3
Sen jaki mi towarzyszył miał miejsce w ciemnym i zamglonym cmentarzu w samym środku lasu. To było moje miejsce, w którym przebywałam bardzo długo. Stałam przy bramie ubrana w starą porwaną suknię ślubną. Wiatr rozwiewał szatę i poruszał zaschniętymi liśćmi powodując ich upadki na mokrą deszczową ziemię. Przede mną pojawiła się kobieta. Jej ręce były przezroczyste, jakby zniknęły przez ostatnie lata. Okrywały ją tylko stare bandarze. Jej twarz miała grymas smutku. Oczy miała wyraziste i wciąż żywe.
Nagle zaczęła do mnie podchodzić. Kiedy spojrzała na mnie poczułam ból przeszywający moje ptasie serce. Czułam jak zaczynają krwawić moje oczy, ręce a w brzuchu otwiera się blizna. Dziewczyna rzuca się na mnie i zaczyna pożerać mnie żywcem. Dlaczego akurat mnie zjada? Nikt mi nie pomaga przez bardzo długie chwile. W oddali słyszę ryki i wycia. Są okropnie przeraźliwe, jakby ktoś wyrywał skórę stworzenia chcąc je jedynie wybudzić.
Dziewczyna zaczęła uciekać i po chwili zniknęła za krzakami. Rozmyła się w mroku pozostawiając mnie zupełnie samą na pastwę losu.
Obudziłam się i rozejrzałam czy ta noc była bezpieczna. Mimo światła padającego z okien dalej w kącie pozostawał ciemny róg. W nim była śpiąca dziewczyna. U jej nóg spał pies. Podniosłam się i ruszyłam do pokoju.
Kiedy tylko wyszłam wpadłam na kogoś. A tym kimś okazał się ten dziwny chłopak. Złapał mnie za ramiona i patrzył na mnie. W pewnej chwili włożył mi do ręki czarną torbę.
-A co to?- Spojrzałam zdziwiona w jego oczy.
-Powinnaś wracać do domu. Ale głodnej cię nie puszczę, więc przygotowałem ci trochę jedzenia. Mam nadzieję, że lubisz ciasto- Uśmiechnął się- Zrobiłem je jak spałaś.
-Dziękuję. Ale wcale nie musisz mnie karmić z litości- Odwróciłam wzrok i zerknęłam do torby widząc masę jedzenia. Były tam głównie brzoskwinie, kilka owiniętych w folię kanapek oraz ciasto w zielonym pudełku. Uśmiechnęłam się na sam widok ciasta, które lubiłam.
-Nie robię tego z litości. Jestem winny tobie przeprosiny i jestem gotowy ci pomóc w każdej chwili- Powiedział szczerze. Popatrzył w moje oczy i patrzył jak się rumienię.
-Wiesz.. Powinnam już iść- Odwróciłam wzrok wymijając go. Ruszyłam prosto do wyjścia- Ojciec mnie ukatrupi. Zabije mnie. Zamknie w szopie na noc bez jedzenia.
-Możemy uciec i nie wracać. Poradzimy sobie wyśmienicie. Będzie mógł cię tylko błagać o powrót.
-Jeśli wyśmienicie rozumieć twoje nerwowe i dziwne zachowanie wczoraj.. Czy ty coś podejrzanego brałeś ostatnio? Jakieś zioło? Cokolwiek?
Chłopak zaśmiał się i wskazał na drzwi wyjściowe. Następnie opuścił głowę idąc powoli w stronę wyjścia. Zabrał po drodze pieniądze. Na pewno by mu się przydały na jakiś hotel. Szłam za nim posłusznie.
Kiedy wyszliśmy zobaczyłam miasto, które budziło się do życia. Wszystko błyszczało w słońcu. Jednak poczułam na sobie kilka spojrzeń. Czułam jak przeszywają moją skórę. Zaczęłam się oglądać i zauważyłam coś dziwnego. Był to dziwny człowiek. Miał groźny wzrok, który chwilami nawet przerażał. Momentami z jego czarnych oczu wydobywał się dym.
-Jeszcze nie nasz mojego imienia. Ty jesteś Raven, a ja jestem Alois.
-Dlaczego rodziny tak bardzo się nie znoszą?- Zapytałam przyglądając mu się z zaciekawieniem. Wprawdzie znałam powód nienawiści rodów, ale chciałam znać jego wersję.
-Na świat niegdyś przyszła krucza córka. Jej oczy były przepełnione płaczem gdy została zupełnie sama na tym świecie. Obok niej była ksiega z przepowiednią i wisiorek z kłem wampira aby była bezpieczna- Mówił spokojnie.
-Co to była za przepowiednia?- Gdybym tylko miała uszy jak zwierzę postawiłabym je, jednak w tej chwili mogłam się przyglądać niczym ptak.
-Przyjdzie ta, która jest najpotężniejsza, która zrodziła się z cierpienia, która była słaba, która była prześladowana, naznaczona pazurem i winoroślą, nazwana w tajemnicy, nazwana Jezelią...
-Jezelią? Co to za krucza córka?- W mojej głowie tkwiło wiele pytań.
Chciałam wiedzieć wszystko. Ale dalej nie doszedł do sporu.
-Jezelia to była księżniczka. A magowie z naszego rodu jej służyli. Do monentu, kiedy ona dowiedziała się kim jest naprawdę, przybył do niej mój dziadek i skazał ją na śmierć tak bolesną, że nie wyobrażasz sobie nawet tego. Jej łzy przez wieki nie topniały, bo miała lodowe serce. Jej krew zamieniła się w skałę unieruchamiając jej nogi. Tkwiła latami w najwyższej komnacie. Okryła się kurzem, kamieniem i lodem. Wtedy została uznana za zaginioną. Postawiona jako posąg w swoim pałacu. Ale Jezelia powróciła.. I to ty nią jesteś Raven. Wyrocznia zapisała z wiekiem nową przepowienię- wziął głęboki wdech i wydech- Przyszła ta, która w cieniu skryta była, nazwana złodziejką od małego uczona, haniebna córka rodu kruka, przeciw nam wystąpi...
-Nie ma podanego imienia, to na pewno nie o mnie- Wymamrotałam.
-A kto jest następną córką w twojej rodzinie. Ty jesteś. A to znaczy, że odradza się co dwa pokolenia -Odpowiedział szczerze idąc dalej przed sobie. Mijaliśmy niewielkie krzaki jagód i malin, które wyrastały ponad fioletowe kulki dumnie ukazując swoje owoce. Pod naszymi nogami ścieżka była pełna kamieni i czułam jak przesuwają się delikatnie. Szliśmy przez park pełem wysokich sosen i dębów. Tylko niewielkie tuje oddzielały park od miasta. Niebo było blade pokryte ciemnymi chmurami. Już same zwiastowały, że będzie padać. Westchnęłam cicho i byłam gotowa na pierwsze krople, które na mnie spadło. Nie miałam żadnych ubrań na zmianę.
-Miałaś kiedyś uczucie, że nawet bestie mają jakieś dobre zamiary?- Zaczął spokojnie.
-Nie. Biarąc pod uwagę potwory na tym świecie to wszyscy nie są dobrze. Nawet ty stanowisz zagrożenie dla kruków- Powiedziałam a on zaśmiał się cicho.
-Jakbyś się jeszcze nie domyśliła, to ratuję ci pióra przed śmiercią. -Odpowiedział z prawdą. W mojej głowie zaczął grać jeden z wielu scenariuszy, jakie mogły się wydarzyć przy spotkaniu z ojcem. Nie chciałam go spotkać za nic na świecie. Wiedziałam bardzo dobrze co mnie czeka. Żeby o tym nie myśleć Westchnęłam cicho i stanęłam zamykając oczy. Poczuła ciepłe promienie na twarzy i gorące powietrze. Czułam się znacznie lepiej widząc ciemność i niewielkie prześwity na powiekach, które mimo wszystko mnie razily w oczy.
Za sobą usłyszałam szelest ubrania. Otworzyłam po długiej chwili, żeby to sprawdzić. Odwrociłam się i widziałem siedzącego towarzysza. Był zamyślony.
-Hej.. Wszystko dobrze?- Zapytałam siadając przed nim. Spojrzałam mu w oczy gotowa do ucieczki.
-Wszystko gra, Raven. Gotowa? Idziemy dalej? -Wstał i otrzepał się z trawy. Ja zrobiłam to samo. Alois złapał mnie za rękę i ruszył dalej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro