Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XII - ,,Mówię prawdę" - Stefan

Szliśmy przez korytarz. Z każdym następnym krokiem stresowałem się coraz bardziej. O ile łatwo mi było okłamać przyjaciół, to trudniej mi będzie to zrobić wobec Marrisy.

Przez telefon jakoś mi poszło, nie widziała u mnie wyraźnego zdenerwowania. Na żywo, to już całkiem inna sprawa. Jest chodzącym wykrywaczem kłamstw, nie jeden raz dałem się o tym przekonać.

Mógłbym dalej unikać tego tematu, ale po co? I tak któregoś dnia by się o tym dowiedziała, jak nie ode mnie to od innych.

Zresztą, sama mi tego nie odpuści. Wystarczy, że jeśli mam z czymś problem, to ona będzie kopać tak głęboko, aż się dokopie i nie wyciągnie ze mnie źródła tego kłopotu.

Jako mąż powinienem się z tego cieszyć. I tak jest, ale na ten moment wolałbym, żeby nie była o mnie tak troskliwa. Poza tym jest też niezwykle ciekawska, praktycznie jak każdy z nas. Nie bez powodu tutaj przyjechała, i ja to wiem.

Doszliśmy do mojego pokoju. Włożyłem kartę, i otworzyłem drzwi. Ręką zaprosiłem ją do środka.

- Ładnie tutaj masz - rozejrzała się wokół pomieszczenia.

- Mamy. Mieszkam tu z Manuelem. Gdyby nie ja, to byłby tu chlew.

- Aż tak jest z nim źle? - usiadła na krańcu łóżka.

- Zależy w jakim jest stanie - dołączyłem do niej.

- Was to nie można nigdzie samych wypuszczać - spojrzałem na nią pytającym wzrokiem - no co? Ty też nie jesteś lepszy. Jak Wy faceci, możecie, aż tak się prowadzić?

- Po prostu umiemy się bawić. Chcesz może wieczorem gdzieś wyjść?

- A nie możemy zostać tutaj?

- Nie wydaje mi się. Manuel może niedługo wrócić. To też w końcu i jego pokój.

- No tak. Coś wymyślimy. Stefan?

- Tak?

- Powiesz mi może o co dokładnie poszło między Tobą a Michaelem? Z tego co usłyszałam, to za dobrze nie jest.

- Co mogę Ci powiedzieć...

- Najlepiej to prawdę. Widziałam jak się przy nich denerwowałeś. Teraz też się cały trzęsiesz. Wiesz co to oznacza?

- Co?

- Coś ukrywasz. I boisz się, że to wyjdzie na jaw. Tak jak wtedy kiedy wróciłeś po dwóch dniach po całonocnej imprezie, i chciałeś przede mną ukryć, prawdziwy powód tego zniknięcia.

- Wtedy to było co innego. Nie czułem się zbyt dobrze, żeby od tak wrócić.

- Dobrze, że Micheal się Tobą zajął. Co Ty byś bez niego zrobił? - dobre pytanie. Sam nie wiem.

- Chcesz poznać prawdę?

- Czyli jakaś jest. Słucham.

- Obiecałem, że nikomu o tym nie powiem, czuję się z tym niezręcznie.

- To coś poważnego?

- Można tak powiedzieć.

- A co Micheal ma z tym wspólnego?

- Głównie chodzi o niego.

- Co takiego? Co znowu narozrabiał?

- Obiecasz, że nikomu o tym nie powiesz?

- Zależy co usłyszę.

- Marrisa, proszę Cię.

- Okej, niech Ci będzie, obiecuję. Obym tylko tego nie żałowała.

- A więc, zaczęło się od tego, że tamtego dnia w Ruce, Micheal zwierzył mi się, że ma dość poważny problem. Pamiętasz, że był z Claudią co nie?

- No, rozstali się parę miesięcy temu.

- Właśnie. Przed wylotem do Finlandii, dowiedział się od niej, że spodziewają się ich dziecka.

- Co proszę?!

- Też był tym zaskoczony. Nie chciał mieć dziecka, więc poprosił ją, żeby...

- Nie, to się nie dzieje naprawdę! Jak on mógł jej to zaproponować? Najpierw namieszał, a potem chciał to po cichu rozwiązać? Co on ma w głowie?! - wstała z miejsca, i zaczęła chodzić po całym pokoju.

- Dlatego prosił mnie, żebym nikomu o tym nie mówił. Claudia też się z tym nie obnosiła, bo nie chcieli, żeby inni wzięli ich na języki.

- Claudia taka nie jest. Na pewno by mi o tym powiedziała, zawsze to robiła.

- Może nie chciała Cię tym martwić? To jest ich sprawa, muszą oboje się z tym uporać.

- Z czym? Z niewinnym dzieckiem? Czy Ty siebie słyszysz Stefan?

- Nie to miałem na myśli. Chodzi mi o to, że muszą się jakoś porozumieć.

- Ale tu nie ma o czym dyskutować. Zostanie ojcem, i musi wziąć za nie odpowiedzialności. Jeśli ma choć trochę odwagi i honoru, zrobi to.

- Jak widać, nie ma takiego zamiaru. Nie jest gotowy na wychowanie dziecka.

- Ale na jego zrobienie to już był gotowy, tak? Mężczyźni, dlaczego zawsze tak musi być? Biedna kobieta, wykorzystana, zostaje zupełnie sama, z maleńkim dzieckiem.

- Ponoć Claudia go posłuchała, i jest już dawno po aborcji. Także, nie ma już tematu - jak zwykle powiedziałem o kilka słów za dużo.

- Jak to jest już po aborcji? Przecież marzyła o zostaniu mamą. I tak po prostu go posłuchała, i je skreśliła?

- Powiedziałem, że ponoć. Sam dokładnie nie wiem, jak jest naprawdę.

- Nie chce mi się w to wierzyć.

- Mówię prawdę, uwierz mi.

- Ale to się nie klei kupy. Oni tacy nie są. Nie mogliby się tak zachować. Mów dalej, bo nie dokończyłeś mówić.

- Powiedziałem mu, to samo co Ty przed chwilą. Wściekł się, i powiedzieliśmy sobie parę niepotrzebnych słów. I od tamtej pory się do siebie nie odzywamy. Resztę już znasz.

- Niczego już nie kumam. Tak być nie może, muszę porozmawiać z Claudią.

- Proszę nie rób tego. Obiecałaś.

- I mam to tak zostawić? Jestem jej przyjaciółką, i muszę ją wspierać, zwłaszcza teraz.

- Skoro Ci nic nie powiedziała, to znaczy, że nie chciała tego robić. Musisz pogodzić się z jej decyzją. Proszę Cię, zostaw ten temat. Jak będzie chciała, to w końcu sama Ci o tym powie.

- Może masz rację. Ale bardzo się na nich zawiodłam. Nie spodziewałam się, że wywiną nam taki numer.

- Ja też. To co? Robimy coś czy wyjdziemy gdzieś?

- Po tym co mi powiedziałeś, to wszystkiego mi się odechciało. Najlepiej będzie jak wrócę już do domu. Nie mam głowy na te papierkowe roboty.

- Poradzisz sobie? Może zamówię Ci taxówkę.

- Dzięki, nie trzeba. Dam sobie radę - wzięła swoją torebkę - do zobaczenia, trzymaj się - pocałowała mnie.

- Na razie. Pozdrów familię.

- Pozdrowię - skierowała się do drzwi, które jej otworzyłem, a po chwili zamknąłem.

Zsunąłem się po nich na podłogę. Odetchnąłem z ulgą, było blisko. Naprawdę blisko.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro