Rozdział I - ,,Chwila wytchnienia" - Stefan
Czuję wyraźne zmęczenie. Cóż się temu dziwić, kilkugodzinny lot robi swoje.
Moją uwagę aktualnie przykuwa widok za oknem. Jest już wczesny poranek, a taki krajobraz lubię najbardziej. Nowy dzień budzi się do życia w swojej pełnej okazałości.
W czasie takich podróży człowiek może poczuć się jak ptak, który lata wśród chmur, ciesząc się pełnią życia. Tak teraz czuję się ja. Różnica jest jednak taka, że to nie ja lecę, tylko samolot, choć w pewnym sensie nie odczuwam w tym żadnej różnicy.
Uwielbiam tą porę roku jaką jest wczesna jesień. Przede wszystkim dlatego, ponieważ nie będzie już tak gorąco jak przez ostatnie kilka miesięcy. Drugim i zarazem ostatnim powodem jest fakt, że już za niedługo wrócę do rzeczy jaką kocham robić najbardziej, czyli do skakania.
Większą radością napełnia mnie to, że będzie się to działo wśród białego puchu, kibiców i ludzi, których znam. Niektórych nawet bardziej.
A jeśli już mowa o takich osobach. Zapomniałem, że nawet nie mogę się dobrze ułożyć, i wyprostować nóg, bo coś a raczej ktoś skutecznie mi to uniemożliwia. I nie, to nie są moje bagaże. Tym obciążeniem, jest nie kto inny jak mój serdeczny przyjaciel Micheal.
Tradycji stało się zadość, i po raz kolejny w ciągu tego roku, zdążył zająć więcej niż jedno siedzenie. Na przeciwko mnie siedzieli Manuel, Jan i Daniel. Za to Pan Hayboeck, wolał zamiast użyczyć komuś wolnego miejsca, wygodnie się na nim ułożyć, przez co jego nogi, a mówiąc prościej buty, które nie są za bardzo czyste, dotykają moich spodni, które nie tak dawno kupiłem.
- Śpiąca królewno, może czas w końcu wstać? Inni też chcieliby trochę sobie poleżeć - oczywiście mówiłem o sobie, bo inni dawno też wtedy mocno spali.
- Czemu mnie budzisz? Daj mi trochę się zderzmnąć.
- Już wystarczająco się zderzmnąłeś. Ja też bym chciał chwilę pospać. Za godzinę lądujemy.
- No to za godzinę będziesz spać, ale w hotelu. A teraz bardzo Cię przepraszam, ale chciałbym wrócić do poprzedniej czynności.
- Ale Ty jesteś, wiesz?
- Jestem jestem. Przystojny, mądry, towarzyski i łakomy na dobre zyski.
- Żeby tylko na to. Na wszystko masz chęci, tylko nie na to, co trzeba.
I tu rozmowa zamarła w martwym punkcie, gdyż zaczął chrapać.
On naprawdę myśli, że mnie tym nabierze? No dobra, skoro tak się bawimy, to niech tak będzie. Ja też potrafię odbić pałeczkę. Jeszcze się przekona, że ze mną się nie zadziera.
Po blisko godzinie, z ulgą mogłem wyjść na zewnątrz, gdzie panował przyjemny chłód. Cóż się temu dziwić, jesteśmy w końcu w Finlandii, a tu klimat działa na mnie niczym wizyta u masażysty.
Chłodny powiew wiatru, wplata się w moje włosy, a na twarzy czuję przyjemne ciepło. Na bank, policzki mam z zimna już całe czerwone. Jednak mi to wcale nie przeszkadza.
Za to innym najwyraźniej wręcz przeciwnie. Widok chłopaków mknących w stronę autokaru, jest dla mnie czymś zabawnym. Przecież zdążyli już poznać to uczucie mroźnego i siarczystego klimatu. Mają z tym często styczność.
Zdążyłem się jednak do tego przyzwyczaić. Nic nowego.
Jadąc do hotelu, siedziałem obok blondyna, który kontynuował wcześniejszą czynność. Ja za to, nie mogłem zasnąć. Wolałem przeczekać, aż będziemy w pokoju. I tu przyszedł mi do głowy chytry plan, jak tu dać nauczkę mojemu współlokatorowi.
Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk telefonu. Ktoś do mnie dzwoni. Sięgam po nie, i widzę na ekranie imię mojej żony Marrisy. Natychmiast odbieram
- Cześć kochanie. Jak tam, jesteście już na miejscu?
- Jesteśmy w drodze do hotelu. Jak tylko się rozpakuję dam Ci znać. Co tam u Ciebie? Zdążyłaś odebrać przesyłkę jaką Ci wcześniej wysłałem?
- Jaką przesyłkę? Nic o tym nie wiem. Możesz mi zdradzić, co to takiego?
- A to niespodzianka, kochanie ty moje. Dowiesz się jak je otworzysz.
- Mam zacząć się bać?
- Nie masz czego. To ja się przestraszyłem, kiedy zobaczyłem cenę, za jaką musiałem zapłacić.
- Jesteś cudowny wiesz? Zaraz pójdę sprawdzić, czy to dostałam.
- Dasz mi potem znać, czy Ci się ono podoba? Chciałbym wiedzieć, czy mój wysiłek i poświęcenie nie poszły na marne.
- Na pewno dam Ci znać. A najlepiej wtedy, kiedy ty napiszesz pierwszy w hotelu, okej?
- Nie ma sprawy. Muszę już kończyć, bo zaraz będziemy na miejscu. Do zobaczenia później, kocham Cię.
- Ja Ciebie jeszcze bardziej, całuski.
Co za cudowna kobieta. Jest wciąż taka sama, jak w dniu, w którym się poznaliśmy. Pomimo lat, ma w sobie to coś, przez co coraz bardziej ją kocham, i to uczucie jest silniejsze niż nigdy dotąd. Wiem, z całą stanowczością, że jest tą jedyną, z którą chcę przeżyć całe moje życie. Aż do śmierci.
- Michi, budzimy się. Dojechaliśmy do celu. Wstawaj, i wychodzimy - jedyną odpowiedzią z jego strony było głośne ziewnięcie, i gimnastyka, z użyciem rąk i nóg. O mały włos, a bym oberwał. Ma zdecydowanie za długie kończyny.
- Muszę Ci powiedzieć, że czuję się nawet wypoczęty.
- Co ty nie powiesz, naprawdę? Też myślałem, że zdążę sobie odespać, ale ktoś mi w tym przeszkodził.
- Spokojnie, za chwilę będziesz mieć na to mnóstwo czasu.
Nie powiedziałem już nic, mimo, iż chciałem. Jednak nie to było teraz ważne.
Jak zawsze wybraliśmy sobie pokoje, w tym także osoby, z którymi będziemy tam mieszkać. Mi, co nie jest żadnym zaskoczeniem trafił się Micheal. Od nie wiadomo kiedy, dzielimy razem pomieszczenie. Stało się to dla nas tradycją, która tym bardziej wzmacnia naszą przyjaźń. Nie wyobrażam sobie dzielić ten pokój z kimś innym. To jest dla mnie rzecz niemożliwa, i nie do zaakceptowania.
Kiedy tak szliśmy, przez korytarz, z bagażami w rękach nadszedł czas, aby wcielić mój plan w życie.
Przyspieszyłem nieco krok, zostawiając Hayboecka w tyle. Na szczęście miał większe obciążenie, dlatego po chwili znalazłem się przy właściwych drzwiach. Szybko włożyłem do zamka klucz, i je przekręciłem, po czym otworzyłem drzwi. Wszedłem do środka, natychmiast zamykając je z powrotem.
Teraz przyszło mi tylko oczekiwać na jego reakcję. Nie musiałem długo czekać.
- Stefan, co ty wyprawiasz? Nie rób sobie jaj, tylko mi otwórz - zaczął się dobijać.
- Mówiłeś coś?
- Stefan, nie udawaj, że mnie nie słyszysz. Otwieraj. Nie zamierzam tu cały czas tak stać, z tymi bagażami jak kretyn.
- Czekaj, muszę nad tym pomyśleć. Ale to po tym jak sobie odpocznę. Należy mi się chwila wytchnienia - zacząłem się rozpakowywać.
- Chyba sobie żartujesz. Mam tu tak stać na korytarzu?
- Przynajmniej będziesz mieć więcej przestrzeni, niż tutaj.
- Stefan, to nie jest śmieszne. Wpuść mnie, proszę Cię.
- Jak mnie ładnie poprosisz, to może to zrobię. I przy okazji przeprosisz, że nie dałeś mi możliwości w samolocie pospać.
- A więc jest to forma zemsty?
- Można tak powiedzieć.
- No dobra, wygrałeś. Przepraszam Cię, że nie pozwoliłem Ci się zderzmnąć w samolocie. Czy teraz moja kara się skończy?
- Za kilka minut. Pozwól mi nacieszyć się chwilą samotności.
- Z kim ja żyję - zaśmiałem się na to. Tworzymy zgrany duet.
Zanim go wpuszczę, muszę napisać do Marrisy. Obiecałem przecież.
Do:
Mój skarb ❤️: Jestem już w pokoju 😘
Od:
Mój skarb ❤️: Bardzo się cieszę. Tak samo jak z tej sukienki. Jest cudowna, bardzo Ci dziękuję, kocham Cię 😍😘
Do:
Mój skarb ❤️: Dla Ciebie wszystko kochanie. Też Cię kocham, bardzo, bardzo 😘😘😘
Jak widać prezent udany. Moja misja zakończona.
Teraz tylko ułaskawię skazańca czekającego za drzwiami, i od razu pójdę spać. To był ciężki dzień. A jutro jest kolejny. Trzeba nabrać na nie sił.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro