Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6

Cameron

Kiedy rano wstałam byłam sama. Na poduszce obok mnie widać było jedynie małe wgłębienie, które świadczyło o tym, że on naprawdę tu był. Na samo wspomnienie czułam dziwny dreszcz, a usta mrowiły jakby pamiętały ten dotyk. Nie mogłam jednak zapomnieć, że chciał mnie sprzedać jakbym była zużytą rzeczą. To było niepoprawne czuć to wszystko do osoby, o której nic się nie wiedziało i zapewne nie liczyło. Nie znałam nawet jego imienia. Czułam, że kopię sobie własny grób, ale chciałam znowu poczuć na sobie jego dłonie, które pobudzały każdy mój nerw.

— Dobrze spałaś? — nagle drzwi się otworzyły, a w nich stanął ON. Miał na sobie szarą bluzę i dżinsy, a na oczach niezmiennie przeciwsłoneczne okulary.

— Tak.

Wstałam i podeszłam do niego. Zatrzymałam się w połowie drogi.

— To dobrze. Chciałbym byś za kwadrans była w jadalni ubrana schludnie. Dobrze się zachowuj, Cameron. — ostatnie zdanie wypowiedział ostro. Zacisnęłam dłonie w pięść powstrzymując się przed powiedzeniem mu co myślę. Nie dodał już nic więcej tylko odwrócił się i wyszedł zostawiając mnie znowu samą. Westchnęłam i zaczęłam szukać ubrań w torbie. W momencie, gdy upłynął kwadrans stałam przy wejściu do jadalni, gdzie za małym stołem siedział Mroczny, a obok niego starszy mężczyzna palący papierosa. Mroczny kiwnął do mnie głową i zrobiłam krok do przodu. Czułam, jak gula w gardle rosła z każdą sekundą. Moje ruchy były sztywne. Skupiłam wzrok na Mrocznym, w przeciwnym wypadku nie potrafiłabym zachować względnego spokoju. Czułam na sobie ich spojrzenia, ale najbardziej chciałam zerwać mu z nosa te okulary i zobaczyć te spojrzenie. Może wtedy dowiem się o co chodzi w tej grze.

— Trochę wychudzona. Musiałbyś ją trochę podtuczyć. Poza tym jak na razie wszystko wygląda dobrze.

—  Zgadzasz się?

— Tak. 

Gdy padło to słowo już wiedziałam, że nagle wszystko znowu się zmieni. Na gorsze. Nie miałam już nic do stracenia, więc szybko podeszłam do Mrocznego i zerwałam mu okulary. 

—  Mógłbyś chociaż spojrzeć mi prosto w oczy ten ostatni raz. Tchórz. 

Przez jedną sekundę widziałam zaskoczone zielone tęczówki, które w następnej sekundzie wydawały się błyskając gniewem. Złapał mnie za włosy i pociągnął na podłogę. Z jękiem upadłam na kolana nie odrywając od niego spojrzenia. Byłam wściekła. Mroczny jednym słowem wyprosił swojego gościa.

— Co to miało znaczyć? 

Ton jego głosu jasno dawał mi do zrozumienia, że według niego naprawdę przesadziłam. Głowa bolała mnie od uścisku. Szarpałam się, próbując się uwolnić i zadrapać tą piękną twarz.

—  Puszczaj mnie.

—  Chciałem cię puścić, ale ty cały czas tu jesteś. Jak śmiesz tak się zachowywać? 

Puścił mnie i uderzył w policzek. Upadłam na chłodną podłogę. Próbowałam wstać, ale on stał nade mną. Obrócił mnie na plecy i pochylił przyciskając mnie do podłogi. Czułam jego wściekłość w każdej sekundzie zadawanego mi bólu. 

—  Chcesz ze mną zostać, Cameron? — Mogłam jedynie kiwnąć sztywno głową. — Jesteś głupsza niż zakładałem. — pochylił się i pocałował mnie. Nacisk jego palców na mojej szyi nieznacznie zelżał, gdy zawładnął moimi ustami. Pocałunek stał się głęboki, a ucisk ust mocniejszy. — Jeszcze sprawię, że uciekniesz ode mnie.

  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro