Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Anioł

Autor: Isdes_



Istnieją legendy o aniołach zesłanych na Ziemię, które toczą wieczną walkę z diabłami.

***

Pierwszy raz zobaczył ją, gdy miał siedemnaście lat. Jego matka znów wróciła pijana do domu, a ojciec ponownie w tym tygodniu wszczął kłótnię. Niby nic nowego. Przez te wszystkie lata powinien się już przyzwyczaić do widoku staczającej się na dno kobiety, która dała mu życie wraz z mężczyzną, dzięki któremu obydwoje mogli pławić się w luksusach. Jego matce to jednak nie wystarczało, bo jak większość kobiet pragnęła miłości, której mąż nie był w stanie jej dać, bo praca i kariera od zawsze były dla niego na pierwszym miejscu. Ukojenie znalazła w alkoholu, pozwalając aby mężczyzna, któremu oddała serce, wybrał karierę zamiast miłości.

Dlatego już siedmioletni Alexander przyzwyczaił się, że każdą kłótnię rodziców przeczekuje w swym pokoju. Nawet teraz, gdy był już praktycznie dorosły, nie potrafił go opuścić, wiedząc że na dole może natknąć się na wściekłe twarze i trujące słowa, wypływające z ust rodziców.

Po raz pierwszy zobaczył ją, gdy zmęczenie wzięło nad nim górę i zamknął powieki oddając się snu. Krzyki kłócącego się małżeństwa nie ustały, ale on był zbyt zmęczony całym dniem nauki. Zasnął przy biurku, gdzie czytał kolejną z licznych książek, zajmujących półki przylegające do ścian jego pokoju.

Był gotowy na koszmar. Z czasem przyzwyczaił się do tych wszystkich obcych twarzy, które szydziły z niego po zamknięciu oczu. Nauczył się już wysłuchiwać zawodu ojca i patrzyć na obojętność matki. Nigdy nie był dla nich tak ważny, jak powinien. I choć to wszystko nie robiło już na nim tak paskudnego wrażenia, jak przez pierwsze lata, koszmar wciąż pozostawał koszmarem, który budził go za każdym razem, gdy udało mu się zasnąć na dłużej niż chwilę.

Ale wtedy po tych wszystkich wyzwiskach i obelgach, nie zobaczył ciemności, która zwiastowała kolejnego potwora. Na miejscu pustki i przerażających oczu pojawił się radosny uśmiech na porcelanowej cerze. Błękitne oczy patrzyły na niego z życzliwością, a szczupłe dłonie wyciągnięte były w jego stronę. Dziewczyna była młoda i niższa od niego o głowę. Po dłuższej chwili przyglądania się jej pogodnej twarzy stwierdził, że mogła być w jego wieku lub o kilka lat młodsza. Miała długie blond włosy, które falami opadały na jej ramiona. Ubrana była w zwiewną kremową sukienkę i stała boso na trawie, która pojawiła się w jego głowie znikąd. Wyglądała niczym anioł, a słońce na niebie sprawiało wrażenie aureoli świecącej nad jej głową.

- Idziesz? - spytała delikatnym głosem. Alexander miał wrażenie, że jej oczy patrzą wprost w jego źrenice. Że spoglądają w jego duszę, choć tam, w śnie obydwoje byli jedynie wyobrażeniem jego zmęczonego umysłu. - Nie będę czekać wieczność. - blondynka roześmiała się wesoło, pospieszając go rękami.

Alexander zmarszczył brwi i złapał jej dłoń. Była zadziwiająco ciepła i delikatna, jakby miała zaraz pęknąć i skruszeć. Gdy ich palce splotły się ze sobą, dziewczyna pociągnęła go w sobie znanym kierunku, a on nie mógł się zatrzymać. Dał się jej prowadzić, podziwiając jak włosy i sukienka nieznajomej falują na lekkim wietrze, gdy biegli przez zieloną trawę. Chłopak miał wrażenie, że wokół nie było nic innego, prócz zieleni. Wszędzie była jedynie trawa i błękitne niebo, na którym świeciło słońce.

Cały sen spędzili na tej łące i choć dziewczyna nie mówiła wiele, albo może to on nie pamiętał znaczenia ich rozmowy, czuł się niebywale dobrze w jej towarzystwie. Fascynowało go to, jak mocno z jej białą dłonią kontrastowała jego — czarna. Afrykańskie geny odziedziczył po matce, która przybyła do Ameryki w poszukiwaniu przygód, a dostała jedynie złamane serce.

Rano obudził się z dziwnym uczuciem tęsknoty za nieznajomą ze snu. Pierwszy raz od wielu lat naprawdę się wyspał. Spokojnie przespał całą noc, bez koszmaru i smutku.

Od tamtego wieczoru dziewczyna towarzyszyła mu każdej nocy. I choć sen zawsze był taki sam, Alexandrowi nie przeszkadzało to, że znał wypowiadane przez nich słowa na pamięć. Był wdzięczny za spokój i promienny uśmiech nieznajomej.

Dziewczyna nie odeszła nawet, gdy Alexander skończył studia i postanowił wyprowadzić się z domu. Miał już dwadzieścia siedem lat, a jego rodzice wciąż kłócili się tak samo mocno. On jednak był spokojniejszy i pewniejszy siebie, bo wiedział, że blondynka będzie przy nim.

Z czasem zaczął nazywać ją Aniołem. Znał na pamięć jej wygląd. Uwielbiał patrzeć, jak się uśmiecha i słuchać jej delikatnego głosu. Była tylko wyobrażeniem umysłu. Snem. Czymś nierealnym, ale on w dziwny sposób ją pokochał. Była jego ideałem, wybawieniem od zła.

Gdy skończył dwadzieścia siedem lat postanowił opuścić Paradise. Rodzice nie pożegnali go, gdy spakował walizki i wyjechał z rodzinnej miejscowości. Miejsce, które wielu ludzi uważało za niebo, dla niego było istnym piekłem. Może demony zawładnęły tym miastem, bo zabrakło dla nich miejsca w Las Vegas, a może po prostu to on był potworem, który nie radził sobie z diabłami.

Zatrzymał się dopiero w New Haven, mając nadzieję, że demony przeszłości nie pokonają za nim dwóch tysięcy sześćset pięciu mil.

Tutaj zaczął nowe życie. Miał sporo oszczędności. Pieniądzy, którymi rodzice wynagradzali mu brak ich obecności w jego życiu. Ale sam także pracował. Już jako nastolatek spędzał wakacje w kawiarni, czy sklepie budowlanym, marząc o tym, aby w przyszłości uciec z piekła, które zgotowali mu rodzice. Potem, po liceum, zrobił sobie dwa lata przerwy, zdobył całkiem niezłą pracę w biurze przyjaciela ojca i postanowił skończyć studia ekonomiczne.

Teraz, będąc tak blisko Bostonu, czy Nowego Jorku miał przed sobą wiele możliwości na pokierowanie dalszej kariery.

Miał zamiar zrobić wszystko, aby nazwisko McMild zostało zapamiętane i obiecał sobie, że nigdy więcej nikt nie powiąże go z jego rodzicami. Ojciec, choć kochał swoją pracę, nie potrafił być aż tak znanym adwokatem, aby zyskać sławę na całe Stany. Matka natomiast nie zrobiła nic, aby chociaż spróbować znaleźć pracę, czy zwykłe hobby.

A on po roku spędzonym w New Haven był już poważanym pracownikiem Velvet Imperium. Jego szef był młody, może dlatego złapali tak dobry kontakt. Jednak mimo swojego wieku bardzo dobrze radził sobie rozporządzaniem firmą i życiem prywatnym.

Dzisiejszy wieczór Alexander postanowił spędzić w klubie. Przyzwyczaił się do samotności, jaka czekała na niego w apartamencie, ale były momenty, gdy nie mógł jej znieść. Wtedy właśnie wybierał się do miejsca, gdzie na chwilę zapominał o życiu i przeszłości. Gubił się w alkoholu i seksie. Wyobrażał sobie, że na miejscu tych wszystkich partnerek na jedną noc, jest ona. W każdej kobiecie szukał błękitnych oczu, blond włosu, łagodnego głosu, czy anielskiego uśmiechu. Jednak żadna nie była nią.

Zatrzymał się przed jednym z najbardziej znanych klubów w mieście. Angelus przywitał go wielkimi niebieskimi neonami i długą kolejką przed wejściem, którego pilnowało dwóch ochroniarzy. Jednakże bycie prawą ręką prezesa międzynarodowej firmy dawało mu wiele możliwości. Jedną z nich było szybkie wejście do klubu i dostęp do loży dla vipów.

Wielkie ciemne pomieszczenie oświetlone przez liczne niebieskie lampki i wypełnione setkami ludzi wprawiło go w znajomy nastrój. Poczuł się wolny od wspomnień i demonów przeszłości.

Od razu skierował swój krok w stronę baru, obsługiwanego przez trzech młodych chłopaków. Każdy z nich ubrany był w niebieski podkoszulek z czarnym logiem klubu. Litera A ze skrzydłami po bokach i aureolą na górze sprawiała śmieszne wrażenie. Alexander już pierwszej nocy, gdy tu trafił dostrzegł ironię tego miejsca. Przecież to tutaj potwory rozwijały swe skrzydła, a właściciel porównał klub do nieba. I faktycznie ludzie czuli się tutaj jak w raju. Przynajmniej do czasu, aż bolesna rzeczywistość nie wciągnęła ich z powrotem na ponury tor.

— Co dla pana? — spytał barman, gdy Alexander zajął miejsce na wysokim granatowym stołku przy barze.

— Mojito. — odpowiedział brunet, wyjmując z kieszeni czarnego garnituru skórzany portfel.

Nie zamierzał dużo pić. Nigdy nie przepadał za alkoholem, ale lubił go smakować. Kolejna ironia. Syn alkoholiczki, który brzydził się alkoholu. A on po prostu starał się nie pójść w ślady matki.

Gdy dostał drinka, podał barmanowi dziesięciodolarowy banknot. Upił łyk alkoholu i skierował się w stronę loży. Przeciskanie się między tańczącymi ludźmi nie było czymś przyjemnym, ale spokój i dobry widok w miejscu dla bogatych snobów wynagradzał te kilka minut drogi wśród spoconych ciał.

Alexander skinął głową na powitanie mężczyznom, którzy siedzieli w loży i zaciekle o czymś rozmawiali. Strażnik bez problemu wpuścił go do środka, gdy pokazał granatową kartę klubu. Alexander odwrócił się twarzą do parkietu i obserwował poruszających się na nim ludzi, popijając drinka. Analizował kobiety, szukał tej, z którą spędzi dzisiejszą noc.

I wtedy na środku parkietu, wśród tańczącego tłumu zobaczył ją. Biała sukienka wyróżniała się na tle czerni i całej reszty ciemnych kolorów. Mieniła się lekko w niebieskim świetle, które panowało w klubie. Jasne włosy falowały z każdym ruchem dziewczyny, na której twarzy widniał szeroki uśmiech. Oczy miała zamknięte, a ręce wyrzucone w górze i płynnie poruszała się w rytm muzyki. Wyglądała tak idealnie, że Alexander myślał, że jest tylko jego przywidzeniem. Że nie jest prawdziwa. Bo czy możliwe było, aby dziewczyna ze snów była tutaj? Co jego Anioł mógł robić w takim miejscu?

McMild wypił do końca drinka i wyszedł z loży, nie spuszczając wzroku z dziewczyny. Chciał się przekonać, że jest prawdziwa. Chciał się dowiedzieć, dlaczego to właśnie ją widział co noc.

Tym razem nie zwracał uwagi na ludzi, gdy przeciskał się między nimi, aby dotrzeć do blondwłosej kobiety ze snów. Chciał jak najszybciej zobaczyć jej oczy, dotknąć jej dłoni i usłyszeć łagodny głos.

Zatrzymał się dopiero, gdy stanął kilka kroków za nią. Dziewczyna go nie widziała. Wciąż tkwiła w swej bańce zamyślenia, poruszając się w rytm głośnej muzyki.

Podziwiał ją. Każdy jej ruch wydawał się mu nienaturalnie płynny. Była piękna.

Wstrzymał oddech, gdy odwróciła się w jego stronę i powoli otworzyła oczy. Niebieskie tęczówki spoczęły wprost na nim, a różowe usta ułożyły się w szeroki uśmiech. Dziewczyna nie oderwała wzroku od jego twarzy, ale przestała tańczyć.

— Możemy porozmawiać? — spytał głośno Alexander, mając nadzieję że zdołał przekrzyczeć muzykę i nieznajomą go usłyszy.

Niezauważalnie odetchnął z ulgą, gdy dziewczyna pokiwała głową z uśmiechem i wyciągnęła w jego stronę porcelanową dłoń. Długie palce zdobiły białe paznokcie, błyszczące w niebieskim świetle.

— Idziesz? — głos blondynki zabrzmiał zadziwiająco wyraźnie, jakby wypowiedziała te słowa w jego głowie. Słyszał je przecież co noc. — Nie będę czekać wiecznie. — dodała dziewczyna z szerokim uśmiechem, a Alexander drgnął, wyrywając się z tego dziwnego otępienia.

Naprawdę miał wrażenie, że śnił. Przecież to nie mogło być prawdziwe. Ona nie mogła być prawdziwa.

Powoli złapał dłoń dziewczyny i jakże się zdziwił, gdy okazała się być tak samo delikatna jak w jego snach. Kontrast ich dłoni wciąż pozostawał tak bardzo zauważalny. On, cały w czerni i ona o porcelanowej skórze, ubrana w biel.

Pozwolił blondynce prowadzić się przez tłum w stronę schodów, prowadzących na górne piętro, gdzie znajdowały się pokoje. Korytarz tutaj był słabo oświetlony, a po obu jego stronach znajdowało się mnóstwo takich samych, czarnych drzwi. Jedynie cyfry różniły się od siebie.

Dziewczyna naciskała klamkę każdego mijanego pokoju, ale dopiero jedenastka ustąpiła, wpuszczając ich do wnętrza pochłoniętego przez mrok. Alexander zamknął za nimi drzwi na klucz, pragnąc choć kilku minut spokojnej rozmowy. Natomiast blondynka zaświeciła światło, które pozwoliło im rozejrzeć się po pokoju. Granatowe ściany, brak okien i wielkie łóżko z niewielką szafką nocną po prawej stronie to jedyne, co znajdowało się w pomieszczeniu.

— Będziesz tam tak stał? — Alexander spojrzał na dziewczynę, która przyglądała mu się z lekkim uśmiechem na ustach i zainteresowaniem widocznym w oczach, siedząc na łóżku.

McMild podszedł do niej i usiadł obok w odległości nie większej od metra. Nie potrafił opuścić wzroku z jej pięknej porcelanowej twarzy i oczu koloru letniego nieba.

— Widziałem cię. — odezwał się po chwili. — Śniłaś mi się. Co noc.

— Och... — nieznajoma spuściła wzrok na swoje dłonie, a jej policzki ozdobił delikatny rumieniec. — Spotkaliśmy się już wcześniej? — spojrzała na niego ponownie. — Wybacz, ale nie pamiętam cię. Ten klub jest naprawdę duży i codziennie jest tu masa ludzi. — zauważyła.

— Nie o to chodzi. — Alex pokręcił głową. — Nie znamy się, ale codziennie byłaś w moich snach. Odganiałaś koszmary.

— Musiałeś mnie z kimś pomylić. — blondynka pokręciła głową, a długie włosy zafalowały wraz z jej ruchem, układając się na jej ramionach.

— Kim jesteś? Jak masz na imię? — Alexander wreszcie mógł zadać nurtujące go od ponad dziesięciu lat pytania.

— Nazywam się Rizoela Bonum. — przedstawiła się. — A ty? Kim jesteś?

— Alexander McMild. — odpowiedział. — Wybacz, po prostu... Gdy cię zobaczyłem wydałaś mi się nierealna. Nie wierzyłem, że naprawdę istniejesz.

Dziewczyna milczała, przyglądając się w skupieniu jego twarzy. Zastanawiała się, o czym świadczyła lekka zmarszczka na jej czole i błysk w błękitnych oczach. Alexander miał wrażenie, że przez chwilę dostrzegł na jej twarzy niezadowolenie. Zupełnie, jakby coś jej nie wyszło. Jednak ta emocja szybko została zastąpiona zaciekawieniem.

— Naprawdę ci się śniłam? — spytała po chwili blondynka, na co czarnoskóry skinął głową. — Może to tylko zbieg okoliczności? Jestem pewna, że nie spotkaliśmy się nigdy wcześniej.

— Wiem, ale przez te wszystkie lata straciłem wiarę w zbiegi okoliczności. Nie wierzę, że nie było powodu, dla którego widziałem cię co noc. — westchnął Alexander.

— Wow, nie wiem, co o tym myśleć. — zaśmiała się cicho Rizoela. — Albo mówisz prawdę, albo to naprawdę słaby sposób na podryw.

— Gdybym cię podrywał nie rozmawialibyśmy teraz, a robili nieco inne rzeczy. — Alex uśmiechnął się lekko.

Dziewczyna odwzajemniła uśmiech, nie odrywając wzroku od brązowych oczu chłopaka. Wydawał jej się bardzo pogubiony, a jego oczy zdradzały, jak wiele w życiu przeszedł.

— Masz piękne imię. — odezwał się ponownie mężczyzna. — Nigdy wcześniej takiego nie spotkałem. — przyznał szczerze.

— Rodzice mieli bzika na punkcie unikatowych imion i ich znaczeń. — zaśmiała się dziewczyna. — Twoje imię na przykład oznacza obrońcę ludzi.

— A jakie jest znaczenie twojego? — spytał ciekawy Alexander.

Rizoel to anioł, który udaremnia demony. — dziewczyna przewróciła oczami i zaśmiała się cicho. — Wiem, dziwne.

— Uważam, że do ciebie pasuje. — stwierdził brunet.

— Wiele osób mi to mówi.

— Więc coś prawdziwego musi w tym być. — Alexander uśmiechnął się lekko.

Nie rozumiał smutku, który błysnął na twarzy jego towarzyszki. W tej jednej sekundzie wydała mu się taka sama, jak on. Zagubiona, zraniona, zepsuta.

Jednak na jej twarzy szybko ponownie pojawił się delikatny uśmiech, a oczy zabłyszczały rozbawieniem. Dziewczyna patrzyła na niego przyjaźnie, jakby cieszyła się z jego obecności. A może naprawdę była radosna z tego powodu?

— Jesteś pierwszym facetem, jakiego spotkałam, który chce tylko rozmawiać. — wyznała po chwili Rizoela. — Zazwyczaj to ja zaczynam rozmowę i ciągnę ludzi za język. — zaśmiała się cicho, nie odrywając wzroku od bruneta.

— Chciałem cię poznać. — wytłumaczył Alexander. — Zrozumieć, dlaczego właśnie ty okazałaś się moim wybawieniem.

— A jeśli ja chciałabym cię poznać w nieco inny sposób? — Rizoela uśmiechnęła się łagodnie, kładąc dłoń na jego dłoni, która natomiast spoczywała na jego kolanie. — Pozwoliłbyś mi? — dziewczyna nachyliła się w jego stronę, szepcząc mu te dwa słowa na ucho.

Alexander westchnął zaskoczony, a gdy odwrócił twarz w stronę dziewczyny, jego wzrok spoczął na jej błękitnych oczach, przykrytych mgłą pożądania. Był zdziwiony tym, jak szybko sprawy zmieniły swój kierunek. Jednak nie mógł się powstrzymać. Coś cholernie mocnego przyciągało go do pięknej, nieznajomej kobiety. Dlatego powoli uniósł dłoń i założył biały kosmyk włosów za ucho Rizoel, po czym delikatnie ułożył dłoń na bladym policzku. Dziewczyna wtuliła twarz w jego dłoń, a on zahaczył kciukiem o różową wargę. Gdy Bonum uchyliła usta, z których wydobyło się ciche sapnięcie, Alexander nie umiał się powstrzymać. W ułamku sekundy pokonał odległość dzielącą ich twarze i naparł agresywnie na usta kobiety.

Rizoela od razu odwzajemniła pocałunek, szybko pozbywając się czarnej marynarki z ramion McMilda.

Ręce Alexandra powędrowały na plecy blondynki i gdy ta niezdarnie rozpinała guziki czarnej koszuli bruneta, on odnalazł zamek jej sukienki. Już po chwili dziewczyna leżała przed nim ubrana jedynie w białą koronkową bieliznę. Alexander szybko uporał się z dolną częścią swojej odzieży, pozostając w czarnych bokserkach.

To, co czuł widząc przed sobą Anioła, było nie do opisania.

Blond włosy Rizoel ułożyły się niezdarnie na granatowej poduszce wokół jej głowy, sprawiając wrażenie aureoli. Jasna skóra kontrastowała z ciemną pościelą, a bielizna zdawała się całkowicie przeszkadzać. Błękitne oczy Rizoel przesłoniła mgła pożądania, gdy wzrok kobiety sunął po jego ciele. Analizowała go, ale Alexander mógł być dumny z własnej sylwetki. Wiele godzin spędzał na siłowni, gdzie wyładowywał swoją nienawiść do wszystkich potworów w jego życiu. Owalna twarz zakończona ostrą szczęką, bujne czarne włosy i brązowe oczy, płonące pożądaniem były pierwszym, na czym spoczął wzrok kobiety. Silne, nie przesadnie umięśnione ramiona zakończone długimi palcami, teraz opadły swobodnie po jego bokach, pozwalając Rizoel ocenić jego ciało. Na klatce piersiowej i brzuchu widoczny był zarys twardych mięśni. Tors mężczyzny zdobiły czarne włoski, które występowały również na podbrzuszu i chowały się pod materiałem bokserek, w których widoczne było mocne wybrzuszenie. Wysportowane nogi utrzymywały całe ciało, gdy mężczyzna stał w lekkim rozkroku.

Rizoel powróciła wzrokiem do jego twarzy, a potem jeszcze raz prześledziła jego ciało. Uśmiechnęła się wyzywająco, gdy jej spojrzenie zatrzymało się na bokserkach towarzysza i przybliżyła się do niego niczym kot. Uklęknęła przed nim i patrząc mu w oczy, sięgnęła dłonią do swoich pleców, po czym rozpięła biały biustonosz, który już po chwili wylądował na podłodze, gdzie spoczywała reszta ich ubrań.

Alexander, nie mogąc się powstrzymać, pochylił się w stronę blondynki, składając pocałunek na jej ustach. Dziewczyna jednak odsunęła się szybko i zeszła z łóżka, upadając na kolana tuż przed nim.

McMild poczuł, jak pożądanie w jednej chwili przeszyło jego ciało, pobudzając jeszcze bardziej już i tak twardego kutasa. Rizoel ułożyła zgrabne dłonie na jego biodrach i niby przypadkiem zahaczyła palcami o gumkę bokserek, ściągając je.

Z uśmiechem objęła dłonią penisa i przybliżyła do niego twarz. Wzięła go w usta, a Alex jęknął głośno na ten gest. Nie spodziewał się tak pewnych ruchów, po wyglądającej tak niewinnie dziewczynie. Rizoel pieściła językiem jego męskość, ssała główkę i poruszała ręką po grubym trzonie. Brunet wplótł palce w jej długie włosy, owijając je wokół swojego nadgarstka i tym samym nie pozwalając, aby zakrywały przed nim piękną twarz Anioła.

— Wstań. — rozkazał po chwili, odsuwając od siebie dziewczynę.

Rizoel posłusznie wykonała polecenie, wycierając dłonią usta, a Alexander starał się znaleźć wśród ubrań garniturowe spodnie. W jednej z ich kieszeni miał prezerwatywę, już dawno nauczył się o niej pamiętać. Nie chciał wpadki ani z dzieckiem, ani z jakąś chorobą weneryczną. Rozerwał opakowanie i założył gumkę, czując na sobie palący wzrok kochanki.

Podszedł do niej, a ta jakby czytając w jego myślach, położyła się na łóżku, rozkładając szeroko nogi. Nie miała na sobie majtek. Musiała je zdjąć, gdy on szukał spodni.

Alexander uśmiechnął się pod nosem, wsuwając na dziewczynę. Zawisł nad nią, opierając dłonie po obu stronach jej głowy i wpił się w jej różowe usta.

Jedną z dłoni przeniósł na jej kobiecość i zamruczał, czując jak mokra była. Wsunął się w nią powoli, nie przerywając pocałunku.

Dziewczyna jęknęła w jego usta, gdy wykonał pierwsze głębokie pchnięcie. Objęła go, wbijając paznokcie w jego plecy i przyciągając go tym samym jeszcze bliżej.

Alexander zszedł pocałunkami na jej szyję, przyspieszając swe ruchy. Jęki Rizoel motywowały go do wykonywania precyzyjniejszych pchnięć. Chciał sprawić jej jak najwięcej przyjemności. Odwdzięczyć się za każdą noc, którą z nim spędziła. Warknął w jej skórę, gdy dziewczyna zacisnęła swe palce na jego pośladkach.

— Szybciej... — jęknęła wprost do jego ucha.

Więc Alexander przyspieszył, choć nadchodzące spełnienie miażdżyło go z każdym kolejnym ruchem. Czuł, jak mocno zaciska się na nim cipka Rizoel, gdy dziewczyna wygięła plecy w łuk, przylegając do niego całym ciałem, kiedy jego usta spoczęły na jej piersi. Wystarczyło kilka kolejnych pchnięć, aby doszła z jego imieniem na ustach. Alexander poruszał się szybko jeszcze przez chwilę, patrząc na piękną twarz kochanki, aż sam poddał się spełnieniu.

To, co działo się potem pamiętał jak przez mgłę. Wiedział, że w ubierali się w pośpiechu i jakimś cudem trafili do jego apartamentu, a całą noc spędzili w swych objęciach. W tamtej chwili liczyła się dla niego tylko Rizoel i to dziwne uczucie, które przy niej czuł. Nie wiedział, czym ono było, ale nigdy wcześniej nie zaprosił kobiety do swego mieszkania. Może to była jedynie wdzięczność pomieszana z nadzieją na lepszą przyszłość?

Gdy obudził się rano, dziewczyna jeszcze spała z głową na jego piersi i ręką, którą obejmowała go w pasie. Delikatnie, nie chcąc jej obudzić, odgarnął włosy z jej twarzy. W tej samej chwili Rizoel otworzyła oczy i uśmiechnęła się sennie.

— Dzień dobry. — wyszeptał Alexander, odwzajemniając uśmiech. — Nie chciałem cię obudzić.

— Część. Nie spałam. — odpowiedziała Bonum. — Która godzina? — spytała, przecierając twarz dłonią.

— Dziesiąta. — odparł, sprawdzając godzinę na budziku, który podniósł z niewielkiej szafki obok łóżka.

— Powinnam iść. — wymruczała blondynka, jednak nie wykonała żadnego ruchu, aby odsunąć się od mężczyzny.

— Zrobię śniadanie. — zaproponował McMild, wysuwając się ostrożnie spod ciała kobiety. — Drzwi naprzeciwko to łazienka. Możesz pożyczyć moje ubrania. W szafie znajdziesz koszule, a w szufladzie bokserki. — poinformował.

— Dziękuję. — dziewczyna obdarzyła go najpiękniejszym uśmiechem. Tym, który tyle razy widywał w snach. — Jesteś kochany.

Alexander uśmiechnął się jedynie, wyjmując z szuflady czarne bokserki i wyszedł z sypialni. Po drodze podniósł z podłogi ubrania, które zrzucali z siebie wczoraj w nocy, chcąc jak najszybciej znów znaleźć się blisko siebie. Poskładał ubrania dziewczyny i ułożył je na kanapie w salonie, a swoje wrzucił do kosza na pranie, znajdującym się w łazience. Następnie udał się do kuchni, gdzie postanowił zrobić jajecznicę. Nie umiał gotować. Cieszył się więc, że chociaż tego dania udawało mu się nie przypalić, czy przesolić.

Rizoel weszła do kuchni, gdy rozkładał śniadanie na talerze. Miała na sobie jedną z jego białych koszul i czarne bokserki. Jej blond włosy były mokre, a twarz przybrała kolorów.

— Pięknie pachnie. — pochwaliła go, siadając przy stole.

— Smacznego. — życzył Alexander, zajmując miejsce naprzeciwko niej.

Po śniadaniu Rizoel przebrała się w swoje wczorajsze ubrania, a Alexander ubrał na siebie czarne jeansy i błękitną koszulę. Uparł się odwieźć dziewczynę do jej domu, choć ta zaprzeczała.

Ostatecznie jednak wsiadła do samochodu i poprowadziła Alexandra, aż zatrzymał się pod osiedlem bloków kilka przecznic od Angelus. Wysiadł z samochodu wraz z dziewczyną i odprowadził ją pod drzwi jednego z wielopiętrowych budynków.

— Dziękuję. — odezwał się jako pierwszy. — Za tę noc i za te wszystkie wcześniejsze. — dodał z lekkim uśmiechem.

Blondynka tym razem nie zaprzeczyła. Jedynie skinęła głową, uśmiechając się lekko, gdy jej policzki przybrały różowy kolor.

— Jesteś wyjątkowy, Alexandrze. Mam nadzieję, że demony wreszcie dadzą ci spokój. — stanęła na palcach i złożyła delikatny pocałunek na jego policzku.

— Dziękuję. — powtórzył Alexander, a gdy dziewczyna nacisnęła klamkę, cofnął się, gotowy wrócić do samochodu. — Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. — wyszeptał pod nosem, gdy Bonum odwróciła się do niego plecami.

— Czekaj! — czyjś głos sprawił, że obydwoje odwrócili się w jego stronę.

W ich kierunku biegł młody mężczyzna w okularach. Mógł być nieco młodszy od Alexandra. Oddychał ciężko, gdy zatrzymał się przed nimi. Musiał przebiec kawał drogi. Miał na sobie białą koszule i jeansy, a na jego ramieniu wisiała czarna torba.

— Śniłaś mi się. — zwrócił się do Rizoel, przyglądając jej się z dekonsternacją i nadzieją. — Widziałem cię co noc. Kim jesteś?

Alexander zmarszczył czoło w niezrozumieniu i przeniósł wzrok z chłopaka na blondynkę. W jej oczach dostrzegł strach, jednak szybko przeniosła wzrok na nieznajomego, zmieniając wyraz twarzy na zaskoczenie.

— Musiałeś mnie z kimś pomylić. — zwróciła się do niego tymi samymi słowami, którymi wczoraj obdarzyła Alexandra.

— Nie. Jestem pewny, że to byłaś ty. Kim jesteś? — powtórzył blondyn w okularach.

Dziewczyna westchnęła, obdarzając Alexandra przepraszającym spojrzeniem. Potem ponownie przeniosła wzrok na blondyna i uśmiechnęła się lekko, wyciągając w jego stronę dłoń.

— Jestem twoją przyjaciółką, Adamie. — odpowiedziała, a uśmiech nie opuszczał jej twarzy. — Chodź ze mną. — mężczyzna jak zahipnotyzowany złapał jej dłoń.

— O co chodzi, Rizoel? — wtrącił Alexander, nie wiedząc co się właśnie dzieje. — Skąd go znasz?

Dziewczyna nie odpowiedziała, odwracając się do niego tyłem, a nieznajomy podążył za nią, nie puszczając jej dłoni.

— Odpowiedź mi. Rizoel! — brunet złapał jej drugą dłoń, przyciągając mocno do siebie i tym samym sprawiając, że blondyn puścił jej drugą rękę.

— Przepraszam, Alexandrze. — w oczach dziewczyny stanęły łzy.

— Co się dzieje? — spytał otumaniony blondyn. Wyglądał, jakby ktoś właśnie obudził go ze snu.

Rizoel obdarzyła go spojrzeniem, a jego oczy ponownie zakryła mgła. Potem ze współczuciem spojrzała na McMilda.

Rizoel to anioł, który udaremnia demony, Alexandrze. — przypomniała. — Przepraszam, nie chciałam cię zranić. To wszystko było jedynie po to, aby cię od nich wyzwolić.

Brunet pokręcił nerwowo głową, odsuwając się od kobiety. Nie rozumiał... Nie pojmował, co się właśnie działo.

— Jesteś Aniołem? — wyszeptał.

— Niestety. — potwierdziła Rizoel. — A moim zadaniem jest wygnanie demonów z ludzkich dusz.

— Więc ta noc była tylko po to, abyś odbyła jedną z wielu swoich walk? — nie dowierzał.

— Wybacz, Alexandrze. Do tego mnie stworzono. — Rizoel spuściła wzrok, cofając się od niego.

— Z nim zrobisz to samo? — wskazał głową blondyna, zaciskając palce w pięści.

Bonum pokiwała głową, łapiąc rękę wspomnianego Adama. Alexander pokiwał głową, nie wiedząc co o tym wszystkim myśleć, gdy Rizoel zniknęła za drzwiami bloku z nieznajomym mężczyzną u boku.

Tego dnia nie poszedł do pracy. Cały dzień spędził w domu, nie pojmując jakim cudem dziewczyna z jego snów okazała się być Aniołem, który zwalczał demony. Przecież to było nierealne. Nie wiedział, czy to naprawdę było prawdziwe, czy to wszystko było jedynie wyobrażeniem jego umysłu. Przecież to właśnie on nazywał tę kobietę Aniołem. Dlaczego więc naprawdę się nim okazała?

Gdy zasnął tej nocy nie nawiedziła go Rizoel, ale koszmary również zniknęły. Następnego dnia obudził się, nie pamiętając imienia dziewczyny, która niegdyś odwiedzała go w snach. Pamiętał jedynie łagodny uśmiech kobiety w białej sukience, która wyciągała do niego dłoń w czasach, gdy koszmary odbierały mu sen. Potem już więcej jej nie zobaczył, aż w końcu całkiem zapomniał o swoim Aniele, który uwolnił go od demonów. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro