0| loser
***
Poczuła dziwne ukłucie w sercu. Zachwiała się. Dopiero po chwili zrozumiała co się stało. Umarł. Straciła go. Jej ukochany Han odszedł na zawsze. Chciała płakać. Chciała zamknąć się w swojej kwaterze, zacząć płakać i zapomnieć o wszystkim. Chciała do niego dołączyć. Ale nie mogła. Wiedziała, że musi być silna. Dla Luka. Dla Bena. Dla Chewiego. Dla Hana.
~ Zaczekaj... ~ pomyślała, gdy przed oczami pojawił jej się obraz Hana. Był łajdakiem. Ale właśnie takiego go kochała.
***
- Uważajcie na siebie... I niech Moc będzie z wami - powiedziała w stronę swojego brata i jego padawanki. Odwróciła się i skinęła jej głową, po czym wysiedli na statek. Kobieta wiedziała, że to może być już koniec. Ale w to nie wierzyła. Ta wojna trwa od wieków, i nigdy się nie skończy...
Udała się do swojej kwatery, próbując czekać na wieści. Stała przed drzwiami kilkanaście minut i zrozumiała, że nikt przez nie teraz nie wejdzie, bi dopiero wylecieli. Usiadła więc ba łóżku, wzięła datapad do ręki i zaczęła przeglądać holozdjęcia. Na większości z nich była ona, Han i Ben, ale na prawie żadnym nie byli w pełnym składzie. Kiedy widziała uśmiechających się członków jej rodziny, wróciły wspomnienia. I dopiero teraz zrozumiała, jak źle postąpiła oddając Bena do Akademi Luke'a. On wcale nie chciał być Jedi, pamiętała jak opowiadał jej o tym co będzie robił gdy zostanie pilotem. Mówił, że będzie latał Sokołem razem z ojcem. Niestety te marzenia już się nie spełnią. Han nie żyje, a Bena nie ma z nią. Stoją po przeciwnej stronie barykady, lecz ona dalej wierzy, że w jej synu jest jeszce światło. Gdy popatrzyła na zdjęcie, na którym byli wszyscy razem - wszyscy, czyli ona, Han, Ben, Chewie, Luke i Lando - poczuła ukłucie w sercu, a po jej policzku spłynęła łza.
- Pani Generał - powiedział mężczyzna, który właśnie otworzył drzwi.
- Tak? - Spytała i zorientowała się, że zobaczył ją w takim stanie. Nie wiedziała nawet ile czasu spędziła w kwaterze. Ale patrząc na zachodzące słońce, można stwierdzić, że dość dużo.
- Przylecieli - odpowiedział. Skinęła mu głową, odłożyła datapad i wyszła przywitać Rebeliantów. Z jednej strony chciała, aby ta wojna już się skończyła, a z drugiej bała się o stratę bliskich.
- Luke...
- Leio... Wygraliśmy. To koniec - stwierdził podstarzały Mistrz Jedi, po czym, z pokładu Sokoła, wyszła Rey, rozpromieniona jak nigdy wcześniej. Kiedy cała prawie załoga już opuściła statek, księżniczka dalej wpatrywała się w rampe, jakby czekała, aż ktoś jeszce z niej zejdzie. I zszedł. Ale nie ten ktoś, kogo się spodziewała. To był Wookie, który podszedł do niej i objął panią Generał.
- A on? - Popatrzyła z nadzieją na swojego brata. Pokręcił głową i odsunął się lekko, a ona zobaczyła jak dwaj piloci wynoszą ciało jej syna. Upadła na kolana tuż przed nim. - Ben... Synku... - Wyszeptała, gładząc go dłonią po policzku, a z jej oczj zaczęły wypływać kolejne łzy.
- To należało do niego - oznajmił Luke, podając księżniczce Miecz Świetlny Kylo Rena. Wziął go do ręki i zaczęła obracać go w dłoniach. Po głowie zaczęła jej chodzić jedna myśl. - Leio... nie... - Próbował ja uspokoić, LA Rosa go nie słuchała.
- Han... Ben... Zaczekajcie na mnie... - powiedziała tak głośno, że usłyszały ją wszystkie stojące koło niej osoby, po czym wycelowała Miecz Świetlny i nacisnęła przycisk, a krwistoczerwona klinga przebiła jej serce, tak samo jak niegdyś przebiła serce Hana...
_________
Hej. Dzisiaj umarła Carrie... Nie wieże, że to musiało się stać, żeby zmotywować mnie do napisania tego :C
Dla Carrie Fisher ❤
I niech Moc będzie z Nią.
darthdeath xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro