W zamku Moyland
1874 r.
Chrup-chrup!
Ten dźwięk prześladował księżniczkę Charlotte od dłuższego czasu. Każdej nocy, nieprzerwanie od kilku tygodni, do jej uszu docierały odgłosy, które potrafiły wybudzić ją nawet w środku głębokiego snu. Lecz ich źródła nadal nie mogła zlokalizować. Podejrzewała, że były to myszy. Jednak służący przeszukali cały zamek i nie znaleźli żadnego miejsca, gdzie gryzonie mogłyby się chować.
I tym razem nie było inaczej. Irytujący dźwięk narastał z każdą minutą. W końcu Charlotte otworzyła swoje przekrwione oczy. Usiadłszy na łóżku, księżniczka rozświetliła pokój świeczką i rozejrzała się.
Jej komnata wyglądała dokładnie tak samo jak wieczorem, kiedy kładła się spać. Obok parawanu, na wysokim manekinie, wisiała jej aksamitna sukienka, którą miała włożyć następnego dnia. W kącie leżały białe pantofle, które zrzuciła z nóg poprzedniego wieczoru. Wycieńczona balem, nie miała siły, aby schować je tak jak należy. Na toaletce walały się kosmetyki i wachlarz, nieco ubrudzony pudrem. Po drugiej stronie pokoju okna zdobiły grube zasłony, które zapewniały księżniczce całkowitą prywatność, a jednocześnie przeszkadzały w obserwacji księżyca - dlatego Charlotte zawsze odsłaniała jedną z nich, aby blask rozlewał się po podłodze.
Jednak tej nocy białe światło nie ciągnęło się wąskim pasmem od okna, mimo że księżyc nie był w nowiu. Zatem coś musiało go zasłonić. Zaintrygowana Charlotte wstała i podeszła do okna, trzymając swoją świeczkę na miedzianej podstawce. Tajemnicze chrupanie, od którego rozbolała ją głowa, stawało się głośniejsze z każdym krokiem w stronę okna. Księżniczka szybkim ruchem odsunęła zasłony. I... omal nie opuściła swojej świeczki!
Na balkonie stał chłopak. Charlotte znała go, ale nie rozpoznała od razu. Mrok zamaskował ostre rysy przybysza, a jego ciemne, kręcone włosy były podkreślone słabą poświatą księżyca. Odziany w luźne spodnie i białą koszulę z perłowymi guzikami wyglądał jak kochanek skradający się nocami do swojej ukochanej, o którym Charlotte przeczytała niedawno w jakiejś książce. Chłopak uśmiechnął się nieśmiało i dopiero wtedy księżniczka rozpoznała gościa.
- Olaf?
Zaskoczenie, jakie malowało się na jej twarzy, szło w parze z narastającym strachem. Gdyby w tym momencie ktoś wszedł do sypialni, zaniepokojony hałasem, jaki powodowała skrzypiąca podłoga i odkryłby obecność Olafa, lokalnego łamacza kobiecych serc, wybuchłby ogromny skandal. Wobec tego Charlotte przykazała sobie zachowywać się najciszej jak tylko potrafi.
- Witaj, Charlotte. Mogę wejść?
Skinęła głową i delikatnie uchyliła drzwi, próbując ograniczyć zgrzyt zawiasów. Kiedy Olaf wszedł do środka, natychmiast je zamknęła. Gość usiadł w wyściełanym jedwabiem fotelu i obserwował Charlotte, gdy ta zmierzała w stronę swojego łóżka. Usiadła na nim, uważając, aby jej koszula nocna nie odkrywała zbyt wiele. Potem zapytała:
- Co pana tu sprowadza? I dlaczego o tej godzinie?
- Muszę z tobą porozmawiać, księżniczko! Wybacz moje najście. Znacznie lepiej byłoby, gdybym zjawił się o przyzwoitej porze. Może moje słowa uznasz za niewarte nawet feninga, a może zwyczajnie nie będziesz chciała mnie słuchać. Jednak będę zaszczycony, gdybyś poświęciła mi swoją uwagę, Wasza Książęca Wysokość...
Charlotte uśmiechnęła się mimo woli, ale zgodziła się wysłuchać z uwagą tego, co Olaf miał do powiedzenia, pomimo tak późnej pory.
- Być może, księżniczko, nie zdajesz sobie sprawy z tego, jaki jest cel mojego przybycia ani dlaczego w ogóle zadawałem sobie tyle trudu, aby wspiąć się na ten balkon, ale musisz wiedzieć, że w grę wchodzą uczucia, których nie sposób wyrazić słowami. Ja... ja się zakochałem. W Tobie, księżniczko Charlotte! I nie sposób mi opanować emocje, kiedy myślę o Waszej Wysokości.
Księżniczka poczuła, jak przyspiesza jej serce. Nie spodziewała się takiego obrotu spraw ani nie domyślała się, jaki był powód wizyty Olafa w jej sypialni w środku nocy. Znała go już wcześniej. Spotykali się głównie wtedy, kiedy spacerowała dookoła zamku. Olaf był synem ogrodnika i często pomagał ojcu w pielęgnacji ogrodów. Rozmawiali kilkakrotnie, ale z każdej rozmowy wynikało, że chłopak, mimo młodego wieku, jest kobieciarzem. Nigdy nie zaczęłaby podejrzewać, że ona również mu się spodoba.
Analizując to, co powiedział Olaf, nie zwróciła uwagi na to, że zapadła pomiędzy nimi pełna napięcia cisza. Ocknąwszy się, Charlotte powiedziała:
- To naprawdę... duże zaskoczenie. Któż by pomyślał? Obawiam się jednak, że płonne twe nadzieje.
Uśmiech na ustach chłopaka zgasł jak płomień świecy.
- Dlaczego?
- Mam wiele skrupułów, aby przypuszczać, że mogłabym kiedykolwiek odwzajemnić pańskie uczucie. Po pierwsze, pańska reputacja nie należy do najwspanialszych. Wszystkie okoliczne wsie żyją pańską kontrowersyjną znajomością z kobietą dość lekkich obyczajów, niejaką panną Dusseldorf. Zresztą, plotki szybko się roznoszą, a najnowsza mówi o pana romansie z dwiema kobietami jednocześnie. Ponadto, proszę pana, w opinii wielu mieszkańców tych terenów, jest pan satanistą. Jak odniesie się pan do tych oskarżeń? Utrzymuje pan kontakty z diabłem?
- Czy tak rozsądna księżniczka jak ty, Charlotte, powinna słuchać plotek?
- W każdej z nich jest ziarenko prawdy. Nie zapominaj o tym, Olafie. A wracając do moich obiekcji, nie mogę pominąć naszej stosunkowo krótkiej i przelotnej znajomości. Zgodzi się pan? I... Proszę mi nie przerywać - wtrąciła, widząc, że gość chce coś powiedzieć. Zamknął usta i zaczął dalej słuchać. - Muszę też wspomnieć o fakcie, który nastąpił niedawno, a mianowicie zakradł się pan do mojej sypialni. W środku nocy. I, jak wnioskuję z pańskich opowieści, to pańska sprawka, że nie śpię po nocach od tygodni. Czyż nie?! A może wyprze się pan tego, że stukał w moje okno nieustannie przez wiele dni?
- Niezmiernie mi przykro. Chciałem jedynie zwrócić pani uwagę na moją skromną osobę.
- Za to niezwykle nieokrzesaną i nietaktowaną, jak widzę.
Olaf wyprostował się w fotelu. Nie wyglądał już na zadowolonego, ciągle bawił się pierścieniem na palcu. Płomień świecy odbijał się w jego błękitnych tęczówkach, podkreślając przebłyski gniewu, które były widoczne w jego oczach.
- Rozumiem, że moja obecność jest księżniczce nie na rękę.
- Istotnie.
- W takim razie już pójdę. - Olaf wstał, zadarł wysoko głowę i dumnym krokiem podszedł do drzwi balkonowych. Wcale nie wyglądał, jakby ktoś uraził jego dumę. Wręcz przeciwnie - z jego twarzy dało się odczytać nawet chęć odwetu.
Chłopak otworzył sobie drzwi i bezceremonialnie przez nie wyszedł, pozostawiając Charlotte nieco zdezorientowaną. Kiedy zrozumiała, że właśnie w sposób dość niedelikatny odrzuciła zaloty, natychmiast otrząsnęła się i podbiegła do okna, nie zwracając uwagi na trzeszczącą podłogę. Wyszła na balkon i wychyliła się przez barierkę. Zauważyła Olafa schodzącego w dół po pnączach obrastających południową wieżę, w której znajdowała się komnata księżniczki.
- Pozwolisz, że wrócimy do tematu jutro? - zaproponowała, choć nie była do końca pewna, czy tego chciała.
- Tonący brzytwy się chwyta, jak to mówią - odparł Olaf. Pokręcił głową i dodał: - To niemożliwe, Wasza Wysokość.
- Dlaczego?
Chłopak zaśmiał się złowieszczo. Jego śmiech mroził krew w żyłach i sprawił, że Charlotte przeszył dreszcz.
- Już za późno na wyjaśnienia. Może Diabeł będzie chciał ich wysłuchać.
Przerażona tymi słowami księżniczka zaczęła się wycofywać. Gdy znalazła się z powrotem w swojej sypialni, zamknęła drzwi na balkon bardzo gwałtownie, a chłodne wiosenne powietrze, które wpadło do środka zgasiło płomień świecy. Przez chwilę jedynym światłem był blask księżyca, lecz bardzo szybko zasłoniły go szare chmury.
Ciemność ogarnęła pokój, co spowodowało, że Charlotte zaczęła naprawdę się bać. Powoli, na palcach podeszła do szafki nocnej, gdzie stała świeczka. Próbowała zapalić ją ponownie, ale nie zdołała. Gdy mały płomień zabłysnął na końcu długiej zapałki, sypialnię oświetliła żółta poświata. I wtedy księżniczka zobaczyła to, co czaiło się w kącie jej pokoju.
Stwór, którego oczy lśniły jak rubiny, miał cielsko czarniejsze niż smoła i grube macki długości trzech metrów. Przypomniał Charlotte najgorsze koszmary z dzieciństwa, kiedy myślała, że podobne stwory mieszkają pod jej łóżkiem. Wówczas matka śpiewała dla niej ballady, które pomagały jej zasnąć i przezwyciężyć strach.
Jednak tamtej nocy ballady, które Charlotte wciąż miała w pamięci, na nic się zdały. Księżniczka patrzyła na stwora szeroko otwartymi oczami. Oddech miała urywany i świszczący. Narastał w niej strach. Bała się poruszyć. Bała się odezwać. Nie wiedziała, skąd potwór wziął się w jej sypialni. Lecz gdy zapałka, którą trzymała w dłoni, wypaliła się, poparzyła ją w palce. Charlotte krzyknęła, jednocześnie dając upust swoim emocjom. Nie mogła ich dalej tłumić.
I wtedy potwór zaatakował.
Księżniczka przestała wrzeszczeć...
...lecz jej krzyk odbija się od ścian zamku po dziś dzień.
2017 r.
Zwiedzanie zamku Moyland było według wielu uczestników najciekawszym punktem wycieczki, ale Richard i Ellen uważali to za zwykłą stratę czasu. Żądni przygód nastolatkowie nienawidzili chodzić po korytarzach pełnych obrazów i słuchać przewodnika. Zamiast tego woleli oddalić się od grupy, aby policzyć drzewa w pobliskim lesie albo żaby w stawie, jeżeli takowy był w okolicy. Wszystko, byle tylko nie mieć styczności z nudnym zabytkiem, który w ciągu roku zwiedzają tysiące, jeśli nie miliony turystów.
Rodzeństwo przyjechało do zamku w ramach wycieczki objazdowej, na którą wysłali ich rodzice. Nie byli zadowoleni z tego powodu, ale zgodzili się jechać tylko dlatego, że w programie wycieczki było również muzeum czekolady w Brukseli. Z innego powodu nie ruszyliby się ze swojego domku na wsi otoczonej przez gęsty las, w którym spędzali mnóstwo czasu wspinając się na drzewa lub tropiąc dzikie zwierzęta. Musieli porzucić swoją pasję, aby w ciągu tygodnia zwiedzić zachodnie Niemcy i belgijskie miasteczka. Cały czas myśleli o dotarciu do Brukseli. Na początku, przez pierwsze dni wycieczki, Ellen i Richard udawali, że interesują ich wszystkie zabytki, nawet jeśli nie zwracały ich uwagi. Lecz gdy dotarli do zamku Moyland, całkiem minęła im ochota na zwiedzanie.
- Wiesz, co mi chodzi po głowie, Rich? - zagadnęła go Ellen, kiedy szli przez kamienny most prowadzący na zamkowy dziedziniec. Ich towarzysze podróży, głównie dorośli, których interesują takie „wątpliwe" atrakcje, byli zajęci robieniem zdjęć i zatykaniem nosów, ponieważ fosa otaczająca zamek nie pachniała najlepiej.
- Co takiego? - spytał chłopak nieco znużonym głosem. Było południe, a on miał w zwyczaju wylegiwać się w łóżku o tej porze. Pobudki, które w trakcie wycieczki były tuż przed ósmą, stanowiły dla Richarda torturę.
Ellen już miała zaproponować mu, aby powoli oddalili się od grupy, ale podsłuchała rozmowę starszego małżeństwa, które szło przed nimi.
- Chciałabym sprawdzić, czy ta legenda jest prawdziwa.
- Jaka legenda? - spytał zdziwiony mężczyzna. Mówił głośno, w uchu miał aparat słuchowy. Trzymał żonę za rękę i szedł powoli, wspierając się na lasce.
- Nie słyszałeś o księżniczce Charlotte, którą zaatakował demon? - Jego żona była jeszcze bardziej zdumiona niż on. - Wszyscy znają tę historię!
- Od czterdziestu lat ci powtarzam, kobieto, że nie jestem Niemcem. A w Luksemburgu mamy własne legendy.
Staruszka wymamrotała coś gniewnie pod nosem, ale wróciła do tematu. Ellen przysłuchiwała się rozmowie z uwagą, a Richard naśladował jej dziwne zachowanie.
- Jakieś sto... nie, nie... Sto pięćdziesiąt lat temu, mieszkał tutaj szanowany książęcy ród. Książę i księżna mieli jedną córkę, której dali na imię Charlotte. Była ich oczkiem w głowie, rozpieszczali ją i nie odmawiali przyjemności. Żyli sobie w tym zamku - wskazała na budynek z pomarańczowo-brązowej cegły, do którego się zbliżali - jak pączki w maśle. Niczego im nie brakowało, wydawali mnóstwo pieniędzy na zachcianki...
- W końcu to książęcy ród - szepnęła Ellen do brata. Nie mogła powstrzymać się od komentarza. Richard położył palec na ustach, nakazując jej ciszę.
Na szczęście starsza pani nie usłyszała dziewczyny. Bez przerwy mówiła do swojego męża.
- Księżniczka Charlotte była piękną blondynką. I choć wszyscy chłopcy na nią patrzyli, kiedy przechadzała się po ogrodach albo spacerowała po miasteczku, nie miała żadnych adoratorów. Plotkowano, że choć wygląda jak antyczna bogini, miała paskudny charakterek. Potrafiła śmiać się z ubogich i szarpać kota za ogon. Ale pewnego dnia zjawił się młodzieniec, który wyznał jej swoją miłość. A księżniczka mu odmówiła, nie przyjęła jego zalotów. Wówczas w jej sypialni pojawił się potwór. Najprawdziwsza kreatura prosto z głębi Piekła zaczęła ją torturować. Biedaczka skonała w okropnych męczarniach.
Przestraszona Ellen pisnęła. Zanim zakryła sobie usta, starsza pani przerwała opowieść i odwróciła się do nich. Richard zaczął tłumaczyć siostrę:
- Przy... Przykro nam, proszę pani. Przepraszam, że podsłuchiwaliśmy, ale nigdy nie słyszałem tej legendy. Ta opowieść jest taka interesująca...
- Rozumiem, młody człowieku - przerwała mu kobieta. Uśmiechnęła się przyjaźnie do Richarda, a potem do Ellen. - Chcecie usłyszeć zakończenie?
Zatrzymali się na wewnętrznym dziedzińcu. Zostawili bramę w tyle, a drzwi wejściowe znajdowały się przed nimi. Przewodnik opowiadał pokrótce historię zamku, ale nie wspomniał o historii księżniczki Charlotte.
- Jak najbardziej. - Ellen paliła się, aby dowiedzieć się, co było dalej. Jej brat również był podekscytowany, ale tego nie okazywał.
- Jeszcze tamtej nocy książę i księżna znaleźli księżniczkę Charlotte martwą. Przeraźliwy krzyk obudził wszystkich mieszkańców zamku. Kilkoro służących widząc ciało księżniczki, zemdlało i już się nie obudziło. W komnacie zamieszkał duch księżniczki, który prawdopodobnie jest tam do tej pory. Słychać też jej krzyki. Każdej nocy o tej samej godzinie, w której umarła.
Richard pokiwał głową zamyślony. Na jego twarzy malował się uśmiech, z każdą chwilą był coraz szerszy.
- Ellen, czy myślisz o tym samym, co ja? - zwrócił się do siostry. Dziewczyna uśmiechnęła się, jakby odczytała z myśli brata jego pomysł. To była okazja na przygodę, i być może jedyna podczas całej tej nudnawej wycieczki.
Jednak starsza pani przewidziała zamiary młodzieży. Odrzekła tylko:
- To niemożliwe, moi mili.
- Dlaczego?
- Dostęp do komnaty księżniczki mają tylko pracownicy tego zamku, tudzież muzeum. Zwiedzający nie mogą tam wejść, przykro mi.
To jednak nie zniechęciło Richarda i Ellen.
Gdy tylko weszli do zamku i znaleźli się na pierwszym piętrze, szli bardzo powoli. Dali się wyprzedzić bardziej zainteresowanym turystom, aby potem zatrzymać się i zawrócić. Ich wycieczka była jedyną tamtego dnia, więc nie było możliwości natknąć się na innych ludzi. Poszli w zupełnie odwrotnym kierunku i dotarli do właściwej wieży, nazywanej południową. Były tam jedne drzwi zasłonięte bramką, aby zwiedzający zamek nie wchodzili do środka. Na ścianie wisiała tabliczka mówiąca, że to właśnie jest pokój księżniczki Charlotte.
Ellen pochyliła się do przodu i dotknęła klamki. Drzwi nie były zamknięte. Zwinnie przeszła nad sznurkiem, który łączył słupki bramki i wisiał absurdalnie nisko. Na palcach weszła do środka. Richard podążył za nią. Najciszej jak umiała, Ellen zamknęła drzwi.
Sypialnia wcale nie wyglądała jakby była nawiedzona. W środku było dość przytulnie i czysto. Wielkie łoże z baldachimem, które stało na lewo od drzwi, pokrywała szkarłatna narzuta, a zasłony wokół miały odcień jasnego różu. Naprzeciwko znajdowało się wyjście na balkon. W oknach wisiały białe firany, a po bokach czarne zasłony. Obok wąskich drzwi, które zapewne prowadziły do prywatnej łazienki księżniczki, stała szafa, toaletka i parawan, za którym były dwa krzesła i fotel. Podłogę zdobił perski dywan. Jednak kremowe ściany były puste, nie wisiały na nich żadne obrazy ani lustra, co sprawiało wrażenie pewnej surowości.
- Muszę przyznać, że księżniczka miała gust - stwierdziła Ellen, dotykając jedwabnych zasłon przy łóżku.
- Nie wiem, czy to był dobry pomysł, przychodzić tutaj. Nie boisz się, że ten duch naprawę istnieje i wyjdzie ze swojej kryjówki, żeby nas wystraszyć?
Ellen zaczęła się śmiać.
- Nie sądziłam, że jesteś tak płochliwy.
- A ja uważałem, że skoro jesteś starsza, powinnaś być mądrzejsza.
- Ludzie szukający przygód nie zawsze są rozsądni. Ile razy mam ci to powtarzać, Rich?
Chłopak westchnął. Oboje uwielbiali przygody i niebezpieczeństwo, ale od pewnego czasu Richard stawał się bardziej rozważny niż siostra. Zaczynał wątpić, czy ich wybryki mają jakiś sens, czy są tylko buntem przeciwko rodzicom.
- Jak uważasz, Ellen.
- Więc przestań narzekać i pomóż mi szukać tu czegoś fajnego.
Ellen przeglądała zawartość szufladek przy toaletce. Richard podszedł do niej.
- Czego dokładnie szukasz?
- Czy to ważne? Może znajdziemy jej portret? Albo jakąś biżuterię? Ozdobne lusterko? Pamiętnik? Cokolwiek.
Richard uważał, że poszukiwania, które prowadzi Ellen, są bezsensowne. Był pewien, że po śmierci księżniczki wszystkie rzeczy zabrali stąd jej rodzice, ewentualnie służący albo późniejsi konserwatorzy zamku. Nie chciał jednak niweczyć nadziei siostry, dlatego nie odezwał się ani słowem.
Dopóki Ellen na coś nie natrafiła. Dotykając brzegu toaletki, poczuła pod palcami chłód, jaki charakteryzował metalowe przedmioty. Pod blatem, w ciasnej szczelinie, a raczej pęknięciu, które powstało w suchym drewnie, znalazła coś, co z początku wzięła za zawias. Jednak gdy zajrzała pod spód i delikatnie wyciągnęła ową rzecz, okazało się, że to pierścionek. Trzymała go w palcach tak ostrożnie, jakby mógł się rozpaść jak skrawek papieru sprzed tysiąca lat.
- Myślisz, że należał do księżniczki Charlotte? - zapytał Richard, przyglądając się znalezisku. Wziął go delikatnie od Ellen i potarł o brzeg koszulki. Pierścionek był zaśniedziały, ale chwilę później błyszczał srebrzystym blaskiem. - A niech mnie! Najprawdziwsze srebro!
- Jest piękny! Musimy go komuś pokazać.
- Komu? Turystom?
Ellen pokręciła głową. Wyjęła z kieszeni telefon i sfotografowała pierścionek leżący na dłoni Richarda.
- Nie, głupku. Wyślę zdjęcie rodzicom, jestem ciekawa ich reakcji. A potem być może pokażemy go przewodnikowi wycieczki.
- Jak chcesz. Ja jednak wolałbym...
Nie mógł dokończyć. Jego uwagę zwróciła szafa stojąca obok toaletki. Mebel zaczął się trząść na boki, jakby miał zaraz się przewrócić. Ellen także to zauważyła i schowała się za bratem, chociaż była od niego wyższa o kilka centymetrów. W środku czaiło się coś dużego, a kiedy ostatecznie wyskoczyło, przyprawiło nastolatków o ogromne zaskoczenie.
Eteryczna zjawa, duch jaśniejszy od ścian pokoju, unosił się przed nimi. Przypominał młodą kobietę. Być może była ich rówieśniczką. Miała jasne włosy, białą, na wpół przeźroczystą skórę i nie była wysoka. Była ubrana w nieskazitelną białą koszulę nocną. Wyraz jej twarzy zdradzał, że miała pokojowe zamiary.
- Któż z was, młodzieży, znalazł pierścień?
Osłupiały Richard odchrząknął i odsunął się na bok, wystawiając Ellen na „ostrzał".
- Ona.
Zjawa uśmiechnęła się. Nie był to złowieszczy uśmieszek czarnego charakteru z filmów o mafii, lecz delikatne uniesienie kącików ust sugerujące przyjazne nastawienie.
- Moja droga, muszę ci podziękować.
- Na... naprawdę? Za... za co? - wydukała Ellen, szczerze zdumiona. Jej brat milczał, lecz na jego twarzy malowała się podejrzliwość.
- Szukałam tego srebrnego pierścionka od wieków, drogie dziecko.
- Dlaczego? Do czego jest on pani potrzebny? - wtrącił Richard.
- Chyba powinnam zacząć historię od początku. Mam na imię Charlotte.
Rodzeństwo spojrzało po sobie szeroko otwartymi oczami. To nie mogło się dziać naprawdę, musieli śnić.
- Pani... jest tą księżniczką? Tą, która wyśmiała uczucia zakochanego w niej chłopaka?
- Olaf nie był mnie wart - zaoponowała księżniczka. Przez jej twarz przemknął cień rozpaczy zmieszanej z gniewem, ale szybko zniknął. - Widzę, że dużo wiecie na mój temat.
- Trochę. Legenda mówi, że zabił panią potwór. Czy to prawda?
- Tak. Straszliwa bestia, która nie powinna była pojawić się w tym pokoju, ale to zrobiła. Zapewne zapytacie, dlaczego. - Nastolatkowie zgodnie kiwnęli głowami. - Zrobił to chłopak, który zakradł się do mnie tamtej nocy tylko po to, aby wyznać mi miłość. Słynął ze swoich niereligijnych poglądów. Nie mówiąc o tym, że przebierał w panienkach. Poza jego stylem bycia i upodobaniami, nie akceptowałam jego nachalności i charakteru. Negatywne cechy przysłaniał swoim wyglądem. Czarne loki, niebieskie oczy oraz dobrze zbudowane ciało - westchnęła, jakby za nim tęskniła. - Łamał kobiece serca, ot co. Ale ja nie lubiłam go dostatecznie, aby się w nim zakochać. Nie byłam płytką panienką, która potrafi oddać się każdemu, kto wręczy jej różę. A on nie zdobył się nawet na to, choć uczył się na ogrodnika i szło mu dobrze.
Ellen rozumiała, co mówiła do niej zjawa i serdecznie jej współczuła. Ale Richard niekoniecznie był rozeznany w tym temacie. Nie miał bladego pojęcia o sprawach sercowych ani tym bardziej o punkcie widzenia kobiet.
- A zatem, w wielkim skrócie, ty powiedziałaś „nie", bo go nie chciałaś, a on odwrócił się na pięcie i nagle w twoim pokoju pojawił się potwór?
Księżniczka przytaknęła skinięciem głowy.
- Ale... jak to właściwie możliwe?
- Wszystko przez ten pierścień. Olaf przez pewien czas obracał nim na swoim palcu, kiedy był u mnie z wizytą. Wówczas sądziłam, że to zwykły odruch, może tik nerwowy. Ale po latach odkryłam, że pierścionek łączył go z siłami z Piekła.
Richard upuścił pierścień na ziemię, jakby ten go oparzył. Wzdrygnął się i cofnął o kilka kroków. Potykając się o nogę Ellen, wpadł na parawan. Przytrzymał się jego górnej deski, aby nie upaść na ziemię. Dopiero stanąwszy pewnie na dwóch nogach, spojrzał na Charlotte i zapytał:
- Co?! To nie jest możliwe.
- Mówiłam już, że utrzymywał kontakt z Diabłem. Prawdopodobnie sprzedał mu własną duszę za ten pierścień. Nie wiem, jaki dokładnie miał cel, ale skoro dysponował taką mocą, musiał planować coś wielkiego i z pewnością niebezpiecznego - wyjaśniła księżniczka i spojrzała z obrzydzeniem na pierścień, który turlał się po podłodze i zatrzymał tuż obok niej.
- To wszystko wyjaśnia - odrzekła Ellen i zrobiła krok do przodu. Schyliła się i podniosła pierścionek. - Pytanie, na co nam ta wiedza teraz, skoro Olaf od dawna nie żyje. Zemsta nie wchodzi w grę.
- Nie planowałam zemsty. Ale przez ponad sto lat, odkąd znajduję się w takim stanie, zdołałam znaleźć sposób na to, jak wrócić do żywych. I potrzebuję do tego pierścienia.
Richard spojrzał na nią, jakby mówiła, że na słońcu rosną tulipany.
- Niech zgadnę. Teraz musimy zaprowadzić cię do krypty, gdzie spoczywa twoje ciało zmasakrowane przed laty przez stwora. Tak?
Księżniczka zachichotała.
- W żadnym wypadku. Trzeba tylko spalić ten pierścień wraz z puklem czarnych włosów. A tak się składa, że ty, mój drogi, masz włosy identyczne jak Olaf.
Chłopak z przerażeniem dotknął swoich włosów. Myśl, że mógłby oddać swoje włosy jakiejś zmarłej przed wieloma laty księżniczce, nie napawała go optymizmem.
- Krwi też mam sobie upuścić?
- Richard! - upomniała go Ellen. - Przepraszam za brata, księżniczko Charlotte.
- Wasza nieufność jest dla mnie w pełni zrozumiała. Lecz wcale nie zamierzam być niewdzięczna. Jeśli pomożecie mi wrócić do żywych, obiecuję wam sowitą nagrodę.
- O jakiej nagrodzie mowa?
- Domyślam się, że w tych czasach tytuły nie są ważne, tym bardziej te nadane przez dawno zmarłą księżniczkę, dlatego oferuję wam złoto.
Ellen zrobiła się podejrzliwa.
- Zamek obecnie pełni funkcję muzeum, więc kustosz lub konserwator na pewno odkryje braki w skarbcu. I zaczną się poszukiwania, sprawa trafi na policję... Dlaczego się śmiejesz, księżniczko? - spytała, patrząc uważnie na zjawę, która trzęsła się ze śmiechu.
- Moja droga, oni nie wiedzą o wszystkich skarbcach. W swojej postaci przemierzyłam ten zamek nie raz i nie dwa. Więc doskonale wiem, o czym mówię - zamilkła na chwilę, ale nadal przyjaźnie się uśmiechała. - Czy jesteście gotowi mi zaufać i pomożecie spalić ten przeklęty pierścień?
Richard spojrzał na Ellen z lekkim niepokojem. Dziewczyna ledwo zauważalnie skinęła głową i zwróciła się do zjawy.
- Tak. Pomożemy ci. - Położyła pierścień na blacie toaletki i podeszła do brata. - Wybacz, jeśli cię zaboli, Rich.
Chwyciła w dwa palce kilka włosów, lekko pociągnęła, a po chwili trzymała w dłoni jeden z loków Richarda. Chłopak nie jęknął, może nawet nie czuł szarpnięcia z tyłu głowy. Z powrotem podeszła do toaletki i ułożyła loki wewnątrz srebrnej obrączki.
- Dziękuję - powiedziała Charlotte. Wyraz jej twarzy zdradzał, że nie miała złych intencji. To tylko podniosło Ellen i Richarda na duchu. - Czy ma ktoś z was zapałki?
- Mam zapalniczkę - odparł chłopak i wyjął z kieszeni podłużny przedmiot z czerwonego plastiku. Siostra spojrzała na niego krzywo, jakby podejrzewała, że potajemnie pali papierosy, jednak nic nie powiedziała. Richard odpalił ją i przyłożył do pukla włosów.
Z początku nie działo się nic szczególnego. Całe pomieszczenie wypełnił smród spalenizny - palone włosy pachną naprawdę okropnie. Pojawiła się wąska strużka szarego dymu, lecz gdy płomień dotknął pierścienia, otoczył go cały, a dym zmienił się w całkowicie czarny. Płonąca obręcz mieniła się chłodnymi odcieniami czerwieni i pomarańczy, niedotykając zarazem blatu toaletki. Pierścień zaczął powoli unosić się do góry, a gdy zatrzymał się na wysokości dwudziestu centymetrów, trysnęło z niego mnóstwo ostrego światła. Ellen i Richard zmrużyli oczy, ale zjawa patrzyła na wszystko z zaskoczeniem. Na jasnych ścianach pokoju pojawiły się cienie przedstawiające wymyślne kreatury godne mieszkańców Piekła.
Rozbrzmiewała też muzyka, a raczej wysokie dźwięki, które dobiegały z pierścienia otoczonego płomieniami. Przypominały pisk, skamlenie psa i zgrzyty, jakby ktoś nieumiejętnie grał na altówce. Dźwięki narastały i stawały się coraz bardziej irytujące. Ellen zastanawiała się, czy ktokolwiek poza nimi słyszy tę muzykę. Dziwne było dla niej to, że nikogo nie zainteresowało ich zniknięcie ani hałasy dobiegające z zamkniętej komnaty.
Nagle pierścień, który już się nie unosił, przemieścił się do przodu z prędkością torpedy i trafił w ducha księżniczki Charlotte. Nie przeszedł przez nią jednak, jak wszyscy się tego spodziewali. Zupełnie tak, jakby zjawa odzyskiwała powoli swoje ciało.
Richard i Ellen otworzyli oczy. Zaczęli ze zdumieniem przyglądać się temu, co się działo. Otóż to właśnie oni mieli szczęście i jedyną w swoim życiu okazję, aby zobaczyć to, czego nikt jeszcze nie widział. Za sprawą przeklętego pierścienia i pukla czarnych włosów zaczęła odradzać się osoba, która była martwa przez ponad sto lat. Kolejne kończyny zjawy przestawały być jedynie eteryczne, a stawały się cielesne, począwszy od tułowia, przez ręce i nogi, skończywszy na głowie i blond włosach.
Księżniczka przyglądała się swojemu ciału oniemiała. Podziwiała dłonie, zaciskała je kilkakrotnie, aby przekonać się, że są prawdziwe. A potem spojrzała na Ellen i Richarda, i uśmiechnęła się szeroko, ukazując rząd perłowych zębów. Jej zielone oczy jarzyły się szczęściem jak neony. Była przeszczęśliwa.
Kiedy poczuła dywan pod gołymi stopami, szybkim krokiem podeszła do nastolatków i serdecznie ich uścisnęła, powtarzając „dziękuję" niezliczoną ilość razy.
- To niesamowite! - zawołała Ellen i jeszcze raz przyjrzała się księżniczce Charlotte. - Tego jeszcze nikt nie widział! To pierwszy taki przypadek w historii.
- Ellen, chyba się zgodzisz, że nie możemy trzymać tego w tajemnicy.
- O, nie, moi drodzy. Świat musi się dowiedzieć! - ekscytowała się księżniczka. - To cud, który powinien być rozgłoszony wszystkim! A ponadto, chciałabym już stąd wyjść. Chyba już pora obiadu, a ja nie jadłam nic od stulecia. Jestem niewyobrażalnie głodna.
Wszyscy zachichotali, a w tym momencie drzwi do sypialni księżniczki otworzyły się i do środka weszły dwie osoby. Wysoki mężczyzna w okularach, który był przewodnikiem wycieczki oraz kobieta w średnim wieku, sądząc po identyfikatorze - kustoszka muzeum. Najpierw dostrzegli Richarda i Ellen, a przewodnik od razu rozpoznał w nich „zbiegów", którzy odłączyli się od grupy.
- Co wy sobie wyobrażacie?! Gdyby pewne małżeństwo nie zgłosiło waszej nieobecności, zostalibyście w zamku, a powrót po was wiązałby się z dodatkowymi kosztami - grzmiał.
- Wasze zachowanie jest naganne i wielce nieodpowiedzialne - dodała kobieta. Uważnie przyjrzała się rodzeństwu, a potem spojrzała na księżniczkę. - Przepraszam, kim pani jest? I dlaczego w środku dnia paraduje pani w dziewiętnastowiecznej koszuli nocnej? Ukradła ją pani z wystawy?
- Księżniczka nie hańbi się kradzieżą - odparła Charlotte tonem pełnym pretensji. - Wybaczą państwo, że nie przedstawiłam się wcześniej, jednakże nie mogłam powstrzymać komentarza. Jestem Charlotte, córka księcia Ottona i księżnej Helgi Austriaczki, a zarazem prawowita właścicielka tej posiadłości i otaczających ją terenów.
Przewodnik i kustoszka patrzyli na księżniczkę najpierw z rozbawieniem, a potem ze zdziwieniem, które ostatecznie przerodziło się w szok. Zrozumieli, że ona nie kłamie, kiedy zobaczyli, z jaką gracją porusza się Charlotte.
- Wasza Książęca Wysokość? Czy to w ogóle jest możliwe?!
- Za pozwoleniem - powiedziała Ellen. - Księżniczko, może powinniśmy opowiedzieć im tę historię?
- Naturalnie. Miałam taki zamiar.
- Przyprowadzę grupę - oświadczył przewodnik, a potem zwrócił się do Richarda i Ellen. - Wasi towarzysze podróży z pewnością chętnie wysłuchają tej opowieści.
Gdy mężczyzna wyszedł, księżniczka Charlotte poprosiła kustoszkę muzeum o jakąś suknię, w którą mogłaby się przebrać - twierdziła, że czuje się niekomfortowo, chodząc przy gościach w koszuli nocnej. Kobieta przyniosła jej zieloną suknię z satyny, jednocześnie przepraszając, że nie ma nic godniejszego księżniczki. Rzeczywiście, kiedy Charlotte ją założyła, wcale nie prezentowała się jak księżniczka, ponieważ sukienka sięgała jej ledwie za kolano, ponadto odsłaniała ramiona. Jednakowoż księżniczka uznała - podając za przykład strój Ellen - że może w niej wystąpić, skoro współczesne kobiety zakładają nawet spodnie.
Zanim jednak zjawili się turyści, Charlotte wzięła Ellen i Richarda na stronę. Po raz kolejny wyraziła, jak bardzo jest im wdzięczna za przywrócenie jej do życia. Wręczyła im również lniany worek związany tasiemką. Kiedy chłopak nim potrząsnął, w środku zabrzęczały monety. Delikatnie otworzył woreczek i wziął do ręki garść złotych marek.
- Nie kłamałaś mówiąc, że uhonorujesz nas złotem.
- Księżniczka nigdy nie kłamie - powiedziała.
- Jesteś bardzo miła, hojna i łaskawa, Charlotte. Jedno mnie tylko interesuje.
- Cóż takiego?
- Legenda, którą dziś słyszałam, opisywała cię jako bezduszną dręczycielkę kotów. Lecz sądząc po twoim obecnym zachowaniu, z pewnością nie mogłaś zrobić czegoś podobnego.
Księżniczka zaśmiała się, wyraźnie rozbawiona.
- Nie miałam pojęcia, że zostanę nazwana dręczycielką kotów tylko dlatego, że raz przypadkiem mój ukochany kot utopił się w fosie. Oto przykład, jak powstają legendy.
- I niezbity dowód na to, że nie każda plotka jest prawdziwa - dodał Richard.
- Dokładnie tak. - Charlotte przytaknęła, kiwając głową, a potem odwróciła się i poszła w stronę kustoszki, która witała wchodzących do pokoju uczestników wycieczki.
Wszyscy pracownicy muzeum oraz grupa, od której odłączyli się Ellen i Richard, uważnie słuchali opowieści o ożywieniu księżniczki. Charlotte mówiła wyraźnie, czasami wtrącając słowa, których nie używano we współczesnym języku niemieckim, dlatego pojawiały się problemy ze zrozumieniem jej. Jednak gdy skończyła mówić o sobie i wychwalać nastolatków, rozległy się głośne brawa. Richarda i Ellen rozpierała duma, a Charlotte tryskała szczęściem.
Tak oto, pozornie nudna wycieczka, okazała się największą w życiu przygodą.
Koniec
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro