Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog

   Ceremonia pogrzebowa odbywała się w małym kościele w pobliżu mieszkania Ethana. Po nabożeństwie, odprawionym przez niskiego, starego jak świat kapłana, James podszedł do mównicy. Dyskretnie otarł łzy z policzków, poprawił mikrofon i odchrząknął.

   — Ethan życzył sobie, by po jego śmierci jego głosem była osoba, znająca go najlepiej w ostatnich miesiącach. Rachel, zapraszam do mikrofonu. — Poczekał na nią przy mównicy. Położył jej dłoń na ramieniu, jakby chciał przekazać jej trochę siły, i odszedł do ławki. Wstąpiła na podwyższenie, ubrana w skromną, czarną spódnicę nad kolano i płaszcz w tym samym kolorze. Złoto-tude włosy, tak kochane i podziwiane przez  zmarłego chłopaka, spięte były teraz w ciasny kok. Nie siliła się też przed wyjściem z domu na makijaż, wiedziała bowiem, że i tak spłynąłby jej wraz ze łzami.

   Powiodła wzrokiem po zebranych — nie było ich zbyt wielu, jak na tak młodego chłopaka, ale i tak zaskoczyła ją ilość słuchaczy. Był oczywiście James, jego rodzice i brat. Była delegacja z hospicjum, Vivan, był wujek Greg i Bart Green. Byli klienci Ethana, którzy realizowali z nim duże projekty albo składali zamówienia częściej. Były Jane, Hope i Tamara, szlochające w ostatniej ławce głównej nawy. Nie zabrakło także Theresy, ubranej na pokaz w kapelusz z woalką, przykrótką skórzaną kurtkę i obcisłe legginsy. 

   — Ethan wierzył, że znajdzie się w lepszym miejscu — zaczęła po chwili ciszy. Nie przygotowała sobie wcześniej żadnego tekstu, gdyż nie znajdowała dobrych słów na to, co się stało, i na swoje uczucia. — Chociaż z poglądami nam było nie po drodze, to mam nadzieję, że tam właśnie jest. Zdrowy, uśmiechnięty i beztroski czeka na nas, bo pewnego dnia wszyscy do niego dołączymy.

   Wypatrzyła się w płomień świecy na ołtarzu, znów milcząc przez chwilę. W świątyni nie rozległ się nawet szmer, wszystkie oczy wlepione były w nią. Widziała jednak, że choć ciałem wszyscy znajdowali się tu i teraz, to duchem unosili się w zupełnie innej czasoprzestrzeni, pełnej różnych wspomnień, słów wypowiedzianych i tych, które się chciało lub powinno wypowiedzieć, a jednak w porę się tego nie zrobiło.

   — Relacja z Ethanem nauczyła mnie wielu rzeczy — odezwała się znów, wyrywając ich z tych światów. — Wszyscy chyba znamy to powiedzenie "żyj tak, jakby każdy dzień miał być twoim ostatnim". A ja powiedziałabym — żyj tak, jakby dzisiejszy dzień był ostatnim dniem bliskich ci osób. Nie mam oczywiście na myśli ciągłego strachu czy rozpaczania, lecz zwykłą, ludzką uprzejmość. Zażegnywanie konfliktów zamiast rozstawania się w niezgodzie. Ustępowanie w rzeczach, które w sumie nie mają większego znaczenia. Drobne, codzienne gesty sympatii i czułości tak, aby osoba, którą kochamy, czuła się traktowana z miłością. Bo może być tak, że widzimy ją właśnie ostatni raz i zostaniemy z wyrzutami sumienia do końca życia. Ethan był chory, ale przecież umierają nie tylko ludzie chorzy. Dbajmy o to, żeby niewypowiedziane "kocham" nie dusiło nas do końca życia. Zapewniam was... — zawahała się, czy aż tak uzewnętrzniać swoje uczucia. Skoro jednak zaczęła, powinna myśl dokończyć. — Zapewniam, że ból i tak jest ogromny, nie dokładajcie go sobie, jeśli nie trzeba.

   Była skupiona na tym, co mówiła do tego stopnia, że zapomniała o publiczności. Nie widziała wzruszonych, zalanych łzami twarzy i nie słyszała westchnień.

   — Tak, Ethan nauczył mnie wielu rzeczy. — Uśmiechnęła się do wspomnień. — Był taki silny, chociaż przez większość życia samotny, aż wycofał się z kontaktów z ludźmi, to jednak potrafił zarazić optymizmem. Zawsze myślał o tym, jak nie sprawiać innym kłopotu, a wręcz przeciwnie: jak pomóc wszystkim wokół siebie. Ogromna szkoda, że jemu pomóc się nie dało, a jedyne, co mogliśmy dla niego zrobić, to być blisko.

Dziękuję wszystkim, którzy dobrnęli do końca tej opowieści, wymyślanej i pisanej spontanicznie podczas publikowania. Przepraszam za błędy, jestem ogromnie wdzięczna za każdy komentarz i gwiazdkę. Mam nadzieję, że udało mi się wywołać miejscami emocje i cieszę się, jeśli tak się stało. Jednocześnie ogromnie zaskoczyła mnie popularność tego opowiadania, bardzo pozytywnym zdziwieniem były osoby, które gwiazdkowały i komentowały niemal natychmiast po pojawieniu się nowego rozdziału. Wiedzcie, że to doceniam!

Jeżeli mowa Rachel wydała Wam się zbyt patetyczna, to chciałabym wyjaśnić, po co ona. Otóż pragnęłam zostawić Was z jakimś pozytywnym przesłaniem, a nie tylko złym zakończeniem.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro