6
Cameron
Kiedy rano wstałam byłam sama. Na poduszce obok mnie widać było jedynie małe wgłębienie, które świadczyło o tym, że on naprawdę tu był. Na samo wspomnienie czułam dziwny dreszcz, a usta mrowiły jakby pamiętały ten dotyk. Nie mogłam jednak zapomnieć, że chciał mnie sprzedać jakbym była zużytą rzeczą. To było niepoprawne czuć to wszystko do osoby, o której nic się nie wiedziało i zapewne nie liczyło. Nie znałam nawet jego imienia. Czułam, że kopię sobie własny grób, ale chciałam znowu poczuć na sobie jego dłonie, które pobudzały każdy mój nerw.
— Dobrze spałaś? — nagle drzwi się otworzyły, a w nich stanął ON. Miał na sobie szarą bluzę i dżinsy, a na oczach niezmiennie przeciwsłoneczne okulary.
— Tak.
Wstałam i podeszłam do niego. Zatrzymałam się w połowie drogi.
— To dobrze. Chciałbym byś za kwadrans była w jadalni ubrana schludnie. Dobrze się zachowuj, Cameron. — ostatnie zdanie wypowiedział ostro. Zacisnęłam dłonie w pięść powstrzymując się przed powiedzeniem mu co myślę. Nie dodał już nic więcej tylko odwrócił się i wyszedł zostawiając mnie znowu samą. Westchnęłam i zaczęłam szukać ubrań w torbie. W momencie, gdy upłynął kwadrans stałam przy wejściu do jadalni, gdzie za małym stołem siedział Mroczny, a obok niego starszy mężczyzna palący papierosa. Mroczny kiwnął do mnie głową i zrobiłam krok do przodu. Czułam, jak gula w gardle rosła z każdą sekundą. Moje ruchy były sztywne. Skupiłam wzrok na Mrocznym, w przeciwnym wypadku nie potrafiłabym zachować względnego spokoju. Czułam na sobie ich spojrzenia, ale najbardziej chciałam zerwać mu z nosa te okulary i zobaczyć te spojrzenie. Może wtedy dowiem się o co chodzi w tej grze.
— Trochę wychudzona. Musiałbyś ją trochę podtuczyć. Poza tym jak na razie wszystko wygląda dobrze.
— Zgadzasz się?
— Tak.
Gdy padło to słowo już wiedziałam, że nagle wszystko znowu się zmieni. Na gorsze. Nie miałam już nic do stracenia, więc szybko podeszłam do Mrocznego i zerwałam mu okulary.
— Mógłbyś chociaż spojrzeć mi prosto w oczy ten ostatni raz. Tchórz.
Przez jedną sekundę widziałam zaskoczone zielone tęczówki, które w następnej sekundzie wydawały się błyskając gniewem. Złapał mnie za włosy i pociągnął na podłogę. Z jękiem upadłam na kolana nie odrywając od niego spojrzenia. Byłam wściekła. Mroczny jednym słowem wyprosił swojego gościa.
— Co to miało znaczyć?
Ton jego głosu jasno dawał mi do zrozumienia, że według niego naprawdę przesadziłam. Głowa bolała mnie od uścisku. Szarpałam się, próbując się uwolnić i zadrapać tą piękną twarz.
— Puszczaj mnie.
— Chciałem cię puścić, ale ty cały czas tu jesteś. Jak śmiesz tak się zachowywać?
Puścił mnie i uderzył w policzek. Upadłam na chłodną podłogę. Próbowałam wstać, ale on stał nade mną. Obrócił mnie na plecy i pochylił przyciskając mnie do podłogi. Czułam jego wściekłość w każdej sekundzie zadawanego mi bólu.
— Chcesz ze mną zostać, Cameron? — Mogłam jedynie kiwnąć sztywno głową. — Jesteś głupsza niż zakładałem. — pochylił się i pocałował mnie. Nacisk jego palców na mojej szyi nieznacznie zelżał, gdy zawładnął moimi ustami. Pocałunek stał się głęboki, a ucisk ust mocniejszy. — Jeszcze sprawię, że uciekniesz ode mnie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro