36
Cameron
Przecież to nie powinno być coś poważnego. Cały czas trzymam się za głowę przypominając sobie ostatnią wizytę u Jasona. Lekarz mówił, że to kwestia kilku dni, gdy wróci do domu. A teraz? Siedzę w zimnym i szarym korytarzu, a przed oczami mam odchodzącego lekarza, który właśnie mi przekazał, że mój chłopak umarł przez krwotok wewnętrzny. Podobno istniała możliwość, że tak się stanie jednak szanse były zbyt małe.
Nie chciałam już wracać do pustego mieszkania, gdzie jego rzeczy co rusz przypominałyby mi o jego odejściu.
- To moja wina, że już go nie ma. - czułam, że to przeze umarł. Kochał mnie i mieliśmy tyle planów. Musiałam stąd uciec. Nie mogłam dłużej tego znieść.
***
Nie wiem, który to kieliszek, ale w momencie, gdy obraz przed oczami robił się zniekształcony moje myśli znikały. Nie pamiętam, jak trafiłam do baru, ale pamiętam ogień, który spłynął mi do żołądka po pierwszym łyku.
- Czy coś się stało maleńka, że tak pijesz? Świętujesz?- barman z błyskiem w oku nalał mi alkohol.
- Mój chłopak umarł, a to tylko dlatego, że pojawiłam się w jego życiu. - Uśmiech barmana zgasł. - Masz rację- dodałam.- Muszę powiedzieć temu diabłu, że po raz kolejny spieprzył mi życie.
Zignorowałam zmieszaną minę barmana i zaczęłam szukać telefonu w torbie. Nim weszłam do baru, na szczęście napisałam do kierowniczki, że potrzebuję kilka dniwolnego. Palce z trudem wybrały numer do Gabriela. Uśmiechając się złośliwie do samej siebie słuchałam sygnału połączenia.
- Sądziłem, że więcej nie zadzwonisz.
- Cieszysz się, że po raz kolejny zdeptałeś moje życie?
- Piłaś? Gdzie jesteś?
- Czemu myślisz, że piłam?
Jego głos stał się ostrzejszy. Czyżbym nie udawała zbyt dobrze?
- Jasna cholera Cameron, gdzie jesteś?
- Nie powiem. - poczekałam aż przekleństwa po drugiej stronie słuchawki umilkną. - Dzwonię, by się dowiedzieć, czy cieszysz się, że Jason umarł?
- Nie wiedziałem. Dlatego pijesz. - dodał ciszej.
- A to dopiero początek stypy. - krzyknęłam. - Będę pić aż znów go zobaczę i zacznę błagać o wybaczenie. Tylko dlatego, że mnie pokochał i zaprosił do swojego życia jego historia nie skończyła się dobrze. - uderzyłam ręką w blat zwracając na siebie uwagę zarówno personelu jak i klientów. Nagle bez żadnego powodu łzy zaczęły płynąć mi z oczu. - Jestem przeklęta.
- Cameron, to nie jest prawda. - odsunęłam telefon, bo głos mówiący moje imię brzmiał zbyt rzeczywiście. Poczułam ma ramieniu dłoń, który mnie obróciła. Zalała mnie nowa fala wściekłości i nim się zorientowałam moją dłoń pomknęła do jego policzka. Została zatrzymana w połowie.
- Puszczaj. Puszczaj, do cholery, Gabrielu moją rękę.
Jak wrażenia? Kto chce czytać kolejne rozdziały?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro