37
Gabriel szybko zapłacił mój rachunek i wyciągnął mnie na zewnątrz. Stał przede mną mój prywatny zwiastun przekleństw. Nagle upadłam na ziemię i zaczęłam znowu płakać. Nienawidziłam w sobie tej słabości.
- Poddaję się. - wyszeptałam do siebie. Gardło paliło mbie od alkoholu. Wywiesiłam białą flagę. W jednej chwili zniknęła cała złość, ból i gniew. Została tylko obojętność. Gabriel zrównał się ze mną wzrostem. Jego usta się poruszały, jednak nie słyszałam jego słów. Nagle zaczął mną lekko trząść, a dźwięki powoli docierały do mojego umysłu.
- Cameron?
- Co ?
Położyłam dłoń na jego piersi. Zobaczyłam zaskoczenie na jego twarzy. Przesunęłam ręką w bok licząc, że znajdę to czego szukam. Po chwili moje palce zacisnęły się na zimnej metalowej części pistoletu w jego kaburze. Wyciągnęłam ją i położyłam broń na jego kolanach. Spojrzałam na niego, wierząc, że widzi o co go proszę.
- Prosisz o zbyt wiele. - odezwał się po chwili.
- Nie mam nic. Nie ma we mnie ani życia, ani odwagi by to zrobić. Został mi jedynie wybór jak mogę umrzeć, dopóki ktoś mi tego nie zabierze. Chcę umrzeć z twojej ręki. Daj mi odpocząć od codzienności, Gabrielu.
Nachyliłam się i delikatnie go pocałowałam. Byłam o krok przed kolejnym załamaniem. Byliśmy sami na pustym parkingu za lokalem. Nic mu nie groziło.
- Zabiorę i zadbam o ciebie jak powinienem już dawno.
Schował broń i wziął mnie na ręce. Zawiesiłam głowę, moja pokuta będzie jeszcze trwać.
Posadził mnie na miękkim fotelu i zapiął za mnie pasy. Traktował mnie jakbym była ze szkła. Uruchomił samochód i ruszył w noc.
***
- Nie rozumiem tego żartu. - powiedziałam myśl, która tłukła się po mojej głowie przez ostatnią godzinę, czyli odkąd tu przybyliśmy. Siedziałam na łóżku w eleganckim domu mając przed sobą balkon, a za nim wspaniały widok na ocean. Byliśmy na Hawajach. Spojrzałam na Gabriela, który przebrał się w szarą koszulkę i szorty. Na nosie miał niezmiennie ciemne okulary.
- Tu spędziłem pierwsze lata życia. Pamiętam spokój i bezpieczeństwo. Dlatego tu jesteśmy.
- Rodzina nie będzie cię szukać?
- Zostawiłem im kilka rzeczy.
- Czemu mnie tu zabrałeś?
- Czasu cofnąć nie mogę, ale chcę kilka rzeczy naprawić.
Westchnęłam. Nie powie mi nic, dopóki sam tak nie zdecyduje. Usiadł obok i założył mi za ucho pasmo włosów. Wskazał na szafę.
- Wybierz sobie coś z tych ubrań. Jak się przebierzesz zejdź na dół. Pójdziemy coś zjeść.
Po tych słowach wstał i zostawił mnie samą w pokoju.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro