17
12 miesięcy później...
Cameron
Słyszę jak deszcz uderza w szybę coraz mocniej i mocniej. W oddali widzę błysk. Przy kolejnej błyskawicy czuję, jak kołdra, która szczelnie mnie okrywa nieznacznie unosi się, a następnie opada, gdy dłoń mężczyzny spoczywa na moim biodrze.
- Boisz się burzy? - jego ciepły oddech łaskocze mnie w ucho.
- Nie. - odwracam się do niego i patrzę mu w oczy. Nawet mimo mroku widzę, jak na mnie patrzy.
- W takim razie śpij.
Obejmuje mnie w pasie i przyciąga do siebie. Za oknem burza rozszalała się na dobre, ale w tym pokoju wydaje się być dziwnie cicho. Zamykam oczy, próbując zasnąć, ale jak zawsze nie potrafię. Muszę poczekać aż mój umysł i ciało w końcu osiągnie ten stan, gdy sen uderza nagle. Spowalniam oddech, bo wiem, że mnie obserwuje i udaję, że śpię, gdy tak naprawdę wpatruję się w okno, gdzie sylwetki przechylających się drzew tworzą swego rodzaju taniec.
***
Gdy mnie przechyla i całuje, moje usta automatycznie oddaje pocałunek. To takie proste, kilka ruchów, ciche westchnięcie i rozmarzony uśmiech. Po całym dniu pracy w barze nie wiem jakim cudem udało mi się wykrzesać ostatnie siły. Kątem oka przyglądam mu się i nie mogę uwierzyć, że to wszystko się dzieje naprawdę. Ściąga koszulę, a pod nosem nuci melodię swojej ulubionej piosenki. Uśmiecham się i potakuję, gdy o coś pyta. Gdy tak myślę co się wokół mnie dzieje powinnam być najszczęśliwszą osobą na świecie, bo osiągnęłam to czego zawsze pragnęłam. Dopłynęłam do bezpiecznej przystani, a jednak czuję, że jestem na mieliźnie. Ściągam koszulkę z logo baru, w którym pracuję co natychmiast przyciąga jego wzrok. Śledzi moje ruchy, gdy odrzucam koszulkę I ubieram nową. Mam tylko nadzieję, że nie zapyta o bliznę na ramieniu.
- A jak u ciebie? Było spokojnie?
- Patrząc na ostatnie tygodnie teraz jest wyjątkowo dobrze.
- Tylko się cieszyć.
Odwracam się do niego i łapię za policyjną koszulę. Widzę, jak drży, gdy szybko całuję go w szyję. Powinnam czuć podniecenie bądź ekscytacje, ale nic takiego się nie dzieje w przeciwieństwie do niego.
- Powinniśmy z tej okazji świętować. Co powiesz, by z tej okazji pójść na miasto? Jason? - A przy okazji tak się upić, by czuć mniejsze wyrzuty sumienia, gdy pójdziemy do łóżka.
- Nie jesteś zmęczona? - słyszę radość w jego głosie, która miesza się z troską. Dawno nie spędzaliśmy razem czasu poza mieszkaniem.
- Nie. - zdecydowanie kręcę głową. - Daj mi chwilę i będę gotowa.
Uciekam do łazienki z nowymi ubraniami, słysząc jak szczęśliwy mówi pod nosem.
- Kobiety, kobiety i jak was tu za wami nadążyć?
Rozdział trochę inny niż poprzednie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro