ubrałam się w to co mi wybrałeś. Tylko nałożyłam inny balsam.

— Wyglądasz... przepięknie. — wydusiłem w końcu. Akurat wtedy mogłem polecieć bardziej oryginalnie, ale serio, zaschło mi w gardle. — Wow.

— Nie przesadzaj. — westchnęła, wywracając oczami. — Czuję się... dziwnie. Tak nieswojo. Przed dwa lata chodziłam tylko w bieli. — zmarszczyła uroczo nos.

— Cordy jest niesamowicie. — stwierdziłam zduszonym tonem.

— Jak mnie nazwałeś? — zapytała parsknięciem, patrząc na mnie nieco zdumiona.

— Cordy.

— Dlaczego?

Bo chyba oszalałem, pomyślałem sobie.

— Tak jakoś. — odpowiedziałem, wzruszając ramieniem.

— Okej, Fitz.

— Jak mnie nazwałaś?

— Fitz.

— Dlaczego?

— Tak jakoś. — odparła, parodiując mój głos i również wzruszyła ramieniem. Wybuchnąłem cichym śmiechem. — Za to, że założyłam tę sukienkę należą mi się dwie cytryny. — zmieniła temat.

— Jeszcze jakieś wymagania? Może jeszcze frytki do tego? — prychnąłem rozbawiony.

— Dzisiaj mógłbyś mnie zabrać na altankę. Podobno dzisiaj noc spadających gwiazd. — powiedziała pewnie i wzięła ode mnie kubeczek z sokiem. — Tak tylko mówię... — dodała, po czym upiła łyka.

— Zobaczymy, co da się z tym zrobić. Zwłaszcza, że jutro masz zajęcia i musisz wcześnie wstać.

— Nie zabijaj mojego vibe'u, barbarzyńco. — jęknęła. — No dawaj. Nie bądź mięczak.

— Dlaczego ci na tym zależy?

— Nicholas, mój przyjaciel, w dzieciństwie zabierał mnie na nocne oglądanie gwiazd. Lubię na nie patrzeć. — oznajmiła z lekkim uśmiechem. Boże, ona się uśmiechała.

Cordelia się u ś m i e c h a ł a.

— Dobra. — zgodziłem się po chwili, a wzrok brunetki przeciął błysk. — Ale masz się częściej uśmiechać.

— Oczywiście. — prychnęła, wywracając oczami. — Dziękuję.

I powiem wam moje dzieci, że nie żałowałem.

Nie żałowałem tego, że zabrałem ją wieczorem oglądać gwiazdy. Nie żałowałem tego, że wziąłem staż i miałem okazję poznać Cordelię Flavię Cooke.

Gdy niebo stało się ciemne, od razu skierowaliśmy się na dwór. Jako że pogoda tamtego dnia była świetna, nie musieliśmy ubrać się cieplej. I dziękowałem za w myślach, bo zobaczenie Cordy w sukience, gdy wiatr muskał jej włosy, a twarz była pogrążona w beztrosce był cudowny i urzekający.

— Boże, jakie piękne jest to niebo. — wyznała, opadając na trawę. — Chyba się zakochałam.

Ona wtedy zakochiwała się w niebie, no a wasz staruch w niej.

Wystarczyło mi dziewiętnaście dni, aby się w niej zauroczyć.

Jednak na takie uczucia wystarczyła sekunda. To przychodziło tak nagle i niespodziewanie.

She loves a boy so much

She wants to steal him to steal her breath

She loves (she loves) a boy so much

She wants (She wants) to steal him to steal her breath*

— Zgadzam się. Jest piękne. — odparłem spokojnie i położyłem się obok niej. — Moja babcia lubiła gwiazdy. Zawsze mi o nich opowiadała.

— Co takiego mówiła? — zapytała i brzmiała na szczerze zaciekawioną. Zerknąłem na nią kątem oka.

— Że w nich są nasze wspomnienia. Wiesz, że gdy się narodzimy powstaje gwiazda, która należy tylko do nas. A gdy umieramy ona znika razem z nami. Takie centrum życia. Jest nawet takie powiedzenie. Poprzez ciernie do gwiazd.

— A ty w to wierzysz?

— Wierzę. Może to głupie, ale tak.

— Nie jest to głupie, a mądre. Fajnie jest mieć nie tylko naukowy pogląd na świat, a taki filozoficzny. To sprawia, że nie żyjemy w takiej... normalności. Że nie wszystko ma swoje jedno wytłumaczenie. — zauważyła słusznie.

— Racja. — przytaknąłem, lekko się uśmiechając. — A ty z Nicholasem w coś wierzyliście? W znaczenie gwiazd?

— On raczej zabierał mnie na ich oglądanie dlatego, bo chciał spędzić ze mną czas. W dzieciństwie byłam... naprawdę smutna, przygnębiona cały czas. A on sprawiał, że było lepiej, ale tylko nie pokazywałam. Wtedy znaczenie gwiazd miało nadzieję. Nadzieję, że kiedyś będę świecić dla innych tak, jak one rozświetlają niebo każdej nocy. — parsknęła cicho. — A potem przestaliśmy to robić. Zepsułam naszą relację, choć teraz mamy dobry kontakt. Jest z taką Kiarą. To strasznie kochana, miła dziewczyna, że jestem szczęśliwa, iż ją ma. Zasługuję na to. Po tym jak wielokrotnie odrzuciłam jego troskę i miłość.

— Kochał cię?

— Jak nikt inny, Felixie. Naprawdę. Aż czasami bolało mnie to, że nie potrafiłam tego odwzajemnić. — wyznała, uśmiechając się delikatnie. — Ale teraz kocham go, jak przyjaciela. Kiedyś to uczucie było dla mnie za ciężkie, dlatego je odpychałam, jednak teraz umiem sobie poradzić z uczuciami i emocjami. A ty kiedyś kochałeś?

Westchnąłem głośno.

— Odkąd pamiętam mam słabość do szybkich zauroczeń i miłości. Rok temu, na studiach, zakochałem się, ale nie kochałem i nie kocham do tej pory.

— Jak miała na imię? — Spojrzała na moją twarz, więc również to zrobiłem i przeniosłem na nią wzrok. Oblizałem wargę.

— Miała na imię Larissa. — wychrypiałem.

— Dlaczego z nią nie jesteś? — zapytała, marszcząc zdezorientowana brwi.

Wygiąłem kąciki ust do góry i skierowałem swoje spojrzenie na niebo.

— Bo patrzy na mnie z góry każdego dnia, każdej nocy, w każdej chwili.

To zostawimy na inną kasetę dziewczynki, poznacie moją historię i Larissy, ale na ten moment skupmy się na tej.

Na tej, w której poczułem znów, że żyję.

***

12 SIERPNIA, 2021

Czy kiedykolwiek miałyście tak, że czas mijał za szybko?

Jest to wkurzające, co? Mnie to irytowało dlatego, bo brakowało dwudziestu dni do wyjazdu Cordelii z ośrodka. Czas ewidentnie pędził jak szalony, a jeszcze szybciej zbyt mocno przywiązywałem się do obecności Cordy.

Wiedziałem, że było to złe. Była pacjentką, ja miałem być jej tymczasowym opiekunem i nie mogłem do niej czuć czegoś więcej, gdy była w ośrodku. Poza, owszem. Ale wtedy, miałem to zakazane.

— Nienawidzę grać w siatkówkę! — jęknęła głośno, gdy zaserwowałem, a brunetka jej nie odbiła. — Musiałeś akurat wybrać to? — zapytała z wyrzutem.

— Do końca twojego pobytu musisz odbyć piętnaście godzin aktywności fizycznej. Musimy to nadrobić. — odpowiedziałem zgodnie z prawdą. — Wieczorem pójdziemy jeszcze pobiegać.

— Jesteś podziurawiony.

— Spadochron, Cordy!

— Oby twoja poduszka była z obu stron ciepła, Fitz!

Wybuchnąłem śmiechem.

Wasz stary uwielbiał z nią spędzać czas.

***

26 SIERPNIA, 2021

Czy kiedykolwiek miałyście cały dzień uśmiech na ustach?

Bo ja tak.

Tego dnia przyjaciele i rodzina Cordy ją odwiedzili. Miała wolny dzień, więc spędzała go od rana aż do wieczora z bliskimi. Zauważyłem, że z każdym dniem była coraz bardziej szczęśliwsza.

Naprawdę w ośrodek jej pomógł. Opieka, leki, godzinne rozmowy i oczywiście jej siła i wytrzymałość pozwoliła jej nauczyć się żyć z zaburzeniami. Choć miała dni, kiedy czuła się, źle, smutek ją znów atakował, a kłótliwość była cholernie silna to i tak dawała radę.

Byłem dumny.

Cholernie.

***

30 SIERPNIA, 2021

Czy kiedykolwiek bolało was serce?

Trzydziestego sierpnia czułem ucisk w klatce piersiowej, moje ciało wydawało się, jakby unosiło, a dziwne uczucie ściskało gardło. To był dzień, gdy pomagałem Cordy się pakować, bo nazajutrz miała już wyjeżdżać.

— Nie wiedziałam, że będę miała tyle rzeczy. — mruknęła, gdy odłożyła kolejny karton w kąt pokoju. — Myślałam, że będzie tego mniej. — poprawiła top w kolorze cytryny.

Uwaga, uwaga — odkąd zaproponowałem jej, aby chodziła w kolorowych ubraniach, robiła to. Od tamtego czasu tylko dwa razy widziałem ją w bieli, a tak to była zupełnie kolorowa. Nawet cały czas malowała usta malinowym balsamem.

Wyglądała w pytę.

— Pomieścisz się na spokojnie. Jak coś będę mógł wam pomóc przewieźć kartony. — powiedziałem, składając jej sukienki.

— Rodzice przyjadą z ciocią Loveday i wujkiem Rainem, więc z tym to na spokojnie. Po prostu jest tego wiele. — parsknęła i usiadła na łóżku. Skinąłem głową z uśmiechem na ustach. — Nie wierzę, że jutro stąd wyjeżdżam. — dodała z westchnieniem, opadając na łóżko.

Odłożyłem sukienki na karton i przysiadłem do niej, następnie też się kładąc. Spojrzała na mnie lekko zmęczona.

— Jestem dumny, że ci się udało, Cordy. — odparłem szczerze. — Jesteś naprawdę silną kobietą. Czekam aż będziesz mi się chwaliła swoimi życiowymi podbojami.

— Na pewno będę ci wszystko opisywać. O ile nie będzie ci to przeszkadzać.

— Nie będę, wręcz sam chcę, abyś to robiła. Po tych dwóch miesiącach, dzień w dzień spędzania z tobą czasu to chyba bym był głupi, gdybym nie chciał wiedzieć o u ciebie. — parsknąłem.

Chcę mieć z tobą kontakt, bo cholernie cię też lubię, pomyślałem.

— Zostaniemy kumplami? — zapytała ze śmiechem.

— Jak tylko chcesz.

— Chcę, ale i tak spadochron, Fitz. — mruknęła.

— Oczywiście, spadochron.

— I o! Przyjdź przed moim wyjazdem do drzewa figowego, dobra?

Uwaga — nadal miała na jego punkcie obsesję. Zaśmiałem się cicho i przytaknąłem, patrząc na nią... z dumą. Patrzyłem na nią z dumą, czując motylki w brzuchu.

Wasz stary był romantykiem, zapamiętajcie to drogie dzieci.

— A poza tym obiecałeś mi pod koniec lipca, że pokażesz, jakim jesteś zajebistym tancerzem. — przypomniała wścibsko i pacnęła mnie palcem w nos. I nie lekko. Ta kobieta miała parę w łapie. — Więc czekam.

— Błagam nie. — jęknąłem.

— Felixie...

— Wiesz, że hipopotam nilowy może ważyć cztery tony...

— Mięczak.

— Na Boga, jeden raz i nigdy więcej. — roześmiałem się. — Ale potrzebuję do tego partnerki.

— Oh, czy to zaproszenie?

A potem pokazałem jej swoje chujowe zdolności taneczne, dopóki śmiech nie pozwolił nam się uspokoić.

***

31 SIERPNIA, 2021

Czy miałyście kiedyś najlepszy czas w całym życiu?

Wasz stary również. Był to staż i poznanie Cordy. Nigdy nie odczuwałem tyle, co wtedy. Po współczucie, smutek, żal do zauroczenia, szczęścia i radości. Czasami aż się bałem, że jak zamknę oczy to będę miał wrażenie, że żyłem, a nie żyję. Jednak ten strach znikał właśnie przy niej.

Tamtego dnia było słonecznie, pięknie i wszystko wydawało się takie beztroskie. Towarzyszyła mi duma, poczucie, że spełniłem do końca pewną misję.

Pamiętam to do dziś, do momentu, jak nagrywam tę kasetę i mówię wam o tej nietypowej historii. Pamiętam, jak szedłem w stronę drzewa figowego. Pamiętam wszystko. Każdy szczegół. Nawet to, że prawie się potknąłem o górkę w ziemi.

Jednakże najważniejszym momentem był ten — pożegnanie. Żegnałem kogoś ważnego, cudownego i silnego.

Brunetka stała odwrócona plecami w moją stronę. Włosy opadały jej swobodnie na plecy, pastelowa żółć sukienki wydawała się rażąca, choć jedynie co mnie raziło to jej piękno, w tym pozytywnym słowa znaczeniu.

— Cordelio... — zacząłem, na co się momentalnie odwróciła. — Cudownie wyglądasz.

— Jak miło. — parsknęła, wywracając oczami. — Pamiętasz, jak tutaj sok z cytryny prysnął mi w oko? — zaśmiała się luźno, przez co jej zawtórowałem.

— Oj tak. Nie mogłem wytrzymać z twojej niezależności. Byłaś nawet zabawna.

— Zamknij się. — odparła. — Gdy kogoś lubiłam to kochałam od niego uciekać. Wtedy miałeś tego przykład.

— Zorientowałem się. Dlatego też nie dawałem ci spokoju. — prychnąłem rozbawiony. Cordelia uśmiechnęła się szeroko i oblizała wargę.

Zapadła cisza.

Moment, gdy musieliśmy powiedzieć sobie cześć.

— No to... Pora się pożegnać, nie? — zapytała, a jej głos był spięty. — Po dwóch długich miesiącach. Nadal jestem zła za to, że miałam przez ciebie zakwasy całymi dniami, ale teraz to nawet mnie bawi.

— Ja za to miałem walkę, abyś podkładała sobie poduszkę pod tyłek. — przypomniałem. — Jestem pełen podziwu, że nie miałaś ani razu wilka.

— Widzisz, najwidoczniej jestem odporna, a tak bardzo się martwiłeś. — westchnęła. — Patrz dwa miesiące temu tutaj się poznaliśmy. Dokładnie w tym miejscu. I naprawdę to był dobry czas. Jestem ci wdzięczna, za to co dla mnie zrobiłeś.

— Ja jestem wdzięczny, za to, że mogłem poznać taką cudowną osobę, jak ty. I pamiętaj, jesteś silna. Będziesz miała świat u swych stóp. — odpowiedziałem. — Wierzę w to.

Przytaknęła, a jej oczy zaszły łzami. Spojrzała na mnie szczęśliwa i złapała mnie za dłoń.

— Dziękuję, Felixie.

***

Tamtego dnia wiedziałem, że będę musiał z własnych chęci i potrzeby się nią opiekować. Musiałem mieć potwierdzenie, że wszystko u niej jest dobrze. Pamiętam to uczucie do dziś. Każdą chwilę, godzinę i śmiechy, rozmowy, narzekanie, bo nie lubiła grać w siatkówkę.

Pamiętam wszystko.

I dla was moje dzieci Amelio i Aurelio, nagrałem tę historię. Gdybym odszedł, a wy byście zatęskniły. Jakbyście chciały poczuć obecność waszego starego w życiu i słuchały jego głosu i bzdurnych historii.

Ta kaseta jest ważna, dobrze o tym wiecie. Nagrywam to, trzęsą mi się dłonie, ściska mnie od środka na same wspomnienia tamtych wakacji.

Kaseta z wspomnieniami o tym, jak poznałem naszą najważniejszą kobietę w całym życiu, moją żonę, a waszą matkę.

^*^

* Machine Gun Kelly — Banyan Tree

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro