Rozdział 2 (Część 2)
- Jay Jay Jay Jay! - krzyczał Carlos, skacząc na łóżku, kiedy Jay leżał na podłodze wpatrując się w sufit.
- Co? - zapytał krótko. Minęło kilka godzin odkąd trójka nastolatków próbowała zająć czymś Carlosa i Mal. Jay poczuł, że nie ma już siły, żeby za nimi nadążyć.
- Mój ulubiony kolor to czerwony, a Mal to fioletowy, który jest stworzony z czerwonego, więc mój ulubiony kolor jest lepszy niż ten Mal, bo bez czerwonego nie byłoby fioletowego!" - wesoło szczebiotał Carlos.
- Nieprawda! Fioletowy jest fajniejszy od czerwonego, bo używając dwóch kolorów robisz lepszy kolor! - argumentowała Mal z drugiego końca pokoju, gdzie Evie udało się namówić ją do narysowania portretu Jaya.
- Ta jasne! Czerwony jest najlepszy z najlepszych, bo ja tak mówię i moja mama też tak mówi, więc to musi być prawda. - Carlos skakał w kółko na łóżku, starając się nie wyskakiwać poza marszczenia na pościeli.
- Ulubiony kolor to kwestia gustu, wiesz? - powiedział Ben, sprawiając, że Carlos przerwał swoje zajęcie.
- Co to jest gust?
- Kwestia gustu oznacza, że coś jest specjalne dla każdego. Twój ulubiony kolor jest inny od mojego, bo mamy inne powody do lubienia go, - Ben wyjaśnił to w sposób zrozumiały dla Carlosa. Zanim chłopczyk wrócił do skakania, rozległo się pukanie do drzwi, które zwróciło uwagę wszystkich w pokoju.
Evie otworzyła drzwi i pisnęła z zachwytu, widząc w nich Douga.
- Witaj słoneczko, - powitała go i pocałowała w policzek. - Co ty tutaj robisz?
- Dzwoniła do mnie Dobra Wróżka, mówiąc, że Stary nie został odebrany od fryzjera, więc po niego pojechałem. Chciałem go zostawić w pokoju Jaya i Carlosa, ale ich tam nie było. Uznałem, że są z Tobą, więc przyniosłem go tutaj - wyjaśnił Doug, wchodząc do pokoju z psem na rękach.
- Doug, nie! - zerwał się Jay, który przysłuchiwał się ich rozmowie. Na łóżku Carlos wciągnął głośno powietrze i zaczął się trząść, jego usta dygotały z przerażenia. Łzy pociekły po jego policzkach. Wyglądał jak bezbronny jelonek złapany w sidła. Doug zrozumiał co narobił, gdy usłyszał głośne zawodzenie. Jay ruszył w stronę Carlosa i zgarnął go tak, żeby chłopiec nie widział psa.
Jay zauważył Mal, która zeskoczyła z krzesła i podbiegła do Douga. Z całej siły kopnęła go w goleń. (Ałć!) Doug krzyknął z bólu i szoku. Stary wykręcił się z jego ramion i pobiegł w stronę nogi Jaya, obydwoje próbowali pocieszyć płaczące dziecko.
- Mal! - krzyknęła Evie, powstrzymując wijącą się dziewczynkę od spowodowania więcej obrażeń jej chłopakowi.
- To przez niego Carlos płacze! Muszę go zniszczyć! - zapiszczała Mal, drapiąc rękę Evie.
W międzyczasie, Ben pobiegł za Starym. Co prawda nie udało mu się go złapać, ale przynajmniej wygonił psa z pokoju. Książę wziął Douga za ramię i wyrzucił go z pokoju zanim zamknął drzwi za psem.
- Ale co ze Starym? - zapytał Doug, pocierając obolały goleń.
- Dawał sobie radę bez Carlosa, więc niech ktoś inny się nim teraz zajmie - powiedział wykończony Ben. Zamknął drzwi, gdy Mal uwolniła się z uścisku Evie i zaczęła się drzeć za Dougiem. Chłopak złapał ją wokół brzucha i podniósł, puszczając dopiero wtedy, gdy przestała wierzgać nogami.
- Mal, uspokój się! Carlosowi nic nie jest!
- Carlos, proszę - usiłował namówić go do uspokojenia się Jay. - On już sobie poszedł, psa nie ma.
Powolutku Carlos podniósł głowę, pozostawiając mokrą od łez plamę koło szyi Jaya, gdzie schował twarz, aby nie widzieć psa.
- On... on już poszedł? - spytał szeptem chłopiec, wpatrując się dużymi brązowymi oczami w Jaya. Jay sięgnął do szafki nocnej i wyciągnął chusteczkę, żeby wytrzeć łzy i smarki z twarzy Carlosa.
- Obiecuję. Musiał wyjść naprawdę szybko, chcesz wiedzieć dlaczego? - zapytał Jay, ściszając głos.
- Dlaczego? - odezwał się Carlos, z całkowitym przekonaniem w oczach.
- Bo spóźnił się na herbatkę - konspiracyjnie szepnął Jay.
Carlos zakrył buzię, powstrzymując śmiech, - Co? Nie, to głupie. Pieski nie chodzą na herbatki.
Jay zmagał się z tym, żeby zachować kamienną twarz, - No serio Ci mówię. Miał przynieść ze sobą filiżanki na herbatę, ale kompletnie zapomniał, więc teraz musi się wrócić do kuchni, żeby je zabrać. - W tym momencie zauważył Bena, który stał kilka kroków od niego, trzymając szamoczącą się Mal.
Evie spojrzała na Jaya. - Hej Carlos, kochanie, mógłbyś dać Mal znać, że u Ciebie wszystko w porządku? Wiesz przecież, jak bardzo się o Ciebie martwi.
Mal uspokoiła się na słowa Evie i spojrzała na Carlosa, który do niej pomachał. Odmachała, zanim znów zaczęła się wiercić, ale tym razem po to, żeby postawiono ją na ziemi. Ben opuścił ją powoli, a gdy jej stopy dotknęły podłogi, wypuścił ją. Stanął pomiędzy nią, a drzwiami, w razie gdyby chciała puścić się w pogoń za Dougiem. Dziewczynka postanowiła jednak odłożyć zemstę na później i podbiegła do Jaya, szarpiąc go za nogawkę od spodni.
- Do góry! - zażądała.
- Czy ty naprawdę sądzisz, że jestem jakimś siłaczem? - zażartował Jay, zanim pochylił się, żeby ją podnieść, teraz miał ich oboje na biodrach. - Jesteście strasznie ciężcy - burknął.
- Cicho - powiedziała Mal, kładąc mu dłoń na ustach. Jay udał oburzenie, ale posłuchał. - Szczeniaczku?
- Wszystko w porządku, Lili. - Carlos pociągnął nosem. - Poszedł na herbatkę, więc jestem bezpieczny.
- Co? - Mal zmarszczyła brwi z zakłopotania.
- Lili? - zapytał cicho Ben.
- Mieliśmy dla siebie różne nazwy. Jej pochodzi od niemieckiego słowa, znaczącego fioletowy. Moja mama jest z Niemiec. W domu często mówiła w tym języku - szeptem wyjaśniła mu Evie.
- To dlatego nazywa go szczeniaczkiem - stwierdził Ben.
Evie przytaknęła, oglądając dwójkę dzieci, śmiejących się z pomysłu psa chodzącego na herbatki. Dziewczyna klasnęła, zwracając ich uwagę.
- Nie wiem, jak wy, ale ja jestem wygłodzona. Co sądzicie o lunchu?
- Lunch? - powtórzył Carlos.
- Drugi posiłek w ciągu dnia - wyjaśnił Ben.
- Drugi? - powiedziała uszczęśliwiona Mal, a Ben poczuł wielki ból w sercu już drugi raz tego ranka. Wiedział, że temat jedzenia jest bolesny dla całej czwórki, więc spodziewał się najgorszego, ale nawet nie wyobrażał sobie, że rodzice mogli nie zapewniać im wystarczającej ilości jedzenia, gdy byli dziećmi.
- Tutaj w Auradonie mamy trzy posiłki w ciągu dnia - zadeklarował Ben. - A czasem nawet są przekąski.
- Zróbmy sobie piknik, - westchnęła Evie. - W końcu ominęło nas śniadanie.
To było normalne dla tej czwórki, że zapominali o jedzeniu. Im dłużej byli w Auradonie, tym rzadziej się to zdażało, ale kiedy mieli coś naprawdę ważnego do zrobienia zapominali o karmieniu siebie. Dorastanie na wyspie sprawiło, że nauczyli się ignorować głód, aż do prawdziwej potrzeby jego zaspokojenia.
- To brzmi świetnie, - zgodził się Ben. - Doug i ja możemy go przygotować.
- Właściwie, - powiedziała Evie, zakradając się w stronę Jaya i zabierając od niego Mal. Chłopak oddał dziewczynkę w jej ręce odsapując trochę. - Myślałam o tym, że to ja i Doug przygotujemy koszyk, a Wy wybierzecie idealne miejsce, - z tymi słowami wsunęła Mal w ręce Bena i wyszła, śmiejąc się.
- Evie! - krzyknął za nią Ben, trzymając Mal na długość ramion. Dziewczynka skrzyżowała ramiona i spojrzała na niego. - Um, cześć... - nerwowo rzekł Ben.
- Twoje włosy są głupie, - powiedziała Mal. Jay parsknął śmiechem, ale udawał niewiniątko, gdy Ben spojrzał na niego spode łba.
Ben uśmiechnął się miło i powiedział - No cóż, ja sądzę, że twoje włosy mają najpiękniejszy odcień fioletu.
- Naprawdę? - spytała Mal, całkiem zbita z tropu. - Moja mama uważa, że są śmieszne.
Ben powoli umieścił ją na ziemi, klękając przed nią. - Twoje włosy nie są śmieszne, są piękne - wstał i wziął koc, który Evie położyła na stoliku. Zaoferował drugą rękę Mal i powiedział - Chodźmy, trzeba znaleźć idealne miejsce na piknik.
Mal spojrzała na Bena, potem na Jaya i Carlosa, aż w końcu nieśmiało wzięła Bena za rękę i przeszła przez drzwi, które otworzył dla nich Jay. Ben odwrócił wzrok od dziewczynki, żeby ukryć szeroki uśmiech na twarzy. Nagle coś mu wpadło do głowy.
- Jay, napisz do Evie i upewnij się, żeby wzięła truskawki.
- Ty to zrób - zmarszczył nos Jay.
- Mam obie ręce zajęte - przypomniał mu Ben.
Jay miał mu już coś odpowiedzieć, gdy Mal zapytała - Co to truskawki? - Wypowiedziała każdą sylabę przeciągając ją, aby nacieszyć się tym słowem.
- Coś co pokochasz, zaufaj mi.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tak, więc ten... w tym miejscu na razie kończymy nasze mega urocze opowiadanie. Jak możecie zauważyć jest ciekawie i wesoło. Następnym razem czeka nas piknik... i truskawki... i jeszcze więcej uroczych Mal i Carlosa ;D No to komentujcie i gwiazdkujcie, bo to bardzo motywuje do działania ;) Do zobaczenia (albo raczej przeczytania xD). Buziaki <3 :*
PS: Ciekawe czy uda Wam się dobić do 100 wyświetleń przed kolejną publikacją :/ Trzymam kciuki <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro