🐺
Witam wszystkich serdecznie w tym wilczym oneshocie :3
Stwierdziłam, że potrzebuje sobie napisać coś luźnego, dlatego też powstał ten oneshot.
Bawiłam się perspektywą, dlatego też mamy tutaj osobę trzecią, ponieważ chciałam sprawdzić swoje umiejętności i postawiłam na motyw baśni gdyż nigdy nie pisałam czegoś takiego. Chciałam przetestować samą siebie, dlatego też możecie tu dziś być
Czas pisania: 8-10 dni
Ilość słów: 10802 słów
Motywem do tej historii jest piosenka, która wyszła niedawno, ale była wcześniej dostępna wersja z koncertu i to ona popchnęła mnie do takiej historii.
Przepraszam jeśli pojawią się jakieś błędy 🐺
Życzę miłego czytania!
Oraz miłego dzionka, wieczoru bądź nocy wtedy kiedy będziecie czytać go
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dawno, dawno temu, gdy świat wyglądał całkiem inaczej. Gdy życie było całkiem inne, a wszelkie dziwy były realne, ludzie żyli w zgodzie z wieloma różnymi kreaturami. Postaciami obdarzonymi niesamowitymi zdolnościami, posługujących się magią, zmiennokształtnością czy posiadający dar. Magią tak cudowną, niesamowitą, wielką. Dzięki niej mogli tworzyć wspaniałe rzeczy, ale też coś wspaniałego mogło stworzyć też rzeczy, które mogły siać panikę oraz zamęt. Wśród wszystkich państw, ludów. stworzeń czy dusz, pojawił się ktoś komu nie podobał się cały ten porządek świata. Wywołał on wielki zamęt, przez to wiele żyć zostało straconych, na jedną komendę jednej osoby, której serce stało się czarne, przepełnione zazdrością i rządzą władzy. Chciał aby też był obdarzony przez świat mocą, którą posiadali niektórzy, ale nie on. Pragnąc potęgi zmusił wiedźmy, które były w niewoli aby obdarzyły go mocą taką samą jaką posiadają inni. Jednak nie przewidział on tego, że dar może być na równi z przekleństwem. Nie pomyślał nawet o tym, że to co może być tak fascynujące może być tak niszczycielskie. Został przeklęty przez najstarszą z wiedźm, która naznaczyła go piętnem księżyca. Każdej pełni zmieniał się w bestię mordując wszystko wokół. W ten sposób wojna stała się bardziej krwawsza, a przeklęty król stał się pierwszym, który zasłynął z likantropii. Ludzie zrozumieli, że magia i wszystko z nią powiązanego jest przekleństwem, znakiem szatana.
Upadły król próbował odczarować się by pozbyć się piętna, które zostało nadane na jego barki jednak stracił czarownice o głowę, która dała mu ten dar. Nikt nie był w stanie mu pomóc aż nie natrafił na kobietę, która stwierdziła, że może mu pomóc tylko pod jednym warunkiem. Warunków okazało się więcej niż jeden, ale nie mając wyboru zgodził się na wszystko.
- Zatem upadły królu twoje przekleństwo zostanie z tobą, ale będziesz mógł opanować bestie w tobie jeśli tylko postarasz się nad nią zapanować, co łatwe nie będzie! Będziesz na wieki przeklęty, a każdy twój potomek otrzyma twe przekleństwo, które będzie oddawane kolejnym pokoleniom. Jeśli kogoś zaatakujesz w szale, zmienisz go jednego w siebie. Podarujesz mu swoje przekleństwo, którego tak bardzo pragnąłeś, a teraz nienawidzisz! Twoją ceną za tą pomoc będzie odejście w najgłębsze czeluście lasów i zostanie tam na wieki lub ukrócić mogę twoje cierpienia i zabiję cię srebrem! Od ciebie zależy co wybierzesz jakie będzie twoje życzenie.
Lata mijały, a świat zaczynał zapominać o istotach magicznych czy darach, jednak przekleństwo, które zostało stworzone nie zniknęło, a wręcz przetrwało do lat gdzie świat dożył dwudziestego któregoś wieku. Wieku gdzie ludzie zatracili wiarę w istoty, które skrywały się w mroku lub ukryci byli wśród ludzi, musząc się przystosować z czasem do zmian. Zmian nieuniknionych, bo świat nie stał w miejscu tylko pędził do przodu, nie marnując nawet sekundy. Miasteczko, które było otoczone gęstym lasem, było domem wielu ludzi, którzy mieszkali w nim od pokoleń. Można by rzec iż początki tej kiedyś wsi sięgały do czasów gdy wszyscy żyli w zgodzie i radości. Jednak nikt nie mówi iż las nie krył nadal w sobie tej tajemniczej magii, którą nie każdy był w stanie zauważyć czy też wyczuć. Starsi zawsze powiadali iż las jest przeklęty i najlepiej trzymać się od niego jak najdalej, jednak kto by w to wierzył. Choć z pewnością jest jedna osoba w tym miasteczku, która nie potrafi zaprzeczyć w słowa starszyzny, bo czuł, że coś jest nie tak w tym lesie, ale nie wiedział jednak co i wolał się trzymać od niego z dala.
Mowa jest tu o pewnym młodzieńcu, który w tym roku osiągnie pełnoletność. Od urodzin dzieliło go niewiele czasu, ale już wyglądał jak dostojny mężczyzna. Jego brązowe oczy wręcz biły od sobą emocjami jak i pewnością siebie, którą roztaczał swoją osobą. Mimo iż był tak młody na jego ciele można było zauważyć kontur mięśni nad którymi pracował aby wyglądać bardzo dobrze, bo pragnął dostać się do policji więc musiał dbać o swą formę, choć do szkoły policyjnej miał jeszcze sporo czasu aby się próbować dostać. Jak na swój wiek był naprawdę wysoki, bo miał z metr dziewięćdziesiąt pięć wysokości, co było trochę dziwne gdyż rodzice nie byli aż tak wysocy. Jednak geny różne bywają i mógł odziedziczyć je od któregoś przodka jednego z rodziców.
Młody Gregory był nad wyraz uprzejmy dla wszystkich, bo uważał, że dobro zawsze wraca nawet jeśli robi się małe kroki do przodu. Jednak każdy jest na swój sposób ważny aby dotrzeć do postawionego przez siebie celu. Jednak patrząc się na innych nie czuł się, jeśli można powiedzieć, dobrze. Czuł się inny choć nie wiedział w ogóle, dlaczego tak się czuję. Nie zdawał sobie sprawy z tego kim tak naprawdę jest choć może i się dowiemy?
Szedł ze szkoły znudzony zajęciami wręcz bardziej zmęczony tym tłokiem i duchotą w szkolnych salach, których nie dało się powstrzymać przez lato, które nadchodzi wielkimi krokami. Wiosna była już upalna więc zapewne lato będzie wręcz jedną wielką duchotą, czego nie lubił brązowooki. Choć kto lubi tak naprawdę smażyć się w słońcu. Przed nim nadchodziły wakacje, ale nie miał nawet w planach leniuchować i lenić się w słońcu jak to niektórzy robili w czasie wolnym. Jednak nie on. Nigdy nie potrafił usiedzieć w miejscu choć nie był jakimś bardzo ruchliwym dzieckiem ani nie było mu przypisane ADHD. Po prostu nie umiał nic nie robić więcej niż musiał przesiedzieć. Marzył o tym aby wyjechać do większego miasta i tam spróbować swoich sił. Jednak nie każdy popierał jego plany na przyszłość w tym jego rodzina. Gregory ma brata młodszego od siebie o prawie jedenaście lat. Rodzice skupieni są bardziej na nim, ale co to za dziwota skoro zawsze bywa tak iż młodsze rodzeństwo jest oczkiem w głowie rodziców choć może nie zawsze tak jest. Zależy to w sumie od tego jak ktoś został wychowany.
Wszedł przez drzwi do domu i ściągnął buty przebierając je na kapcie, ponieważ jakby wszedł w butach to dostałaby reprymendę od rodzicielki. Ruszył od razu na górę aby odłożyć plecak i choć dom nie był duży to miał pokój swój własny lecz mały gdyż większy który miał być dla gości przypadł do młodszego brata. Może mógł być zły na to iż on jest tak faworyzowany, ale co by to dało. Nie było to w jego naturze choć czasem bolało. Przebrał się w luźniejsze ciuchy i zastanawiał się dlaczego aż tak jest mu gorąco choć w domu było zawsze zimniej przez klimatyzację. Miał dziś iść pomóc sąsiadowi w sprzątaniu garażu i nie mógł od tak nie przyjść choć nie za dobrze się czuł. Nie wiedział dlaczego czuję się dziś tak słabo, ale stawiał to przez tą pogodę. Wyszedł z domu bez słów i przeszedł na drugą stronę do sąsiada.
-Dobrze, że jesteś Gregory! Właśnie miałem brać się za wynoszenie rzeczy!
-Obiecałem, że pomogę więc jestem - odparł z uśmiechem na ustach.
-Będziesz dobrym policjantem jak nadal będziesz iść w tym kierunku tylko nie daj sobie wmówić, że nie!
-Dziękuję panu - powiedział czując jak w sercu robi się mu cieplej na słowa mężczyzny, przynajmniej on wierzy w plany młodego Montanha.
Porządki w garażu zajęły stanowczo więcej czasu niż myślał i szacował. Poniekąd był naprzeciw domu, ale od rana nic nie jadł i choć pan Smith zaproponował mu przekąszenie czegoś ciepłego, to odmówił. Jakoś na widok jedzenia zrobiło mu się niedobrze i nie wiedział dlaczego tak się dzieje. Może rano zjadł coś nieświeżego i dlatego tak niepewnie się czuje w swoim ciele.
-Następnym razem nie zgadzaj się na tak długą pomoc Gregory! Masz pełno obowiązków i zadań do zrobienia dla brata aby mu pomóc z tym.
-On nie może ich zrobić sam? Miał tyle czasu aby zrobić naprawdę proste rzeczy, których nie był w stanie wykonać?
-Nie dyskutuj tylko pomóż mu w zadaniach - zacisnął dłonie w pięści, bo zaczęło go to irytować iż jest jakimś robotem do robienia zadań młodszego brata. Lubił pomagać, ale nie w ten sposób, bo to było już oszukiwanie, a nie pomoc.
-Dobrze - mruknął idąc na górę wiedząc, że w pokoju już z pewnością czekają dla niego zadania młodszego brata. Dziwił się, że tak proste rzeczy go przerastają, a sam nie miał już zadań w końcu będzie koniec roku więc nauczyciele dali im spokój.
Spędził godzinę na zadaniach Marco, nie mając innego wyboru i gdy tylko spojrzał na zegarek było już dawno po porze kolacji. Nikt nie raczył go nawet zawołać na kolację. Oparł się o fotel wzdychając ciężko, bo właśnie takie sytuacje jak ta uświadomiły go o tym, że jednak jest inny, choć bardzo starał się aby być tak jak wszyscy. Lecz zawsze miał dobre oceny, był pomocny, miły, a i tak nikt nie chciał się z nim przyjaźnić. Może winne były w tym wszystkim jego oczy, które wydawały się iż świecą przy każdej silniejszej emocji. Jednak sam nigdy nie doświadczył tego dziwnego fenomenu i zastanawiał się czy aby na pewno nie jest to tylko pretekst do tego aby z niego szydzić oraz unikać. Nie zasmakował nigdy przyjaźni, a nawet jeśli to osoba, która niby z nim się chciała zaprzyjaźnić, nagle na następny dzień olewała go. Zdecydował więc, że lepiej będzie samotnikiem niż dawać sobie żmudną nadzieję na przyjaźń, której nie mógł otrzymać od rówieśników. Otrząsnął się z myśli i spojrzał za okno.
Księżyc niedługo będzie w pełni z jego obliczeń powinna być pełnia w jego urodziny co jeszcze nigdy się nie wydarzyło. Wstał od biurka i wziął zeszyty brata chcąc zanieść mu do pokoju. Musiał niestety zrobić to po cichu gdyż o tej godzinie już prawdopodobnie już spał. Podrzucił mu jego rzeczy i zszedł na dół aby wziąć coś do picia, bo czuł jakby się palił od środka. Rzeczywiście dziś mało pił więc może, dlatego ciało tak reagowało. Spojrzał ponownie w stronę nieba widząc jak kawałek księżyca, oświetla pobliski las przy którym mieszkał. Poczuł wewnątrz siebie potrzebę iścia w las nie rozumiejąc tego. Jednak szybko się otrząsnął gdy otworzył drzwi tarasowe na oścież.
-Co robisz? - zapytała się głową tej rodziny czyli ojciec brązowowłosego.
-Usłyszałem coś na zewnątrz i chciałem tylko sprawdzić - odparł próbując wybrnąć jakoś z tego niekomfortowego momentu, bo sam nie wiedział co robił.
-Wiesz, że lepiej nie wychodzić w nocy tym bardziej, że w lesie może być niebezpiecznie - nie wierzył w te wszystkie bajki, ale był ostrożny w końcu jednak las to miejsce pełne dzikich zwierząt dlatego też Gregory nie mógł opuszczać domu w nocy, bo z lasu często wychodziły zwierzęta.
-Tak wiem tato - odpowiedział zamykając drzwi tarasowe i wziął butelkę wody ze sobą kierując się na górę.
-Mam nadzieję - chyba nie miał tego usłyszeć, ale czasem słyszał ciałkiem lepiej niż inni i nie wiedział dlaczego tak też jest. Jednak wszedł po schodach do góry i zamknął się w swoim pokoju. Otworzył okno by trochę chłodu dostało się do pokoju, bo przynajmniej na noc jest lepiej. Zaś świeże powietrze zawsze pomagało mu szybciej zasnąć.
Dni mijały, a on nie czuł się lepiej wręcz można powiedzieć, że czuł się coraz gorzej, ale udawał by nie martwić nikogo swoim stanem. Nie widział co się z nim dzieje, a żadne leki nie działały na ból który w nim był. Nie wiedział czemu on się wzmacnia i czy nie pójść z tym do lekarza. Choć czy lekarz mu pomoże skoro przeciwbólowe nie dają rady. Powinien myśleć o tym co zrobić jutro w dniu jego urodzin, ale nie był w stanie. Choć maski na jego twarzy były silne to ból, który w nim był, był silniejszy, tak palący dziwnie jego całe ciało, jakby miał rozerwać się na małe kawałki. Zastanawiało go dlaczego to właśnie jemu się przytrafiło skoro starał się być dobrym człowiekiem mimo wszystkich złych ludzi wokół. Może nie wszyscy byli aż tak pochłonięci mrokiem, ale nie zmienia to faktu, że nikt nie lubił wychodzić poza szereg. Gdy ktoś widział czyjąś krzywdę po prostu przechodził obok obojętnie, a ja nie potrafiłem tak zrobić.
Obudził się z samego rana, ale nie potrafił się podnieść. Zacisnął dłonie ledwo, bo nawet na to nie miał siły. Wziął głęboki wdech czując jakby palił się, a nie mógł się poruszyć. Na szczęście nie musiał dziś iść do szkoły więc mógł odpocząć trochę dłużej. Patrzył się w sufit nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Nie mógł nawet zawołać nikogo by mu pomógł, bo uznano by to za próbę wyłudzenia atencji. Natomiast ojca nie było w domu aby mu choć trochę pomógł, bo chociaż z nim miał trochę normalną relację. Zamknął oczy starając się uspokoić, ale w pewnym momencie zgaszono mu światło i odsunął się w mrok swojego umysłu. Jednak gdy obudził się ponownie czuł się jak nowo narodzony. Nie rozumiał swojego organizmu ani ciała i choć bardzo starał się zrozumieć, to na Internecie nic nie było pomocne. Wiedział, że tam nie dostanie szczegółowej wiedzy, ale liczył na to jak poradzić sobie z tym bólem.
-Wielki królewicz wstał - spojrzałem na matkę nie rozumieją czemu jest taka opryskliwa wobec mnie, choć nic jej nie zrobiłem.
-Yhym - mruknął biorąc jabłko do ręki co miało posłużyć mu jako śniadanie - będę po południu - odparł, bo jak ona była sama w domu ze mną to traktowała go jak najgorszy sort choć nie wiedział dlaczego tak postępuje. Wziął głęboki wdech i wydech, wychodząc z domu na te ciepło. Nie wiedział, co miał zrobić ze sobą. Ostatnio odmawiał pracy siłowej w pomocy różnym osobą, ale to przez to iż tak źle się czuł. Nie potrafił zmusić się do ciężkiej pracy gdy ciało wręcz płonęło w nim. Wgryzł się w jabłko zastanawiając się co można byłoby robić w wolnym czasie. Niestety nie mógł iść do kogoś aby spędzić ten czas w czyimś towarzystwie. Nie dane było mu to więc została mu samotna przechadzka przez miasto, które niby żyło. Jednak co to za życie gdy ludzie widzą tylko swój własny nos. Kiedyś z pewnością nie było czegoś takiego, a raczej miał taką nadzieję iż nie było. Coś wołało go w las i czuł to aż za bardzo iż musi tam wejść jednak wiedział, że nie powinien i nie mógł ponieważ wiedział, że w tym lesie jest wiele niebezpiecznych zwierząt. W czasie pełni można zawsze usłyszeć wilcze wycie do księżyca co poniekąd było cudowną pieśnią, bo każdy wilk dawał od siebie inną tonację jakby śpiewały. Może brzmiało to głupio, ale właśnie miał taką opinię nawet jeśli była sprzeczna z ludźmi.
Wrócił tak jak mówił do domu po południu i nie oczekiwał na sto lat lub coś w tym stylu. Jednak dziś jego matka była nad wyraz przerażona nim. Nie rozumiał jej zachowania choć starał się z nią rozmawiać na ten temat lecz ona nigdy nie chciała powiedzieć mu prawdy. Tak uważał, bo jakby dowiedział się o co chodzi i dlaczego jest taka wobec niego to nie byłby tego nadal tylko inaczej mogłaby się zachować w jego otoczeniu. Wszedł do siebie do pokoju i usiadł na parapecie patrząc się w las. Słońce powoli zaczęło zachodzić. Można powiedzieć, że stanowczo za szybko jak na to iż nadchodziło lato, a dni robiły się coraz to dłuższe. Powinien coś zjeść, ale nie był zbytnio głodny, chociaż powinien zjeść lecz w ostatnich dniach nie miał nawet apetytu. Siedział przy otwartym na oścież oknie wpatrując się w las aż chyba zauważył ruch w krzakach nieopodal. Zmrużył powieki chyba widząc wilka, ale nie był tego pewny lecz gdy usłyszał wilcze wycie zrozumiał, że jednak dobrze zauważył wilka i nie wiedział dlaczego tak blisko zaszły do linii lasu. Nagle poczuł palący ból, który wręcz powalił go na ziemię na którą spadł z hukiem.
Nie wiedział co się dzieje, ale czuł jakby się palił, a blask księżyca, który nagle wyłonił się zza drzew powodował większy ból. Próbował jakoś się ratować choć nie wiedział jak lecz czuł jakby jego ciało chciało się rozerwać na małe kawałki. Głowa miała jakby eksplodować i choć tak bardzo chciał się poruszyć lub zawołać o pomoc nie był w stanie nawet wydobyć z siebie głosu. Z oczu zaczęły kapać mu łzy, łzy bólu gdyż to był jeden z silniejszych ataków, które przez ten tydzień otrzymywał. Słyszał chyba jak coś się rozdziera, ale nie potrafił nawet spojrzeć na samego siebie lecz jednego był pewien, że czuł się jakby kości łamały się mu jak zwykle patyczki. Trzymał głowę między rękami starając się pozbyć okropnego bólu, który z każdą chwilą zwiększał się coraz bardziej. Nie był świadomy iż właśnie jego ciało zmieniało się w coś czego nie znał.
Gdy zobaczył, że jego dłonie stały się włochate aż przeraził się nie wiedząc co się dzieje z nim. Gdy przemiana skończyła się był zdezorientowany. Nie wiedział co się stało i kim aktualnie jest. Widział tylko rozdarte jego ciuchy w pokoju, a serce biło mu niesamowicie szybko i nienaturalnie. Wszystko było rozmazane i nie do końca mógł się ruszyć. Chyba nawet zauważył ślady krwi nie wiedząc skąd nawet się one pojawiły w jego pokoju. Gdy zrozumiał, że jest zwierzęciem usłyszał jak ktoś wchodzi po schodach na górę. Nie wiedział co ma zrobić. Nikt nie powinien zobaczyć go w tej postaci i choć bardzo chciał stać się człowiekiem nie wiedział jak to zrobić i nie był pewny czy może cofnąć to. Kiedy drzwi uchyliły się usłyszał tylko pisk, który zagłuszył słowa ojca, który wręcz wydawał się realistycznie prawdziwy z przerażenia. Spojrzałem w stronę matki, która z przerażeniem patrzyła na niego, ale miał wrażenie, że ona dobrze wie kim jest.
-Odsuń się kochanie! Zabiję te wstrętne zwierzę za zabicie naszego syna! - nie rozumiał jak to zabicie, ale widząc jak wygląda wokół niego wszystko, to wyglądało rzeczywiście jakby zaatakowało go dzikie zwierzę. Jednak gdy zobaczył w dłoniach ojca strzelbę zrozumiał, że nie żartuje. Mimo iż bolało go wszystko i nadal kręciło się trochę w głowie, coś mówiło mu iż nie powinno tak być. Nie może pozwolić sobie na krzywdę ze strony rodziców w końcu nie zrobił nikomu krzywdy. Podniósł się raz dwa na równe łapy i nie mając wyboru wyskoczył przez okno słysząc huk, który wytworzyła broń. Poczuł jak go rani w ogon, jeśli to był właśnie ogon, ale nie mógł pozwolić sobie na zatrzymanie i sprawdzenie tego co się z nim właśnie dzieje. Gdy ruszył biegiem w stronę lasu, choć to był bardzo skośny bieg gdyż bolało go jeszcze bardziej wszystko w końcu wypadł z pierwszego piętra na ziemię. To gdy usłyszał kolejny huk ledwo uniknął postrzelenia. Był przerażony, bo nie widział co się stało z nim i dlaczego właśnie teraz to się wszystko stało. Czemu nagle rodzice zainteresowali się tym co się dzieje w jego pokoju.
Wszystko było wielką niewiadomą tak jak to gdzie właśnie biegnie, czuł jak każda gałązka krzaków uderza go i wbija się w jego ciało przez szaleńczy bieg przed bronią. Przed osobami, które dały mu życie, a teraz chciały je odebrać przez to iż nie rozpoznały go. Zatrzymał się gdzieś na polanie oddychając ciężko, a łapy rozjechały się na boki. Dopiero teraz mógł zrozumieć czym jest, choć nie rozumiał tego kim tak naprawdę jest. Jego ciało było pokryte futrem i z pewnością uświadomił sobie, że jest wilkiem. Siedział bardzo długo w jednym miejscu nie wiedząc co ze sobą zrobić. Jedynym punktem, który dawał mu światło był księżyc w pełni. Może by fascynował się tym, co się wydarzyło z nim jednak w głowie miał to iż został sam. Dla jego rodziców nie żyje, nie ma po co wracać do miasta, a nie wie co ma ze sobą począć. Zawył cicho z bólu nie wiedząc jak inaczej pokazać swój ból. Miał tak ambitne plany, a teraz wszystko miał zaprzepaścić, bo stał się tym czymś. Uszy mu się podniosły gdy usłyszał szelest liści i z pewnością nie był to wiatr. Gdy zza drzew wyłonił się wilczy łeb nie widział co zrobić lecz widząc jak zaczyna na niego warczeć od razu zrozumiał, że nie jest do niego pokojowo nastawiony.
Podniósł się na równe łapy choć bolały go po upadku z okna wiedział, że jeśli go teraz zaatakuje może tego nie przetrwać jednak nie słuchał się nawet siebie tylko instynktu, który mówił uciekaj. Zerwał się do biegu przed siebie jakby nie dość już się zgubił w lesie. Jednak nie mógł stanąć wiedział, że nie może w ten sposób umrzeć jeśli istnieje możliwość zmiany w człowieka. To musi przetrwać tą noc bez względu na cenę jaką poniesie. Czuł jak boli go wszystko przez drzewa, krzewy o które się potykał aż nie wpadł do rzeki. Nie wiedział nawet, że takowa istnieje w lesie. Był zdezorientowany, bo nurt rzeki był wystarczająco silny by porwać go w głąb siebie i nie dać wyjść już z głębiny. Walczył jednak jego ciało odmówiło powoli współpracy gdyż wszystkie mięśnie go paliły. Starał się jak najdłużej utrzymać na powierzchni, ale nie był w stanie. Głęboka toń pociągnęła go w dół, a oczy jak i nos wypełniła mętna woda, która przez upały powinna być lekkim strumyczkiem, a nie pędzącym wodospadem. Gdy tak nurt robił z nim co chciał, próbował walczyć o ten ostatni oddech lecz poczuł nagły ból, a potem otaczający go mrok.
Los Gregorego był niepewny, tak niepewny jak rzeka, która go niosła. Nikt nie wiedział gdzie dokładnie poprowadzi ona, ale jedno było pewne, nikt nie szukał go. W końcu kto miałby go szukać, skoro dla wszystkich innych był martwy. Został sam sobie i chyba tylko szczęście mogło go uratować z tak kiepskiej sytuacji w jaką się wplątał. Jednak gdzieś hen daleko za lasami, rzekami czy miastami znajdowało się miejsce gdzie tacy jak on żyli w zgodzie. Może nie do końca, bo nie było to zwyczajne stado takie jakby sobie każdy wyobrażał. Bowiem na świecie istniało kilka stad, które pierwotnie były powiązane z pierwszym tym, który stał się wilkołakiem. On założył w lesie pierwotną watahę z osób, które zmienił w klony samego siebie. Na przełomie lat bycie bestią zmieniło się znacznie od pierwotnego wzoru, od klątwy, która wszystko zaczęła. Nowe pokolenia zaczęły kontrolować bardziej swoje bestie. I to co kiedyś było przekleństwem stało się darem dla ówczesnych ludzi choć nie wszystkich. Stado choć na początku było zgodne, to powstał spór, który doprowadził do rozłamu na różne strony świata. Choć wilków nie było dużo to jednak mieszkając się z ludźmi tracili w jakiś sposób ten dziki gen i choć nie wszystkie dzieci z takiego związku były obrażone to jednak one same posiadały w sobie ten gen, który mogły przekazać dalej.
W ten sposób gatunek nie wyginął przez bieg czasu, którego nie dało się zatrzymać w żaden sposób. Każde stado miało swoje własne prawa i tereny choć nie wszyscy przestrzegali tego aby nie spoufalać się z ludźmi. Nawet wśród wszystkich gatunków znajdzie się w nich wszystkich jakaś czarna owca. W ten sposób wśród banitów, którzy opuścili lub zostali wyrzuceni z stada, znalazł się wystarczająco silny alfa, który postanowił dać dom wszystkim bez wyjątku. Z nic nie znaczącej grupy odmieńców powstała silna wataha, która broniła swoich terenów aż za bardzo. W końcu mieli o co walczyć gdyż to był ich dom. Ich przywódca choć niskich gabarytów był bardzo surowym i twardym przywódcą, który nie bał się współpracować z ludźmi choć wolał zdecydowanie swój gatunek mimo iż został wygnany ze swojego stada, ponieważ był niechcianym dzieckiem, bękartem, który nigdy nie powinien powstać. Nie miał im tego za złe iż tak wyszło jednak i tak osiągnął swój cel bez względu na to gdzie aktualnie jest i kim przewodzi.
Jego wilki były silne i dość liczne stado choć dla innych watah nie było to aż tak dużo. W końcu u nich całe społeczeństwa są określane przez statusy od alfy, która dominuję dba oraz trzyma piecze nad całym stadem, przez bety, które walczą o stado. Następnie gammy, które mogą być wartownikami lub tropiącymi aż po omegi, które nie za dużo znaczyły w stadzie no chyba, że pod względem rozrodczym. Każdy miał swoją rolę w tym stadzie, a ci co nie słuchają się woli Alfy muszą odejść ze stada. Wiele z obecnego stada alfy wygnańców, właśnie przez taką drabinkę zostali odrzuceni ze sfory w której żyli. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nawet młode osobniki bez osiągniętej przemiany byli pozbywani przez rządzące alfy, które nie chciały słabych lub nieposłusznych następców, bo w końcu bez rangi nie można było stanąć na czele stada. Przykre iż tak zaszufladkowany jest świat wilków.
Młody Montanha ocucił się na brzegu cały zmarznięty, zaczął kaszleć wodą, którą nałykał się przez rzekę. Podniósł się ledwo na równe łapy mając nadzieję, że to tylko jakiś koszmar, ale widząc, że nadal jest w wilczej postaci i na dodatek nie wie gdzie jest zadrżał niespokojnie. Przetarł łapą pysk starając się jakoś oprzytomnieć. Był głodny i zagubiony, a panującą wokół mgła wcale nie zachęcała do tego aby wejść w głąb lasu. Tym bardziej, że panowała tu jakaś dziwna aura, aura tajemniczości i ciszy. Dosłownie panowała tu cisza jakby nic nie żyło. Jedynie wydającym głos był on. Można by powiedzieć, że aż ciarki przechodziły po jego ciele. Poprawił się na łapach i może byłby bardziej zafascynowany gdyby nie to gdzie aktualnie jest, i co przeżył.
-Dlaczego mnie życie musi tak nienawidzić - burknął będąc złym na samego siebie i zdziwiło go to iż rozpromienił się nagle ból od strony zadka. Spojrzałem w tył widząc jak jego ogon porusza się niespokojnie na boki i to właśnie go bolało. Przez głowę przeszły mu wspomnienia z minionej nocy gdy jego ojciec strzelał do niego. Warknął niezadowolony, bo właśnie teraz zdał sobie sprawę z tego, że został postrzelony - nie mogę nawet tego opatrzyć. Jak mam to niby uleczyć?
Nie zdawał sobie sprawy z tego kim tak naprawdę jest i czemu otrzymał ten dar lecz dla niego było to przekleństwo. Coś co zniszczyło jego życie, które można powiedzieć nie było idealne, ale nie oznaczało to iż trzeba było je zmienić w piekło. Widział nie jeden raz gdy zwierzę się wylizywało gdy zostało ranne i nie wiedział czy ma to robić czy lepiej zostawić to tak jak jest. W wodzie też nie za bardzo, ponieważ ma swoje bakterie i już wymoczył się aż za bardzo. Wziął głęboki wdech, ale nic nie wyczuł, nie widział czy to przez to iż nie umie czy rzeczywiście nic tu nie ma. Jednak wiedział jedno jeśli coś tu mieszka większego od niego i agresywnego nie może zostać w jednym miejscu. Musiał być w ruchu aby chronić swoje życie i wpaść jakoś czy może wrócić do ludzkiej natury. Nie chciał być potworem, bo nie widział w tym nic dobrego. Powolnym krokiem ruszył w głąb mgły, pozwalając na to by zagubić się bardziej. Nie zdawał sobie jednak sprawy z tego iż ten las nie bez powodu zwie się Lasem Wiecznej Mgły.
Nigdy bowiem mgła nie zanika, a mrok panuje przez gigantyczne drzewa, które skutecznie blokują dostęp do światła słonecznego. Miejsce te jest owiane legendą iż ktokolwiek wejdzie do tego lasu, nigdy już nie wraca. Krążą mity, że w tych lasach mieszkają takie dziwy iż fizjologom się nie śniły. Przemierzał las bardzo powoli i uważał na to jak idzie, ale dosłownie nie słyszał nikogo ani nie widział. Jednak uporczywy wzrok na jego plecach nie pozwalał mu iść powoli. Czuł iż ktoś jest tu z nim lecz niewiedza powodowała powoli paranoję, rozglądanie się wokół czy aby na pewno nikogo nie ma aż po rozdrażnienie. Zacisnął zęby nie wiedząc co ze sobą zrobić, bo czuł frustrację iż coś go obserwuje, a on nie mógł nawet dowiedzieć się co takiego bawi się z nim w kotka i myszkę.
Wędrował przed siebie bardzo długo aż łapy nie odmówiły mu posłuszeństwa jednak nie mógł się zatrzymać. Nie znalazł odpowiedniego miejsca do tego aby stanąć w nim. Nie czuł się w ogóle pewnie przez to iż ktoś ciągle za nim szedł. Wiedział, że jest obserwowany, ale nie wiedział skąd, a te uczucie w ogóle nie znika. Może to paranoja w którą powoli popadał przez to iż wszystko wygląda tak samo bez względu ile kilometrów zrobi. Stanął przy jakiejś norze i choć niechętnie do niej się wsunął to zrobił to aby odpocząć w bezpiecznym miejscu bo nie było widać aby ktoś mieszkał w tym miejscu. Bardzo ciężko było mu zmrużyć oko, ale gdy mu się udało nie pospał zbyt długo gdyż przez las można było usłyszeć głęboki i dziki ryk. Jego serce zaczęło bić niesamowicie szybko, bo to brzmiało naprawdę niepokojąco. Jakby polowało na niego, wsunął się jeszcze głębiej w dziurę i zaczął zasypywać ściółką swój postrzelony ogon. Musiał jakość pozbyć się zapachu krwi, bo z pewnością dzikie zwierzę ruszyło właśnie za nim. Nie oddychał praktycznie w ogóle starając się w ten sposób jakoś pozbyć tego potwora. Jednak gdy usłyszał jak coś biegnie aż zadrżał cały, bo to brzmiało jakby pędzący byk, ale głosem przypominało tygrysa może lwa.
Gdy zobaczyłem jakby łapy przed norą skuliłem się bardziej, bo im bardziej się przyjrzeć chciałem to łapa wyglądała jakby falowała, bez ogólnego kształtu. Wyglądał niby cień jednak pazury miał tak ostre, że nawet wśród mgły były widoczne. Nie mogłem dostrzec nic więcej, ale wielkość łap to jakiś chyba był żart. To było ogromne, gigantyczne wręcz, co powodowało lęk. Sekundy były niczym godziny, ciągnęły się w nieskończoność. Serce zaczęło mnie boleć przez szybkie bicie spowodowane przerażeniem. Nie oszukiwał się, że się boi, bo to przed nim było czymś z czym nie miał szans. Nie mógł nawet z tym konkurować mimo iż był większy od podstawowych wilków, to lęk blokował go. Kiedy zwierzę chyba ala zwierzę zniknęło, nie miał nawet odwagi aby wyjść. Obudził się jednak nie był w stanie oszacować czy jest dzień czy może noc. Wszystko wyglądało tak samo, nic nie sygnalizowało o tym czy jest noc czy dzień. Wysunął się niepewnie z nory w której został i ruszył przed siebie. Czuł jak ma sucho w pysku, nie wiedział gdzie znaleźć wodę i czy znajdzie drogę do wody gdzie się obudził. Zostało mu iść z nadzieją, że da radę.
Gregory nie wiedział co ze sobą począć, ale z czasem wędrówki przez las spotkał się w cztery oczy z bestią, która chyba go śledziła. Walka o życie, ucieczka nie do końca się udała. Został ranny przez pazury bestii. Lizał szramy i starał się je uleczyć lecz głód zaczął mu mocno doskwierać. Starał się przeżyć, musiał walczyć o swoje życie, musiał żyć. Musiał pozwolić by ludzki rozsądek zamknąć głęboko w sobie i pozwolić aby instynkt przejął kontrolę. Zdawał sobie sprawę z tego, że inaczej nie przetrwa.
Lata mijały, a on powoli zapominał o tym kim był i czym. Można rzec, że przez ten czas zapomniał iż był człowiekiem, instynkt przejął kontrolę, a on dzięki niemu nauczył się żyć w tym lesie. Lesie, który na każdym kroku chciał go zabić. Na jego ciele było pełno blizn po walkach z cienistymi maszkarami, które były niczym kot co poluje na mysz lecz po latach spędzonych w lesie i zdobyciu niezbędnego doświadczenia. To on przejął kontrolę lecz zatracił coś ważnego, samego siebie. Pozwolił aby to bestia żyła życiem, które było jego. Wilk był teraz głównym mózgiem, a nie on. Dla niego wydawało się wszystko jakby to był jakiś sen, stracił swoje człowieczeństwo. Stał się wilkołakiem, który zdziczał w lesie. Lesie gdzie wszystko może się stać oraz wydarzyć. Nie wiadomo tak naprawdę ile wędrował przez mgłę i czy nie wędrował wokół jednego terenu. Może jednak jakiś sens miało to gdyż pewnego dnia wyszedł z mgły, która stała się dla niego codziennością. Wraz z tym iż wszystko w lesie było bez kolorów, bez życia, po prostu były wypłowiałe wręcz czarno białe przez to iż nie dochodziło tam słońce.
Zmrużył powieki gdy pierwszy raz wyszedł z lasu. Był mocno zaskoczony tym jak wygląda świat, a przede wszystkim ile ma on barw. Był zafascynowany tym wszystkim iż nie zauważył nawet tego iż wpadł do rzeki. Jednak tym razem wiedział dobrze co zrobić i prędko znalazł się na brzegu aby nurt nie porwał go w daleką podróż. Nie spodziewał się klifu iż ten cały czas był całkowicie wyżej od świata zewnętrznego. Nachodzi pytanie jakim cudem rzeka poprowadziła go do takiej wysokości. Prychnął niezadowolony, ale ruszył przed siebie w poszukiwaniu schronienia, a przede wszystkim jedzenia. Wyglądał jak sto nieszczęść. Mokre futro oklapło ukazując jego blizny, które zdobywał walcząc z potworami. Niestety mógł stwierdzić, że te miejsce było całkiem inne, jakby nie z tego świata tylko kto chciałby mieszkać w tak koszmarnym miejscu. Jednak po coś istniało w tym świecie tylko szkoda, że przeżył tam piekło.
Idąc przez las dziwne było dla niego wszystkie odgłosy z którymi się spotykał bo już przyzwyczaił się do ciszy, która panowała wokół niego. Czuł się przytłoczony tymi wszystkimi dźwiękami, ale poniekąd też cieszył się, że nie będzie musiał już walczyć o życie z potworami, które mierzyły dwie stopy i były tak szerokie, że ciężko było je ominąć. Najgorsze były te ostre zęby i pazury, które zatapiały się nie jeden raz w jego ciele niczym masło nóż. Nie wiedział gdzie jest, ale nie przeszkadzało mu to aby iść przed siebie. Jednak gdy trafił na dwunożne postacie wycofał się w krzaki obserwując ich czy są zagrożeniem czy nie.
-Nie wiem czy dobry pomysł jest aby wchodzić tak głęboko w las.
-Daj spokój Tim! Przecież niedaleko jest miasto, wrócimy na spokojnie. Przecież ścieżka tu prowadzi!
Rozejrzał się i rzeczywiście teraz zauważył, że wydeptana jest zieleń. Nerwowo poruszył ogonem nie wiedząc czy atakować czy może nie. Głodny nie był, ale nie mógł być pewny czy nie są zagrożeniem. Pierwszy raz widział takie kreatury, które na dodatek rozmawiały między sobą. Stał niepewnie chcąc po prostu przejść obok, ale ciekawiło go co oznacza miasto, spojrzał na ścieżkę. Postanowił zaryzykować aby zobaczyć co tam jest i czym jest miasto. Jednak nie został przyjaźnie przywitany przez to nauczył się, że nie może wchodzić ani zbliżać się do takich miejsc. Tym bardziej do dwunożnych, bo stanowią zagrożenie większe niż sądził na samym początku. Polował spał i wędrował. Nie zatrzymywał się nigdzie na dłuższą metę gdyż miał wrażenie, że powinien coś znaleźć. Znaleźć miejsce gdzie będzie mógł nareszcie czuć się wolny i bezpieczny. Niestety dotychczas żadne zwiedzone przez niego tereny nie nadawały się do tego. Aż nie trafił na las, który był mieszany. Było w nim dosłownie wszystko co bardzo się spodobało wilkowi. Zadowolony stwierdził, że jest to miejsce, które mu się na tyle podoba i czuję dobrze iż chciałby tu zostać, bo czuł, że właśnie znalazł odpowiednie miejsce. Widział z góry iż na samym dole rozprzestrzenia się miasto, które otoczone było lasem lub polami lecz najwięcej czasu spędził wpatrzony w miejsce gdzie jezioro było tak gigantyczne iż nie miało końca.
Znalazł jakąś norę w której zasnął na tą noc, a z samego rana ruszył w dół pragnąc znaleźć idealne miejsce do osiedlenia. Długo nie musiał czekać gdyż doszedł do wielkiej polany gdzie pośrodku było jezioro z wielką wierzbą przy brzegu. Wyglądało to na dość dobre miejsce do zamieszkania. Nie przejmował się zapachami, które go otaczały, bo każde zwierzę jakieś miało, ale nie wiedział co do czego tak naprawdę. Tyle czasu spędził w mglistym lesie iż nie był w stanie określić do jakiegoś zwierzęcia pasuje zapach. Rozleniwił się mogąc nareszcie odpocząć po kilku latach walki o przetrwanie. Gdy zachodziło słońce wyczuł kilka zapachów więc od razu schował się w wysokiej trawie chcąc zaobserwować kto idzie. Jednak gdy zobaczył trzy wilki, które były dość podobne wielkościowo do niego aż zaskoczył się gdyż myślał, że jest jedyny lub jest po prostu jest innej rasy. Obserwował uważnie każdego aby zapamiętać czy są dobrymi czy jednak złymi zwierzętami. Jeden był biały, drugi brązowy z czarnymi detalami, ale trzeci był trzykolorowy, posiadał kremowy, srebrny i delikatny brąz. Co było totalnym przeciwieństwem wilka, który był ciemnym brązowym z czarnymi detalami oraz bielą. Jednakże czuł cudowny zapach od jednego z nich, zapach lasu, porannej rosy czy kwiatów.
-Nic tu nie ma - zaszokował się gdy jeden z nich się odezwał.
-Chak kazał nam sprawdzić - rzekł kolejny.
-Zapach jest dość przytłumiony, ale może po prostu coś przechodziło tędy tylko.
-Gammy stwierdziły, że widziały na naszym terenie obcego wilka, więc to nasz obowiązek aby to sprawdzić!
-Oj daj spokój Erwin! Zawsze wszyscy tak strasznie panikują na coś co przechodzi przez nasz teren, a okazuje się być jakaś sarenką!
-Nie uciszaj mnie Carbo! - zmrużył powieki obserwując rozmowę między białym, a kremowym wilkiem.
-Uspokójcie się - spojrzał na brązowego, który uważnie obserwował teren - cokolwiek to było tu jest koniec naszego terenu. Wracajmy do watahy.
Wilk wpatrywał się w nich nie mogąc uwierzyć, że mogą mówić więc on może też powinien. Nie wiedział co właśnie tu się wydarzyło i dlaczego spotkał właśnie teraz te wilki oraz o czym mówiły, ale musi ich być więcej. Podniósł się z trawy, która ukrywała go przed wzrokiem obcych mu wilków. Jednak czuł iż powinien za nimi powędrować. Nie odważył się na ten krok gdyż nie miał pewności czy nie zrobią mu krzywdy. Zapadł mrok, a on wpatrywał się w niebo zastanawiając się nad tym co zrobić ze sobą. Coś mówiło mu cały czas aby podążył za ich zapachem iż tego mu właśnie brak lecz nie był świadomy tego co to jest. Usłyszał nagle łamiącą się gałąź więc od razu obrócił się na brzuch aby kryć najdelikatniejsze części, które nie mogą zostać zranione. Rozejrzał się wokół, ale nic nie był w stanie zauważyć. Podniósł się idąc powoli w kierunku z którego było słychać łamiącą się gałąź. Gdy znalazł źródło dźwięku rozglądnął się wokół aż zauważył nagle coś jaśniejszego w zaroślach. Powolnym krokiem ruszył w stronę owego osobnika będąc ciekawym co tu robi lecz gdy ich oczy spotkały się, wydawać można by było iż świat się zatrzymał. W złotych tęczówkach tak pięknie świecących w mroku miał wrażenie znaleźć swoje miejsce. Nie czuł nigdy czegoś takiego i było dla niego to obce. Wilk przed nim powoli się podniósł na łapy, a on wycofał się w tył by dać miejsce dla niego.
-Kim jesteś - powiedział cicho do niego, ale nie wiedział tak naprawdę kim jest. Przekrzywił głowę w bok nie rozumiejąc pytania ze strony kremowego wilka - wiem, że jesteś obcym wilkiem, ale nie czuję od ciebie zapachu jakikolwiek stada lub innych wilków.
-Wwilk? - wydusił ledwo i sam był mocno zdziwiony tym jak brzmi jego głos. Nie zdawał sobie sprawy nawet, że umie tak.
-Jesteś zdziczały - wycofał się na co przekrzywił głowę w drugi bok - nie wierzę, że spotykam swojego mate który nie ogarnia nic!
Był widocznie zły, ale wilk nie rozumiał aż jego pobratymiec zmienił się w dwunożną bestię. Odskoczył w tył i zaczął warczeć na niego gdyż dwunożni nie jeden raz chcieli go zabić. Jednak gdy te złote oczy spotykały się z jego ucichł przyglądając się ciału mężczyzny. Miał wrażenie, że on chyba też kiedyś tak stał. Jednakże te wspomnienie było hen za głęboką i gęstą mgłą, tak niewyraźne dla niego iż głowa zaczęła go boleć.
-Dlaczego musisz być moim mate! Ughhh wolałbym już aby mi kogoś wepchnęli na siłę! - Erwin krzyczał wkurzony, a jego srebrne włosy lśniły w blasku księżyca. Gregory choćby był głęboko w umyśle wilka to nie był w stanie nawet zawalczyć o dominację nad życiem. Wiele razy próbował zmusić się do zmiany aż zrozumiał, że to nie ma sensu i jedynie walka z wilkiem jest bezcelowa. Gdyby nie instynkt wilka on już dawno wąchał kwiatki od spodu. Zawdzięczał mu życie, ale teraz odbierał mu je przez kontrolę nad ciałem.
Milczał gdy złotooki ciągnął się za włosy i tylko patrzył się na niego nie umiejąc poradzić nic na to aby mu pomóc. - Nie waż się wchodzić na nasz teren inaczej zostaniesz zabity! - powiedział to tak nagle i zmienił postać, uciekając głęboko w las.
Został sam i choć jego serce chciało ruszyć za nim to wilk nie ruszył się choćby na krok. Czuł więź mate choć nie wiedział czym ona dokładnie jest. Jakby nie patrzeć to rodzice zawsze tłumaczyli dzieciom kim jest ich przyszły mate. Wiadomo, że księżyc wybiera i łączy ze sobą dwie połówki w jedno. Choć nie zawsze każdy chce od razu zaakceptować tą więź tą niesamowitą więź, dzięki której każdy może czuć się niesamowicie. Te krótkie spotkanie z przeznaczonym, obudziło jednak tą głęboko utkwioną w nim część człowieczeństwa w głębi wilka, w Gregorym. Obudziło się serce, które dotychczas jedynie służyło do pompowania krwi. Wrócił do wierzby chcąc zasnąć i pozwolić sobie aby nowe emocje, które się w nim obudziły mogły ustanowić się w nim.
Czekał cierpliwie na wilka, a może człowieka i zastanawiał się jak dotrzeć do niego. Jednak czuł się samotnie niż dotychczas, jakby coś co znalazł zostało mu siłą odebrane. Polował niestety na terenie, którym nie mógł, ale nie miał wyboru jak chciał przetrwać. Czekał mając nadzieję, że on wróci tu i powie coś więcej. Chciał wiedzieć więcej, nauczyć się więcej, okazywać uczuć i samego siebie więcej. Chciał odnaleźć to co stracił przez czas swej wędrówki. Wiedział, że jest gdzieś głęboko w nim, ale to właśnie spotkanie z srebrnowłosym spowodowało iż obudziły się w nim rzeczy, których dawno nie czuł. Siedział wpatrując się w miejsce skąd przybyli, ale nie odważył się ruszyć w głąb gdyż mógł być wśród tych dwunożnych, a to łączyło się dla niego z zagrożeniem. Jego serce zdążyło się stęsknić za obcym wilkiem i choć znał jego imię, to nie wiedział jak ma je nawet wypowiedzieć. Dzień powoli się kończył, a on leżał bez chęci w trawie nie wiedząc co ze sobą zrobić tak naprawdę. Nudziło mu się gdyż przyzwyczaił się do wędrówki, która nigdy się nie nudzi, a tu czuł się trochę jak w pułapce nie mogąc nigdzie iść.
Uszy podniosły się mu do pionu gdyż usłyszał jak ktoś idzie od razu podniósł się aby pozbyć się intruza, ale gdy wyczuł ten cudowny zapach wanilii, zaczął machać mu ogon. Ruszył na przywitanie do wilka.
-Nie ciesz się tak! - prychnął na jego widok, ale dla niego też ciężkie to było gdyż więź działała w dwie strony. Pragnął być blisko osoby, której oddał swoje serce nawet nie wiedząc kiedy to się wydarzyło. Jednak jego wilk był przeszczęśliwy mogąc być blisko swojego partnera. Wilk nie poradził przestać poruszać ogonem na widok nieznajomego, który nagle go dotknął w głowę. Zaszokowany nie ruszył się gdy dłoń obcego, delikatnie poruszyła się po jego głowie. - Masz niesamowite szczęście tym pustym łbie iż więź nie pozwala mi aż tak cię porzucić. Nie chcę mi się cierpieć przez ciebie.
-Awwf? - mruknął chcąc zrozumieć więcej, ale ruszył za nim gdy ruszył w stronę jeziora. Położył się przy nim i patrzył się na niego chcąc zrozumieć jak się zmienia. Jak to w ogóle działa i czy to ma prawo działać.
-Ty w ogóle mnie rozumiesz co do ciebie mówię? - skinął głową aby potwierdzić na pytanie mężczyzny, bo chyba tym był. - Masz dużo blizn - mruknął, a jego dłoń dotknęła jednej z widocznych przez futro blizn, które nie niestety było widać gdy leżał - musiałeś pewnie stoczyć niejedną walkę. Może masz zaniki pamięci?
-Waf - szczeknął, bo można tak to nazwać iż nie wiedział dokładnie kim jest i skąd.
-Oł - widać było w oczach młodszego mężczyzny coś na wzór współczucia gdyż starał się zrozumieć co się takiego stało z jego mate iż tak, a nie inaczej się zachowuje. - Nie wiem czy wiesz, ale jesteśmy wilkołakami - przechylił głowę w bok - zmieniamy postać z ludzkiej w wilczą. Ja teraz jestem w ludzkiej, a ty jesteś w wilczej. Widocznie nie pamiętasz jak się przemienić. Muszę przyznać, że zmiana nie jest zbyt przyjemna po bardzo długim przebywaniu w jednej postaci. Wiesz na świecie jest kilka stad czyli takich watah gdzie wilki takie jak my żyją. Tylko bardziej egzystują zgodzie z naturą gdy moja wataha bardzo ingeruje w ludzki świat. Jak widziałeś z pewnością każdy wilk ma swoje umaszczenie i coś o nim mówi, ale też wielkość mówi o statusie w stadzie. Ja jestem alfą są bety, gammy i omegi. Wszyscy różnią się trochę swoimi umiejętnościami czy zachowaniem lub wyglądem, ale to mniejsza. Stawiam pewnie, że zostałeś tak samo jak ja wygnany i dlatego wędrujesz. Jednak tutejszy alfa nie jest zbyt przychylny takim jak ty. Wilk, który zagubił człowieczeństwo w sobie jest bardzo niebezpieczny wręcz jest zagrożeniem dla takiego stada.
Przechylił głowę nie rozumiejąc dlaczego miałby być zagrożeniem przecież nie zbliża się do nich i nie chce im zrobić krzywdy. Po prostu chcę przeżyć i żyć nic więcej.
-Chodzi mi o to, że taki jest bardzo agresywny wobec wszystkich, ale ty nie wydajesz się taki być. Może przez to iż jesteś moim mate.
-Mmate? - wydusił ledwo chcąc wiedzieć więcej na ten temat.
-Tego też nie powiedziano ci? To rzeczywiście miałeś niezbyt fajnych rodziców lub stado co nie edukowało. Mate to jakby bratnia dusza... dwie dusze które są ze sobą połączone przez więź. Jakby ci to wytłumaczyć tak po ludzku - zastanowił się na dłuższą chwilę musiał przemyśleć jak to opowiedzieć - jesteś mi przeznaczony, łączy nas więź mate. Więź przez którą czujemy iż chcemy swojej obecności i czułości oraz zachowujemy się w swoim otoczeniu bardzo naturalnie. To jakby miłość od pierwszego wejrzenia, ale jeśli ktoś jej nie chce to ta więź robi się uciążliwa. Powoduje cierpienie lecz jeśli dwie strony chcą to jest najważniejsze uczucie jakie można mieć i poczuć... nie umiem w tłumaczyć takich rzeczy - westchnął przecierając twarz, ale wilk nie przestał się w niego wpatrywać jak zahipnotyzowany. Po prostu lubił słuchać tonu głosu mężczyzny przed nim. - Powinieneś spróbować wrócić do swojej pierwotnej postaci. Z pewnością długo w niej tkwiłeś, ale może twoja krew jest zbyt czysta z naszym wspólnym przodkiem i tak jest. Słyszałem kiedyś, że niektórzy potomkowie pierwszego z wilkołaków, krew z jego krwi ciężko jest opanować wilka. Choć przyznam iż też miałem problem.
Położył pysk na nodze mężczyzny i wpatrywał się w jego złote oczy. Dużo mówił, ale nie przeszkadzało mu to w żadnym przypadku. Wręcz cieszyło go gdyż jego słowa w jakiś sposób pomagały mu w przypomnieniu swojej przeszłości. Chociaż była ona za głęboką mgłą jakieś małe wspomnienia wracały do niego i powodowały iż serce biło szybciej.
-Nie rozumiem dlaczego alfa mówił, że tacy jak ty są zagrożeniem. Według mnie myślisz i to bardzo ludzko choć w wilczy sposób - pogłaskał wilka po pyszczku, który na tą czułość zaczął machać ogonem. Nagle zerwał się na równe nogi i przemienił w swoją wilczą stronę. Choć był alfą to był znacznie mniejszy od Gregorego. Podniósł się na równe łapy wpatrując się w niego gdyż w jego złotych oczach widział iż potrzebuje bliskości z którą walczył. Wiedział, że był dla niego obcym wilkiem, który jeszcze nie panuje nad swoim wilczym wcieleniem. To go odrzucało lecz więź działała na ich dwóch. Zrobił więc krok w jego stronę i otarł się delikatnie pyszczkiem o jego, a mniejszy od razu zbliżył się do niego i wtulił w klatkę piersiową pomrukując zadowolony.
Taki mały gest, a spowodował iż ich serca zaczęły szybciej bić w tym samym rytmie. Nagle usłyszeli wycie na które odsunęli się od siebie.
-Muszę iść...
-Będę czekać - odparł wpatrując się w niego aż odważył się na odważniejszy krok i polizał go po nosku. Uszy kremowego wilka opadły w tył, a oczy mówiło jedno, szok. Gdyby był w ludzkiej postaci z pewnością by cały czerwony się zrobił. Jednak nie wiedząc czemu uciekł, może za dużo było to dla niego jak na jeden raz lub wiedział coś czego nie wiedział ciemniejszy wilk.
Poszukiwał go Carbonara, jego prawa ręka w stadzie. Mimo iż to właśnie Kui Chak przewodził stadem, to następcą miał być właśnie on. Choć kilka alf było w stadzie to na jego barki spadł ten honor przejęcia stada.
-O co chodzi bracie?
-Chak się niepokoił, że cię nie było długo - oznajmił na pytanie przyszłego przywódcy.
-Przecież nie ma co się bać. Zawsze znikam pobiegać.
-Jednak obcy wilk.
-Dość nie ma żadnego obcego wilka na naszym terenie! Nie będę słuchać się przewrażliwionego alfy na punkcie naszych pobratymców.
-Erwin dobrze wiesz, że on nigdy się nie myli ani nikt od nas odnośnie obcych. Było czuć iż ktoś był na naszym terenie.
-Ale zniknął więc dlaczego jest taka panika - prychnął idąc do w stronę wielkiego domu w środku lasu gdzie mieszkała cała wataha.
-Ponieważ Chak sądzi że to nie byle jaki wilk.
-A niby jaki?
-Zaraz ci on wytłumaczy - odparł, a nie minęła chwila przez drzwi wejściowe wyszedł dość niski mężczyzna, którego rysy twarzy przypominały obcokrajowca ze wschodu.
-Chodź Erwin do biura porozmawiamy - rzekł na co zmienił się w człowieka idąc do mężczyzny, który otworzył mu drzwi i wszedł w środka. Nim się obejrzał siedział przed biurkiem swojego alfy. - Wiesz po co chciałem z tobą rozmawiać?
-Domyślam się, ale nie chcę mi się myśleć - odparł na pytanie alfy.
-Erwin nasza Wataha Cienia musi dbać o swoje tereny i być ostrożni. Ponieważ jak wiesz jesteśmy wszyscy wygnańcami. Mamy obowiązek dbać o swoje życie tym bardziej, że nasza Wataha nie jest zbyt legalna. Mamy obowiązek chronić nasze wilki, nasze stado. Każdy obcy osobnik jest dla nas zagrożeniem. Tym bardziej, że mam wrażenie iż jest to dość potężny wilk co może zagrażać nam.
-No, ale nikogo na terenie nie było gdy my szukaliśmy!
-Ale gdy ja ruszyłem były ślady obcego na naszym terenie - rzekł patrząc się na wilka - Erwin znam cię na tyle iż wiem, że coś ukrywasz. Jak się dowiem co nie będę litościwy.
-Nie ma wilka, ruszyłem za jego tropem ale zniknął z pobliskich terenów - oznajmił wiedząc, że musi ostrzec go przed swoim alfą. Jednak nie mógł teraz tam pójść do niego. Jak pomyślał iż go polizał po nosku aż czuł, że policzki go pieką.
-I tak osobiście to sprawdzę - odpowiedział nie ufając mu gdyż znał go aż za dobrze wiedział kiedy próbuję go zmylić - jak na razie wraz chłopakami możecie zrobić bank. Pieniądze się przydadzą.
-Dobrze.
Gregory siedział nad wodą wpatrując się w taflę wody czując jak wspomnienia z jego życia powoli ukazują jego prawdziwą postać. Nie mógł uwierzyć, że był człowiekiem, a raczej mu się zdawało iż to właśnie jego ludzka forma. Jednak nie wiedział dlaczego jest wilkiem i co się wydarzyło iż taki jest, a przede wszystkim czemu znalazł się w lesie mgły. Powoli czuł że wilk traci kontrolę nad ciałem i jego świadomość przedziera się przez gęstą mgłę, która trzymała go w jednym miejscu. Jednakże wilcza świadomość była znacznie silniejsza, ale traciła na sile. Gdy pomyślał o Erwinie aż serce szybciej mu biło i czuł jego zapach nadal, tę uzależniającą wanilię, którą mógłby niuchać cały czas. Wstał z miejsca i ruszył w stronę lasu choć nie powinien lecz nie mógł się powstrzymać. Chciał zobaczyć z bliska jeszcze raz ludzi, przekonać się czy rzeczywiście są tacy źli jak uważał. Wszedł niestety na teren Watahy Cienia nie wiedząc o tym, ale nie przejmował się tym aż tak. W krzakach nieopodal lasu patrzył się na ludzi. Jednak gdy poczuł obcy zapach należący do wilka od razu podniósł się na równe łapy. Aura tego wilka mówiła o jednym był to alfa, który z pewnością go chciał zabić. Zauważył czarnego wilka z brązowymi ślepiami który biegł w jego kierunku.
Instynkt mówi atakuj aby przeżyć, ale rozum mówił, żeby tego nie robić iż ucieczka to rozsądny wybór. Tym razem udało się mu zapanować nad wilkiem i ruszył ku ucieczce jak najdalej od wilka, który go gonił. Wybiegł na polanę widząc jak czarny niczym noc wilk stoi w miejscu gdzie jest ich granica. Oddychał ciężko, bo jednak kawałek drogi przeszedł w jedną stronę, a ucieczka zmusiła organizm do szybszego działania. Nerwowo machał ogonem, ale ruszył biegiem w głąb lasu zdając sobie sprawę z tego iż nie jest bezpieczny w tym miejscu lecz w nim tylko mógł spotkać się ze swoim mate. Powrót na polanę łączył się z niebezpieczeństwem, ale musiał wrócić, bo innego miejsca nie znał.
-Moje wilki na naszym terenie jest wilk, który musi być z dynastii upadłego króla, który wygląda identycznie jak on przez umaszczenie. Macie zakaz samemu poruszania się, a najważniejsze jest by chronić ludzi. Jeśli zaatakuje lub pokaże się im. Nasze bezpieczeństwo będzie zagrożone! - Erwin był wkurzony na wilka, który był jego mate i nie rozumiał czego szukał tak blisko ludzi tym bardziej, że miał wszystko w lesie. Zmrużył powieki nerwowo stukając nogą siedząc przy stole. - Macie trzymać się minimum trójką biorąc pod uwagę jak wielki jest obcy wilk.
-A tobie co? - srebrnowłosy spojrzał na Davida, który patrzył na niego swoimi dwukolorowymi oczami. Heterochromia jest bardzo rzadka tym bardziej u wilka.
-Nic - burknął w odpowiedzi choć bardzo miał ochotę wykrzyczeć na wszystkich. Dwa tygodnie nie był u wilka i nosiło go gdyż czuł jego zapach, który przypomniał mu las. Dlatego też tak ciężko było go wyczuć wśród lasu lecz on wiedział, że jest. Jest i czeka aż do niego pójdzie, ale Chak pilnował go aż za bardzo wraz z innymi wilkami. Był zdenerwowany, a więź utrudniała mu rozsądne myślenie, bo serce tęskniło za tym wielkim włochatym potworem, który czekał na niego.
-Erwin dziś masz zajęcia z Albertem, Dią i silnym odnośnie tropienia zwierzyny - spojrzał na swojego alfę i wiedział już od razu, że nie zdoła zapolować. Jego głupie serce ciągnęło do wilka, którego widział z dwa może trzy razy. Nie był pewny, ale wiedział, że dłużej tak nie wytrzyma lecz Chak z pewnością zapoluje na wilka jeśli nadal będzie w okolicy.
-Nie można tego przełożyć?
-Nie, bo to u ciebie bardzo kuleje, a alfa stada musi umieć polować!
-Mamy sklepy i inne więc po co mi umieć polować?!
-Abyś mógł wykarmić stado gdyby jednak ludzie nas przegonili stąd. To jest od wieków przestrzegane w wilczych naukach i dziejach. Nie zmienimy tego, bo mamy to w naturze! Więc nie dyskutuj.
-Dobra - odparł zdenerwowany i każdy w jadali zdawał sobie sprawę z tego iż ich młody przywódca od jakiegoś czasu jest bardzo rozdrażniony i żadna dotychczas z rzeczy, które mu pomagały teraz nie działają.
Międzyczasie wilk, a raczej Gregory starał się zrozumieć siebie, swoje ciało i wszystko. Jego wspomnienia powracały i choć nie były tak silne to już widział o sobie dużo rzeczy. Jednak nie wiedział ile czasu był uwięziony w wilczym umyśle czy ciele. Jednakże młodszy od niego wilk z pewnością wiedział jak mu pomóc lecz czekanie na niego było niczym katorga. Tęsknota zżerała jego serce i dobrze wiedział iż długo tak nie wytrzyma, ale nie mógł zbliżyć się do terenu tutejszego alfy. Wystarczające dostał ostrzeżenie i wolał go nie łamać. Chociaż kilka razy uciekła mu ofiara w postaci sarny na teren Watahy, to odpuszczał choć wiedział, że mógłby ją bez problemu jeszcze dogonić i zabić. Wpatrywał się w las czekając cierpliwie gdy instynkt, a raczej wilk w nim wołał by iść po rzecz, która należy do niego. I choć czasem zgadzał się z wilkiem w nim, to nie chciał wojny. Wiedział, że mógł sobie poradzić z nimi, ale nie chciał krzywdzić rodziny swojego mate. Mógł tym tylko zniechęcić go do siebie, a nie o to mu chodziło. Nim się obejrzał nastała noc, a on leżał w trawie czekając aż usłyszał szelest. Od razu podniósł się na równe łapy, a widząc wilka od razu ruszył do niego z radością. Powalił go na ziemię i polizał po pyszczku machając ogonem jak pojebany.
-Zzejdź ze mnie! - powiedział trochę poirytowany, ale czując ponowne liźnięcie to nawet on zaczął machać ogonem.
-Cieszę się, że cię widzę! - powiedział gdyż czekał na ten moment tak długo. Próbował mówić do samego siebie, ale ciężko mu było to przyswoić na nowo i przyzwyczaić się do własnego tonu głosu.
-Mówisz - wpatrywali się w swoje oczy nie mogąc przestać. Hipnotyzowały ich te kolory, ich tęczówek. Cieszyli się własną obecnością, swoją obecnością oraz bliskością ciał, za którą tęsknili obydwoje.
-Trochę - odpowiedział - wspomnienia są niczym mgła - dodał, ale zostało mu przerwane przez liźnięcie Erwina, który nie potrafił się oprzeć. Czuł iż potrzebuję więcej atencji ze strony swojego partnera, który widocznie starał się jak może by jego człowieczeństwo zwyciężyło nad wilkiem.
-Muszę cię ostrzec przed... - rozległo się wycie kilku wilków przez to kremowy wilk spiął się cały. Wiedział co to oznacza, nim się obejrzał na jego partnera rzucił się jego przyjaciel, który odepchnął intruza od przyszłego przywódcy stada.
Gregory zaczął warczeć wściekle widząc co się dzieje i spiął wszystkie mięśnie jeżąc sierść. Wystarczająco był większy od wilka by móc go powalić, a co dopiero skrzywdzić.
-Odsuń się od niego bestio!
-Wrrrr - warknął na białego wilka, który ponownie rzucił się na większego w obronie swojego przyjaciela. Tylko nikt nie zdawał sobie sprawy z tego iż nic nie zagrażało kremowemu wilkowi. Został otoczony przez dwa wilki, a za krzaków przybył alfa tego stada z kilkoma betami.
-Zostawcie go! - krzyknął Erwin, ale drogę zablokował mu szary wilk, który jedynie pokręcił głową na znak aby został w miejscu. - Labo proszę! - jednak wilk nie chciał go puścić.
-Masz czelność wchodzić na nasz teren i atakować alfę! Jesteś zwykłym dzikusem!
-Waf wrr - warknął na alfę wypinając się dumnie, ale wiedział, że z szóstką wilków może mu ciężko walczyć.
-Chak zostaw go! - spojrzał na Erwina, który był przetrzymywany przez jednego z wilków aż się zdenerwował iż ktoś coś takiego robi.
-Zaatakował cię!
-Jest zagrożeniem dla nas!
Wilki nie były zbyt przyjaźnie nastawione do większego wilka wiedząc, że jest potomkiem pierwszego z wilkołaków. Nie trzeba było legend by wiedzieć, że wilki które miały w sobie krew tego potwora były potworami. Zatraciły w sobie ludzką naturę na rzecz tej krwiożerczej i zabijały wszystkich oraz wszystko co stanęło im na drodze. Dlatego bowiem wilki te były zabijane przez pobratymców gdyż bały się wojny z ludźmi i kolejnych rozłamów. Ruszyły na niego i choć Gregory bardzo chciał się bronić wiedział, że jak zaatakuje może zabić. Nie chciał zabijać takich jak on tym bardziej, że była to rodzina. Jedynie co robił to warczał i starał się bronić bez użycia zębów lecz na siłę próbowali go tak rozproszyć by alfa mógł wgryźć się czysto w szyję przeciwnika. Niestety udało się to lecz wilk zdołał się choć trochę uchronić przed konsekwencjami i wyrwać. Jednakże rana była poważna. Wpatrywał się w czarnego wilka, który patrzył się na niego z mordem w oczach. Nie chciał umierać nie w ten sposób. Gdy wilk miał wgryźć się w niego zamknął oczy pozwalając by księżyc zadecydował o jego życiu. Lecz atak nie nadchodził więc uchylił powiekę widząc jak jego mate stoi przed nim, a wilkami, które chciały go zabić.
-Przestańcie go krzywdzić!
-Odsuń się Erwin! Trzeba zabić tą bestię nim nas wybije!
-On nawet nie walczył z wami! Nie widzieliście tego?! Nie pozwolę wam go skrzywdzić.
-Bracie proszę odsuń się od tego czegoś!
-TO NIE JEST tego czegoś! To mój mate...
Wszyscy wpatrywali się w członka stada, niedowierzając w to co właściwie usłyszeli lecz poważny wzrok i chęć ochrony większego wilka stanowczo mówiła o prawdomówności wilka.
-Erwin dobrze wiesz, że to jest bestia... nie przyjmę do stada tego czegoś!
-To nie bestia! Dobrze masz rację jest zdziczały, ale on nadal walczy. Nie wiesz co przeżył aby go oceniać! Mógł nas już dawno wybić albo ciebie skrzywdzić, w nie zrobił tego! Ja nie pozwolę na to byś skrzywdził osobę, którą wybrał dla mnie księżyc. Jesteśmy sobie przeznaczeni czy tego chcesz czy nie! Łączy nasze serca więź mate i jeśli go zabijesz skrzywdzisz mnie tym.
Ciemnobrązowy wilk wpatrywał się w wszystkie wilki, które patrzyły na niego z pogardą lub czymś na wzór. Nie znał się na tych wszystkich emocjach, ale czuł się słabo. Instynkt chciał przejąć kontrolę by chronić siebie i partnera, ale Gregory nie pozwolił na to. Nie mógł udowodnić czarnemu wilkowi iż miał rację, że nie potrafi panować nad sobą.
-Niech się przemieni więc w człowieka skoro jest tak bardzo niegroźny.
-Wydaje mi się, że nie wie nawet jak. Nie wiedział o rzeczach, które mnie rodzice uczyli lub stado. Nie możesz wymusić teraz od niego tego skoro jest w ranach przez was! Chak proszę wezmę na siebie wszystkie kary i czyny, które zrobi źle..
Cisza która zapadła między wilkami była decydująca gdyż to właśnie od decyzji alfy stada zależało życie Gregorego, który zdawał sobie z tego sprawę.
-Dobrze zostanie w celi do jutra, a jutro zdecydujemy o jego losie. Niech ktoś zasłoni mu oczy, bo nie może znać położenia domu watahy.
W ten sposób znalazł się na terenie domu gdzie mieszkał jego mate. Nie był w stanie się podnieść z ziemi na której leżał, ale nie spodziewał się tego, że jego mate przyjdzie z obcą mu osobą do niego. Chcąc czy nie musiał dać się zbadać oraz opatrzeć, co niezbyt chętnie pozwolił lecz gdy dostał koc aż wtulił się w niego gdyż pachniał srebrnowłosym. Nie sądził, że uśnie w tym miejscu, ale udało mu się zasnąć. Dostał coś do jedzenia za co był wdzięczny i regenerował się powoli, choć jeden plus byciem wilkołakiem było to iż regeneracja, choć trochę pomagała w leczeniu ran. Po może dwóch trzech dniach siedzenia w piwnicy czyli celi na wilkołaka zastanawiał się, co się z nim stanie. Choć Erwin przychodził do niego w obecności jakiś ludzi to starał się zrozumieć sytuację i być spokojny. Pewnego dnia przyszedł do niego mężczyzna, który przypomniał wilka, co go zaatakował. Był to alfa, który trzymał w dłoni miskę z czymś.
-Nie chcę cię tu jednakże Erwin jest dla mnie ważny. Skoro nie umiesz przemienić się to to ci pomoże zmienić postać. Wywar z wilczych jagód pomaga w zmianie postaci poprzez osłabienie wilczych zmysłów. Jeśli się przemienisz i będziesz kontrolować swoje wilcze ja będziesz mógł tu zostać. Jeżeli nie zadziała na ciebie wywar niestety będziesz musiał odejść i nigdy nie wracać inaczej umrzesz - mężczyzna był tak poważny jak się tylko da, przesunął przez kraty miskę z wywarem i wpatrywał się w wilka, w oczekiwaniu na to co postanowi.
Nie mając wyboru niechętnie zaczął pić to coś co było tak ohydne w smaku iż miał ochotę zwymiotować nawet jeszcze nie przełykając tego. Ledwo to przechodziło mu przez gardło, ale gdy poczuł jak jego ciało nagle zaczyna go palić, wycofał się w tył, ból był coraz większy. Nie rozumiał co się z nim dzieje i dlaczego, a mężczyzna jakby nigdy nic stał w miejscu wpatrując się w niego. Jakby oczekiwał rezultatów.
-Jeśli nie zmienisz się do wieczora prawdopodobnie będziesz już taki na wieki - odparł i gdyby niby nic wyszedł zostawiając go samego. Samego w cierpieniu, czuł jakby ciało się paliło, a kości łamały, choć bardzo chciał wrócić do postaci człowieka to ból, który zwiększał się cały czas spowodował, że zemdlał.
Obudziło go światło księżyca, które wpadało przez kraty w ścianie. Wszystko było rozmazane, a on sam czuł się dziwnie. Nie rozumiał, co się dzieje aż nie zobaczył swoich rąk. Wspomnienia jakby za dotknięciem różdżki wróciły do niego. Wiedział już kim jest i co się wydarzyło, a zostało mu tylko przyzwyczaić się do własnego ciała gdyż tyle lat w wilczym dość mocno odbiły się na nim. Drzwi otworzyły się gdy on siedział opatulony kocem gdyż był cały nagi i widział Erwina wraz z chyba Chakiem.
-Cóż masz szczęście i to wielkie. Jednakże na wszelki wypadek zostaniesz tu - odparł od tak wychodząc.
-Nie przejmuj się nim.. on po prostu taki jest - podrapał się po karku i czułem dokładnie jego wzrok na sobie.
-Jest w porządku ma w pełni rację aby być ostrożnym wobec mnie w końcu jestem obcym - odpowiedział, a widząc uśmiech na ustach swojego mate aż się sam uśmiechnął.
-Jak to się stało, że utknąłeś w ciele wilka?
-Nie wiedziałem, że nim jestem - odparł - w dniu swoich osiemnastych urodzin zmieniłem się w wilka, a rodzina chciała mnie zabić sądząc, że zabiłem ich syna. Byłem zmuszony do ucieczki i trafiłem do lasu, gdzie nigdy nie znika mgła.
-Las wiecznej mgły - wyszeptał - podobno to jest tylko legenda, ale kto tam się znajdzie nigdy nie wychodzi żywy. Jakim cudem przeżyłeś?
-Instynkt - powiedział cicho - tylko, że zatraciłem samego siebie w tym wszystkim.
-Ale teraz jesteś świadomy! Nauczę cię wszystkiego abyś mógł zmieniać się w wilka i to co będzie ci potrzebne do życia! Moje stado będzie i też twoim.
-Gregory - przedstawił się skoro już był świadomy wszystkiego.
-Co?
-Mam na imię Gregory.
-Moje imię chyba znasz! Przyniosę ci coś do ubrania! - wybiegł z pomieszczenia zostając go samego. Jednak był spokojny, nie martwił się o swoje życie gdyż chyba znalazł miejsce gdzie może być bezpieczny i mieć dom.
Minęło trochę czasu odkąd Gregory zaaklimatyzował się w środowisku wilkołaków, ale będąc przy Erwinie nie potrzebował niczego więcej. Wyszedł z domu rozciągając się zadowolony, bo zaraz miał wyruszyć z pewnym wilczkiem na polowanie. Przynajmniej z nim bardzo chętnie wychodził, ponieważ mieli wtedy czas dla siebie. Zmienił się w swoją wilczą stronę i rozciągnął zadowolony, a gdy poczuł iż ktoś, a raczej jego partner ociera się o jego bok zamruczał zadowolony. Polizał go po uszku gdy on wtulił się w jego klatkę piersiową.
-Idziemy zapolować - oznajmił zakochany wpatrując się w swojego partnera, który był dla niego wszystkim. Dzięki niemu odnalazł swój dom, swoje miejsce, swój cel drogi.
-Z tobą wszędzie - odparł ocierając się o jego klatkę piersiową, a ogon przejechał przez jego dolną szczękę, co zamroczyło Gregorego. Gdyż to był jego czuły punkt, ale nie potrzebował dużo czasu aby się otrząsnąć i ruszył biegiem za Erwinem. - Czy jak upoluje to dostanę nagrodę?
-Co tylko będziesz chciał - odpowiedział na słowa partnera.
-Chciałbym ciebie - na te słowa zatrzymał się zszokowany, a Erwin stanął kawałek dalej patrząc się na niego gdyż nie spodziewał się iż tak szybko będzie chciał się ze sparować lub oznaczyć. On również wiele jeszcze miał do nauki z wilczych zwyczajów. - Nie żartuje Grzesiu - podszedł do niego, poruszając spokojnie ogonkiem.
-Też cię kocham - odparł stykając się z jego noskiem, wpatrując się w te cudowne złote tęczówki.
Mimo ciężkiej wędrówki, pomimo upadków i porażek, podnosił się zawsze na równe łapy. Ponieważ wiedział, że gdzieś na tym świecie znajdzie prawdziwy dom, ale nie sądził, że ten dom, spotka w wilczych złotych tęczówkach. Tak na przekór innych niż jego, ale tak bliskich jego sercu. Gdyż to właśnie miłość jest miejscem gdzie każdy odnajdzie swój prawdziwy dom.
10802 słów
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeśli dotarłeś do tego miejsca zostaw po sobie ślad 🐺 w postaci komentarza :3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro