Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8

Gabriel

Oddalając się od Cameron z powrotem wracałem do swojej roli. Nie miałem wątpliwości, że czeka mnie poważna rozmowa i wolałem już mieć ją z głowy. Był późny wieczór, ale ciepły.  W oknach rodzinnego domu świeciło się światło. Gdy wysiadłem szybko pokonałem odległość do drzwi, już miałem zapukać, gdy drzwi się otworzyły.  W ich progu nie stała mama tylko ojciec jak zawsze z kamienną twarzą.

- Późno przychodzisz. - powiedział zamiast powitania. - Chodź do mojego gabinetu musisz wyjaśnić mi kilka rzeczy.

- Od razu przechodzimy do setna. Gdzie Jennish?

- Odpoczywa.

Od drzwi wejściowych do gabinetu Leiho jest równo trzydzieści kroków. Niby niewiele, ale zawsze wydawały się trwać dłużej niż w rzeczywistości. Zapach skóry i lakierowanego drewna uderzył mnie w nos, gdy tylko przekroczyłem próg pokoju. Zamknąłem drzwi z cichym kliknięciem zamka.

- Co ty sobie wyobrażasz Gabrielu? Co ma oznaczać zmiana koloru włosów? A najważniejsze, jak sprawy z dziewczyną?

- Od początku powiedziałem Ci, że nie mam zamiaru brać w tym udziału. Od zawsze spełniam twoje polecenia, ale tego nie zrobię.

- I tak jesteś w lepszej sytuacji niż ja. Pozwoliłem Ci dłużej żyć beztrosko licząc, że sam o to zadbasz. Razem z Jennish martwimy co będzie dalej.

Miałem ogromną ochotę coś rozwalić, ale zamiast tego wziąłem głęboki wdech powietrza i zrobiłem krok do przodu. Byłem wściekły. Miałem nadzieję, że widzi to w moich oczach.

- Nie musicie się martwić, wszystko idzie dobrze.

- Nie będę się powtarzał, Gabrielu. Nie musisz podpisywać niczego, ale musisz się tym zająć. Możesz ją wywieźć na koniec  świata, nie dbam o nią, ale o ciebie. Dałem Ci szansę, ale jeśli ją zmarnujesz sam się tym zajmę. Dorośnij w końcu do swoich powinniści. Zostaniesz na noc - Jego głos złagodniał. - Nie denerwuj matki, wystraszyłeś ją nagłym zniknięciem i brakiem kontaktu.

Wychodząc czułem jego ciężki wzrok. Siadając na fotelu w salonie moje myśli wędrowały do Cameron i jak to wszystko rozwiązać. Ściągnąłem sygnet dziadka i schowałem go w pięści. Jego gładkie krawędzie wbijały się w skórę, chciałbym mieć jego siłę. Wyciągnąłem telefon i wyszukałem numer do Cameron. Ruszyłem na balkon i zadzwoniłem. Sygnał wychodzącego połączenia współgrał z biciem serca. Nie miałem wątpliwości, że Leiho spełni swoją obietnicę, a moim losem był ten świat. Wybór między własną decyzją, a presją Leiho wydawał się nadwyraz ciężki.

- Słucham?

- Cameron, popołudniu przyjedzie lekarz. Pozwól mu się zbadać.

- Przyjedziesz, prawda? - odezwała się po chwili. Zamknąłem oczy i zacząłem odliczać od dziesięciu w dół. Czasem miałem przeczucie, że że dziewczyna wie więcej niż mówi. Jeśli miałem wykonać polecenie Leiho to tylko na swoich zasadach.

- Zrób co powiedziałem. - rozłączyłem się. Schowałem telefon i oparłem się o barierki. Pragnienie Cameron bym był przy niej jest o wiele bardziej niebezpieczne niż myśli. Zerknąłem na telefon słysząc przysłaną wiadomość. Miałem jutro z samego rana odebrać osobiście przesyłkę dla Leiho. - Może wyjazd to nie jest taki zły pomysł.

- Dawno nie powiedziałeś niczego bardziej mądrego. - Leiho stanął obok mnie. Nawet nie wiedziałem kiedy się zbliżył. - Mam sprawę u pewnej osoby jednak problem polega na tym, że jest daleko. Będziesz moim przedstawicielem. Nie przejmuj się przesyłką z rana. To jest ważniejsze.

- Gdzie jest haczyk?

- A musi być?

- Czy ja słyszę Gabriela?

Do salonu weszła Jennish w szlafroku. Przetarła oczy i przybiegła do nas. Objęła mnie, a ja zacząłem się zastanawiać jak taka wrażliwa i smukła osoba może tak mocno przytulać.

- Powinnaś spać mamo.

- To akurat wina twojego ojca, że muszę spać w dzień. - machnęła ręką. Zamknąłem oczy, próbując zachować spokojny wyraz twarzy. Gdy je otworzyłem Leiho zniknął. - Opowiadaj, wystraszyłeś mnie, gdy tak długo się nie odzywałeś. Mam nadzieję, że zadzwonisz do babci. Za tydzień ma urodziny.

- Oczywiście, zadzwonię.

- Gdzie byłeś przez cały ten czas?

- Byłem zajęty.

- To samo mówił twój ojciec, gdy się o ciebie pytałam. - westchnęła i spojrzała w stronę salonu. - Nie rób tego więcej, dobrze?

- Dobrze.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro