Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

W twojej duszy płonie ogień!

Witam serdecznie wszystkich co tutaj zabłądzili!

Ten shot powstał dla wszystkich, którzy uwielbiają Xante i tych co popchnęli mnie do napisania tego!
W sumie najpierw powinnam przeczytać jakieś, ale stwierdziłam, że stworzę własne! Nie wiem jak wyszedł cały ten oneshot, ale mam nadzieję, że wam się spodoba. Pierwszy raz piszę Xante więc wybaczcie jak coś jest nie tak! Jak w opisie macie chciałam zrobić coś z motywem zwierząt więc powstało to!

Czas pisania: około tydzień pisania

Ilość słów: 14515 słów

Życzę miłego czytania!
Oraz miłego dzionka, wieczoru bądź nocy wtedy kiedy będziecie czytać go!

≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈

Świat bywa dziwny, ale na swój sposób wyjątkowy jeśli można tak to nazwać. Od kiedy pamiętam towarzyszył mi towarzyszysz, który nigdy nie opuszczał mnie o krok. Na początku myślałem jako mały dzieciak, że to są moje urojenia przez to iż byłem bardzo chorowitym dzieckiem, ale mama wzięła mnie pewnego razu na kolanka w moim pokoju, a ja patrzyłem się na nią nie rozumiejąc, dlaczego ma taką zmartwioną minę.

-Xanti - spojrzałem na nią mrużąc powieki gdyż nie rozumiem, dlaczego ma takie smutne oczy.

-Tak mamo? - spytałem i zerknąłem na małego towarzysza, który bawił się w łapanie kropel, które spływały w dół po szybie. Było to urocze jak to robił i uśmiechałem się patrząc na niego.

-Muszę ci coś powiedzieć - powiedziała cicho i zerknąłem z powrotem na nią oraz jej niebieskie oczy, które miałem po niej oraz tacie - jesteś już na tyle duży, że powinieneś zrozumieć o co mi chodzi synu.

-O co chodzi mamo? - zaciekawiła mnie tymi słowami.

-Twój tata dostał awans co oznacza, że musimy wyjechać z Wielkiej Brytanii - oznajmiła i od razu zrozumiałem, że wszystko związane z tym życiem zniknie - ale nie masz czym się martwić. Urządzimy ci pokój tak jak chcesz i będziesz miał nowe meble.

-Rozumiem - odpowiedziałem cicho i zastanawiało mnie to co ma do powiedzenia jeszcze.

-A druga sprawa jest bardziej problematyczna - rzekła - widzę czasami ten twój wzrok na czymś i twoje zachowanie.

-Nie jestem dziwny! - burknąłem ściskają ręce gdyż naprawdę nie byłem. Rozumiem, że inne dzieciaki się ze mnie nabiją, ale nie byłem inny.

-Wiesz Xanti, że nie każdy jest taki sam - uśmiechnęła się i przeczesała moje włosy - zaś ty nie jesteś dziwny! Jesteś normalny tylko, że jakby ci to powiedzieć. Każdy ma swojego anioła stróża jak wiesz - kiwnąłem głową na tak - twój anioł jakby to powiedzieć jest inny, ale przy tym niezwykły. Jak sam pewnie widzisz posiada on postać zwierzęcia i każdy jest na swój sposób wyjątkowy.

-Czyli to co widzę to jest mój anioł stróż? - zaskoczony spojrzałem z powrotem na parapet, ale nie było go tam więcej zacząłem się oglądać za nim żeby go znaleźć. Zaskoczyłem się gdy był przede mną na łóżku i wpatrywał się we mnie delikatnie poruszając swoim małym ogonem.

-Można powiedzieć, że jest i twoim przewodnikiem będzie ci pomagać gdy będziesz miał problemy, ale i będzie twoim towarzyszem po kres twego życia.

-Aale dlaczego on jest taki mały?

-Jest taki jak ty - zaczęła mnie łaskotać więc zacząłem się śmiać starając uciec z jej kolan, ale nie było to takie proste gdy mnie trzymała.

-Ddość mamo! - powiedziałem przez śmiech próbując odsunąć się od niej.

-No dobrze! - śmiała się i pocałowała mnie w czółko - Wiem, że jesteś silnym mężczyzną!

Westchnąłem cicho, podnosząc się z łóżka i przetarłem dłonią twarz, starając się pozbyć otoczkę snu, która starała się przekonać mnie do drzemki. Od razu dłonią wyłączyłem ten cholerny budzik i rzuciłem nim w ścianę iż się roztrzaskał. Więc musiałem sobie zanotować w głowie aby kupić kolejny budzik. Była piąta nad ranem, a słońce powoli wschodziło za widnokręgu. Zawsze śnił mi się te wspomnienie w tym dniu gdy przeprowadziliśmy się do Los Santos. Matka twierdziła, że w tym mieście odnajdę się bardziej, bo w końcu ona pochodzi z miasta obok. Podobno wszyscy byli taki jak ja, ale ja w to nie wierzyłem. Nie potrafiłem w to uwierzyć, bo niby dlaczego ktoś miałby być podobny do mnie. Z tego co się dowiedziałem w Los Santos to normalność, że każdy ma anioła stróża choć oni na niego mówią patron bądź chowaniec. Podobno każdy ma jakąś swoją wyjątkową umiejętność, którą można się nauczyć z biegiem czasu bądź w ogóle. Spojrzałem na Draco, który drzemał nadal na łóżku.

-Wstawaj sierściuchu! - burknąłem na niego wstając z łóżka i idąc do szafy by wziąć ubrania w które planowałem się ubrać. Była to granatowa koszula, która idealnie pasowała do moich włosów i do tego spodnie. Było ciepło w końcu było lato więc nie chciałem ubierać tak by potem się męczyć w tych ciuchach.

-Sam sobie wstawaj - burknął na moje słowa dopiero gdy wybrałem ciuchy.

-Jesteś moim chowańcem! Masz być posłuszny mi! - warknąłem na niego i mogłem stwierdzić, że wstałem dziś lewą nogą, a wtedy bywam bardzo nie miły.

-I jestem, ale to nie ja wczoraj trenowałem to co się uparłeś! - burknął w odpowiedzi więc spojrzałem na niego.

-Ta umiejętność może być mi potrzebna więc proszę nie narzekaj! Nie potrzebujesz aby jeść czy odpoczywać!

-Może tak, ale nie lubię tego uczucia!

-Co ci niby przeszkadza to? - spojrzałem na kota, który swoim wyglądem przypominał ducha tylko on nie był taki jak wszystkie inne. Każdy chowaniec można powiedzieć, że był różnego koloru i posiadał różną moc, ale też czasami one były problematyczne. Nie chciałem jednak o tym mówić gdyż nie wierzyłem w to tak naprawdę. Sądziłem, że to tylko przesądy.

-Nie czuję się wtedy sobą!

-Trudno musisz się przyzwyczaić! - prychnąłem na niego i ruszyłem do łazienki zamykając drzwi za sobą na klucz.

-Zapomniałeś, że ja nie potrzebuje drzwi?

-A ktoś ci mówił, że istnieje coś takiego jak prywatność osobista?

-Widziałem cię już od małego gdy latałeś z małym peniskiem na wierzchu uciekając przed matką - prychnął liżąc sobie łapkę.

-Weź spierdalaj i nie denerwuj mnie bardziej! - syknąłem na niego gdy on tylko się zaśmiał.

-Prawda kole w oko co? - zaśmiał się i ruszył do drzwi - Umyj się chociaż dokładnie!

-Wypierdalaj! - krzyknąłem na niego, a on przeniknął przez drzwi więc na spokojnie mogłem ściągnąć z siebie bokserki i wejść pod prysznic by na spokojnie się umyć.

Tak Draco to mój chowaniec czy też tak zwany anioł stróż w kociej postaci. Każdy podobno posiada swojego przewodnika, który wygląda i zachowuje się inaczej, a mój był wkurwiającym typem. Nie rozumiałem dlaczego on jest w takim razie moim chowańcem. Choć, poniekąd mogłem zrozumieć, bo sam miałem bardzo mieszane zachowanie i często byłem po prostu wkurzony na wszystko wokół, gdy coś nie szło po mojej myśli. Było to takie frustrujące, ale niestety tak już reagowałem na otaczający mnie świat. Czasami myślałem, że wszyscy wokół mnie tylko karzą, bo przecież musiałem często robić coś czego w ogóle nie chciałem i nikt nie zwracał uwagi na to, że mi się może to nie podobać. Wymagano ode mnie profesjonalizmu gdy większość nie umiała go nawet zachować, zachowując się jak jakieś zwierzęta.

Ciepła woda spływała po moim ciele i rozluźniła moje spięte mięśnie oraz chaotyczne myśli przez które miałem ochotę krzyczeć czy rozstrzelać wszystkich wokół. Uspokoiłem się wsłuchując w lejąca się wodę. Niestety nie mogłem sobie pozwolić na dłuższą kąpiel, bo służba niestety nie poczeka i trzeba nabić godziny w tym miesiącu, by nie być zagrożonym. Wyszedłem spod prysznica, a moje włosy były całkiem mokre i opadnięte na wszystkie strony świata. Wziąłem suchy ręcznik, który był niebieski i zacząłem się w niego wycierać, a najdłużej zajęło mi choć trochę wysuszenie irokeza, który powinien opadać mi na lewą stronę głowy, a chwilowo każdy włosek był w innym kierunku. Wziąłem więc szczotkę i zacząłem rozczesywać je by były gładkie i przede wszystkim dobrze ułożone. Wziąłem ciuchy z półki na której je odstawiłem i zacząłem ubierać świeżą bieliznę, a następnie spodnie oraz koszulę, którą nie zapiąłem do końca gdyż rozpięte dwa guziki dawały mi więcej seksapilu. Kobiety to lubiły i je kręciło. No właśnie Draco ciągle odradzał mi przygody na jedną noc, ale ja po prostu nie mogłem się powstrzymać.

Uwielbiałem wyładowywać swoją frustrację i energię poprzez numerek z pięknymi paniami. No właśnie za to gonił mnie mój koci przewodnik. Bowiem podobno to oni widzą każdego przewodnika każdej osoby i niestety chodzi przypuszczenie iż to właśnie przez nich znajdujemy swoje połówki gdy dwa chowańce zaczynają czuć to samo. Człowiek też czuję często to co swój przewodnik, ale ja nie. Nie dopuszczam do tego by jakiś kot decydował to co robię w życiu. Chociaż uwielbiałem Draco, bo zawsze starał się na swój sposób mi pomóc i wesprzeć gdy naprawdę sytuacje w których czasem się znajdowałem były bez wyjścia. Jednak nie chciałem by kot decydował o mojej seksualności czy też człowieku, który będzie przy moim boku. Chciałem mieć decyzję, a w tym niestety nie posiadałem. Przygotowany do służby poprawiłem koszulę i wyszedłem do salonu, który był połączony z kuchnią.

-Dłużej się nie dało? Zrobiłem dla ciebie kanapkę!

-Aż się boję jaką i z czego.

-Te twoje próby naszej umiejętności jednak są pożyteczne! Ja też sam mogę używać jej więc dałem radę zrobić ci śniadanie!

-Dlaczego ona jest nadgryziona?! - burknąłem zszokowany i zerknąłem na niego - przecież ty nie musisz jeść!

-Chciałem spróbować! - jego ogon poruszał się na boki i wpatrywał się we mnie swoimi fioletowymi oczami. Tylko to dzieliło nas. Kolor oczu, który był różny, ale widziałem po nim, że mówi prawdę. Przez te dwadzieścia osiem lat zdążyłem go dobrze poznać i nauczyć się jego zachowania czy zwyczajów. Zachowywał się jak kot, ale był bardziej ludzki niż one.

-Dobra - westchnąłem i wziąłem w dłoń kanapkę z szynką oraz serem - jakim chujem ty dałeś radę posmarować tą kanapkę masłem? Co ty nożem się nauczyłeś posługiwać?

-Łapkami! - uśmiechnął się, a ja spojrzałem na jedzenie zastanawiając się czy jest sens to jeść, bo nie wiem tak naprawdę czy umył te łapki - Dlaczego nie jesz? - opuścił uszka robiąc smutną minę, która powodowała, że zwykle ulegałem mu. Westchnąłem i raz grozi śmierć, a jak coś to z toalety nie wyjdę dziś. Wziąłem gryza i myślałem że będzie smakować kotem, ale nie było tak. W sumie nawet nie wiem, dlaczego tak pomyślałem, ale nie mogłem sobie wyobrazić tego. W końcu jak niby zrobił to łapkami. Westchnąłem i nawet nie zauważyłem, że zjadłem kanapkę. - I jak?

-Dobre, ale więcej mi nie rób - oznajmiłem mu na co prychnął zeskakując z blatu na ziemię.

-Chciałem dobrze!

-Wiem przecież, ale wolę sam sobie robić jedzenie niż abyś ty mi je robił.

-Po prostu nie wiesz co dobre - prychnął na mnie i z dumnie uniesionym ogonem szedł do drzwi, a ja szedłem za nim. Zgarnałem telefon z szafki wraz z portfelem i ubrałem buty sportowe na stopy. Draco przeszedł przez drzwi nie czekając nawet na mnie. Więc otworzyłem je i wyszedłem z mieszkania, zamykając drzwi za sobą.

-Poczekał byś sierściuchu, a nie idziesz sam!

-Radzę ci uważać na to co mówisz i przede wszystkim gdzie! - zaśmiał się gdy ja warknąłem niezadowolony na jego słowa, bo miał niestety rację.

Może wszyscy wiedzieli, że niektórzy posiadają swoich duchowych przewodników, ale nie każdy normalny to tolerował. No niestety nie wszyscy posiadali chowańców i to nie dla wszystkich jest normalne jak dla mnie iż przy mnie zawsze szedł ten wkurzający kot. W społeczeństwie ledwo pięćdziesiąt procent mogło widzieć swoich przewodników i ich posiadać. Zazdrosny człowiek niestety często po prostu był nieobliczalny. Uznający wszystko za niesprawiedliwość, która dosięgła ich, że nie mogą posiadać swego duchowego przyjaciela i obwiniają innych o bycie dziwakiem bądź gorzej. Ja na przykład nie prosiłem się o takiego, bardziej uznawałem go za przekleństwo, którym dla mnie czasem był i miał być. W końcu naukowcy stwierdzili, że osoby posiadające chowańce tej samej aury łączyły się w pary. Dlatego też Draco był zły gdy brałem jakąś pannę, bo on nie widział tego tak jak ja widziałem. Zszedłem na sam dół i wyszedłem przed blok w którym mieszkałem. Na spokojnie ruszyłem w stronę radiowozu, który zaparkowany był na parkingu obok. Oczywiście sierściuch leżał na masce samochodu czekając na mnie ja to zawsze robił.

-Wyrzucę cię kiedyś z helikoptera chcę zobaczyć jak będziesz wtedy się uśmiechać - warknąłem do niego i otworzyłem kluczykami radiowóz.

-Weź no nie zrobiłbyś czegoś takiego! - powiedział, ale ja mu nie odpowiedziałem więc nerwowo zaczął machać ogonem i przez przednią szybę przeszedł na miejsce pasażera. - Xander!

-No co koty podobno spadają na cztery łapy! Nie chcesz tego sprawdzić?

-Nie chce! Nawet jeśli jesteśmy tylko duchami to sam widzisz, że nie latamy!

-To wiem poczujesz się jak spadochroniarz, ale bez spadochronu - burknąłem na niego, ale włożyłem klucz do stacyjki i odpaliłem samochód. Na spokojnie ruszyłem z miejsca postojowego i skierowałem się na komendę, by wejść na służbę i może posiedzieć do piętnastej może siedemnastej na służbie zależne od tego co się będzie działo, ale miałem ochotę na to aby prowadzić pościg za jakimiś zbiegami, a może złodziejami co zwinęli samochód. Mimo wstania lewą nogą to dokuczanie kotowi poprawiło mi ten humor.

-Nie możesz!

-A kto mnie powstrzyma? Nikt cię nie widzi - zaśmiałem się złowieszczo i zerknąłem na niego. Widziałem jak delikatnie się boi mych słów - nie zrobię ci krzywdy ty głupi sierściuchu.

-Nie mam sierści! Jestem duchem! - burknął w odpowiedzi na co się zaśmiałem.

-To w jakim razie zrobiłeś śniadanie?

-Dobra masz mnie - prychnął.

-Nie odzywaj się do mnie na komendzie jak będziemy! Nie chcę słuchać twojego narzekania!

-No weź jakie narzekanie! Ja ci nie narzekam tylko podpowiadam co dobre, a co złe! Tylko ty mnie olewasz!

-Bo chce poczuć konsekwencje na swoim ciele! Poza tym nie muszę się ciebie słuchać!

-Żebyś potem tego nie żałował! - prychnął na moje słowa, ale przewróciłem tylko oczami i zatrzymałem się na sygnalizacji świetlnej. Niecierpliwie stukałem palcami o kierownice i zastanawiałem się czy opłaca mi się przebierać, bo i tak luźne ciuchy wziąłem. Może wystarczy, że ubiorę kamizelkę z napisem LSPD i to przejdzie. W końcu niektóry mogli mieć luźne mundury, to i ja sobie taki zrobię. Ruszyłem z piskiem opon gdy tylko światła zmieniły się na zielone i nie żałowałem gazu by dostać się na komendę. Byłem delikatnie po czasie można powiedzieć, bo była już szósta piętnaście, a powinienem być od szóstej. Zaparkowałem radiowóz przed głównym wejściem do komendy Mission Row i wysiadłem z samochodu zamykając go za sobą pilotem. Powolnym krokiem przemierzyłem schody, otworzyłem na oścież drzwi nad którymi był numerek 69 i zawsze mnie on bawił. Choć ta komenda bardziej pojebana już być nie może, chociaż czasami trzeba powiedzieć, że jednak potrafi być w owocowe piątki. Wtedy ta komenda staję się totalnym zwierzyńcem i nie powiem, że sam byłem aniołem, bo również grzeszyłem.

-Dobry szefie - przywitał się ze mną jakiś kadet, który siedział na recepcji więc pewnie za coś co przeskrobał musiał tu siedzieć, bo nikt nie chciał być na recepcji gdyż zawsze było tu nudno.

-Ta cześć - burknąłem i otworzyłem sobie drzwi do korytarza po prawej stronie by jak najszybciej dostać się do szatni. Po drodze niektórzy się witali ze mną, ale ja w większości ich olewałem.

-Choć raz byś ich posłuchał! Przywitał, porozmawiał!

-Nie potrzebuje ich! Jestem samowystarczalny - warknąłem cicho do niego gdyż w szatni nikogo nie było na szczęście - nie mam zamiaru udawać i tak wszyscy tu są kłamliwymi sukami.

-Nie wszyscy tacy są.

-Ale ja już tak - prychnąłem i otworzyłem swoją szafkę w celu wyciągnięcia kamizelki, odznaki oraz pasa policyjnego. Od razu zapiąłem pas, odznakę przypiąłem do koszuli, a na to kamizelkę zarzuciłem i musiałem przyznać, że bardzo dobrze to wyglądało. Spojrzałem na Draco, który był niezadowolony, ale ja nie miałem zamiaru niczego robić tym bardziej spoufalać się z tymi ludźmi. Wyszedłem z szatni i od razu ruszyłem do zbrojowni po resztę wyposażenia. Minąłem kilka funkcjonariuszy i dotarłem do zbrojowni od razu uzupełniając swoje wyposażenie. Na spokojnie ruszyłem do swojego radiowozu, by udać się na samotny patrol i może dorwać kogoś by udupić go na całkiem sporą sumę pieniędzy za załamanie jakiś praw. - 307 status 1 i status 5 - zgłosiłem swój status gdy tylko włączyłem radio w radiowozie i mogłem na spokojnie ruszyć na miasto.

-Jesteś upierdliwy ktoś ci to już mówił?

-Ty i przestań mi truć dupę! Wiem co robię i jak robię! Nie mam zamiaru bawić się w twoje gierki ile mam ci to tłumaczyć?!

-Choć raz miałbyś przyjaciela, a nie samych znajomych bądź wrogów.

-Draco tajemnice są bezpieczne gdy ich nie mówisz! Więc naucz się, że nie chce mówić nic nikomu.

-Zobaczymy - mruknął kładąc się na fotelu i zwijając w kulkę.

Zerknąłem na dispatcha szukając jakieś roboty dla mnie, ale jak na złość był spokój. Więc nie zostało mi nic innego jak patrolowanie okolic miasta i poszukiwanie jakiś nielegalnych wyścigów bądź wariatów drogowych. Na służbie było z około dziesięciu policjantów więc nie było jakoś źle, ale denerwował mnie fakt, że nic się nie dzieje. Wszyscy jak na złość jechali przepisowo albo nie robili napadów nawet na kasetki. Umierałem z nudów, bo nawet Draco miał mnie gdzieś więc między czasie przejechałem wszystkie restauracje biorąc co nieco do jedzenia z niektórych i nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Miałem już nawet ochotę sam zorganizować jakiś wyścig aby tylko pogonić kogoś.

-101 do 307 zgłoś - padł nagle komunikat, co mnie od razu ożywiło.

-307 zgłasza! - powiedziałem do radia i z uśmiechem na ustach czekałem aż szef Alex coś mi przydzieli ciekawego do pracy. Wręcz błagałem w myślach, bo miałem dość siedzenia na czterech literach w samochodzie za kierownicą.

-Podjedź na komendę i podejdź do mnie do biura.

-10-4 - odpowiedziałem i nareszcie mogłem włączyć sygnalizację dźwiękową jak i świetlną. Dałem gaz do dechy i nareszcie mogłem poczuć trochę więcej adrenaliny w swoich żyłach. Pędziłem przez miasto nie zatrzymując się nigdzie, a ludzie zjeżdżali mi z drogi. Cudowne uczucie władzy nad innymi zawsze mnie cieszyło. Po kilku minutach zajechałem pod komendę, ale wjechałem na dolny parking gdyż znowu jacyś śmieszkowie przebijają opony w autach przed komendą. Zaparkowałem radiowóz najbliżej drzwi i zostawiłem kluczyki w samochodzie nie przejmując się tym czy ktoś może go ukraść. Draco wyskoczył za mną zainteresowany nagłymi przyjazdem do miejsca pracy, ale nie odzywał się do mnie. Wziął chyba do serca to co, że nie mam ochoty rozmawiać więc na spokojnie ruszyłem do góry po schodach. Podążał za mną dość wolno i nie za bardzo mi to się podobało, bo nie rozumiałem, dlaczego taki jest. Sprawnym krokiem przeszedłem przez korytarz i zapukałem do drzwi od biura.

-Proszę! - rozbrzmiał głos Alexa więc otworzyłem drzwi i wszedłem do środka, zamykając je za sobą.

-Chciał mnie szef widzieć - rzekłem spokojnie, a blondyn pokazał dłonią na krzesło.

-Usiądź sobie Xander - powiedział więc odsunąłem krzesło i usiadłem na nim patrząc się na szefa, który uzupełniał papiery.

-O co chodzi? Jakieś specjalne zadanie? Może SWAT?! - wpatrywałem się w niego zainteresowany tym co ma mi do przekazania.

-Wiesz Wayne to jest bardziej delikatniejsza sprawa - gdy to powiedział zmrużyłem powieki nie za bardzo rozumiejąc, dlaczego ma być to delikatna sprawa.

-Nie rozumiem szef - mruknąłem wpatrując się w niego, a on podrapał się po karku.

-No widzisz Xander wiesz jak ostatnio była napięta atmosfera w jednostce i niektórzy z tego powodu zrezygnowali na ten czas ze służby biorąc wolne.

-I co ja mam do tego?

-Xander nie oszukujmy się twoje słowa były najbardziej dotkliwsze!

-Stwierdziłem tylko to co uważałem! Każdy biorący w tym gównie policjant powinien być do wyjebania skoro ani prowadzić nie umieją czy strzelać! Narazili tylko całą akcję! - wybuchnąłem wstając z krzesła, gdyż nie podobało mi się, że nagle jest zwalanie na mnie winy. Ja jako jedyny starałem się ogarnąć ten zwierzyniec jaki powstał.

-Ja rozumiem Xander, ale to wprowadzanie złej atmosfery. No, ale teraz możesz naprawić swój błąd i wyciągać Capele z mieszkania! - z niedowierzaniem opadłem z powrotem na stołek i wpatrywałem się w blondyna z kpiną. Chyba za długo był na słońcu gdyż właśnie zachowuje się jak przysłowiowa blondynka.

-Nie mam zamiaru! Mam swoje życie i powinności bądź czas dla siebie, a nie będę uganiać się za kimś!

-Xander mówisz do szefa policji proszę cię o uspokojenie się - rzekł na co prychnąłem i założyłem ramię na ramię.

-I co ja mam niby iść dać mu kartkę wróć do pracy, bo wyjebią cię? - za kpiłem z tego, ponieważ to brzmiało tak nieprawdopodobnie i nie realnie.

-Masz go przeprosić i zabrać gdzieś na przeprosiny! Nie ma z nim kontaktu - powiedział i naprawdę wkurzał mnie tym.

-Ale czemu kurwa ja? - warknąłem - Czy ja ci wyglądam na jakąś niańkę, że mam go wyciągać z domu?

-Inaczej spróbuję do ciebie to przetłumaczyć. Bądź miły i zrób to aby wrócił do pracy, a nie dostaniesz zawieszenia, które miałeś otrzymać - uśmiechnął się do mnie, a mi oczy się powiększyły widząc jego uśmiech. Nie sądziłem, że osoba, która jest nazywana przez wszystkich peepi, potrafi używać szantażu.

-Gdzie? - wycedziłem przez zęby i patrzyłem się na niego z nienawiścią.

-Wszystko masz na tej karteczce - odparł i przesunął w moją stronę małą kartkę, a ja nie mając innego wyboru wziąłem ją, chowając do kieszeni spodni - i zejdź ze służby najlepiej.

-Dobra - burknąłem niezadowolony i już chciałem wyjść z biura gdy głos szefa mnie zatrzymał.

-To nie jest ubiór godny policjanta.

-Przecież... - nie dał mi nawet dojść do słowa.

-Wyżej od ciebie moga ubierać się w luźny mundur narzucony z góry, a nie ubierają kamizelkę na swoje ciuchy!

-Dobra zrozumiałem - prychnąłem niezadowolony wychodząc z biura.

-No nieźle - zachichotał Draco idąc przy mojej nodze - wpadłeś w niezłe tarapaty! - spojrzałem na niego morderczym wzrokiem i trzasnąłem drzwiami od szatni.

-307 status 3 - zgłosiłem na radiu i od razu je wyłączyłem. Byłem wściekły na to do czego zostałem zmuszony i nie chciałem tego robić, ale nie miałem wyboru. Ściągnąłem kamizelkę i wszystko co związane z pracą, a następnie wyszedłem aby zrobić to co trzeba. Westchnąłem cicho przeczesując włosy do tyłu i zastanawiałem się co ja niby mam powiedzieć oraz zrobić.

-Po prostu powiedz przepraszam i przede wszystkim powiedz by wrócił do pracy, bo ma ostrzeżenie za małą aktywność - spojrzałem na czarnego ducha, który przeszedł obok mnie, a ja patrzyłem na niego z niedowierzaniem i chyba pierwszy raz musiałem przyznać, że miał rację. Przetarłem kąciki oczu przy nasadzie nosa i poprawiłem okulary. - Tym razem się mnie posłuchasz?

-Chyba nie mam wyjścia - wymamrotałem pod nosem i ruszyłem powoli na dolny parking gdyż wyszedłem przez boczne drzwi komendy.

Zszedłem po schodach w dół, a drzwi garażowe otworzyły się przede mną więc na spokojnie wszedłem do środka od razu kierując się do swojego auta w którym był już mój przewodnik. Zwykle szedł obok mnie, ale czasami zdarzało się, że szedł przede mną. Otworzyłem drzwi i wsiadłem do samochodu od razu odpalając silnik. Po chwili wyjechałem spod komendy i stanąłem na pierwszym czerwonym świetle aby wyciągnąć kartkę żeby dowiedzieć się gdzie mam jechać. Nie wiedziałem tak naprawdę gdzie mieszka Capela gdyż zwykle mu dokuczałem bądź obrażałem gdy sytuacja w pracy nie szła w ten sposób jakbym to oczekiwał. W końcu był 103 więc powinien ogarnąć sytuacje, a nie patrzeć tylko z boku. Przeczytałem z kartki adres i zdziwiłem się, że praktycznie mieszka na pograniczu miasta gdyż Cinton Avenue był delikatnie mówiąc daleko od komendy. Niechętnie skierowałem się w stronę Power street by najszybciej dojechać na podany adres. Nie spodziewałem się jednak, że tak szybko dojadę praktycznie pod jego dom i podrapałem się po karku parkując na wolnym miejscu.

-Kurwaaaaa - uderzyłem głową w kierownicę aż zaczęła ona trąbić, a nie chciałem zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi więc jak poparzony odsunąłem się od kierownicy.

-Nie mów mi, że stresujesz się jedną rozmową? - prychnął śmiechem mój koci przewodnik.

-Nie jestem dobry w miłych słówkach! Nienawidzę przepraszać czy przyznawać się do błędu jeśli miałem jebaną rację!

-No weź nie będzie tak źle! - wskoczył na moje nogi i łapką dotknął serca - W głębi jesteś dobry tylko trafiałeś często na złych ludzi, który spowodowali, że zamknąłeś się i otoczyłeś złością czy nienawiścią. Napraw chociaż ten jeden błąd, który popełniłeś!

-Dobrze - wymamrotałem cicho wpatrując się w jego fioletowe oczy oraz poruszający się na boki z gracją ogon - zejdź ze mnie - mruknąłem do niego, a on od razu zeskoczył przez drzwi. Pokręciłem głową na boki gdyż nie zawsze rozumiałem jego przechodzenie przez przedmioty martwe. Czasami zachowywał się dziwnie nawet trochę za dziwnie jak dla niego, ale nic nie mogłem na to wskórać. Wysiadłem więc z samochodu i zamknąłem go by nikt nie ukradł i ruszyłem do klatki schodowej, która na szczęście była otwarta. Nie przyjrzałem się numerowi mieszkania, ale widząc jak Draco wręcz leci po tych schodach w górę miałem przeczucie, że wie dokąd iść. Na spokojnie więc ruszyłem za nim choć serce biło mi naprawdę szybko przez stres związany z tym choć tak naprawdę nigdy nie czułem takiego stresu jak teraz. Jednak jedno musiałem przyznać szefowi Alexowi, że brakowało na komendzie tej chodzącej depresji, która starała się ogarnąć wszystkich i nie zawsze za bardzo mu to wychodziło. Szedłem cały czas do góry nie wiedząc gdzie jest Draco. Chyba, że ten mały sierściuch mnie wystawił.

-No ile można iść? - padło zapytanie w moją stronę więc od razu zerknąłem na niego.

-Tyle ile trzeba było! Jesteśmy na piątym piętrze. Jakbyś nie zauważył jest tu sporo schodów.

-Nie narzekaj tylko pukaj do drzwi - fuknął, ale jego ogon falował na boki co od razu wyłapałem gdyż nie rozumiałem, dlaczego się tak cieszy.

-Do tych? - spytałem cicho, a on skinął głową na tak i wpatrywał się we mnie. Zadzwoniłem do drzwi skoro był dzwonek i poprawiłem okulary na nosie, a następnie włosy. Słyszałem jak ktoś idzie do drzwi, a po chwili się otworzyły. W nich zobaczyłem Dante w piżamie z kubkiem zapewne herbaty. Od razu wpakowałem się do jego mieszkania nim zamknął przede mną drzwi.

-Co jest kurwa? Co tu robisz?! - krzyknął na mnie zamykając drzwi z trzaskiem - Kto ci tu pozwolił wchodzić jak do siebie?

-Ta ta pitu pitu Dantuś - uśmiechnąłem się do niego.

-Skąd wiesz gdzie mieszkam!

-Wiesz nie było cię ponad dwa tygodnie w pracy i no szef Alex kazał mi przekazać, że masz ostrzeżenie za małą aktywność - odpowiedziałem, a jego niebieskie oczy wydawały się być zmęczone i bez wyrazu.

-Tyle? Możesz już wyjść? - mruknął wpatrując się we mnie i zaciskał dłonie na kubku.

-Coś taki spięty Dantuś? Zbieraj dupę w troki i idziemy na miasto! - oznajmiłem, a on patrzył na mnie jak na chorego psychicznie - Naprawdę nie żartuje! No już pozbywaj się tej piżamy z siebie chyba, że mam ci pomóc?

-Nnie! - pisnął na co się zaśmiałem z jego reakcji.

-Spokojnie mężczyzn nie dotykam - uśmiechnąłem się kpiąco i nie odrywałem od niego swojego wzroku - no na co czekasz idź się ubierz jak człowiek! Dante nie mam całego dnia by się w ciebie patrzyć - jego wzrok poleciał delikatnie na bok co mnie zaciekawiło więc spojrzałem w te samo miejsce, ale nie było tam nic - wszystko ok?

-Zamyśliłem się - powiedział cicho i w końcu się ruszył idąc do pokoju obok więc niewiele myśląc ruszyłem za nim i byliśmy w salonie oraz kuchni w jednym. Zmarszczyłem brwi widząc jaki ma tu syf i rozłożoną kanapę.

-Czy ty tu w ogóle sprzątałeś przez ten czas? - spytałem marszcząc brwi, a on chyba się zestresował na moje zapytanie.

-Ttak? Może? - odłożył kubek do zlewu z brudnymi naczyniami i zostawił mnie tu w tym syfie. Może rzeczywiście szef miał rację, że przegiąłem skoro się tak zapuścił oraz swoje mieszkanie. Wziąłem worek z kosza i zacząłem wszystko wyrzucać co było nie potrzebne z blatów pełnych pudełek lodów i czegoś jeszcze. - Cco robisz? - spojrzałem na Dante.

-Ogarniam ten syf! Jak możesz w nim żyć! - patrzył się na mnie z niezrozumieniem i w sumie ja sam się nie rozumiałem, ale Draco machał ogonem leżąc na oparciu kanapy i wpatrywał się w nas.

-To moje życie - wymamrotał.

-To sobie go nie psuj! - burknąłem wyrzucając dalej wszystko co popadnie.

-Gdybyś nie miał takiego niewyparzonego ozora to może nie było by tak! - spojrzałem na niego ponownie, ale byłem zaskoczony jego agresją wobec mnie. Denerwował się duży razy i krzyczał, ale tym razem było w tym coś czego nie rozumiałem. - Jja przepraszam - wycofał się do tyłu spuszczając głowę.

-Nie bądź taki bez duszy i serca, pociesz go! Po to tu jesteś - warknął na mnie Draco więc westchnąłem na jego słowa, chociaż miał rację.

-Nie przepraszaj - powiedziałem i podrapałem się po karku - to ja cię przepraszam, że bywam delikatnie agresywny i porywczy w niektórych sytuacjach - nie potrafiłem spojrzeć w jego oczy więc patrzyłem się na podłogę gdy Dante chyba wmurowano moje zachowanie. Nie byłem najlepszy w przeprosinach nigdy praktycznie nie robiłem tego. Więc nie wiedziałem co mam zrobić tak naprawdę dalej, a Draco milczał.

-Ddobrze pprzyjmuję - musiałem przyznać, że jak się jąkał brzmiał uroczo.

-Posprzątajmy ten syf i zbieramy się!

-Gdzie? - spytał więc zerknąłem na niego widząc, że ubrał się w długą czarną koszulę. Jednak po chwili myślenia to ja też byłem ubrany w koszulę więc nie było w tym nic dziwnego czy podejrzanego. Raczej miałem nadzieję, bo to w końcu Dante i mógł zrobić wszystko.

-Na lody - odparłem poruszając brwiami w znaczący sposób, a on zaczął kasłać, bo chyba zakrztusił się własną śliną więc zacząłem go oklepywać po plecach - no już spokój. Ciepły dzień jest myślałem, że się ochłodzimy!

-Ttak ddobry pomysł - powiedział gdy się uspokoił, ale na wszelki wypadek trzymałem jeszcze dłoń na jego plecach czy aby na pewno jest wszystko w porządku. Nagle zauważyłem jak jego policzki robią się różowe, ale od razu wyjaśniłem sobie to, że to jego reakcja po zakrztuszeniu.

-Chodź wyrzucimy to od razu i jedziemy - mruknąłem, delikatnie popychając go w stronę wyjścia z jego mieszkania. Popatrzyłem jak ubiera buty, a następnie wyszliśmy gdy ja czekałem jak zamknie drzwi od mieszkania. Zejście po schodach w dół było bardziej przyjemniejsze od chodzenia po nich w górę. Nim się obejrzałem byliśmy w samochodzie, a Draco siedział z tyłu więc widziałem go w lusterku. Nie wiem co mnie pokusiło aby go wziąć na lody, ale skoro już mam go gdzieś wziąć to gdzieś skąd szybko nie ucieknie do domu. Wybrałem więc kawiarenkę przy plaży, by zamówić jakieś dobre lody i na spokojnie skorzystać ze słońca oraz wyśmienitej pogody. Może nie będzie tak źle z nim spędzić te kilka godzin. Całą drogę na miejsce Dante nie odezwał się ani słowem więc ja też nie miałem zamiaru psuć ciszy, bo nie była ona zła jak to czasami bywało między nami. Zaparkowałem radiowóz na wolnym miejscu i wysiadłem z samochodu, a w mój ślad poszedł Dante.

-To wy sobie pogadajcie pochodzicie, a następnie coś tam róbcie, a ja sobie pochodzę z duchowym przewodnikiem Dante! - spojrzałem zdziwiony na Draco, który machał szczęśliwy ogonem, a ja nie mogłem od niego oderwać wzroku przez to co powiedział.

-Co kurwa? - powiedziałem cicho marszcząc brwi.

-Nie powinienem ci mówić tego, ale no niestety też chcę mieć normalne towarzystwo - prychnął i ruszył gdzieś.

-Czy wszystko w porządku? - spytał niepewnie Capela, a ja skinąłem od razu głową na tak.

-Telefon mi padł - powiedziałem i wyciągnąłem z samochodu portfel ze schowka. Udałem, że mi padł aby po prostu nie wyjść na innego, ale jak się okazuje, on również był inny - możemy iść - dodałem i zamknąłem samochód na klucz.

-Ddobrze - mruknął cicho i szliśmy obok siebie choć Dante trochę wolniej gdyż to ja prowadziłem, ponieważ nie wiedział gdzie idziemy. Doszliśmy do kawiarenki i przepuściłem go w drzwiach by wszedł jako pierwszy.

-Jaki pucharek chcesz? - spytałem biorąc menu aby spojrzeć na ceny pucharków.

-Nie wiem? - odpowiedział i podrapał się po karku niepewnie zerkając przez moje ramię gdyż byłem niższy od niego co czasem mnie denerwowało.

-Wybierz sobie i nie patrz na cenę. Ja stawiam - rzekłem i od razu zauważyłem pucharek lodowy z kawą oraz jagodami więc już wybrałem swojego faworyta. Poczułem jak jego dłoń delikatnie przesuwa kartkę do tyłu i zerkałem na niego kątem oka widząc te niebieskie oczy wpatrzone się w literki. Delikatny zarost dodawał mu trochę lat jak i powagi jednak pasował mu mocno.

-Ten? - spytał niepewnie, a ja spojrzałem na jego wybór, który padł na czekoladowe lody z owocami oraz goferkiem.

-To zamawiam - odparłem - w lokalu jemy czy wychodzimy na ogródek?

-Może ogródek? - był bardzo nieśmiały na moje słowa i postawę, ale rozumiałem go w końcu nie byłem od zawsze za bardzo miły dla niego, a teraz musiał to być dla niego szok, że jednak umiem się zachować przyzwoicie w jego towarzystwie.

-Dobrze to wybierz jakieś miejsce - uśmiechnąłem się i ruszyłem do kasy by zamówić - dobry chciałbym zamówić dwa pucharki lodowe!

-Witamy w Piaszczystej Oazie! Jakie to będą pucharki lodowe? - za kasą stała dość ładna kobieta na pierwszy rzut oka od razu bym ją z chęcią wziął w obroty swoją gadką, ale byłem tu z Dante więc chyba nie za bardzo mi wypadało.

-Czekoladowa pustynia i kawowy statek z łupem - powiedziałem nazwy wybranych przez nas lodów.

-Na miejscu? - skinąłem głową na tak - w budynku czy w ogródku?

-Na ogródek - odparłem - chciałbym zapłacić teraz - dodałem widząc jej wzrok na sobie, ale od razu pokazałem jej kartę więc podała mi terminal więc zapłaciłem zbliżeniowo za słodki deser. Po otrzymaniu paragonu wyszedłem przed kawiarnie, a na przeciwko był ogródek jeśli można tak nazwać miejsce wydzielone od plaży i zrobione w nim kilka strumieni wody, które płynęły w jednym kierunku do sztucznego oczka wodnego. Było to dość ładne miejsce i przykryte parasolkami, które rzucały cień. Uważając by nie wpaść do koryta sztucznej rzeki podszedłem do stolika, który wybrał Dante i usiadłem naprzeciw niego - za kilka minut powinniśmy dostać swoje pucharki.

-Yhym - mruknął patrząc się w pewne miejsce. Zmarszczyłem brwi i zaciekawiony spojrzałem za jego wzrokiem.

-Na co tak patrzysz? - spytałem zainteresowany, a on speszył się uciekając wzrokiem.

-Na nic! - powiedział spanikowany, ale ja i tak wpatrywałem się w mojego czarnego kota, który machał zadowolony ogonem. Zapewne obok musiał być jego zwierzęcy strażnik z którym miał mój kot spędzić czas.

-Rozumiem - skinąłem głową i nie widziałem o czym mogłem z nim porozmawiać. Czułem się niepewnie w jego towarzystwie chyba pierwszy raz - masz zamiar wrócić do pracy?

-Chyba nie mam wyjścia - powiedział cicho i bawił się palcami u dłoni więc zapewne też się stresował tą rozmową tak samo jak i ja.

-No raczej nie skoro Alex mnie pofatygował do ciebie aby cię poinformować o tym - odpowiedziałem i uśmiechnąłem się delikatnie, by nabrał trochę pewności.

-Nie było mnie tylko miesiąc niecały - mruknął na co zaśmiałem się.

-No trochę niż miesiąc jak dla mnie Dantuś. Nawet nie wiesz ile cię ominęło ile byś miał okazji na darcie się na kadetów czy innych funkcjonariuszy!

-Aż tak? - spytał zainteresowany więc od razu zacząłem mu opowiadać co sobie wymyślili niektórzy i jakie były jaja na komendzie gdy go nie było. Biorąc pod uwagę to, że nie był to owocowy piątek. Chyba pierwszy raz słyszałem jak Dante bez ironii czy sarkazmu się śmieje. Był to uroczy śmiech na swój sposób i uśmiechałem się bardziej w jego towarzystwie. Oczywiście dostaliśmy swoje desery i byłem zadowolony z połączenia tych smaków gdy Dante narzekał jak mogę coś takiego jeść. Cóż ja nie miałem o co się przyczepić do jego deseru, ale dał mi spróbować goferka, który był słodziutki. Po zjedzeniu oraz spędzeniu chyba godziny tutaj stwierdziłem, że skoro już jesteśmy na plaży to skorzystamy z uroków tego miejsca. Niech się rozluźni przed pracą i w sumie ja też, bo nie wytrzymam jak znowu będzie trzeba z tymi idiotami pracować.

-Chodź przejdziemy się - powiedziałem widząc jego zdziwiony wzrok gdy przeskoczyłem przez barierkę.

-Ale bramka była tam - wskazał na bramkę tuż obok.

-No i? Ja nie gram według zasad! - odpowiedziałem, a po chwili on dołączył do mnie gdyż szedłem prosto przez plaże do wody.

-Co chcesz zrobić? - spytał nieśmiało gdy ja po prostu zacząłem pozbywać się z nóg butów oraz skarpetek, a następnie podwinąłem tyle ile potrafiłem oraz mogłem spodnie w górę.

-Ja? Nic takiego - odparłem uśmiechając się szatańsko, bo miałem głupi plan w głowie. Po tym jak zabezpieczyłem wszystkie rzeczy zostawiając w bucie zgarnałem od Dante telefon i portfel.

-Ej oddaj!

-Zaraz - odparłem chowając je i czułem na sobie ten zaskoczony wzrok czarnowłosego.

-Co chcesz zrobić? - zapytał mnie ponownie, ale ja złapałem go i przerzuciłem przez ramię co łączyło się z jego piskiem. Zaśmiałem się i biegiem ruszyłem w stronę wody - Xander! Xander nie! Puść mnie! - zaczął się rzucać, ale nie puszczałem go, jeszcze nie teraz. Wybiegłem do wody po kolana trzymając go nadal.

-Mam cię nadal puścić? - zadałem mu pytanie będąc ciekawy co odpowie.

-Tak! Nie nie tuu... - nie dokończył, bo wrzuciłem go do wody iż cały prawie w niej był. Zacząłem się śmiać widząc jego szok, bo woda na przekór była chłodna mimo, że słońce prażyło mocno. Chichotałem z niego i nie zauważyłem nawet kiedy podciął mi nogę i sam wpadłem cały pod wodę. Od razu podnosiłem się do siadu i zacząłem prychać, bo woda wpadła mi do ust i nosa. Teraz to mi nie było do śmiechu, ale Dante jak widać śmiał się ze mnie - No i co teraz?

-Głupek - burknąłem układając włosy do tyłu gdyż poleciały mi na oczy i otrzepałem się z wody.

-Teraz przynajmniej wiem dlaczego wyciągnąłeś mi portfel i telefon - również poprawił włosy co od razu zauważyłem i uśmiechnąłem się do niego.

-A wolałabyś aby były mokre? Choć jak na ciebie patrzę to ty teraz jesteś cały mokry - za żartowałem podnosząc się na równe nogi i wyciągnąłem dłoń w jego stronę. Widziałem jak się waha, ale po chwili złapał moją dłoń w swoją i podnosiłem go z tej wody.

-Przez ciebie mam mokre buty - mruknął, ale ciągnąłem go w stronę zostawionych przeze mnie rzeczy przy których był Draco.

-Trudno - odparłem i odrzucało mnie to, że Capela ma przewodnika, ale może to lepiej iż takiego posiada. Przecież bywa z nim różnie, a jeśli jego przewodnik jest rozsądny to z pewnością pomaga Dante w jego problemach. Gdy doszedłem do naszych rzeczy to zrozumiałem, że dalej trzymam go za dłoń przez to speszyłem się trochę i puściłem jego rękę.

-I cco teraz? - spytał więc wziąłem wszystko do ręki i ruszyłem w stronę samochodu by odłożyć do środka - Ggdzie idziesz?

-Do samochodu, a gdzie? Nie będziemy przecież tego w dłoniach cały czas nosić! - oznajmiłem widząc jak idzie za mną, ale jego wzrok również uciekał na Draco. Miałem dziwne wrażenie, że go widzi co mnie stresowało.

-Ciekawie urządziłeś siebie i jego - zaśmiał się Draco - nie sądziłem, że wpadniesz na tak głupi pomysł! - miałem ochotę mu odpowiedzieć, ale powstrzymałem się od tego. Asfalt pod nogami aż nie palił więc w ekspresowym tempie wrzuciłem wszystkie rzeczy do schowka prócz kluczyków do auta i słyszałem jak Dante śmieje się, bo on przynajmniej te buty miał na nogach.

-Nie za dobrze ci? - prychnąłem na niego.

-Nie - odparł, a na jego ustach był szeroki uśmiech - w końcu sam wolałeś iść na boso.

-Bo nie chciałem popsuć butów - odparłem i delikatnie palec wbiłem mu między żebra. Pisnął odskakując ode mnie na co tym razem to ja się zaśmiałem.

-Ej! Tak nie wolno!

-Mi wolno wszystko! - wystawiłem do niego język.

-Nie wystawiaj języka, bo ci krowa nasika!

-Już chcę to zobaczyć - odparłem i przeczesałem włosy dłonią.

-W sumie ja też - uśmiechnął się słabo i zerknął na mnie - choć jesteś niski to by krowa nie miała problemu.

-Ej! Nie jestem niski! - burknąłem niezadowolony iż coś takiego powiedział do mnie.

-Jak to nie? Jesteś o głowę niższy ode mnie - odpowiedział na co zmrużyłem powieki trochę zły na te słowa, ale uśmiechnąłem się podstępnie.

-Wiesz może jestem trochę niższy, ale za to mam większego penisa - powiedziałem do niego, a on zrobił się cały czerwony na twarzy - więc wiesz coś za coś - zaśmiałem się - chcesz przekonać się jaki jestem z nim wysoki?

-Nnie! Nie chcę! - schował twarz w dłoniach co było na swój sposób urocze te jego zawstydzanie się przez moje słowa.

-No przecież żartowałem no Dantuś - pogłaskałem go po plecach, by się uspokoił.

-Nnie brzmiało to jak żart - wymamrotał na co westchnąłem drapiąc się po karku.

-Sorry wiesz, że lubie żartować z takich rzeczy - mruknąłem i patrzyłem na niego aż jego oczy nie spotkały się z moimi. Miał ciekawy odcień niebieskiego w swoich tęczówkach były one jaśniejsze od moich.

-Wwiem - szepnął zawstydzony i uciekł wzrokiem więc pociągnąłem go w stronę morza, ale tym razem aby po prostu pochodzić przy nim. Przez chwilę między nami była cisza i bałem się spytać, ale widziałem ciągle utkwiony wzrok w mojego przewodnika. W pewnym momencie usiedliśmy na piasku wpatrując się w fale morza.

-Dante mogę zadać ci dość prywatne pytanie? - spytałem i przeczesałem włosy, które były już suche w dotyku, ale miałem wrażenie, że są jeszcze wilgotne. Słońce powoli schodziło za morze i widziałem jak Draco bawi się zapewne z duchem Dante.

-Jakie? - zerknął na mnie kątem oka i uśmiechnął się słabo, ale w jego oczach odbijały się promienie słoneczne. Odwzajemniłem od razu jego uśmiech i poprawiłem koszulę, którą opinała się o moje mięśnie.

-Widzisz go prawda? - spytałem niepewnie i uciekłem wzrokiem w morze.

-Co? - zakłopotał się na moje pytanie.

-Pytam o duchowego przewodnika - mruknąłem i opadłem na piasek, zamykając oczy.

-Sskąd? - zająknął się na moje słowa i czułem jego wzrok na sobie.

-Widzę ten twój wzrok uciekający na niego.

-A więc to on? - w jego głosie słyszałem zainteresowanie tym co powiedziałem. Uchyliłem powiekę i zerknąłem na niego jakby nie wiedział, że mają swoją płeć.

-Yhym - skinąłem głową na tak.

-Nnie widziałem jeszcze nigdy czarnego przewodnika - wyszeptał, ale w taki sposób, że bez problemu mogłem go usłyszeć. Podniosłem się od razu do siadu i zainteresowany patrzyłem się na niego.

-Nie widziałeś? - teraz to on mnie zaskoczył tymi słowami - Widzisz wszystkich anioły?

-Tak - skinął głową - połowa policjantów ma je. W sumie nie powinienem tego mówić ci. Skąd w ogóle wiedziałeś, że patrzę się na twojego kota?

-Bo mi powiedział, że masz anioła stróża z którym chce spędzić trochę czasu!

-Jjak ma na imię? Każdy chyba ma jakieś co nie? - jego policzki były delikatnie różane, ale sam spojrzałem na swojego przewodnika.

-Tak każdy ma jakieś. Nazywa się Draco - mruknąłem w odpowiedzi i gwizdnąłem na swojego ducha, który od razu przybiegł do mnie.

-Czego chcesz? - prychnął, a jego ogon delikatnie falował. Był szczęśliwy wręcz rozpierała go energia i cieszyło mnie to, że choć on bardzo dobrze się bawi.

-Ja nic - odpowiedziałem nieśmiało gdyż wstydziłem się tego, że miałem go, ale z drugiej strony cieszyłem się, że był.

-Co on miauczy? - spytał Capela i spojrzałem na niego zdziwiony.

-Nie rozumiesz go? - spytałem, delikatnie głaszcząc Draco pod bródką jak tak lubił najbardziej.

-Nie... potrafię tylko widzieć, nie rozumiem co mówią - odpowiedział i niepewnie zaczął drapać go za uszkiem.

-Co jest kurwa? - wybuchnąłem śmiechem na słowa Draco, którego drapał Dante.

-No jak widzisz, widzi cię! - powiedziałem przez śmiech, a on spojrzał na Dante, a jego ogon podnosił się i zaczął ocierać się o czarnowłosego. Zaczął mruczeć i łasić się do niego. Dantuś zaskoczony wziął go na ręce i wtulił się w niego.

-Jakiś ty jesteś słodziutki! - powiedział, a w jego oczach mogłem zauważyć iskierki, które rozjaśniały jego oczy. Oparłem podbródek o kolana i wpatrywałem się w wyższego mężczyznę, który cieszył się jak dziecko. Zauważyłem, że drapie powietrze więc pewnie musiał to być jego zwierzęcy strażnik.

-Jak twój się nazywa?

-Ma na imię Angel to kocica - wyjaśnił, a ja zdębiałem gdy powiedział, że to kot - jest białego koloru - lecz gdy to dodał odetchnąłem z ulgą - dlaczego tak bardzo się spiąłeś?

-Tak po prostu - wyszeptałem cicho i spojrzałem w stronę morza przyglądając się niebieskiej toni wody, która mieniła się na wszystkie kolory przez zachodzące słońce. Dante głaskał obydwa koty nie martwiąc się tym czy ktoś nas zobaczy więc ja zerkałem wokół, jakby ktoś miał iść, ale zaszliśmy kawałek dalej od ludzi. - Późno się robi - mruknąłem - chyba pora wracać do siebie.

-Zostańmy jeszcze chwilę - spojrzał na mnie proszącym wzrokiem.

-Właśnie! Zostańmy i tak mamy jutro na popołudnie! - powiedział Draco robiąc słodkie ślepia w moją stronę.

-No dobrze - uległem pod ich wzrokiem na sobie i położyłem się na piasku zamykając oczy. Nim się obejrzałem słońce zaszło, a na niebie pojawiły się gwiazdy. Dante siedział na piasku i starał się patrzeć na niebo, ale co chwilę masował się po karku. Przewróciłem oczami i pociągnąłem go do siebie, a on pisnął cicho, ale głową opadł na moją klatkę piersiową. Czułem jak się spina, ale ja instynktownie po prostu wsunąłem palce w jego włosy delikatnie głaszcząc go po głowie i wpatrywałem się w niebo. Druga dłoń służyła mi za poduszkę. Czułem jak Draco wchodzi na moją klatkę piersiową i wtula się w nią oraz Dante szyję. Uśmiechnąłem się wpatrując się w niebo, słyszałem jak policjant oddycha spokojnie, rozluźniając się i wpatrując w niebo. Nie wiem nawet kiedy niebieskooki usnął na mnie, ale nie mogliśmy tu tak nocować. Westchnąłem cicho i podniosłem się delikatnie wysuwając dłoń z włosów Dante i zacząłem głaskał Draco.

-Hmm? - mruknął cicho i uchylił swoje oko.

-Wstawaj i pomóż mi ich zabrać - mruknąłem cicho, a Draco od razu podnosił się schodząc ze mnie.

-Mam wziąć Angel? - ziewnął rozciągając się, a ja skinąłem głową na tak. Wierzyłem, że da sobie radę, a a ja delikatnie wziąłem Dante w swoje ramiona. Zadrżałem gdy wtulił się we mnie, a na mych ustach pojawił się uśmiech.

-Śpij śpij - wyszeptałem i ruszyłem z nim do radiowozu. Jak na taki wzrost był strasznie lekki, co mnie delikatnie zmartwiło. Otworzyłem samochód i drzwi, a następnie położyłem Dante na kanapie z tyłu. Draco zgarnął sierściucha należącego do Dante więc na spokojnie mogłem ruszyć no właśnie tylko gdzie. No niestety wychodzi na to, że muszę zgarnąć go do siebie. Ruszyłem więc ostrożnie w stronę domu, a kątem oka zerkałem w lusterko zerkając na śpiącego czarnowłosego. Delikatny uśmiech nie chciał zjeść mi z ust gdy widziałem jak spokojnie śpi. Droga pod mój blok szybko minęła więc zgarnałem swoje buty, które ubrałem i wziąłem kluczyki do domu, a następnie zgarnałem śpiącego mężczyznę w ramiona. Ruszyłem po schodach klatki schodowej na swoje piętro, a po dłuższej chwili dotarłem pod drzwi, które otworzyłem i weszliśmy do środka. Przeniosłem go do swojego pokoju i położyłem na łóżku. Ściągnąłem mu buty oraz zacząłem ściągać mu spodnie aby nie spał w ciasnych ubraniach. Przeczesałem mu włosy i przykryłem kocem by miał cieplej i sam zacząłem się rozbierać lecz żeby go nie przestraszyć ubrałem spodenki, ale jutro to będziemy musieli się umyć, bo czuję we włosach piasek, co było nie przyjemnym uczuciem.

-Dobranoc Xander - mruknął Draco i wtulił się w coś, a tym czymś pewnie była kotka. Westchnąłem cicho i przykryłem się kocem, by odpocząć po męczącym dniu. Nie wiem nawet kiedy usnąłem, ale wiem jak słońce zaczęło smagać swoimi promieniami moją twarz. Mruknąłem cicho niezadowolony i uchyliłem powieki przecierając oczy by rozbudzić się bardziej. Przez chwilę nie dochodziło do mnie co się dzieje, ale czułem jak ktoś wtula się w mój bok. Zerknąłem delikatnie w dół i zauważyłem jak Dante się we mnie wtula, co mnie zaskoczyło, ale w sumie uśmiechnąłem się i zerknąłem na zegarek telefonu, który pokazywał dziewiątą rano. Miałem trzy godziny aby się ogarnąć do pracy więc niechętnie musiałem obudzić młodszego ode mnie mężczyznę. Delikatnie wsunąłem w jego włosy dłoń i pogłaskałem go, ale zdziwiłem się słysząc jak zaczyna mruczeć. Może jednak coś z kota miał naprawdę w sobie.

-Wstajemy Dantuś - wyszeptałem mu do ucha i mogłem zauważyć jak na jego ciele pojawia się gęsią skórka. Zachichotałem na to gdyż nie sądziłem, że potrafi jego ciało tak reagować na mój głos - no Dantuś - z głowy zszedłem na jego plecy aby go bardziej pobudzić. Po chwili zauważyłem jak jego powieka podnosi się i rozgląda wokół, nim mógł się przestraszyć, że nie zna otoczenia, odezwałem się - no nareszcie! Wiesz wiem, że jestem wygodny, ale potrzebuję wstać i przygotować się powoli do pracy.

-Cco ja ttu robię? - wyszeptał zarumieniony i zaśmiałem się widząc te pysie, które były różowe.

-Zasnąłeś na mnie na plaży więc stwierdziłem, że wezmę cię do siebie - odparłem i zakłopotałem gdyż nie wiedziałem czy tak naprawdę dobrze robię biorąc go ze sobą, a przede wszystkim śpiąc z nim w jednym łóżku.

-Czy my? - zrobił się cały czerwony na co się zdziwiłem.

-No co ty Dante! Nie tknął bym mężczyzny! Chociaż na ciebie to bym musiał się zastanowić - uśmiechnąłem się do niego widząc jego zszokowaną twarz - dobra złaź ze mnie chcę się umyć - rzekłem i poczułem jak mnie puszcza cały zaczerwieniony. Zszedłem z łóżka i podszedłem do szafy, by wyciągać dla siebie oraz jego. Bo z pewnością w te brudne ciuchy z piasku nie pozwolę mu wejść.

-Dooobry - miauknął Draco i rozciągnął się co widziałem kątem oka.

-Dobry Draco - przywitałem się z tym sierściuchem i podałem Dante ciuchy. Spojrzał na mnie z pytającym wzrokiem - ciuchy na przebranie Dante przecież nie będziesz w tych brudnych łazić!

-Yyhym - mruknął nerwowo ugniatając w dłoni koc, którym był przykryty, a na jego policzkach nadal były soczyste rumieńce.

-Idę się myć potem ty - oznajmiłem i ruszyłem do łazienki, ponieważ potrzebowałem się umyć z tego piasku oraz słonej wody. Ekspresowo znalazłem się pod prysznicem i nie spodziewałem się, że moje ciało tak reaguje na dotyk chodzącej depresji. Sfrustrowany musiałem pozbyć się problemu, a następnie mogłem się umyć pod chłodną wodą. Po kilku minutach czułem się czysty więc wyszedłem spod prysznica, wycierając się na szybko i ubrałem się w spodenki oraz podkoszulkę. Skoro nie mogłem swoich ciuchów na komendzie mieć jako mundur luźny to miałem zamiar chociaż wziąć krótki rękaw i spodenki. Wyszedłem z łazienki jak przygotowałem ręcznik dla Dantusia i zdziwiłem się że jest w kuchni z Draco.

-Zrobiliśmy śniadanie! - miauknął Draco machając ogonem szczęśliwy i patrzył się na mnie.

-Nie wiem co miauknął, ale zrobiłem omlety dla nas - zaskoczony spojrzałem na Dante i nie spodziewałem się tego totalnie.

-Dziękuję? - nie wiedziałem co mam powiedzieć, ale wziąłem od niego talerz i usiadłem przy wysepce - Przygotowałem ci ręcznik czarny na półce masz aby się umyć.

-Yhym - mruknął i zaczął powoli jeść śniadanie, które było znacznie mniejsze od mojej porci. Pogłaskałem Draco, bo domagał się atencji w końcu mimo bycia moim przewodnikiem też był kotem i miał swoje odpały oraz wymagania jak zwierzę.

-Smacznego - powiedziałem i wziąłem się za jedzenie. Dante zjadł jako pierwszy i pokazałem mu gdzie jest łazienka, a po kilku minutach wyszedł z powrotem ubrany w moje ciuchy i musiałem przyznać, że dobrze w nich wyglądał mimo iż delikatnie w nich pływał. Miałem różne rozmiary więc wybrałem takie w których nie wyglądał jakby był za małe na nim. Teraz zauważyłem bandaż na jego lewej dłoni więc wstałem od blatu i odłożyłem pusty talerz do zlewu. Podszedłem do Dante i złapałem za jego dłoń.

-Zzostaw - powiedział cicho i w jego oczach widziałem przerażenie.

-Wymieniłeś go czy z tej słonej wody użyłeś ponownie? - widząc jak spuszcza wzrok westchnąłem ciężko - Usiądź na kanapie - rozkazałem mu i wszedłem do łazienki po apteczkę. Wyciągnąłem ją z szafki i wszedłem z powrotem do salonu od razu kucając przy nim. Zacząłem rozwiać jego bandaż i od razu wbiły się w me oczy, proste cięcia wzdłuż ramienia - nie powinieneś tego robić Dante - oznajmiłem i wziąłem wacik nasączając go wodą utlenioną, a następnie zacząłem przecierać rany.

-Ał - syknął z bólu i zatrzasnął się, bo rany zaczęły się pienić, ale przez to, że zanieczyścił je tym bandażem.

-No już zaraz skończy piec - pogłaskałem go po udzie i wziąłem świeży bandaż elastyczny - Dante rozumiem, że może to być jakaś forma ucieczki przed czymś, ale robisz sobie nią tylko krzywdę - zacząłem bandażować jego rękę, a następnie związałem mu bandaż, by nie zsuwał się.

-Pprzepraszam - wyszeptał, a ja przeczesałem jego wilgotne włosy do tyłu.

-Mnie nie przepraszaj to nie moja sprawa - odparłem i zacząłem się zastanawiać, dlaczego w ogóle zainterweniowałem z tym. Nie interesował mnie przecież Dante tak?
- kurwa - warknąłem do samego siebie odkładając apteczkę na swoje miejsce.

-Oho czyżbyś się martwił? - słowa Draco mnie zdenerwowały bardziej gdyż w jego oczach widziałem satysfakcje i radość z tego co robię.

-Nigdy - warknąłem.

-Ja i tak wiem co ci tam siedzi na sercu - zachichotał, a ja złapałem go za kark podnosząc do góry.

-Radzę ci przestać, bo nauczę cię latać! - warknąłem do niego, a on zaczął się trząść.

-Nie będę, ale sam widzisz, że coś jest nie tak - mruknął spuszczając uszy, a ja go położyłem na półkę. Nie chcąc słuchać tego co ma do powiedzenia. Nie ważne czy miał rację czy nie. Nie chciałem po prostu tego. Wyszedłem z łazienki i spojrzałem na Dante, który głaskał zapewne swojego kota. Dziwnie to wyglądało jak i brzmiało, ale niestety taka była prawda.

-Podwiozę cię do domu, bo dopiero masz na wieczór zmianę z tego co wiem - oznajmiłem spokojnie mimo iż buzowały we mnie mieszane uczucia.

-Ddobrze - mruknął nieśmiało i po chwili zebraliśmy się do kupy, by zejść na dół do mojego radiowozu. Oczywiście odwiozłem go od razu pod jego blok i miałem nadzieję, że zjawi się w pracy, bo ja będę miał potem problemy z Alexem, a raczej tego bym nie chciał. Zależy mi na pracy jakby nie patrzeć gdyż z czegoś trzeba w końcu się utrzymywać. Byłem przed czasem na komendzie, ale musiałem czymś się zająć. Draco nie odzywał się do mnie gdyż chyba obawiał się o swoje życie. Wiedział, że nie chciałem mieć nic związanego ze stałymi związkami czy też miłością. Nie nadawałem się do tego więc nie szukałem tego, a wręcz uciekałem przed tym. Wyszedłem z szatni ubrany w letni mundur i mając całe osprzętowanie zgłosiłem status na radiu.

-Xander chodź do biura - rozbrzmiał głos szefa Alexa i sfrustrowany prychnąłem kierując się do jego biura. Nie miałem dziś ochoty w ogóle iść tam, ale jak widać nie miałem wyboru. Wszedłem do pomieszczenia bez pukania i spojrzałem na mężczyznę za biurkiem.

-Co chciał szef?

-Chciałem spytać jak poszło z Dante?

-A co mnie to obchodzi? Podobno ma być, ale czy będzie to nie wiem! Niech się szef ode mnie odwali! - nie sądziłem, że wyjdę stamtąd szybciej niż wszedłem, ale temat Capeli mnie po prostu drażnił. Więc od razu ruszyłem na patrol, by choć trochę się rozluźnić. Od razu wepchałem się na ostatni unit w pościgu i mogłem przestać myśleć o wszystkim co mnie trapi, ale widziałem ten smutny pyszczek Draco. Wiedziałem co to oznacza i to mnie przerażało  najbardziej. Praca pomogła mi choć trochę się uspokoić jeśli nie liczyło się tego, że krzyczałem na kadetów i nie tylko na nich, ale nie poradzę na to, że byłem po prostu wściekły. Nie zauważyłem nawet kiedy powoli dochodziła dwudziesta pierwsza i trzeba było zejść ze służby. Nie zwracałem nawet uwagi na to co się dzieje wokół mnie gdyż dziś był jeden z wieczorów gdzie miałem próbować dalej swojej tajnej mocy. Oczywiście zostawiłem samochód pod swoim blokiem i na spokojnie ruszyłem przed siebie na górkę nieopodal mej dzielnicy. No kilometr drogi tam i z powrotem, ale opłacało się iść, bo widoki ładne i przede wszystkim jest prywatność.

Draco już trochę mniej chętniej szedł za mną, chcąc chyba zakopać się pod kocem po dzisiejszej kłótni między nami, ale ja chciałem do końca opanować tą technikę bez względu na to czy chciał czy nie. Wręcz pragnąłem to umieć skoro Dante widział innych przewodników to ja, pragnąłem w końcu umieć swoją i utrzymać cały czas postać. Wszedłem na górkę i rozejrzałem się wokół czy na pewno jestem sam i usiadłem na kamieniu w siadzie skrzyżnym. Najgorsze było to, że umiejętność ma była moim przeciwieństwem. Potrzebowałem wyciszyć się i spokojnie oddychać, a przede wszystkim opróżnić umysł ze wszystkich złych myśli oraz emocji. U mnie jednak często złość czy frustracja pojawiała się w randomowych momentach przez to nie potrafiłem utrzymać swojej postaci dłużej niż powinienem.

-Nie chce tego - mruknął cicho mając ogon schowany pod tylnymi łapkami. Zmierzyłem go wzrokiem i pomasowałem palcami nasadę nosa gdyż nie miałem ze sobą okularów.

-Draco robimy to od ponad dwóch miesięcy! Chciałbym choć trochę dłużej utrzymać formę kota! Swoim narzekaniem nic nie pomagasz!

-Ale - spojrzał na mnie swoimi smutnymi fioletowymi oczkami.

-Ja rozumiem, ale zrozum mnie! Jestem zbyt toksyczny! - zacisnąłem dłonie w pięści - Nikt nie chce znać takich ludzi czy tym bardziej się łączyć!

-Gdybyś tylko chciał to mógłbyś się zmienić!

-Nie chce - fuknąłem na niego i wziąłem głęboki wdech - a teraz rób co mamy robić! Pragnę odpocząć od tego ludzkiego ciała!

-Dobrze - mruknął, a ja zamknąłem oczy skupiając się na biciu swojego serca, które biło na równi z tym Draco. Myślałem o przybraniu kociej postaci co było ciężkie, ale po kilku minutach spokojnego oddychania, poczułem ból w swoim ciele. Był on silny, ale im dłużej ćwiczyliśmy tą umiejętność to tym bardziej znieczulałem się na niego. Po chwili poczułem jak leżę w trawie.

Otworzyłem oczy i rozejrzałem się wokół zadowolony z tego, że mi się udało. Podniosłem się na równe łapy i rozciągnąłem. Moje ciało, a raczej futro było czarne niczym noc lecz oczy jak już wcześniej zauważyłem były niebieskie, no może delikatnie podchodziły pod fiolet więc można powiedzieć, że nie zmieniły się aż tak bardzo. Poruszyłem ogonkiem na boki i uśmiechnąłem się od razu kierując w stronę miasta. Nie wiedziałem ile się utrzymam w tej formie, ale miałem nadzieję, że więcej niż ostatnio. Niestety ostatnio tylko niecałe piętnaście minut zdołałem utrzymać formę kota. Nie spotkałem się z nikim kto by tak umiał więc raczej to nie była jakaś spotykana umiejętność. Wszedłem w miasto w głowie odliczając sobie czas możliwy do przemiany i obserwowałem chodzących ludzi, którzy nawet się mną nie interesowali. Z wysoko uniesionym ogonem szedłem przed siebie nawet nie patrzyłem w sumie gdzie idę. Mój instynkt mnie prowadził więc zdziwiłem się gdy doszedłem do jakiś dwóch aut stojących przy poboczu. Chcąc je ominąć wtargnąłem na ulicę i miałem zamiar przebiec by dostać się na drugą stronę, ale ktoś mnie złapał w pasie i podniósł. Obok nas przejechała rozpędzona ciężarówka aż zadrżałem gdyż nie było jej nawet widać z mojej perspektywy.

-Hej maluszku uważaj - usłyszałem głos mężczyzny, którego totalnie się nie spodziewałem. To było jakieś cholerne fatum, że miał całe miasto, a znalazł się centralnie przy mnie. Chociaż gdyby nie on teraz to by mnie ciężarówka przejechała - cóż to będzie pouczenie, ale proszę następnym razem uważać i nie pędzić tak.

-Dobrze panie władzo! Do widzenia - trzymał mnie dalej w rękach i niedowierzaniem wpatrując się w niego. Zaczął mnie nagle drapać za uszkiem co było przyjemne i nie potrafiłem się powstrzymać aby nie mruczeć.

-Jesteś słodki - powiedział wsiadając do radiowozu i właśnie zrozumiałem, że utknąłem z nim. Zacząłem rozglądać się za wyjściem ewakuacyjnym, ale w radiowozie ciężko było aby takie rzeczy istniały. Trzymał mnie na swoich ramionach i głaskał po głowie więc zrozumiałem, że nie mam jak uniknąć tego. Zgubiłem się w liczeniu i miałem nadzieję, że nie zmienię się przy nim, bo byłby to trochę przypał. Zawstydziłem się gdy poczułem jak całuje mnie w nosek i moje serce zaczęło szybciej bić.

-Zostaw mnie! - powiedziałem do niego, a on się tylko zaśmiał.

-Nie rozumiem nic co do mnie miauczysz maluchu, ale to co zrobiłeś było bardzo niebezpieczne! - rzekł i wtulił mnie w siebie bardziej. Zacząłem się szamotać, ale nie puszczał mnie - ciiii maluszku no już - starał się chyba mnie uspokoić na co westchnąłem cicho i przestałem. Nie chciałem w sumie jego krzywdy gdyż moje pazurki były ostre. Czułem jak delikatnie sunie palcami po moim kręgosłupie aż przeszedł mnie przyjemny dreszcz i nie wiedząc, dlaczego moje ciało zaczęło się do niego przymilać. Nie chciałem tego, nie mogłem do tego dopuścić by się w nim zakochać. Przecież to nie jest mój wybór tylko mojego anioła stróża. Odsunął mnie od siebie i pocałował w czółko, a ja czułem jak mój ogon porusza się na boki szczęśliwy.

-Nie mogę tak... puść mnie! - miauknąłem i spojrzałem w jego oczy w których się zatopiłem. Ich barwa za nocy była fascynująca gdyż delikatnie świeciły na niebiesko w pół mroku. Zauważyłem, że słońce już zaszło praktycznie za horyzont więc jestem w kociej formie dłużej niż byłem.

-No i co ja mam z tobą zrobić słodziaku? Nie mogę cię tak zostawić na ulicy, bo cię coś przejedzie. Wyglądasz na zadbanego więc zapewne do kogoś należysz - położył mnie na swoje kolana i na nowo zaczął drapać, co było takie dziwnie przyjemne. Położyłem się więc na nim i pomrukiwałem szczęśliwy gdyż jego palce dotykały moje czułe miejsca na ciele przez to z mojego gardła wydobywało się mruczenie - chociaż nie czuję żadnego nadajnika w tobie ani nie posiadasz obroży. Może uciekłeś komuś?

-Głupota - fuknąłem i wtuliłem się w niego bardziej.

-Może wezmę cię ze sobą - mruknął - pewnie jesteś głodny... - coś jeszcze mówił, ale nie słuchałem go gdyż przysnęło mi się na jego nogach. Nagle poczułem jak ktoś mnie unosi więc niechętnie uniosłem powieki aby się rozejrzeć. Zauważyłem logo Burgershota i weszliśmy do środka, a on podszedł do lady - poproszę zestaw policjanta i kawał rybnego mięsa dla tego słodziaka.

-Ooo macie już nawet koty w k9? - zażartował Erwin, a on przewrócił oczami na słowa pracownika.

-Znalazłem go - odpowiedział, ale siwowłosy mężczyzna zniknął za drzwiczkami do kuchni. Po kilku minutach wrócił z zestawem na wynos.

-Smacznego życzę w takim razie - odparł śmiejąc się cicho, a ja prychnąłem na niego niezadowolony, że się śmieje z Dante. Po chwili poczułem grunt pod nogami, którym była tapicerka fotela i położył mi opakowanie z rybnym kotletem przed łapkami. W sumie nie jadłem od jakiegoś czasu więc niewiele myśląc wgryzłem się w jedzonko. Zaskoczyłem się mocno gdyż nie sądziłem, że ryba może być tak smaczna.

-Musiałeś długo nie jeść skoro tak pochłaniasz kotleta rybnego - spojrzałem na niego i widziałem w jego oczach zainteresowanie przez to mój ogon zaczął poruszać się na boki. Nagle wyciągnął telefon i zrobił mi zdjęcie - trzeba znaleźć twojego właściciela bądź właścicielkę.

-Nie mam - odpowiedziałem, ale zapomniałem, że on nie rozumie co do niego miauczę. Nie zostało mi w sumie nic innego jak zjeść i zobaczyć gdzie mnie zaciągnie, a potem uciec daleko, najlepiej do domu i zmienić się w człowieka. Choć pewnie może się martwić, że zniknąłem. Tak źle i tak nie dobrze, a najgorsze jest to, że myślę o tym idiocie aby nie było mu przykro. Nie wiem nawet kiedy zjadłem tego kotleta, ale czułem nadal chęć na zjedzenie czegoś, a widząc jak je burgera od razu przeskoczyłem na jego nogi i stanąłem na tylnich łapkach opierając przednie o jego klatkę piersiową - daaaj jeszcze gryzaaa!

-Co jeszcze głodny? Przecież miałeś sporego tego kotleta - westchnął i odgryzł kawałek mięsa na co zmrużyłem powieki zniesmaczony, ale dla niego byłem po prostu zwierzęciem - proszę i więcej ci nie dam - podsunął mi mięso pod pyszczek więc nie mając wyboru wziąłem od niego je i uciekłem na drugi fotel by zjeść dany mi kawałek. Zerkałem co chwilę na mężczyznę i jadłem mięsko ciekawy tego co teraz ze mną zrobi. Nim się obejrzałem nie miałem co jeść, zacząłem lizać łapki i się czyścić gdyż niestety będąc w kocim ciele może miałem kontrolę nad nim, ale nad instynktami oraz kocimi przyzwyczajeniami nie za bardzo. Mycie się zajęło mi trochę i nim zrozumiałem co się dzieje ktoś porwał mnie na ręce.

-Ej ostrzegał byś - prychnąłem na niego, ale wtuliłem się widząc, że idziemy na komendę.

-Co tam Dantuś niesiesz? - głos Pisiceli nie mogłem znieść. Cokolwiek bym nie zrobił po prostu chłop mi zaszedł za skórę i nie potrafiłem go znieść.

-Znalazłem go na ulicy - powiedział i chciał mnie pokazać mu bardziej, ale syknąłem wściekle na niego.

-Czyjegoś dachowca zgarnąłeś? Nawet nic nie kosztuje, nie opchniesz go za hajs! - prychnął wyciągając dłoń w moją stronę więc od razu pazury wbiłem w jego rękę aż odskoczył z piskiem - Kurwa to mnie podrapało!

-Najwidoczniej przestraszyłeś go! - prychnął Dante i ruszył ze mną do biura. Zaskoczony spojrzałem na niego to na biuro do którego wszedł, ale w środku na szczęście nie było Alexa. Poczułem jak kładzie mnie na kanapie więc skuliłem się niczym bochenek chleba i wpatrywałem w mężczyznę, który siadł przede mną. Wyciągnął telefon i coś sprawdzał, ale nie było mi dane zobaczyć co takiego - nikt nie wie skąd jesteś maluchu. Czyżby ktoś cię porzucił? - jego dłoń przybliżyła się do mnie, a po chwili poczułem te smukłe palce, które tak przyjemnie mnie głaskały po futerku.
Miło było patrzeć jak się martwi, ale też nie mogłem cały czas być kotem.
Zamknąłem oczy i pozwoliłem sobie na chwilę odpoczynku po jedzeniu, ale słyszałem jak z mojego gardła wydobywa się mruczenie.

-Mrrr - chciałem przestać, ale nie potrafiłem.

-Jesteś taki uroczy - spojrzał w moje oczy - i kochany w sumie chyba każdy chciałby być kochany? - widziałem jak dłonią sunie po ręce na której miał szramy po cięciu - Jja w sumie też bym chciał. Niby to głupie, że coś takiego ci mówię, ale może ty mnie wysłuchasz gdy inni wokół nie chcą.

-Co wysłucham? - spytałem cicho, a jego wzrok znów padł na mnie.

-Tto głupie, ale zakochałem się w kimś kim totalnie nie powinienem - wyszeptał - jednak ta osoba nie widzi we mnie niczego oprócz osoby do popychania czy wyzywania. Boli, ale czasami bywa tak cholernie miły oraz martwi się by potem stać się zimną wersją siebie - oparł głowę o kanapę, a ja z szokiem i niedowierzaniem patrzyłem się na niego próbując przetrawić sedno jego słów jednocześnie nie umiejąc powiedzieć niczego.

-439 do 103 potrzebna pomoc na celach - nagle padł komunikat na radiu więc tyle z mojego leżenia. Uchyliłem powieki i zerknąłem na czarnowłosego, który podniósł się na równe nogi widząc swoją okazję od razu poderwałem się do góry i jak poparzony wybiegłem z biura gdy tylko otworzył drzwi.

-Ej gdzie uciekasz! - krzyknął za mną, ale z daleka widziałem jak Grzesiek trzyma drzwi od bocznego wyjścia i to była moja okazja na wolność - Wróć!

-Wybacz, ale nie mogę... Nie potrafię! - od miauknąłem mu i wybiegłem z komendy od razu kierując się w stronę domu. Musiałem trochę przebiec co było dość męczące, ale po pół godzinie biegu dotarłem pod swój blok i wpakowałem się ledwo do klatki schodowej od razu przybierając ludzką postać. Oddychałem niespokojnie i przeczesałem włosy do tyłu. Draco był padnięty jak i ja gdyż zmiana zabierała z nas sporo siły. Wziąłem go na rękę i delikatnie głaszcząc ruszyłem do mieszkania w którym sprawnie się zamknąłem.

-Miał takie przyjemne dłonie - wymruczał na co się zarumieniłem, bo był tam ze mną w końcu to jakby nie patrzyć jego kształt ciała, ale moje ciało, które zmieniało się w kota. Zbyt skomplikowane to jest gdy jest się padniętym i nie dokładnie już myślałem nad tym co się dzieje. Miałem ochotę po prostu położyć się do łóżka i zasnąć.

Kolejne dni omijałem Dante, a nawet jeśli nie dałem rady to nie byłem za miły dla niego, co chyba go bolało jednak starałem się to olać. Z uśmiechem na ustach szedłem na kod ósmy mając nadzieję, na jakiś awans, a może nawet na premię. Draco bardzo boleśnie przechodził to iż trzymałem go z dala od kotki Dante, ale ja nie potrafiłem pojąć w sobie uczuć, które we mnie się kłębiły. Po tym co usłyszałem od Dante, że mnie kocha po prostu nie mogłem przy nim być. Robiłem tak wiele paskudnych rzeczy, a na dodatek nie umiałem po ludzku przeprosić. W końcu przecież już wcześniej bym coś czuł do niego, a tak to nie czułem bądź nie chciałem tego czuć? Nie widziałem w sumie już co ze sobą zrobić, co czuć czy nie czuć, ale smutek Draco czułem też ja. Nie chciałem ranić mego duchowego anioła, ale nie potrafiłem mu pozwolić na te uczucie. Nie umiałem kochać. Nigdy więcej nie chciałem być zranionym więc przestałem szukać czegoś na siłę czy nawet tego co ofiaruje mi świat.

Westchnąłem opierając się o ścianę i patrzyłem jak wszyscy powoli schodzą się do sali konferencyjnej. Stał prawie naprzeciw mnie i od razu wychwyciłem jego wzrok utkwiony we mnie, ale i to jak ucieka na bok by na mnie nie patrzeć. Miałem nadzieję, że szybko minie ten kod i będę mógł wrócić do swoich obowiązków. Jednak kod ciągnął się od godziny, bo znów były przypominane to co można tego co nie można i jak powinien każdy się zachowywać w danej sytuacji. Przecież skargi na wszystkich to codzienność i niesamowita zabawa dla wielu. Nie mając ochoty tego słuchać już odciąłem się od świata rzeczywistego i zniknąłem do świata fantazji czy myśli. Nadal przerażała mnie myśl tego, że on czuje coś do mnie, bo jak do kogoś takiego jak ja można czuć coś więcej. Mam w końcu naklejoną karteczkę z słowem "krewetą" bądź "chuj" zależne od płci, która używa danego słowa.

Nie potrafiłem kochać, może kiedyś umiałem lecz raz złamane serce powoduje, że drugi raz jest ciężko zaufać czy umieć pokochać. Dlatego też potrafiłem wyrwać każdą na jedną noc, ale nie widziałem nigdy sensu byciu w związku. Niestety, ale Draco musi zapomnieć, chociaż nie chciałem jemu złapać serca jeśli takowe posiada, bo nie wiem czy chowańce mają taki przyrząd w sobie jak serce. Jednak byłem pewny tego, że sam nie umiałem otworzyć serca przed nikim. Gdy spojrzałem na mównice nie było przy niej Dante, ale Alex wraz z Linkolnem już byli. Zmarszczyłem brwi nie rozumiejąc o co chodzi i gdzie jest ta chodząca depresja. Po moim ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz i nie powiem zmartwiłem się, bo trochę zapomniałem, że on jest jakby to powiedzieć delikatny emocjonalnie, a ja przez te dwa tygodnie dość mocno go nie oszczędzałem.

-Xander, a ty dokąd? - padło zapytanie, a wszyscy spojrzeli na mnie.

-Coś mi słabo muszę się przewietrzyć - odparłem.

-Czy ktoś ma iść z tobą? - szanowałem troskę szefa, ale czasami definitywnie przeginał z nią, co nie za bardzo mi pasowało.

-Dam sobie radę - odparłem i wyszedłem z pomieszczenia nie wiedząc w sumie gdzie mam iść. Zbiegłem na dół po schodach, wsunąłem dłoń we włosy chaotycznie patrząc się wokół, ale nie miałem pojęcia gdzie może być. Nagle przede mną pojawił się biały kot co mnie zdziwiło bardziej to to, że miał on fioletowe oczy.

-Angel! - Draco przybrał formę bardziej namacalną i zaczął tulić się do kocicy więc zapewne musiał być to stróż Dante.

-Gdzie jest Dante? - spytałem wpatrując się w białą kocice, która zaczęła miauczeć przeraźliwie, ale nic z tego nie rozumiałem.

-Dante potrzebuje pomocy - przetłumaczył Draco.

-Prowadźcie mnie do niego - rzekłem, a kocica jak poparzona ruszyła biegiem w stronę zbrojowni. Zdziwiony szybko szedłem za nią i zdziwiłem się jak weszliśmy na strzelnicę gdzie drzwi były uchylone. Od razu go zobaczyłem skulonego pod stanowiskiem strzelania do celu. Podszedłem bliżej, by zobaczyć co się dzieje z nim, lecz gdy zauważyłem krew od razu coś we mnie pękło - Dante coś ty zrobił! - spojrzał na mnie załzawionymi oczami. Zacisnąłem ręce w pięści od razu znajdując się przy nim - pokaż dłoń.

-Nnie! Jja nie... Ty nie mmoż... - jego głos drżał przy każdym słowie, a oczy były zwierciadłem duszy i widziałem ten ból w nim.

-Dante! - krzyknąłem na niego i złapałem jego dłoń, którą kurczowo przyciskał do klatki piersiowej, ale nie dałem mu tego ukryć, bo mogło to być coś poważnego. Od razu wziąłem jego dłoń w swoją i zauważyłem głębokie przecięcie. Spojrzałem na niego złym wzrokiem, a on zaczął po prostu płakać. Byłem wkurzony na niego, ale widząc jak płacze coś we mnie pękło. Zrobił krzywdę przeze mnie i to teraz całkowicie moją winą to jest. Ściągnąłem od razu marynarkę i związałem wokół nadgarstka by nie uciekała krew tak szybko. Bez zwlekania wziąłem go na ręce, bo nie było czasu na to aby się bawić w pytania jak się czujesz i czy da radę iść. Dante zdziwiony popatrzył na mnie, a jego kotka wskoczyła na niego wtulając się w jego brzuch. Widać było po niej, że koszmarnie się bała. Nawet nie zwróciłem na to uwagi, że ma materialną postać, a nie duchową. Jednak teraz było ważne aby zawieźć tego idiotę na szpital.

-Ddlaczego to robisz? - zająknął się szeptając, a jego oczy były wpatrzone we mnie.

-Bo nie chce byś idioto umarł - mruknąłem i dość szybko znalazłem się przy swoim aucie. Włożyłem go na miejsce pasażera wraz z kotką, a nawet nie zauważyłem kiedy Draco wskoczył na czarnowłosego jako czary kot. Natomiast ja wsiadłem jako kierowca i od razu ruszyłem w stronę szpitala z włączonymi sygnałami świetlnymi.

-Cco to za kot? - spytał i niepewnie zdrową dłonią go pogłaskał po głowie.

-To Draco - mruknąłem skupiony na drodze przed sobą by nie wjechać w kogoś.

-Drr... - usłyszałem jak jego głos drży i zdziwiony zerknąłem na niego.

-O co chodzi? - zmarszczyłem brwi, a po chwili do mnie dotarło o co mu może chodzić. Przecież on nas widział i głaskał oraz... Pokręciłem głową na boki aby wyrzucić tą myśl gdzieś daleko.

-Tto twój duchowy przewodnik? - spytał cicho.

-Nie ważne teraz później ci wyjaśnię póki na ciebie nie krzyczę na to co odjebałeś! Odłóż na maskę rozdzielczą to czym się pociąłeś! - burknąłem i zacisnąłem mocniej palce na kierownicy. Jeszcze jedna przecznica i będziemy na szpitalu, a tam się nim zajmą. Słyszałem jak coś kładzie na masce i w promieniach słonecznych odbił się mały nóż. Zacisnąłem szczękę, by nie wybuchnąć gdyż teraz to nie jest zbyt rozsądne posunięcie. Zaparkowałem radiowóz na wolnym miejscu i od razu złapałem Dante pod udem oraz w pasie podnosząc go z siedzenia. Widziałem jak robi się bardziej bielszy więc nie mogłem czekać. Koty zmieniły swoją postać i o zgrozo ja widziałem tą kotkę nadal w postaci ducha. Otrząsnąłem się z szoku, bo Dante teraz był najważniejszy. Wybiegłem do szpitala szukając wolnego lekarza. - Pomocy! Potrzebny medyk!

-Co się stało? - podszedł do mnie nagle Black, zielonooki medyk, który od razu spojrzał na Capele.

-Rozcięty nadgarstek, mocne krwawienie, próba samobójcza - wyjaśniłem szybko gdy prowadził mnie prawdopodobnie do sali gdzie mu naprawią tą dłoń.

-Daj mi go i poczekaj w poczekalni!

-Nie! Nie ma mowy! - rzekłem nie zgadzają się na wstępie.

-Tylko rodzina może wejść dalej!

-Jestem jego przeznaczonym! - burknąłem wpatrując się w niego, a jego twarz wyrażała zdziwienie bądź szok lub obydwa naraz.

-Dobrze wejdź z nim - westchnął wpuszczając mnie, a ja zrozumiałem sens słów, które powiedziałem pod wpływem emocji. Dante wpatrywał się we mnie zaskoczony, że chyba to przyznałem, ale w jego oczach widziałem łezki. Przewróciłem oczami i położyłem go na stole. Medyk zaczął ściągać prowizoryczny opatrunek, który zrobiłem. Spojrzał na mnie przestraszonym wzrokiem więc złapałem go za dłoń i poczułem jak zaciska rękę na mych palcach. - spokojnie panie Capela nie powinno boleć. Zaraz damy znieczulenie oraz wenflon aby uzupełnić krew i prawdopodobnie będzie trzeba zszywać.

-Ddobrze - wyszeptał, a moje serce biło niesamowicie szybko przez niego, bo się chyba pierwszy raz o kogoś innego martwiłem niż Draco. Cóż zszywanie nadgarstka nie było przyjemne ani też nie podobało się Dante, ale mógł nie ciąć się to by nie było tego problemu. Przeczesałem włosy zdenerwowany i gdy to się wszystko skończyło został przeniesiony do własnej sali. Angel miała problem z wskoczeniem więc wziąłem ją na ręce i delikatnie zacząłem głaskać za uszkiem. - Widzisz ją? - wyszeptał zdziwiony.

-Jak widzisz widzę i mogę dotknąć - odpowiedziałem podając mu ją gdyż chciała do niego - jednak nie rozumiem nadal co cię popchnęło do tego aby chcieć się zabić!

-Pprzepraszam jja nie wiem co mnie napadło. Po prostu jja widząc, że twoje nastawienie do mnie wróciło jak sprzed tego sspotkania - wtulił się bardziej w kocicę - poczułem się ggorzej, bbo... - przerwałem mu.

-Wwiem, że zakochałeś się we mnie - westchnąłem, a on schował się bardziej w kotce.

-Cczy Draco ci to powiedział? - zapytał nieśmiało i podrapałem się po karku gdyż było mi ciężko to wyjaśnić.

-Cóż Dante nie do końca?

-Hmm? - spojrzał na mnie zdziwiony.

-Jak widzisz twoja umiejętność jest, że widzisz inne duchy - zacząłem niepewnie mówić widząc ten wzrok na sobie.

-Co to ma do tego? - zmrużył oczy, a ja spojrzałem na Draco.

-Przyznałeś się, że jest twoim przeznaczonym no to raczej nie musisz ukrywać to przed nim! Cieszę się, że w końcu dotarło do ciebie!

-Egh - westchnąłem i czułem jak tracę grunt pod nogami, a po chwili stałem na czterech łapach. Spojrzałem na niego i niepewnie skoczyłem na łóżko - jak widzisz ja byłem tym kotem - wymiauczałem do niego, ale w jego oczach widziałem szok i rumieńce, które z każdą chwilą stawały się coraz bardziej czerwone.

-Jja nie rozumiem miauczenia - wymamrotał więc od razu powróciłem do swojej postaci, a w dłoniach pojawił mi się Draco - czyli tto tty byłeś? - schował twarz w dłoniach.

-Ttak - odparłem również zawstydzony co on i nie wiedziałem, co mam zrobić.

-Boże... Aaa jja cię całowałem po nosku - zaśmiałem się cicho i pogłaskałem po głowie, poprawiając jego włosy.

-No tak jak wygląda - odpowiedziałem - Dante nie chciałem abyś zrobił sobie krzywdę przeze mnie. Nie nadaję się do miłości ani do tego związanego. Dlatego jestem taki oschły - odsunąłem dłoń i spuściłem głowę w dół.

-Kkażdy umie kochać jeśli tylko chce - wyszeptał, a jego dłoń delikatnie wsunęła się w moją - jja też nie za bardzo umiem, ale wtedy na plaży pokazywałeś z siebie więcej emocji niż od tych czas - ścisnął dłoń więc spojrzałem na niego.

-Może - mruknąłem cicho i zatopiłem się w jego oczach.

-Całuj go kurwa! - warknął Draco i spojrzałem na niego.

-Co on miauczy? - spytał zaskoczony patrząc na niego, a potem na mnie.

-Nie powiem - odparłem burcząc cicho i zamknąłem oczy załamany.

-Angi? - spojrzał na swojego kota, a ona coś miauknęła, ale widząc jak cały się czerwieni musiała mu powiedzieć.

-Dlatego nie chciałem tłumaczyć - westchnąłem kręcąc głową.

-Cczyli naprawdę ty i ja? Wwiesz?

-Na to wychodzi, że tak, ale nie oczekuj ode mnie za dużo. Nie umiem i nie potrafię i nie chcę - na moje słowa posmutniał i zabrał dłoń z mojej - przepraszam Dante, ale no to jest dla mnie dziwna sytuacja, że ty i ja.

-Ppewnie oczekiwałeś kobiety? - widziałem jak pociera dłoń o ramię i nie patrzy się na mnie.

-Nie wiem, po prostu nie oczekiwałem niczego Dante - odpowiedziałem szczerze - naprawdę nie jestem zły na ciebie choć może troszkę za to co zrobiłeś z dłonią, ale nie mam za złe, że ty jesteś mą bratnią duszą tylko ja nie nadaję się do tego.

-Ttata mówi, że każdy się nadaje jak znajdzie się tą odpowiednią osobę... Cchyba ty nią jesteś.

-Możemy to na razie ominąć? Przedyskutujemy to gdy nie będziemy w szpitalu - oznajmiłem i widziałem ten wzrok na sobie.

-Nie pozwolę ci od tak go zostawić! - fuknął Draco - Nie zmarnujesz sobie życia ani jemu!

-Pójdę do lekarza by cię sprawdził, bo krew ci się kończy w worku - poinformowałem wstając z łóżka i ruszyłem do drzwi.

-Xanti! Wiesz, że przed tym nie da się uciec! Nie walcz z miłością! Wystarczająco długo udawałeś, że tego uczucia nie ma! - nie mogąc już znieść go wyszedłem. Powinien pójść za mną, ale skoro przyznałem się do tego, że Dante jest moim przeznaczonym, moją bratnią duszą czy jak to niektórzy wolą mówić miłością. To mógł z nim zostać zamiast iść za mną. Wszedłem do pokoju lekarskiego ówcześnie pukając do drzwi.

-Black, Capeli krew w worku się kończy - oznajmiłem - czy to oznacza, że będzie mógł wyjść?

-Czekaj zaraz wyjdę i porozmawiamy - rzekł więc wyszedłem z pokoju tak jak kazał i poczekałem na niego chwilę wręcz, a on wyszedł do mnie.

-Po próbie samobójczej nie powinienem go wypuszczać w ogóle Wayne - oznajmił - mimo iż nie zrobił aż tak wielkiej krzywdy swojemu ciału to jego cięcie było precyzyjnie i pewne. Widziałeś jego całą dłoń?

-Tak widziałem i zajmę się tym... Nie chcę aby tu leżał to nie jest ani dla niego ani dla mnie komfortowe.

-Jesteś pewny? Dante ma poważną kartotekę z swoją chorobą zwaną depresją.

-Wiem nie musisz mi tego tłumaczyć.

-Na prawdę jesteście przeznaczeni? No wiesz widziałem różne osoby, ale wy się nie migdalicie ani nie całujecie? - powiedział niepewnie ostatnie słowa.

-Jesteśmy tylko jest to dla nas mały szok, głównie dla mnie - podrapałem się po karku widząc jak kiwa głową.

-Czyli wiecie o tym od kilku godzin?

-Tak można powiedzieć - delikatnie skłamałem, ale można i stwierdzić prawdę, bo moje skamieniałe serce zaczęło bić szybciej dla niego.

-Dobry panie Capela - wszedł do środka, a on tulił się do Draco, chociaż dla medyka zapewne to było powietrze - nie musi pan się stresować posiadanie swoich chowańców nie jest dziwne nawet jeśli ich nie widzę! - oznajmił i odłączył go od pustego już worka z krwią.

-Mogę do domu? - spytał i głaskał nerwowo Draco, który starał się go uspokoić.

-Cóż pod jednym warunkiem, że nie będzie pan sam tylko ze swoją bratnią duszą - spodziewałem, że coś takiego powie, a Dante na mnie spojrzał niepewnie.

-Zajmę się nim - odparłem wiedząc, że medyk też wyciąga mu wenflon.

-Niech zje coś pożywnego i napije się, a następnie niech odpoczywa jak najwięcej - słuchałem uważnie co mówi gdyż nie chciałem pogorszyć stanu czarnowłosego - możesz go zabrać.

-Dziękujemy za pomoc - odpowiedziałem podchodząc do Dante i wziąłem go na ręce jak pannę młodą. Ten cały zrobił się czerwony, a ja przewróciłem oczami na jego zachowanie.

-Jakby wdało się jakieś zakażenie to przyjedźcie by się nie pogorszyło.

-Zapamiętam - odpowiedziałem i ruszyłem do wyjścia ze szpitala - będzie trzeba zgłosić status 3, bo w tym stanie nie idziesz na służbę.

-Ddlaczego to robisz? - mruknął, wpatrując się w moją twarz.

-Bo zalecenia lekarza i martwię się o ciebie głuptasie - burknąłem i wsadziłem go do auta, a on patrzył na mnie zdziwiony. W końcu nie codziennie mówię komuś, że się martwię - 103 i 307 status 3 - zgłosiłem na radiu, a następnie ruszyłem do swojego mieszkania, co od razu zrozumiał Dante.

-Nnie mam nic na przebranie - wyszeptał.

-Znajdę w szafie coś wystarczająco dużego na ciebie - oznajmiłem spokojnie na jego słowa. Czułem się trochę odpowiedzialny za niego po tym co zrobił ze sobą. Na spokojnie przemierzałem ulicę miasta aby dojechać pod blok i położyć się spać byśmy odpoczęli, ale najpierw kolacja i wtedy spanie. Nim się obejrzałem parkowałem samochód na swoim standardowym miejscu - dasz radę sam iść czy mam cię wziąć? - spytałem, a on skinął głową na tak i nie wiedziałem na co kiwa głową. - To mam czy nie?

-Dam radę - wyszeptał rumieniąc się więc zgasiłem silnik samochodu i wyciągnąłem kluczyki ze stacyjki. Wysiadłem z auta, a za mną ruszył Draco. Dante otworzył sobie drzwi i podszedłem od jego strony by na wszelki wypadek być jakby miał upaść. Nie chciałem wracać z nim na szpital, bo ani mi ani jemu to nie odpowiada. Asekurowałem go do schodów klatki schodowej i widziałem jak jego nogi delikatnie się trzęsą przy chodzeniu. Burknąłem cicho i przerzuciłem sobie go przez ramię gdyż nie chciało mi się czekać na to aż przemierzy te wszystkie schody do góry na tych nogach jak z waty - zzostaw mnie! Dam radę!

-Tak oczywiście na tych wiotkich nóżkach... yhym na pewno - prychnąłem, a po chwili odstawiłem go pod drzwiami swojego mieszkania. Widziałem ten jego wzrok na sobie gdy oparł się o drzwi za sobą.

-Zznów jesteś nie miły - szepnął wpatrzony w moje oczy.

-Nikt nie mówił, że będę miły - oznajmiłem wpatrując się w jego oczy. Widziałem jak delikatnie rozbłysły na moje słowa i zbliżyłem się do niego stykając się naszymi nosami - wystarczy, że przyznałem się do tego, że jesteś mój.

-Ttwój? - widziałem jak delikatnie zadrżał co mi się spodobało.

-Mój, a teraz wychodzimy do mieszkania - oznajmiłem, ale on westchnął na moje słowa, jakby był niezadowolony z nich, co od razu zauważyłem. Niestety, ale nie niech niczego więcej nie spodziewa się po mnie. To było po prostu za wcześnie na to wszystko. Musiałem sobie to też w głowie ułożyć jak i co mam teraz zrobić. Nie spodziewałem się w ogóle, że będę miał kiedyś partnera tym bardziej męskiej płci. Oczywiście bez pośpiechu przygotowaliśmy się do spania. Byłem jeszcze się umyć, a gdy wszedłem do pokoju Dante leżał pod kocem więc położyłem się obok niego, ale od razu zauważyłem, że płakał co mi nie pasowało gdyż nie chciałem aby czuł się źle. Obiecałem lekarzowi, że zajmę się nim więc niepewnie wsunąłem dłoń wokół jego pasa i przysunąłem do siebie, a przy okazji opatuliłem się kocem pod którym był on. Wtuliłem go w klatce piersiową i czułem jak rozluźnia się, bardziej we mnie wtulając co było na swój sposób chyba urocze.

-Dobranoc Xanti - zachichotał Draco, ale on wtulił się w Angel i chciałem już mu się odgryźć, ale stwierdziłem, że nie będę psuć mu humoru.

-Dobranoc Draco, Dante - wyszeptałem z uśmiechem na ustach.

Od tego czasu minęło z ponad miesiąc i starałem się pogodzić z tym, że Dante jest moim chłopakiem jeśli można to tak nazwać, chociaż może początkowo obecność jego mnie denerwowała to z czasem zacząłem się przyzwyczajać i pragnąc więcej jego bliskości czy atencji. Chyba po prostu pogodziłem się powoli z myślą, że on jest mój, a ja jego. Draco był szczęśliwy mogąc być przy kotce Dante w której się zakochał. Co dziwne ich kolory były inne, ale w ich sercach tlił się ten sam kolor ognia co w oczach. Te fioletowy blask w tych kocich ślepiach był praktycznie identyczny nie zwracając uwagi na to, że jeden był biały drugi zaś czarny. Z czasem zacząłem dogadywać się z Dante i jeździć z nim na patrole, a spanie wspólnie w łóżku stało się praktycznie codziennością. Po tym czasie nie wyobrażałem sobie tego, że nie ma go przy mnie. Tak samo Draco praktycznie nie odstępował Angel o krok. Bywało tak, że czasami nie było go ze mną tylko chodził z Dante. Niestety musiałem to przetrawić w końcu był zakochany na zabój i ja chyba też, chociaż nie byłem pewny czy na pewno w końcu nie znałem się na uczuciach. 

Jednak z każdym dniem uczyłem się o nich więcej tak samo i Dante. Traktowałem go z szacunkiem, a przede wszystkim okazywałem emocję. Wszyscy byli zdziwieni tym, że nie wyżywam się na Dante jak to zwykle robiłem tylko traktowałem go z szacunkiem, a przede wszystkim uważałem na to co mówię w jego obecności. Działał na mnie uspokajająco, a nawet i bardziej chociaż nie odważyliśmy się przy wszystkich pokazać, że nas coś łączy. Po prostu Dante się wstydził, a ja sądziłem, że to stanowczo za wcześnie by mówić o tym. Więc ukrywaliśmy się choć mogę stwierdzić, że niektórzy z pewnością połączyli ze sobą kropki i wyszło im rozwiązanie. Okazało się, że Dante jakby nie patrzeć ma dwie umiejętności co było naprawdę rzadkie w naszym świecie, ale uczyłem go z Draco jak zmienić postać co szło mu coraz lepiej. Nie mogłem doczekać się aż wspólnie pójdziemy pod postacią kotów, by zwiedzić trochę miasta. Może i znaliśmy je na pamięć, ale w kocim ciele wszystko wygląda inaczej.

Mieliśmy dziś wolne gdyż zamierzałem go gdzieś dzisiejszego wieczoru zabrać. Może nie będzie to jakoś szczególne miejsce, ale chciałem by poczuł się trochę wyjątkowo. Tuliłem się do niego, a on cicho chichotał na to gdyż stwierdził, że stałem się przylepą jak kot, ale co mam poradzić na to idź uwielbiałem tulić się do niego i mieć go w swoich ramionach. Zwykle z kobietami byłem na szybki numerek potem znikałem. Nie miałem okazji budzić się mając w ramionach kruchą istotkę.

-Gdzie masz zamiar mnie zabrać moja przylepo? - zachichotał gładząc mnie po włosach gdyż miałem go na swoich nogach i tuliłem do siebie.

-Gdzieś gdzie się nie spodziewasz - mruknąłem do jego ucha i pocałowałem go w policzek. Widziałem jak rumieni się na policzkach, co radowało moje serduszko. Kątem oka widziałem jak Draco wylizuje Angel. Pomyśleć, że z ziarenka miłości kiedyś wykiełkuje u nich nowe życie, a młody przewodnik zostanie przypasowany do swojego dziecka z którym będzie dorastać i poznawać świat. Nie myślałem o tym w sumie nigdy, ale jakby nie patrzeć teraz i mi zależało na szczęściu mojego chowańca, bo i ja byłem szczęśliwy mając swojego partnera.

-Nie mogę się już doczekać - wyszeptał i spojrzał na mnie kątem oka. Jeszcze nie widziałem w nim tyle szczęścia czy werby do życia. Pogłaskałem go po bioderku przez to cały zadrżał.

-Ja też - szepnąłem. Tak jak obiecałem pojechaliśmy poza miasto na plaże czego chyba naprawdę się nie spodziewał.

-Widzisz trzeba było nie walczyć z tym co daje ci przeznaczenie. Może nie zawsze jest ono tak dobre jak się spodziewa ktoś, ale po to są upadki, by potem podnieść się silniejszym - pogłaskałem go po głowie i musnąłem głowę na co zamruczał.

-Dziekuję Draco.

-Nie masz za co! Zmieńmy się! - na jego słowa od razu pomysłem nad zmianą w postać kota i po chwili poczułem przyjemnie nagrzany piasek pod łapkami.

-Dawaj Dante! - miauknąłem do niego gdy podszedłem, a on pogłaskał mnie po głowie na co zamruczałem.

-Nie wiem czy umiem na tak długo, ale postaram się dla ciebie - wyszeptał i nim się obejrzałem przede mną stała biała kotka. Niestety, ale zmiana w kocią postać nie uwzględnia płci właściciela, a anioła stróża - tto jest trochę zawstydzające - wymamrotał.

-Jesteś cudowny pod każdą postacią - polizałem go po pyszczku, a jego ogon aż opadł i schował pyszczek za łapką zawstydzony. Sam lekko byłem, ale chciałem, by czuł się w ten wieczór kochany przez mnie. Mój ogon poruszał się z gracją i wpatrywałem się w niego oraz te cudowne fioletowe oczy w których odbijało się zachodzące słońce. Zaczepiłem go łapką i widziałem jak reaguje od razu na to. Zaczęliśmy się ganiać po plaży bawiąc się w piasku aż po około godzinie zmęczony opadł na żółty piach. Od razu znalazłem się przy nim, podniósł się nagle czego nie przewidziałem i polizał mnie swoim szorstkim językiem. Zamruczałem od razu i złączem nasze noski w jedność, a on zaczął pomrukiwać wraz ze mną wpatrując się w nasze oczy. Usiadłem na ziemi, a Dante wtulił się w mój bok oraz szyję. Kątem oka zauważyłem jak nasze ogony łączą się tworząc serduszko, a niebo zaczęło mienić się różnymi odcieniami filetu wraz z czerwienią.

-Wiesz co Dante?

-Hmm? - od mruknął.

-Kocham cię - wyszeptałem do jego uszka, które następnie polizałem.

-Jja cię też..

≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈
14515 słów

Mam nadzieję, że się podobało! Jeśli dostałeś do tego momentu zostaw po sobie ślad!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro