Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

dreams ~

 miesiąc i dwa tygodnie przed ~

 - riley cearra scott, jesteś niemożliwa – rzucił harry, wchodząc na salkę ze mini-sztalugą pod pachą i torbą wypchaną farbami i pastelami. dziewczyna podniosła się i oparła ciężar ciała na łokciach, próbując dojrzeć, z czym – znowu – przypałętał się wyrośnięty kudłacz. widząc tobołki w dłoniach harry’ego i sztalugę, riley natychmiast chwyciła za telefon i opadłszy z powrotem na poduszki, zaczęła wściekle (w mniemaniu stylesa) pisać wiadomość.

 - „ja? ty postanowiłeś pozbawić szpitalny sklep dorobku życia.”, och, no jasne – prychnął chłopak, odgarniając grzywkę z czoła i chowając swój telefon do kieszeni. – mam nadzieję, że w końcu będziesz mogła się do mnie odezwać, ta cała terapia zaczyna mnie dobijać. lubię twoje piszczenie.

 riley uniosła wysoko brwi, po czym zmrużyła oczy i pokręciła głową.

 - o, więc teraz się obraziłaś. okej. przyjmuję to na klatę – roześmiał się harry, odkładając przyniesione fanty w kącie pomieszczenia. riley skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej i ułożywszy usta w podkówkę, posłała stylesowi znaczące spojrzenie.

 - ej, daj spokój. napisz, o co chodzi – jęknął harry, przewracając oczami. dziewczyna od niechcenia chwyciła za telefon i umyślnie zaczęła powoli pisać wiadomość, doskonale zdając sobie sprawę z tego, jak ślamazarne zachowanie doprowadza pozornie spokojnego harry’ego do istnej pasji.

 - „już mogę mówić, ale nie mam ochoty na rozmawianie z tobą”, ouch. touché. proszę, riley, mów do mnie. powiedz, skąd w twojej salce osiem czekoladowych królików wielkanocnych i siedem marcepanowych świętych mikołajów – jęknął chłopak, opadając na łóżko i tym samym, na nogi riley.

 - chciałam sobie zrobić święta – szepnęła riley, uśmiechając się. – oba na raz.

 - marzą ci się święta? – harry podchwycił temat i aż podskoczył na materacu. – wielkanocne i bożonarodzeniowe na raz? da się zrobić! – dodał chłopak i natychmiastowo poderwał się z miejsca i zaczął typowy dla siebie spacer po sali. riley tylko westchnęła i wygładziwszy kołdrę, skuliła się w embrionalnej pozycji. tymczasem harry mamrotał coś do telefonu i ni stąd, ni zowąd, wybiegł na korytarz, zostawiając zdziwioną riley cearrę scott samej sobie. po chwili jednak wrócił z wózkiem inwalidzkim i dziwnym pakunkiem w lewej dłoni.

 - wsiadaj, elfie – rzucił nadzwyczaj wesołym głosem, podstawiając wózek tak, by riley mogła szybko na niego usiąść. – jedziemy po przygodę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro