Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24

   Musiała przyznać, że nie ucieszyła się zbytnio, widząc Bordera. Przyjechała do Ethana w piątek zaraz po szkole, licząc na romantyczny weekend we dwoje, tymczasem okazało się, że mogli stworzyć co najwyżej specyficzny trójkącik. Poza tym, postawny chłopak nie przypadł jej wciąż do gustu: irytowały ją głupie, szowinistyczne dowcipy i to, że nie zwracał się do niej po imieniu, zamiast tego nazywając ją kotkiem, ślicznotką czy lalunią.

   Postanowiła jednak powstrzymać się od okazywania dobitnie swojej irytacji. W końcu jej chłopaka i Jamesa łączyła przyjaźń, chcieli spędzić ze sobą jak najwięcej czasu, a nie pozostało go im zbyt wiele. Musieli się jakoś pogodzić. Nie chciała ranić żadnego z nich, bo to mijało się z celem. Spowodowałoby tylko bezsensowną kłótnię, od której wolała się powstrzymać. W końcu — co to za przyjemność kłócić się z umierającym?

   Z drugiej jednak strony, tknęła ją myśl: Reise chciał, by było między nimi jak w normalnym związku. Czy gdyby nie był chory, czy powstrzymywałaby swój porywczy temperament, czy też powiedziałaby, co myśli? Co to za relacja, że jedna strona rezygnuje z siebie, gdyż w obliczu nadciągającej śmierci nie chce irytować drugiej? Nie zdążyła jednak nic z tym faktem zrobić, bo Reise uśmiechnął się tajemniczo, słabymi dłońmi dopinając elegancką koszulę.

   — Mam dla ciebie niespodziankę. Jedziemy na wycieczkę.

   Przerwała ściąganie kurtki i przekrzywiła głowę z ciekawością. Border tymczasem pomógł przyjacielowi założyć odzienie wierzchnie oraz zimowe buty i ubrał również siebie. Zamachał kluczami do wynajętego wozu, dając tym znak, by podążali za nim.

   Rachel, zaciekawiona i podekscytowana jednocześnie, wsiadła na tylną kanapę srebrnego SUV-a. Ethan zajął miejsce obok niej, zapiął pasy i splótł jej palce ze swoimi, a James schował jego wózek do bagażnika, po czym wsiadł za kierownicę.

Ruszyli z piskiem opon. Border ewidentnie się popisywał, znacznie przekraczając dozwoloną prędkość.

   Szybko rozpoznała drogę, którą pokonywali, i uśmiechnęła się, patrząc Ethanowi w oczy. Wydawał się poważny, ale tańczyły w nich wesołe ogniki, a do tego patrzył na nią z taką czułością, jak na początku ich związku. Niemal zupełnie zapomniała o obecności kierowcy — uprzytomniła sobie, że mają towarzysza dopiero, gdy zatrzymał auto i zaciągnął hamulec ręczny.

   Łąka w drodze do Northwich wyglądała zupełnie inaczej niż kilka miesięcy wcześniej, a mimo to Rachel bez problemu ją rozpoznała. Wtedy ziemię pokrywała wysoka trawa, teraz — cienka warstwa śniegu. Wtedy zapadła już zupełna ciemność, teraz słońce zachodziło dopiero na horyzoncie. Wtedy Ethan poruszał się o własnych siłach, teraz wózek wychudzonego, słabego chłopaka pchał po pokrywie śniegowej James.

   — To tutaj — mruknął Reise, a jego przyjaciel kiwnął głową. 

— Może ci się to przydać. — Wcisnął w dłonie zupełnie zaskoczonej Rachel kamerę cyfrową. Obrócił się na pięcie i, pogwizdując, poszedł w kierunku, z którego przyszli.

   — To tutaj patrzyliśmy w to samo niebo — potwierdziła z uśmiechem Green. 

   — Popatrzmy w nie jeszcze raz — poprosił. Wyglądał, jakby bił się z myślami albo próbował zebrać na odwagę. — Ułożyłem dla ciebie piosenkę, ale nie wiem, czy zechcesz posłuchać.

— Oczywiście, że chcę! — zawołała z entuzjazmem. Teraz zrozumiała, po co jej była kamera. Włączyła nagrywanie i skierowała obiektyw w jego stronę. — Śpiewaj.

Tak bardzo chciałbym obudzić cię kwiatami
Przynieść śniadanie do łóżka i zobaczyć twój uśmiech
Tak bardzo chciałbym zostać z tobą jeszcze tysiąc dni
Ale wiesz, że nie mogę.

Z trudem panowała nad drżeniem dłoni. Jego głos był jeszcze słabszy niż wtedy w szpitalu, jednak wciąż pozostawał melodyjny.

Nie chcę mówić "żegnaj", wolę "do zobaczenia"
Bo mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy
Będę stał na brzegu naszego jeziora i na ciebie czekał
Kiedy zamknę oczy.

Nie mogę znieść, że pewnego dnia
Zawołasz mnie, a ja nie odpowiem
Choć zawsze będę cię słyszał.

Tak bardzo boję się przyszłości,
Nie chcę patrzeć, jak za mną tęsknisz
Ale kiedy będzie ci źle,
Możesz spojrzeć w to samo niebo.

Umilkł w oczekiwaniu na jej reakcję. Nie potrafiła się poruszyć. Dopiero kiedy paraliż ustąpił, zatrzasnęła ekran kamery. Trzęsła się, powstrzymując szloch. Usiadła na kolanach chłopaka i objęła go, przyciskając mocno do siebie. Tak, jakby jej uścisk mógł uchronić go przed umieraniem.

— Już niedługo czekają nas zmiany... — odezwał się. Niezdarnie ułożył zagipsowaną rękę na jej plecach. — Przeprowadzam się do hospicjum, tam są określone godziny odwiedzin i pewnie nie będziemy już mogli spędzać ze sobą aż tyle czasu...

   Odsunęła się od niego gwałtownie, zaszokowana. Pokręciła głową i chciała mu przerwać, ale stanowczo kontynuował.

   — Posłuchaj mnie, podjąłem już decyzję. Nie widzę innej możliwości. Nie ma innej możliwości. Chciałem po prostu, żebyś wiedziała jedno. Kiedy będę leżał gdzieś tam w swojej sali pod tlenem, a ty za mną zatęsknisz, spójrz w niebo i pomyśl, że ja patrzę na te same gwiazdy lub te same chmury. A kiedy mnie już nie będzie... I pewnie będzie ci dokuczał jeszcze przez jakiś czas brak... Wiedz, że tam będę, że czekam na ciebie, dziękując za każdą chwilę, którą mogliśmy razem spędzić. 

   Słońce zaszło i zapadł zmrok. Rachel połykała łzy, zacierające jej widok na niezwykłą poświatę wieczoru.

   — Żałuję tego, co powiedziałem. Cieszę się, że pojawiłaś się w moim życiu. Bo chociaż trudniej teraz pogodzić się z tym, że trzeba odejść, to nadałaś mu sens. Dla ciebie to może w przyszłości to będzie tylko mało znacząca, kilkumiesięczna znajomość, ale dla mnie to wszystko co mam. Taka wyprawka na czekającą mnie długą podróż. — Uśmiechnął się. —  Poznałem to, co powinien poznać każdy przed śmiercią: miłość.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro