Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

0| loser

***

Poczuła dziwne ukłucie w sercu. Zachwiała się. Dopiero po chwili zrozumiała co się stało. Umarł. Straciła go. Jej ukochany Han odszedł na zawsze. Chciała płakać. Chciała zamknąć się w swojej kwaterze, zacząć płakać i zapomnieć o wszystkim. Chciała do niego dołączyć. Ale nie mogła. Wiedziała, że musi być silna. Dla Luka. Dla Bena. Dla Chewiego. Dla Hana.

~ Zaczekaj... ~ pomyślała, gdy przed oczami pojawił jej się obraz Hana. Był łajdakiem. Ale właśnie takiego go kochała.

***

- Uważajcie na siebie... I niech Moc będzie z wami - powiedziała w stronę swojego brata i jego padawanki. Odwróciła się i skinęła jej głową, po czym wysiedli na statek. Kobieta wiedziała, że to może być już koniec. Ale w to nie wierzyła. Ta wojna trwa od wieków, i nigdy się nie skończy...
Udała się do swojej kwatery, próbując czekać na wieści. Stała przed drzwiami kilkanaście minut i zrozumiała, że nikt przez nie teraz nie wejdzie, bi dopiero wylecieli. Usiadła więc ba łóżku, wzięła datapad do ręki i zaczęła przeglądać holozdjęcia. Na większości z nich była ona, Han i Ben, ale na prawie żadnym nie byli w pełnym składzie. Kiedy widziała uśmiechających się członków jej rodziny, wróciły wspomnienia. I dopiero teraz zrozumiała, jak źle postąpiła oddając Bena do Akademi Luke'a. On wcale nie chciał być Jedi, pamiętała jak opowiadał jej o tym co będzie robił gdy zostanie pilotem. Mówił, że będzie latał Sokołem razem z ojcem. Niestety te marzenia już się nie spełnią. Han nie żyje, a Bena nie ma z nią. Stoją po przeciwnej stronie barykady, lecz ona dalej wierzy, że w jej synu jest jeszce światło. Gdy popatrzyła na zdjęcie, na którym byli wszyscy razem - wszyscy, czyli ona, Han, Ben, Chewie, Luke i Lando - poczuła ukłucie w sercu, a po jej policzku spłynęła łza.

- Pani Generał - powiedział mężczyzna, który właśnie otworzył drzwi.

- Tak? - Spytała i zorientowała się, że zobaczył ją w takim stanie. Nie wiedziała nawet ile czasu spędziła w kwaterze. Ale patrząc na zachodzące słońce, można stwierdzić, że dość dużo.

- Przylecieli - odpowiedział. Skinęła mu głową, odłożyła datapad i wyszła przywitać Rebeliantów. Z jednej strony chciała, aby ta wojna już się skończyła, a z drugiej bała się o stratę bliskich.

- Luke...

- Leio... Wygraliśmy. To koniec - stwierdził podstarzały Mistrz Jedi, po czym, z pokładu Sokoła, wyszła Rey, rozpromieniona jak nigdy wcześniej. Kiedy cała prawie załoga już opuściła statek, księżniczka dalej wpatrywała się w rampe, jakby czekała, aż ktoś jeszce z niej zejdzie. I zszedł. Ale nie ten ktoś, kogo się spodziewała. To był Wookie, który podszedł do niej i objął panią Generał.

- A on? - Popatrzyła z nadzieją na swojego brata. Pokręcił głową i odsunął się lekko, a ona zobaczyła jak dwaj piloci wynoszą ciało jej syna. Upadła na kolana tuż przed nim. - Ben... Synku... - Wyszeptała, gładząc go dłonią po policzku, a z jej oczj zaczęły wypływać kolejne łzy.

- To należało do niego - oznajmił Luke, podając księżniczce Miecz Świetlny Kylo Rena. Wziął go do ręki i zaczęła obracać go w dłoniach. Po głowie zaczęła jej chodzić jedna myśl. - Leio... nie... - Próbował ja uspokoić, LA Rosa go nie słuchała.

- Han... Ben... Zaczekajcie na mnie... - powiedziała tak głośno, że usłyszały ją wszystkie stojące koło niej osoby, po czym wycelowała Miecz Świetlny i nacisnęła przycisk, a krwistoczerwona klinga przebiła jej serce, tak samo jak niegdyś przebiła serce Hana...

_________

Hej. Dzisiaj umarła Carrie... Nie wieże, że to musiało się stać, żeby zmotywować mnie do napisania tego :C
Dla Carrie Fisher ❤
I niech Moc będzie z Nią.
darthdeath xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro