Rozdział XII - ,,Mówię prawdę" - Stefan
Szliśmy przez korytarz. Z każdym następnym krokiem stresowałem się coraz bardziej. O ile łatwo mi było okłamać przyjaciół, to trudniej mi będzie to zrobić wobec Marrisy.
Przez telefon jakoś mi poszło, nie widziała u mnie wyraźnego zdenerwowania. Na żywo, to już całkiem inna sprawa. Jest chodzącym wykrywaczem kłamstw, nie jeden raz dałem się o tym przekonać.
Mógłbym dalej unikać tego tematu, ale po co? I tak któregoś dnia by się o tym dowiedziała, jak nie ode mnie to od innych.
Zresztą, sama mi tego nie odpuści. Wystarczy, że jeśli mam z czymś problem, to ona będzie kopać tak głęboko, aż się dokopie i nie wyciągnie ze mnie źródła tego kłopotu.
Jako mąż powinienem się z tego cieszyć. I tak jest, ale na ten moment wolałbym, żeby nie była o mnie tak troskliwa. Poza tym jest też niezwykle ciekawska, praktycznie jak każdy z nas. Nie bez powodu tutaj przyjechała, i ja to wiem.
Doszliśmy do mojego pokoju. Włożyłem kartę, i otworzyłem drzwi. Ręką zaprosiłem ją do środka.
- Ładnie tutaj masz - rozejrzała się wokół pomieszczenia.
- Mamy. Mieszkam tu z Manuelem. Gdyby nie ja, to byłby tu chlew.
- Aż tak jest z nim źle? - usiadła na krańcu łóżka.
- Zależy w jakim jest stanie - dołączyłem do niej.
- Was to nie można nigdzie samych wypuszczać - spojrzałem na nią pytającym wzrokiem - no co? Ty też nie jesteś lepszy. Jak Wy faceci, możecie, aż tak się prowadzić?
- Po prostu umiemy się bawić. Chcesz może wieczorem gdzieś wyjść?
- A nie możemy zostać tutaj?
- Nie wydaje mi się. Manuel może niedługo wrócić. To też w końcu i jego pokój.
- No tak. Coś wymyślimy. Stefan?
- Tak?
- Powiesz mi może o co dokładnie poszło między Tobą a Michaelem? Z tego co usłyszałam, to za dobrze nie jest.
- Co mogę Ci powiedzieć...
- Najlepiej to prawdę. Widziałam jak się przy nich denerwowałeś. Teraz też się cały trzęsiesz. Wiesz co to oznacza?
- Co?
- Coś ukrywasz. I boisz się, że to wyjdzie na jaw. Tak jak wtedy kiedy wróciłeś po dwóch dniach po całonocnej imprezie, i chciałeś przede mną ukryć, prawdziwy powód tego zniknięcia.
- Wtedy to było co innego. Nie czułem się zbyt dobrze, żeby od tak wrócić.
- Dobrze, że Micheal się Tobą zajął. Co Ty byś bez niego zrobił? - dobre pytanie. Sam nie wiem.
- Chcesz poznać prawdę?
- Czyli jakaś jest. Słucham.
- Obiecałem, że nikomu o tym nie powiem, czuję się z tym niezręcznie.
- To coś poważnego?
- Można tak powiedzieć.
- A co Micheal ma z tym wspólnego?
- Głównie chodzi o niego.
- Co takiego? Co znowu narozrabiał?
- Obiecasz, że nikomu o tym nie powiesz?
- Zależy co usłyszę.
- Marrisa, proszę Cię.
- Okej, niech Ci będzie, obiecuję. Obym tylko tego nie żałowała.
- A więc, zaczęło się od tego, że tamtego dnia w Ruce, Micheal zwierzył mi się, że ma dość poważny problem. Pamiętasz, że był z Claudią co nie?
- No, rozstali się parę miesięcy temu.
- Właśnie. Przed wylotem do Finlandii, dowiedział się od niej, że spodziewają się ich dziecka.
- Co proszę?!
- Też był tym zaskoczony. Nie chciał mieć dziecka, więc poprosił ją, żeby...
- Nie, to się nie dzieje naprawdę! Jak on mógł jej to zaproponować? Najpierw namieszał, a potem chciał to po cichu rozwiązać? Co on ma w głowie?! - wstała z miejsca, i zaczęła chodzić po całym pokoju.
- Dlatego prosił mnie, żebym nikomu o tym nie mówił. Claudia też się z tym nie obnosiła, bo nie chcieli, żeby inni wzięli ich na języki.
- Claudia taka nie jest. Na pewno by mi o tym powiedziała, zawsze to robiła.
- Może nie chciała Cię tym martwić? To jest ich sprawa, muszą oboje się z tym uporać.
- Z czym? Z niewinnym dzieckiem? Czy Ty siebie słyszysz Stefan?
- Nie to miałem na myśli. Chodzi mi o to, że muszą się jakoś porozumieć.
- Ale tu nie ma o czym dyskutować. Zostanie ojcem, i musi wziąć za nie odpowiedzialności. Jeśli ma choć trochę odwagi i honoru, zrobi to.
- Jak widać, nie ma takiego zamiaru. Nie jest gotowy na wychowanie dziecka.
- Ale na jego zrobienie to już był gotowy, tak? Mężczyźni, dlaczego zawsze tak musi być? Biedna kobieta, wykorzystana, zostaje zupełnie sama, z maleńkim dzieckiem.
- Ponoć Claudia go posłuchała, i jest już dawno po aborcji. Także, nie ma już tematu - jak zwykle powiedziałem o kilka słów za dużo.
- Jak to jest już po aborcji? Przecież marzyła o zostaniu mamą. I tak po prostu go posłuchała, i je skreśliła?
- Powiedziałem, że ponoć. Sam dokładnie nie wiem, jak jest naprawdę.
- Nie chce mi się w to wierzyć.
- Mówię prawdę, uwierz mi.
- Ale to się nie klei kupy. Oni tacy nie są. Nie mogliby się tak zachować. Mów dalej, bo nie dokończyłeś mówić.
- Powiedziałem mu, to samo co Ty przed chwilą. Wściekł się, i powiedzieliśmy sobie parę niepotrzebnych słów. I od tamtej pory się do siebie nie odzywamy. Resztę już znasz.
- Niczego już nie kumam. Tak być nie może, muszę porozmawiać z Claudią.
- Proszę nie rób tego. Obiecałaś.
- I mam to tak zostawić? Jestem jej przyjaciółką, i muszę ją wspierać, zwłaszcza teraz.
- Skoro Ci nic nie powiedziała, to znaczy, że nie chciała tego robić. Musisz pogodzić się z jej decyzją. Proszę Cię, zostaw ten temat. Jak będzie chciała, to w końcu sama Ci o tym powie.
- Może masz rację. Ale bardzo się na nich zawiodłam. Nie spodziewałam się, że wywiną nam taki numer.
- Ja też. To co? Robimy coś czy wyjdziemy gdzieś?
- Po tym co mi powiedziałeś, to wszystkiego mi się odechciało. Najlepiej będzie jak wrócę już do domu. Nie mam głowy na te papierkowe roboty.
- Poradzisz sobie? Może zamówię Ci taxówkę.
- Dzięki, nie trzeba. Dam sobie radę - wzięła swoją torebkę - do zobaczenia, trzymaj się - pocałowała mnie.
- Na razie. Pozdrów familię.
- Pozdrowię - skierowała się do drzwi, które jej otworzyłem, a po chwili zamknąłem.
Zsunąłem się po nich na podłogę. Odetchnąłem z ulgą, było blisko. Naprawdę blisko.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro