Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kamil x Daniel x Andreas

~ Daniel ~

   To wszystko zaczęło się po wielkim powrocie Kamila. Zakochałem się w jego wesołych, wiecznie błyszczących oczach, potarganych włosach i tych najmniejszych, mikroskopijnych niedoskonałościach, bo tylko one były dowodem na to, że nie był cholernym aniołem.
   Uwielbiałem jego wesoły sposób bycie, nieukryte ambicje. Godzinami mogłem patrzeć na jego sylwetkę i to nie tylko tę w locie. Szczególnie trudne, w tym względzie, było lato, kiedy po wiosce skoczków chodził bez koszulki, a ja miałem ogromną ochotę nauczyć go, dlaczego powinien zakrywać swoje boskie ciało, chociaż, kiedy miał na sobie tylko cienką koszulkę, zastanawiałem się, jak mocno musiałbym ją szarpnąć, aby przestała nas rozdzialać.
   Uwielbiałem, kiedy razem stawaliśmy na podium, chociaż chyba wtedy był zbyt blisko, bo modliłem się o to, aby moje spodnie okazały się wystarczająco luźne.
    Pierwszym momentem, kiedy tylko cudem się na niego nie rzuciłem, była końcowa dekoracja na Turnieju Czterech Skoczni. Kiedy do mnie mówił, szeptał, ja wyobrażałem sobie, jakby to wyglądało w pokoju hotelowym i czy wytrzymałabym do momentu, kiedy znaleźlibyśmy się w łóżku...
   Kamil był wtedy po lekkiej kontuzji. Ciężko unosił tego orła, a jego narty prawie mu spadły. Myślałem, że zazdrość o wielkie trofeum nie pozwoli mi, zachowywać mi pozoru spokoju i nie będę wstanie normalnie funkcjonować, pogratulować, ale Polak budził we mnie inne pokłady uczuć... To co do niego czułem było czymś niezwykłym, był chłopakiem, mężczyzną zupełnie innym od innych. Pierwszy raz, to ja straciłem dla kogoś głowę, tak trudno mi było to przyznać, że nie zależy mi tylko na tym, aby go wziąć w szatni, czy domku w wiosku skoczków, czy chociażby przed lub w jego aucie ( nawet w towarzystwie jego żony), tu chodziło o coś więcej.

   Jednakże wiedziałem, że to niemożliwe. On nie był gejem. Widziałem, jak patrzył na Ewę. Słyszałem, jak o niej mówił i nie łudziłem się, że kiedykolwiek spojrzy na mnie inaczej niż na kolegę. Może, jak na przyjaciela, dlatego zdesperowany zgodziłem się na szaleńczy plan Andiego. Kiedy to, przy wszystkich dziennikarzach, ze wszystkich trzech krajów mieliśmy wyznać mu miłość.
   No właśnie, młody Niemiec się nie poddawał, był dużo bardziej wylewny ode mnie. Przytulał Kamila bez skrępowania. Tulił się do niego i ściskał go dłużej, mocniej niż było to konieczne, ale i do tego szatyn przywykł. On chyba nie zdawał sobie sprawy, jak mocno na nas działał, że i ja, i Andi szalejmy z zazdrości, kiedy na drugiego patrzy trochę dłużej, lub pozwala się przytulić, już nie wspominając o rozmowie. W tym momencie obydwaj dostawaliśmy prawie, że spazmów, nic więc dziwnego, że o naszym ,,problemie" wiedzieli jeszcze Richard i Johann, którzy tylko kręcili głowami i powtarzali nam to, co sami wiedzieliśmy najlepiej, że Kamil nie był, nie jest i nie będzie zainteresowany żadnym z nas. Mimo to, ja i Andreas postanowiliśmy rozstrzygnąć nasz mały, nieoficjalny spór.
   Dlatego skończyliśmy na małej, na szybko zorganizowanej konferencji prasowej. Obydwaj byliśmy zdenerwowani i tylko czekaliśmy na moment, kiedy będziemy mogli zabrać głos. Obydwaj trzymaliśmy kurczowo mikrofony. Na szczęście uratował nas Richard i zaczął to całe przedstawienie.
- Moi drodzy, zebraliśmy się tutaj, bo pewnych skoczków zwariowało z miłości. Dlatego oddam im teraz głos - zapowiedział nas, a my na raz wyszliśmy na środek.
- Kamil, musisz o czymś wiedzieć - zacząłem. - Andreas i ja...
- Kochamy cię - wtrącił Niemiec po polsku. Mnie coś ścisnęło w gardle. Dlaczego sam o tym nie pomyślałem, to był ukłon w stronę Polaka. Na szczęście tylko na tyle wystarczyło jego znajomości polskiego, bo po chwili dodał po angielsku: - Dlatego, chcemy się z tobą spotkać dzisiaj, na kolacji, w Zakopanem. Wszystko ci opowiemy, wytłumaczymy.

     On skończył. Zapadła cisza, którą już po chwili przerwały szepty, następnie coraz głośniejsze głosy. Zaczęło się, a my nie mogliśmy tego zmienić. Pozostało nam tylko cierpliwie czekać i modlić się, aby Kamil nas nie znienawidził.

~ Kamil ~

    Nie wierzyłem w to, co słyszałem. Oglądałem to razem z Ewą. Ścisnąłem mocno jej rękę.
- Ewuś ja... Naprawdę... Jesteś dla mnie najważniejsza. Nie wiem czemu oni to mówią, dlaczego... Daniel... - zacząłem się tłumaczyć, rozmyślając o tych wszystkich dziwnych sytuacjach, mających miejsce podczas ostatniego sezonu. Oczywiście obydwaj byli mili, uroczy i zabawni, ale zawsze sądziłem, że wszystko opiera się na przyjaźni. Ich... nietypowe zachowania traktowałem jako młodzieńcze dziwactwa. Przecież między mną a Danielem było ponad siedem lat różnicy, a Andim jeszcze więcej. Nigdy bym nie podejrzewał, że w tym wszystkim może chodzić o coś więcej.
- No błagam, Kamil - kobieta zaczęła się śmiać i pogłaskała mnie po policzku.
- To jest poważny problem - mruknąłem, ale moja koncentracja trochę spadła, blondynka, drugą ręką przeczesała mi włosy, a mnie przeszedł przyjemny dreszcz.
- Spójrz na kalendarz, potem powtórz, to co powiedziałeś, zajmij się czymś pożytecznym i idź z nimi na spotkanie. Dalej sam coś wymyślić.
     Spojrzałem. Zrozumiałem i zająłem się czymś pożytecznym, sięgając do jej bluzki. Równocześnie planowałem także wieczór, gdyż zapowiadało się naprawdę intrygująco.

~ Andreas ~

     Z każdą chwilą denerwowałem się coraz bardziej. Ubrani w eleganckie garnitury, razem z Danielem siedzieliśmy przy elegancko zastawionym stoliku, czekając na naszego anioła. Został jeszcze kwadrans, więc odpłynąłem myślami, do dnia, kiedy po raz pierwszy utonąłem w oceanie uczuć...

      Kamil zawsze mi imponował. Jednakże pierwszy raz, serce szybciej mi zabiło dopiero w Sochi. Był to ósmy luty. Kwalifikacje do olimpijskiego konkursu na normalnej skoczni nie zakończył się po myśli Severina, więc siedziałem w holu, przy recepcji. W pewnym momencie z łazienki wyszedł  Kamil, tylko w czarnych dresach. Włosy miał mokre, tak samo jak twarz. Przepoconą koszulkę trzymał rękach.
- Hi - przywitał się po angielsku. Niby tylko tyle, ale mi serce mocniej zabiło, bo jego głos był miękki i głęboki. Nie mogłem potem spać, a kolejnego dnia cieszyłem się z jego szczęścia.
   W ciągu czterech lat przeżywałem razem z nim wzloty i upadki. Patrzyłem, jak odradza się z popiołów, jak zwycięża i dominuje. Ale dopiero rok temu, kiedy nie dałem rady zwalczyć presji i przegrałem pojedynek o triumf Raw Air. Nie wytrzymałem i po tym, jak Daniel, starał się mnie pocieszyć ( jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy, że podoba nam się ten sam mężczyzna), podszedłem do Kamila i rzuciłem się w ramiona Polaka. Oczywiście wolałbym zrobić to w nieco innych okolicznościach, ale nie miałem prawa narzekać. Cieszyłem się tym co miałem, bo nie mogłem liczyć na więcej.
    Z każdym dniem zakochiwałem się coraz bardziej. Uwielbiałem na niego patrzeć. Wyobrażać sobie, jak mogłoby wyglądać nasze wspólne życie, gdyby... no właśnie i tu był problem, bo  on nigdy nie zostawiłby Ewy. A już na pewno dla kogoś takiego jak ja...
- Idzie! - z rozmyślań wyrwał mnie podekscytowany głos Daniela. Spojrzałem w kierunku drzwi wejściowych. Na mojej twarzy zagościł okropny rumieniec. Kamil wyglądał cholernie przystojnie w zwykłych, czarnych dżinsach i opinającej jego mięśnie koszuli, koloru spodni.
- Hi! - przywitał się po angielsku i każdego z nas mocno przytulił. Spojrzałem na Daniela i sam się przeraziłem. Norweg rozbierał Polaka wzrokiem i wyglądał tak, jakby zaraz miał się na niego rzucić, i od razu wziąć na stole. - Usiądźmy.
    Zrobiliśmy tak. Starałem się skupić na tym, co miał nam powiedzieć, a nie na jego słodkim i uroczym uśmiechu. Idealnuch do całowania ustach, czy oczach, których już utonąłem i nieubłaganie zbliżałem się do dna.
- Przyznam szczerze, że mnie bardzo zaskoczyliście - uniósł kącik ust do góry, ale tak nieśmiało i niewinnie, jakby to co robił było złe, miałem ochotę podejść do niego, po czym szczelnie zamknąć w uścisku. - Ale chyba dobrze się stało, że zrobiliście to tak, jak zrobiliście. Wreszcie mam odwagę. Chłopcy, naprawdę.
    Powiedziawszy to, wyciągnął na stół obie ręce, a my je schwyciliśmy. Ścisnął je mocno, nie przestając patrzeć nam w oczy.
- Czy dobrze rozumiem, że ty też... - zacząłem nieśmiało. Nie mogłem w to uwierzyć, to wszystko było jak piękny sen, z którego nie chciałem się obudzić.
- Na to wygląda - zarumienił się, a ja myślałem, że zaraz zabraknie mi powietrza. Rozpływałwm się. To było coś niewyobrażalnie piękne.
- Kamiś - szepnął swoim uwodzicielskim tonem, na którego sam tembr wzdrygnąłem się. - Nie chciałem psuć nam wszystkim tego pięknego wieczoru i wyjątkowej kolacji. Nie mam zamiaru także na ciebie naciskać, Kam, ale chyba zdajesz sobie sprawę, że musisz wybrać któregoś z nas... Przykro mi, że stawiamy cię w tak niekomfortowej sytuacji, ale...
- Wszystko to rozumiem - odpowiedział szatyn. - Wszystko sobie także przemyślałem i mam taką niecodzienną propozycję. Nie chcę ranić żadnego z was, dlatego proponuję, abyśmy spróbowali we trójkę.
- Słucham?! - jeszcze niegdy nie byliśmy tak dobrze zgrani. Pomysł Kamila był wręcz... W sumie był nawet ciekawy, ale nie byłem w stanie sobie tego wyobrazić.
    Jak by to miało wyglądać? Wspólne mieszkanie, łóżko, praca? Co jeszcze? Czy miłość do jednego sportu i człowieka, wystarczająco scaliła mnie i Norwega, aby to miało szansę przetrwać. Nie wiedziałem, co mam odpowiedzieć.
- Boję się, że ta cisza nie oznacza zgody - głos Polaka był tak niewyobrażalnie smutny, że mnie coś ścisnęło w sercu.
- Och, Kam! - Daniel zerwał się z krzesła i podbiegł do szatyna. Porwał go w ramiona i posadził sobie na kolanach, a ja umierałem z zazdrości, bo sam nie zdobyłbym się na coś takiego. - Zgadzam się, pewnie, że się zgadzam. Zrobię wszystko, aby być przy tobie, aby wywołać uśmiech na twojej twarzy. Jeżeli muszę się tobą dzielić, to trudno. Jeszcze wczoraj nie wierzyłem, że spojrzysz na mnie inaczej niż na kumpla ze skoczni.
- Też się zgadzam - burknąłem i zacząłem skubać nogawki moich spodni. Nie do końca wyglądało to tak, jak bym sobie tego życzył, ale blondyn miał rację. Musiałem doceniać, to co mam.
- Nie wierzę - Kamil wyglądał na autentycznie ucieszonego i zdziwionego. - W takim razię przyjdę do was w nocy. Wyślijcie mi wasz pokój, ja pójdę teraz po jakieś rzeczy. Tylko te najpotrzebniejsze. Jutro cały dzień spędzimy razem.
- Oby w łóżku - mruknął Daniel i uśmiechnął się w stronę najstarszego mężczyzny. - Będziemy czekać.
    Szatyn wstał z kolan blondyna i rozczochrał mu włosy, po czym podszedł do mnie. Serce  biło mi w zawrotnym tempie. Krew odpłynęła mi z twarzy, ale pomimo tego zamknąłem go w szczelnym uścisku. Nie byłem w stanie nic powiedzieć, staliśmy tak przez chwilę, aż w końcu odsunął się. Spojrzałem na niego. W jego cudownych oczach wesoło tańczyły ogniki.

***

      Leżałem na łóżku i czytałem książkę, którą jakiś czas temu powinienem skończyć, ale nigdy nie udawało mi się przeczytać na raz więcej niż kilkanaście stron. Było to pisane trudnym językiem, a w dodatku, zawsze gdy ją otwierałem, miałem przed oczami, co zawsze, jeszcze bardziej mnie rozpraszało.
- Nie przyjdzie - Daniel dotąd siedział pozornie, spokojnie na parapecie.
- Dlaczego tak uważasz? - mruknąłem, bo akcja zaczęła się rozkręcać.
- Czy ty wiesz, skończony kretynie, jaki dzisiaj w ogóle jest dzień - blondyn zeskoczył na dywan i wskoczył na moje łóżko. Nie chętnie oderwałem się od książki, która z każdą chwilą zaczęła mnie coraz bardziej wciągać.
- Pierwszy kwietnia - mruknąłem na jego wyświetlacz, wcale nie bolejąc nad tym, że znajduje się tam, ta sama osoba, co u mnie.

    W pierwszej chwili nie zrozumiałem. Dopiero w następnej do mnie doszło. Przez moją ślepą miłość i gapiostwo, wyznaliśmy mu miłość w primaaprilis. Pewnie dlatego, wszystko szło jak spłatka i nawet media zachowywały się dziwnie cicho.
- No właśnie. Dzień głupca*, tak? - warknął i zrezygnowany rzucił się na podłogę. - Jeden, jedyny dzień w roku, kiedy nie powinno się tego robić i co? Kurwa, brawo Andi... Przez ciebie on to potraktował, jak żart. Myślał, że chcemy go nabrać, tymczasem sam nas wkręcił. No po prostu pięknie!
- Ja... - zacząłem, ale przerwało mi pukanie do drzwi. Po chwili zza nich wyłoniła się przesympatyczna twarz polskiego skoczka. W moim sercu zatliła się cicha nadzieja, że może i on zapomniał, jaki dzisiaj mamy dzień.
- Mogę? - zapytał i kiedy Daniel machinalnie kiwnął głową, wsunął się do środka. Z jego twarzy nie znikał śliczny uśmiech, chociaż w jego oczach czaiło się zakłopotanie. Usiadł na podłodze nawet nie zdejmując kurtki. Od razu znaleźliśmy się przy nim.
- Kamil... - wiedziałem, że to ja powinienem to zacząć, zawiniłem, ale ciągle tlił się we mnie promyczek nadziei.
- Świetny żart - zaczął. - Przyznam, że w pierwszej chwili byłem mocno zaskoczony, ale kiedy moja kochana Ewa pokazała mi kalendarz, pomyślałem, że też powinienem się trochę rozluźnić i z wami pożartować. No to co? Za pięć minut koniec primaaprilis, więc. Chyba możemy to wszystko skończyć.
- Tylko to nie było na primaaprilis - jęknąłem.
- Andi, proszę - zaśmiał się trochę nerwowo Kamil.
- Uwierzysz nam, kiedy to samo powtórzymy za te chorelne pięć minut? - Daniel był zdenerwowany. Odchylił się do tyłu i przymknął oczy. Dla niego to musiała być gehenna, zresztą tak samo jak dla mnie.
- Chwilą - szatyn przeczesał dłonią włosy i znowu na nas spojrzał. - Czy to oznacza, że...
- Tak, kochamy cię, bo jesteś pieprzonym ideałem, który już parę lat temu zawrócił nam w głowie. Kryliśmy się z tym, ale ile można czekać? Wiem, że to żenujące, że po takim czasie robimy to pierwszego kwietnia, ale... To nie moja wina, że Andi nie umie używać kalendarza - Daniel w końcu wybuchnął i zaczął chodzić po pokoju. - No powiedz coś!
- Potraktowałem to jako żart - tylko tyle. Nic więcej nie wydobyło się z jego ust. Patrzył na nas smutno, a ja się tylko cieszyłem, że jeszcze nie uciekł, chociaż miał do tego pełne prawo.
- Czyli, że ten nasz trójkącik... - Norweg prychnął i spowrotem upadł przy Polaku.
- Przykro mi, że potraktowaliście to ma poważnie - Kamil pokręcił głową. - Kocham Ewę i jestem w stu procentach hetero, ale może skoro bylibyście w stanie stworzyć ze mną trójkąt, to może zróbcie tak, tylko że beze mnie...
- Jak trójkąt, skoro nas będzie tylko dwóch - mruknąłem, na co szatyn uroczo się uśmiechnął.
- Nigdy nie byłem orłem z matematyki - wzruszył ramionami i wstał.
- Bez ciebie to nie ma sensu - dodał Daniel i również się podniósł z ziemi.
- Spróbujcie - Kamil poklepał go po ramieniu i skierował się w stronę drzwi.
- Zostań - blondyn chwycił go za nadgarstek. - Obiecuję, że postaram się na ciebie nie rzucić.
     Kamil głośno przełknął ślinę, ale kiwnął głową i spowrotem usiadł na podłodze. Zrzucił kurtkę i wyjął z niej talię kart.
- To może tak... - położył je pomiędzy nami.
- Jasne, czemu nie. Zawsze to jakaś rozrywka - wzruszył ramionami zrezygnowany Norweg.
- Chwila - przerwałem im.
- Prawda prawdą, a miłość miłością, ale wino się zmarnować nie może, więc - kiwnąłem głową w stronę korytarza, gdzie znajdowała się lodówka.
- Chcecie mnie upić? - Kamil poruszył brwiami, a ja w myślach przyznałem order Danielowi za samo kontrolę, bo chyba tylko ostatkiem sił nie zerwał koszuli z Polaka.
- Szkoda, że na ten genialny pomysł nie wpadłem wcześniej - mruknął blondyn. - Ale zawsze mogę spróbować później, kiedy już stracisz czujność.
- Za rok. W primaaprilis - Kamil zaczął tasować karty. A do mnie doszło, że on cały czas, na palcu miał obrączkę od Ewy. I w restauracji, i tutaj. Daniel mógłby czekać i dwadzieścia lat, a i tak by nic z tego nie było.
- To ja pójdę po to wino - powiedziałem i zniknąłem na korytarzu. Za nim jednak doszedłem do lodówki, postanowiłem odwiedzić Richiego, który z całą pewnością miał ze mnie niezły ubaw. Johanna zamierzałem zostawić Danielowi i tak blondyn, rano rozszarpię go na kawałki, więc Norwegowi przynajmniej teraz należał się spokój.
  Zapukałem do drzwi pokoju mojego rodaka, ale kiedy nikt mi nie odpowiedział, delikatnie nacisnąłem klamkę i wślizgnąłem się do środka.
   W pierwszej chwili nie uwierzyłem, w to co zobaczyłem. Na wąskim łóżku, wtuleni w siebie spali Richi i Johann. Chciałem wyjść, ale usłyszałem głos rodaka.
- Spokojnie Andi - uśmiechnął się do mnie. - Wiedzielibyście z Danielem, gdybyście chociaż na chwilę oderwali wzrok od Kamila. A tak, wszystko was ominęło.
- Spaliście przy zapalonej lampce - mruknąłem, nie wiedząc, co jeszcze mógłbym powiedzieć.

- Forfi boi się ciemności - odpowiedział czarnowłosy i wtulił twarz w szyję swojego kochanka.
- Zgaszę ją - podszedłem do ich szafki nocnej. - I dopiero jutro sobie z wami porozmawiamy.
- Proszę bardzo - mruknął Richi i ruchem dłoni nakazał mi wyjście z pokoju.
   Zrobiłem to. W myślach cały czas miałem przed oczami, śpiących razem Johanna i Richarda. Przynajmniej im na coś się przydał wyjazd do Polski i nie tylko my z Danielem zapamiętamy go na długo.

No to coś miłego na zakończenie sezonu. Mam nadzieję, że się podobało i przynajmniej trochę poprawiło Wam humory po tym, że to już koniec i na PŚ trzeba będzie czekać osiem miesięcy. Przynajmniej jest jeszcze LGP.
Jak tam humorki po ostatnim konkursie w sezonie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro