25
Zmusiłam się do ponownego zaśnięcia. Kolejne dni spędziłam tak jakby nic się nie wydarzyło w ciągu ostatnich dni. Nie dostałam żadnej informacji od Gabriela, a mój brat zachowywał się jakby z powrotem wrócił do swojej nory.
Ścisnęłam dłoń Jasona, gdy staliśmy na światłach. Oparłam głowę o chłodną szybę w samochodzie. Wracaliśmy z pracy, a z radia płynęła spokojna muzyka. Ziewnęłam.
- Co myślisz o małym wypadzie nad jezioro? Ostatnio często się mijamy i nie spędzamy wspólnie czasu. - spojrzałam na niego zaskoczona. - Co to za mina?
- Jasne, dobry pomysł. - wydukałam. - ten weekend? - dodałam, starając się przypomnieć kiedy spędziliśmy ze sobą więcej niż kilka godzin poza domem.
- Nie mogę się doczekać.
Podjeżdżając pod dom udzielił mi się dobry nastrój Jasona. Kątem oka przyglądałam się mojemu chłopakowi, który wyglądał naprawdę seksownie w skórzanej kurtce. Przyłapał mnie na tym, a w jego oczach błysnął ogień. Wysiadając uderzył mnie chłodny wieczorny wiatr. Zatrzymałam się na chwilę i nasłuchiwałam dźwięków miasta, urywanych rozmów przez telefon, odgłos klaksonów i cichy szelest liści na drzewach.
- Zaczekam na ciebie w środku. - usłyszałam Jasona.
Nie wiedząc czemu moją uwagę przykuła cicha szarpanina rozgrywająca się na końcu ulicy. Mężczyzna uciekał z torebką, a kobieta wzywała pomocy. Odwróciłam się, by zawołać chłopaka, ale zostałam sama. Porywacz biegł w moim kierunku ledwo co otworzyłam usta, by krzyknąć, gdy złapał mnie za ramię i zaciągnął za budynek. Miał zaciągnięty kaptur na głowę przez co nie mogłam zobaczyć jego twarzy. Pisnęłam, gdy jego palce wbijały się w moje ramię. Ogarnęła mnie panika, chciałam krzyknąć, ale zatkał mi usta dłonią i przycisnął do muru. Czułam na twarzy jego kwaśny oddech, który niemal wywołał u mnie odruch wymiotny.
- Witaj Cam, dawno się nie widzieliśmy, co nie? - szybkim ruchem głowy pozbył się kaptura. Światło latarni za nim dodało jego zarysowi bladej poświaty. Zsunął dłoń z moich ust na szyję w niemej groźbie. Z trudem zrobiłam wdech.
- Declan, co ty tu robisz? - wyszeptałam, spuszczając wzrok na jego drugie ramię, na którym wisiała ukradziona torba.
- Stęskniłem za siostrą.
- Bzdura.
- Wierz lub nie, ale ciężko do ciebie dotrzeć przez twoją obstawę. Więc teraz puszczasz się z policjantem. Twój pan się tobą znudził, co?
Splunęłam mu w twarz za co oberwałam w szczękę. Przez chwilę mnie zamroczyło, gdy rąbnęłam głową w mur. Na języku poczułam cierpki posmak krwi.
- Wynoś się stąd Declan. - warknęłam przez zaciśnięte zęby.
- Potrzebuję kasy, Cam. Poproś swojego nowego sposonra o trochę kaski.
Przez chwilę przed oczami stanął mi obraz jak Declan prosi Jasona o pieniądze. Nie mogłam do tego dopuścić za wszelką cenę.
- Pogadamy...
- Nie chrzań dziwko. - dostałam w policzek. Z każdą chwilą był coraz bardziej zdenerowany. Czułam jak drży mu ręka. - Potrzebuję kasy. Natychmiast!
Miał rozbiegany wzrok i nerwowo oblizywał usta. Cholera, był na głodzie, a to nie zwiastowało niczego dobrego. Szczególnie dla mnie.
‐ Ile potrzebujesz? - odezwałam się próbując go uspokoić.
- Pół miliona. - odpowiedział na jednym wydechu, a mnie zrobiło się biało przed oczami. - Dawaj kasę inaczej zniszczę ci życie.
Historia się rozkręca!!!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro