Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

42

Siedziałem na plaży, patrząc na Cameron, która milczała, wpatrzona w bursztyn, który jej dałem. Może powinienem był nic nie mówić, nie próbować jej przekonać, że warto kolejny raz walczyć. Ale nie potrafiłem się powstrzymać. Nie, kiedy widziałem w jej oczach ten cichy, cieniutki płomień, który jeszcze się nie wypalił. 

Nie mieliśmy już wiele czasu, słońce powoli zaczynało rozjaśniać horyzont. Jeśli miałem ją zabrać stąd, musieliśmy wracać do łodzi. 

– Powinniśmy już iść – powiedziałem cicho, ale Cameron nawet nie drgnęła. 

Podniosłem się i otrzepałem piasek z dłoni. Uśmiechnąłem się lekko, patrząc na nią z góry. 

– Jeśli zostaniemy dłużej, będę musiał cię tu zostawić. 

To zdanie sprawiło, że w końcu na mnie spojrzała. 

– Czemu nie ? Czasem myślę, że to byłoby lepsze wyjście – powiedziała w końcu. 

– Nie dla nas – odpowiedziałem, zanim zdążyłem ugryźć się w język. 

Cameron nic na to nie powiedziała. Po prostu wstała, otrzepała dłonie i ruszyła za mną w stronę łodzi. 

*** 

Gdy dotarliśmy z powrotem do domku, na zegarze była dopiero szósta rano. Powietrze pachniało solą i mokrym piaskiem. Chciałem, żeby Cameron poszła spać, ale nie wyglądała na zmęczoną. 

– Powinienem zrobić kawę? – zapytałem, zamykając za nami drzwi. 

– Nie chce mi się spać – odparła, siadając na kanapie. 

Westchnąłem i usiadłem obok niej. 

– Nie wiem, co będzie dalej – przyznałem szczerze. – Ale nie chcę cię stracić. 

Cameron spojrzała na mnie z czymś, czego nie potrafiłem odczytać. Nie potrafiła mi uwierzyć, nie po tylu kłamstawach.

– Gabriel… 

Nie dokończyła, bo nagle rozległo się głośne pukanie do drzwi. 

Odruchowo sięgnąłem do kabury, ale nie miałem przy sobie broni. Spojrzałem na Cameron, która zesztywniała, a potem podszedłem do drzwi i otworzyłem je ostrożnie. 

Za progiem stał mężczyzna w ciemnej koszuli i okularach przeciwsłonecznych. Miał może czterdzieści lat, a jego twarz wydawała się znajoma. 

Serce zaczęło bić mi szybciej. 

– Gabriel – powiedział niskim głosem. – Nie sądziłem, że naprawdę cię tu znajdę. 

Nie odpowiedziałem od razu. Zbyt wiele myśli przebiegło mi przez głowę. 

– Czego chcesz? – zapytałem w końcu, ściskając klamkę. 

Mężczyzna uśmiechnął się lekko i zdjął okulary. 

– Chcę pogadać. Masz pięć minut, zanim zrobi się gorąco. 

*** 

Wyszedłem na werandę, zamykając za sobą drzwi. Mężczyzna stał na schodkach, nonszalancko opierając się o poręcz. 

– Mów – rzuciłem, starając się nie okazywać zdenerwowania. 

– Sprawa jest prosta – odparł. – Wiesz, kim jestem? 

Zmrużyłem oczy. 

– Nie jesteś gliną, to wiem na pewno. 

Parsknął śmiechem. 

– Nie, nie jestem. Ale twój ojciec był. A jego duchy wciąż żyją. 

Zacisnąłem szczękę. 

– Do rzeczy. 

Mężczyzna wyciągnął z kieszeni telefon i pokazał mi zdjęcie. Na ekranie widniał trup. Mężczyzna, może w moim wieku, z rozbitą czaszką i śladami walki na twarzy. 

– Miał coś, czego szukamy – powiedział mężczyzna. – A ty możesz nam w tym pomóc. 

– „Nam”? 

– Ludziom, którzy byli blisko twojego ojca. 

Serce mi zamarło. 

– Mój ojciec nie żyje – powiedziałem zimno. Moja matka nie może się dowiedzieć co się stało, inaczej mój prawdziwy ojciec rozpęta prawdziwe piekło.

– To prawda – kiwnął głową. – Ale niektóre rzeczy, które zostawił po sobie, nadal mają wartość. I są tacy, którzy byliby gotowi zabić, żeby je zdobyć. 

Przez chwilę milczałem, patrząc na zdjęcie. Potem podniosłem wzrok. 

– A jeśli powiem, że to nie moja sprawa? 

Mężczyzna uśmiechnął się, ale w jego oczach nie było cienia rozbawienia. 

– Wtedy ktoś inny może się nią zająć. Może ktoś, kto nie będzie tak miły jak ja. 

Zrozumiałem. To nie była prośba. 

To było ostrzeżenie.

Prezent dla Was z okazji jutrzejszych Walentynek 💓💓

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro