Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

21

 Z braku innych zajęć, Rachel stanęła przed regałem z książkami. Przeglądała mnogość tytułów, szczególnie skupiając się na półkach wypełnionych kryminałami. Wreszcie zdecydowanym ruchem wyciągnęła nieznaną sobie historię morderstwa o dość ascetycznej okładce, wróciła do sypialni i, wsłuchując się w nierówny oddech śpiącego chłopaka, zagłębiła się w lekturę. 

Siedziała na podłodze przy otwartym oknie, wdychając pachnące zimą powietrze. Starała się opanować irytację. Ethan zachował się jak dupek, wywołując sprzeczkę przy swoim przyjacielu i w dodatku wypominając jej wtopy, które nieświadomie popełniła.

 Nagle chłopak jęknął, więc podniosła głowę. Dźwięk powtórzył się, toteż wstała, odłożyła książkę grzbietem do góry i nachyliła się nad Ethanem.

    — Boże święty, łeb mi pęka  — wymruczał, pocierając skronie. Próbował otworzyć oczy, ale nawet słabe, wieczorne światło wydawało się wiercić mu w czaszce, więc na powrót zacisnął powieki.

    — Słabą masz głowę, panie Reise. Ile ty wypiłeś? Trzy szklanki? — Starała się oddychać ustami, bo kwaśna woń alkoholu i wymiocin drażniła jej nozdrza.

    — Cztery  — jęknął znów. Przewróciła oczyma. Powoli wchodziło jej to w nawyk.  — Która godzina? O trzeciej ma przyjść pielęgniarka.

    — Była już  — Rachel uśmiechnęła się z niemałą satysfakcją.  — Będziesz musiał wytrzymać do jutra bez swoich magicznych zastrzyków.

   Godzinę później nie było jej już do śmiechu. Ethan przeniósł się z trudem do salonu na kanapę, ale nie dał rady siedzieć zbyt długo. Znów przyjął pozycję embrionalną, trzęsąc się jak osika. Włosy miał tak mokre, jakby dopiero co wyszedł z basenu. Nie nasiąknęły jednak wodą, tylko potem, i to pomimo chłodu wpadającego przez otwarte okno. Rachel spojrzała w jego zapuchnięte, przekrwione oczy i dostrzegła w nich panikę oraz łzy.

    — Mogę ci jakoś pomóc?  — zagadała, pełna wyrzutów sumienia, ale milczał. Spastyka co rusz szarpała nim. Rachel wiedziała już, że takie mimowolne skurcze mięśni bywały bardzo bolesne, a wręcz mogły złamać kość. Zrobiło się jej go żal.  — Ethan, przepraszam. Nie powinnam się nabijać.

    — Daj mi spokój, okej?  — syknął, zamykając oczy. Stanęła jak wryta, starając się pohamować gniew, w czym nie pomagało jej impulsywne usposobienie. Wzięła kilka głębokich wdechów.

— Rozumiem, że źle się czujesz, ale nie odzywaj się w ten sposób do mnie, dobrze? Nie zmuszałam cię do picia  — nie zdołała się w pełni powstrzymać i w ostatnim zdaniu wybrzmiała złośliwość. 

    — Daj mi spokój  — powtórzył.   — Dość już namieszałaś. Kiedy pogodziłem się z umieraniem, musiałaś pojawić się ty i zepsuć cały porządek, sprawić, żebym nie chciał odchodzić. Żebym cierpiał wiedząc, że za chwilę mnie tu nie będzie. Pieprzona miłość  — wycedził, wciskając twarz w poduszkę. Pod Rachel ugięły się nogi.

    — Skoro tak stawiasz sprawę... Poukładaj sobie wszystko na nowo. Zakop się tutaj w swoim egoizmie i samotności, przynajmniej nic nie stracisz.  — Ubrała się, pozbierała swoje rzeczy i wyszła, pozostawiając chłopaka drżącego ni to z bólu, ni to szlochu. Kiedy wsiadła za kierownicę swojego samochodu, emocje wzięły górę i znalazły ujście. Nienawidziła go w tamtej chwili niemal tak mocno, jak kochała.

   Kiedy się ogarnęła, otarła łzy. Zerkając w samochodowe lusterko, poprawiła makijaż, po czym wydobyła z torebki telefon, by wybrać numer Hope.

    — Hej, córko marnotrawna! Czyżbyś chciała powrócić na nasze łono?  — zapytała nieco złośliwym tonem przyjaciółka. Rachel ze wstydem potwierdziła.  — Siedzimy właśnie w klubie, może do nas dołączysz? Obiecujemy dobrą muzykę i drinki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro