Rozdział 2
Wstawanie rano to kara z niebios. Przysięgam.
A budziki to dzieło szatana. Powiadam.
Było koło jedenastej, jak ten cholerny dźwięk sprawił, że wybudziłem się ze snu. Nawet zasłonięcie głowy poduszką nic nie dało, mimo szczerych chęci. Dobra, spałem sobie te dziewięć godzin, ale przecież godzina drzemki by mi nie zaszkodziła, nie? Spanko jest dobre dla cery i tych innych pierdół, za którymi kobiety wręcz szaleją, bo "gładka buzia jest wowowow". Boże. Nie dość, że hodują szpony, to nakładają tony tapety, żeby potem wydać jeszcze więcej na pielęgnację tego co zepsuły przez te szpachle makijażu.
Wstałem naprawdę niechętnie z tego łóżka i poczłapałem do łazienki, odgarniając włosy z twarzy. Ta krótka chwila nieuwagi sprawiła, że przy tym wszystkim jeszcze zaspany walnąłem we framugę drzwi małym palcem, więc nic dziwnego, że wyrwał mi się z ust dość głośny krzyk, a oczy zaszły mi łzami. Każdy, nawet ktoś taki jak ja, kiedyś przez to przechodził. I niezależnie czy masz dwanaście lat czy dwadzieścia dwa, czy jesteś kobietą, czy mężczyzną, zawsze boli, kurwa mać, tak samo.
Mocno. W kij mocno.
Szybko też okazało się, że nawet Morgan już stoi na nogach! Wybiegł tak szybko, jak tylko mógł z kuchni, żeby zobaczyć jak opieram się o ścianę, łapiąc się za stopę i chcąc w głębi duszy amputować sobie tę jebaną nogę. Jestem pewny, że ta amputacja bolałaby mniej w porównaniu do tego małego palca.
Morgan to dobry przyjaciel. Pomoże. Zrobi ci naprawdę nieudolnie jajecznicę na śniadanie. Pokaże ci jak prawidłowo korzystać z maszyn na siłowni i nawet ułoży ci dobrą dietę białkową, ale warto też wspomnieć, że zawsze cię wyśmieje, jeśli zobaczy, że cierpisz przez swoją głupotę... albo jeśli w ogóle cierpisz. Tak było i teraz.
Jeśli jednak miałbym być szczery, śmiesznie w sumie przybiegł do tego przedpokoju. Wyglądał jak taki gruby pięciolatek, co zobaczył leżącą na stole paterę wyładowaną po brzegi ciastem.
- Świetnie się bawisz? - Ból zszedł na drugi plan. Nie chciałem dawać tej cholerze powodu do śmiechu.
Tylko że nawet mi nie odpowiedział śmieć jebany. Zmrużyłem więc oczy, patrząc na niego wściekle, ale ten tylko na mnie spojrzał i zaczął się śmiać głośniej.
Kretyn.
Gdy więc ból osłabł na tyle, bym mógł chodzić, wszedłem do tej łazienki, trzaskając drzwiami. Nie będę dawał mu żadnej satysfakcji. O, nie, nie, nie. Nienawidzę jej dawać ludziom, a już szczególnie jemu.
Stanąłem przed lustrem i pierwszym krokiem do mojego skincare było umycie twarzy wodą i zwykłym najzwyczajniejszym mydłem do rąk. Kiedy już się wyprostowałem po spłukaniu piany z twarzy, na ślepo sięgnąłem po ręcznik. Kilka prostych ruchów i voilà twarz jest czyściutka. Obejrzałem się jeszcze przelotnie z każdej strony i pierwszą myślą, jaka wpadła mi do głowy, to stwierdzenie, że pora chyba się ogolić.
Tak. Zdecydowanie, ale to później.
Złapałem więc za grzebień i szybko ułożyłem ciemnobrązowe włosy, żeby nie straszyć jak już wyjdę z domu. Lubię, kiedy ludzie oglądają się za mną przez mój blask, atrakcyjność, a nie dlatego że mam jebaną szopę na głowie! Mimo wszystko te włosy były lekkim przekleństwem. Ułożenie ich bez użycia odrobiny żelu nigdy się nie udawało. Były długie, względnie. Dłuższe niż u typowego chłopaka, ale na tyle długie, żeby przykryć mi uszy. Problem jednak polegał na tym, że zawsze po wstaniu jakoś dziwnie się stroszyły w każdą możliwą stronę.
Po szybkim ogarnięciu siebie przed lustrem i w ogóle skończeniu codziennej rutyny, wyszedłem z łazienki i od razu ruszyłem w kierunku kuchni.
Nie była ona przesadnie wielka. Ba, była tak naprawdę bardzo mała, a poruszanie się po niej było utrudnione przez tę niewielką wolną przestrzeń, która była chociaż na tyle duża, żeby dwie osoby mogły się w niej minąć. W dodatku mam wrażenie, że te szafki mogły widzieć II wojnę światową. Serio, zawsze przy otwieraniu szafek boję się, że te drzwiczki rozsypią mi się w rękach, a to bywa mimo wszystko stresujące. Nie mam za co w razie czego odkupić mebli, a właściciel chyba nas wyjebie na zbity pysk, jak coś mu tutaj roztrzaskamy.
Tak, nienawidziłem gnoja.
Morgan wciąż stał przy kuchence i chyba coś przewracał na drugą stronę. Tak, właśnie to zrobił. Wyminąłem go z obojętnym wyrazem twarzy, a kiedy zapach omletu z warzywami (pha, oczywiście, że mrożonymi) dotarł do moich nozdrzy, momentalnie zaburczało mi w brzuchu. Otworzyłem lodówkę i rozejrzałem się szybko po jej wnętrzu. Syf, jak zwykle.
- Paluszek już przestał boleć? - usłyszałem, gdy wyciągałem właśnie jogurt z lodówki. Przeterminowany o dwa dni, ale moja wiedza z chemii w liceum sprawiła, iż byłem świadom, że takowy jak najbardziej można śmiało zjeść.
- Już nie boli - odpowiedziałem cicho zirytowany jego zaczepką. Nie miałem zamiaru dać się sprowokować, okej? - A ciebie co tak ściągnęło wcześnie rano z łóżka?
- Jace, jest wpół do dwunastej.
- No właśnie. Wcześnie rano - uśmiechnąłem się zaczepnie i otworzyłem kubeczek z nabiałem o smaku wanilii. Nawet nie musiał stać do mnie przodem, żebym wiedział, że wywrócił oczami. Ten jogurt w sumie kwaśno pachniał... Na pewno to było przeterminowane tylko o dwa dni...?
Przewrócił jeszcze raz omleta i kilka sekund później zrzucił go na talerz. Dawno nie widziałem, żeby ktoś tak momentalnie, i jakby nie patrzeć, gwałtownie naskoczył na jedzenie. Nie minęło zbyt wiele czasu, od kiedy zaczął jeść, a połowy omleta już nie było na talerzu. Boże... Pytanie tylko dlaczego jeszcze mnie to dziwi, mieszkam z nim już trochę.
Pokręciłem więc tylko głową i powoli wycofałem się z kuchni. Nie odszedłem jakoś super bardzo daleko, ale wizja rzucenia się na kanapę i włączenia jakichś porąbanych paradokumentów wydawała się być kusząca. Dlatego też podniosłem pilota, położywszy kubek z jogurtem na stoliku, który bardzo często wykorzystywałem jako podnóżek i przeciągnąłem się, klikając czerwony przycisk. W ułamku sekundę telewizor uruchomił się.
Czas przy tych gównianych produkcjach szybko mija, jeśli mam być szczery. Sądziłem, że skończy się na jednym odcinku, ale ostatecznie wylądowałem na tureckich telenowelach. W ten właśnie sposób straciłem cenne dwie godziny swojego życia. Dlaczego ludzie sobie to robią, oglądając jeszcze więcej...? Nie, no dobra. Rozumiem. Wciąż nie zmienia to jednak faktu, że musiałem się wyszykować w dziesięć minut, żeby jak najszybciej wyjechać. Przy okazji niechcący rozbiłem szklankę, a potem wywróciłem kosz na śmieci, stojący przy szafkach w kuchni, co skutkowało darciem ryja przez Morrigan, ale nie takie rzeczy się przeżywało.
Wszedłem do auta, szybko je odpaliłem i ruszyłem, starając się nie przesadzać z prędkością. Nie będę ukrywał, że wyrobiłem sobie bardzo nieprzyjemny i z pewnością niebezpieczny na drodze nawyk jeżdżenia szybciej, niż przepisy by nakazywały. Przez to swoją drogą już chyba z dwa razy mnie złapali i spisali, każąc płacić mandat... I no. To ten. Muszę się tego zdecydowanie oduczyć.
Było cicho. Zdecydowanie za cicho, dlatego też włączyłem radio. I nie, kurwa, zawsze jak je włączam to akurat są przerwy na wiadomości, na dzwonienie po ludziach i inne zwalone rzeczy. Tym razem trafiłem na wywiad z jakąś gwiazdką. Jakżeby inaczej?!
Gerardzie, powiedz mi, proszę. Co sprawiło, że rozpadliście się i zeszliście ze sceny? Przyszłość waszego zespołu wyglądała na naprawdę obiecującą. No, i z tego co widziałam oraz słyszałam, masa fanów na Facebooku, Twitterze i Instagramie wygląda na naprawdę zawiedzionych, że najbliższa trasa koncertowa i płyta nie pojawią się w najbliższym czasie, powiedziała dość żywo kobieta, której głos nie należał serio do najprzyjemniejszych. Ugh, był okropny.
Tak, to zdecydowanie było irytujące, ale aktualnie musiałem się skupić na drodze, a nie zmieniać kanały...
Tak właściwie to... to nie tak, że rozpadliśmy się, jak niektórzy sądzą, westchnął ten cały Gerard do mikrofonu. To plotka i tyle.
Dlaczego więc fani wyszli z takiego założenia?
Fani wychodzą z różnych założeń, jakby nie patrzeć, było słychać jego niezadowolenie. I za to w sumie szanuję. Wiele gwiazdeczek było aż nazbyt poprawnych, udając, że jest super i pozwalając sobie wchodzić na głowę. Ale jeśli mam być szczery takie sianie fermentu i plotek to najbardziej szczeniackie i chamskie zachowanie, jakie potrafię sobie wyobrazić w relacji idol-fan. Tacy ludzie powinni zacząć się albo zająć się swoim życie, albo pójść do psychologa jeśli nie potrafią sami się ogarnąć.
Minęła dobra chwila zanim kobieta powtórnie się odezwała, a ja nagle stwierdziłem, że słuchanie tego wywiadu sprawia mi niesamowitą frajdę. Hej, Gerard to równy gość jednak! Z takim to mógłbym się jednak dogadać.
Nie sądzisz, że to... delikatny brak szacunku wobec fanów?, zawahała się przy słowie "delikatny". Byłem pewny, że inaczej chciała to określić. Najpewniej też znacznie mocniej niż pozwalała na to sytuacja, w której się znajdowała. On za to momentalnie prychnął.
Mam mieć szacunek do kogoś, kto nie ma szacunku do mnie i moich przyjaciół?, roześmiał się chłodno. Nieważne, po prostu chciałem zdementować rozchodzące się ploty w mediach. Między mną, Leithem i Kainem nic się nie wydarzyło.
A czy informacje o Kainie i Leithie są prawdziwe? Te dotyczące ich związku?, zaczęła gorączkowo pytać kobieta. Chyba rzeczywiście szukała jak największych dram w życiu tego boysbandu. To chore jak mocno ludzie kochają się wpierdalać komuś w życie.
I w tym właśnie momencie stwierdziłem, że mam dosyć słuchania tego absurdu, napędzającego niekończącą się karuzelę śmiechu związaną z powstającymi obecnie zespołami. Po prostu uwielbiam, jak tacy kretyni robią sobie z innych ludzi małpki z cyrku, zupełnie nie zastanawiając się, jakie to może mieć skutki.
Ale cóż! Witajmy w świecie, gdzie wszystko idzie zjebać w dzień, relacje z ludźmi rozsypują ci się z sekundy na sekundę, gdzie nie wiadomo czy dożyjesz następnego dnia, a jeśli tak to być może twoja reputacja zostanie zniszczona, a ty razem z nią! Witajmy w świecie niesprawiedliwości, cierpienia i nienawiści! Świata, który nie idzie opisać słowami jak bardzo idiotyczne prawa nim rządzą. Świata, który udaje, że ma w ogóle te prawa.
Tak, zbulwersowałem się, że ktoś naprawdę wnika tak głęboko w czyjeś życie prywatne. Jakiś problem?
Chociaż nie, nie o to chodziło. Prawdę powiedziawszy, często zazdrościłem różnym ludziom, nawet temu całemu Gerardowi z tego ich śmiesznego zespołu. Że mieli pełną rodzinę. Że mieli lepszy start w życiu. Że mieli pieniądze, talent, sławę. Mając jedyną ostoję w domu matki (tak, to brzmi nieciekawie jak na dwudziestoletniego chłopaka, wiem), mimo wszystko czułem się momentami pusty, często czując, że brakuje mi czegoś konkretnego w życiu, ale sam nie wiem czego. Nigdy nie wyrażałem takich opinii przy nich, ale wiadomo, każdy przeżywa swoją niesprawiedliwość w swój sposób, a mi narzekanie na to włącza się, gdy tylko słyszę, że ktoś ma lepiej, dobra?
Chyba powinienem iść za wskazówką Morrigan i w końcu pójść do tego psychologa. Przydałoby się.
Po kilkudziesięciu minutach wjechałem w końcu na podjazd małego domu całkiem mocno oddalonego od miasta, w którym studiowałem. Wolnym ruchem otworzyłem drzwi, wyjmując kluczyki ze stacyjki, a zaraz po tym zwinnie wyszedłem z auta i zamknąłem go.
Ruszyłem do drzwi domku, w którym spędziłem swoje dziewiętnaście pierwszych lat życia. Wszedłem powoli po białych drewnianych schodkach, przejeżdżając dłonią po poręczy, przy czym zacząłem rozglądać się, a mój wzrok padł na kolorowe kwiaty rosnące w doniczkach poustawianych gdzieniegdzie na tarasie oraz stary komplet stolika i krzeseł, przy którym matka bardzo często siedziała, czytając książkę albo pijąc kawę.
Zbliżyłem się do wejścia i złapałem za klamkę.
Mimo faktu, że ostatnim razem byłem tu całkiem niedawno, prawda jest taka, że naprawdę stęskniłem się za tym miejscem. Moją ostoją, w której zawsze znalazłem ciepło, zrozumienie i bezpieczeństwo.
// Dobra, więc tak. Faktycznie wróciłam do pisania... Przynajmniej tak sądzę XD Na jak długo, to się zaraz przekonamy~ Wiem, że na razie przynudzam, ale spokooooojnie, za niedługo się wszystko zacznie rozkręcać, przynajmniej mam taki plan. Mam nadzieję, że chociaż trochę się podobało! Gdyby ktoś z was, znalazł gdzieś błąd, to z chęcią go poprawię.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro