Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

27

Gabriel

Przyglądałem się Cameron w lusterku, gdy przeliczała pieniądze na tylnym siedzeniu mojego samochodu. Wokół nas był tylko pusty las i powoli zapadający zmrok.   Jedną ręką przytrzymywała szal przy ustach. Wysiadłem zza kierownicy i usiadłem na wolnym siedzeniu z tyłu. Jej ręka drżała coraz bardziej przy każdym kolejnym ruchu. Miała worki pod oczami, które nie tylko mówiły o nieregularnym śnie, ale i o stresie, w którym obecnie żyła. Nie wiem co się stało, ale gdy błagała mnie o tą przysługę nie mogłem się nie zgodzić. Nie nauczyła się na błędach przeszłości. Gdy skończyła odetchnęła i oparła się o zagłówek nieświadomie puszczając szal. Poczułem chłód na widok siniaka na brodzie. Odsunąłem torbę, która nas dzieliła i obróciłem jej twarz do siebie. Dopiero po chwili zrozumiała co zauważyłem. Próbowała zakryć uraz.

- Kto to zrobił?

- Nikt.

- Cameron, wierzę, że jesteś na tyle mądra, by wiedzieć, że nie warto trzymać tego rodzaju tajemnice przede mną. Zapytam się jeszcze raz, kto jest za to odpowiedzialny?

- To nie ma znaczenia.

- W takim razie dla kogo są te pieniądze?

- A już myślałam, że nigdy nie zapytasz. - mruknęła pod nosem.

- Na które pytanie mi odpowiesz?

- A muszę? - uniosła pytająco brew. Czułem, jak kącik ust mi drga pod wpływem pokazania pazurków.

- Jeszcze nie ustaliśmy w jaki sposób mi się odwdzięczysz za tą przysługę.

- Ty dupku. - warknęła i wyskoczyła z torbą z samochodu.

Równie szybko wysiadłem, patrząc jak szuka głównej drogi. Po kilku susach złapałem ją za rękę i przycisnąłem lekko do najbliższego drzewa. Torba z pieniędzmi upadła między nami. Patrzyła na mnie z mieszaniną strachu i wściekłości. Ten widok przywywoływał wiele wspomnień. Ciekawe czy była tego świadoma, jak wielokrotnie byliśmy w podobnej sytuacji.

- Więc?

- Co:Więc? - Syknęła.

- Na które pytanie mu odpowiesz?

- Na żadne. Puszczaj.

- Nie chcesz odpowiedzieć, bo każde z tych pytań dotyczy tej osoby?

Wściekłość w jej oczach w jednej chwili przygasła. Zastąpiło ją bezradność. To niesamowite, jak wiele można odczytać z jednego spojrzenia.

- Po co pytasz? - odparła cicho.

- Byś mi zaufała. Dałem Ci pieniądze i gdybym wiedział, że to zakończy sprawę nie drążyłbym, ale obydwoje wiemy, że to nie koniec. Powinnaś to już dawno wiedzieć.

- To źle mieć nadzieję?

- Źle jest całkowicie zaufać komuś kto sprawił, że twoje życie stało się piekłem.

- Mówisz o sobie?

- Nie tylko. - teraz to mi zabrało kilka minut na odpowiedź. - Możesz nie wierzyć w moje słowa, ale...

- Dlaczego nie byłeś taki wcześniej?!

Krzyknęła mi prosto w twarz zaskakując tym wybuchem zarówno mnie jak i siebie.  Zrobiłem krok do tyłu patrząc, jak po jej twarzy spływają kolejne łzy. Zrobiłem prawdopodobnie najgorszą możliwą rzecz, przyciągnąłem ją do siebie i zamknąłem w ramionach. Jej szloch się nasilił, gdy łkała  i przeklinała mnie w każdym znanym jej słowie.

- Mam szczerą nadzieję, że nigdy poznasz odpowiedzi na to pytanie.

Kilka chwil zajęło jej uspokojenie się. Spojrzała w górę, a następnie na boki. Rozchyliła bezwiednie usta, a ja zrozumiałem, że muszę ją puścić. Jednak nie potrafiłem tego zrobić. Gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały nie było już dla nas odwrotu. Nie stawiała żadnego oporu, gdy nachyliłem się i posmakowałem jej ust słonych od łez.  Nie odsunęła się,  gdy złapałem ją za biodra i podniosłem. Objęła mnie w pasie nogami i odwzajemniła pocałunek, trzymając mnie za ramiona jakby bała się, że ucieknie albo ja zniknę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro