Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9. Dobre serca nie zgarniają chwały

Nathaniel wiedział, że ta nagła przychylność Arthura jest podejrzana, ale nie sądził, że ich menedżer tak szybko pokaże, że zależy mu tylko na pieniądzach, które na nich zarabia. Pokazał to ledwie kilka godzin po dograniu ścieżki melodycznej do najnowszej piosenki przez Gabriela i Patricka, a przy tym dzień, po jej nieoficjalnej premierze, bo Nathaniel i Eddie wykonali ją spontanicznie w programie na żywo – Nathaniel dostał od producenta gitarę, a Eddie zaczął śpiewać. Ale jakkolwiek bardzo spontanicznie by to nie wyglądało, tak naprawdę nie było to do końca spontaniczne, bo był to pomysł Arthura, który padł w drodze do studia i który uzgodnili z producentem jeszcze przed rozpoczęciem programu. Arthur chciał wiedzieć, jak przyjmie się piosenka, nim wydadzą pieniądze na to, aby puszczali ją w rozgłośniach radiowych w całych Stanach Zjednoczonych – wolał nie ryzykować strat. Jeśli piosenka się nie przyjmie, zrezygnują z jej dystrybucji, nie ponosząc większych strat niż opłacenie studia i produkcji.

Na nieszczęście zespołu, Nathaniel miał rację twierdząc, że taka piosenka może pomóc im w zapełnieniu drugiej połowy miejsc na koncerty w Stanach Zjednoczonych. Może nie zapełnili drugiej połowy sali – nie wyprzedali koncertów, ale sprzedaż biletów faktycznie wzrosła i na każdym z występów obłożenie miało wynosić przynajmniej siedemdziesiąt procent. To sprawiło, że Arthur wyczuł w tym biznes, zrozumiał, że potrzebują bardziej zaistnieć na rynku amerykańskim i zaczął wymagać od nich więcej.

Po pierwsze: teledysk, aby dotrzeć do telewizji. Tylko przez stanowczość Nathaniela udało się przekonać Arthura do tego, że mogą nagrać wersję koncertową. Do tej pory zazwyczaj robiły to zespoły rockowe, oni takim zespołem co prawda nie byli, ale cała czwórka wiedziała, że jeśli pozostałe do pierwszego koncertu dni wykorzystają na nagranie teledysku, może to rzutować na to, jak wypadną na scenie już na pierwszym koncercie. Arthur wreszcie ustąpił, chociaż nie był co do końca przekonany do tej sugestii ze strony zespołu. 

Po drugie: album. Arthur uparł się, że mają wydać album w gatunku rhythm and blues najlepiej do końca lata, aby wrócić do Ameryki jesienią. Narzucił im, aby materiał był gotowy przed końcem trasy, a to oznaczało, że jakikolwiek czas wolny mieli poświęcać na to. 

Nathaniel wiedział, że to nie ma prawa się udać – nie da się w taki sposób nagrać dobrego albumu. Udało im się szybko stworzyć piosenkę, ale tylko dlatego, że Eddie doskonale wyczuł, o czym może być piosenka. Nie mieli tematów na pozostałe, a nie mogli przecież cały czas śpiewać o tym samym. Jak mieli znaleźć te tematy, nie mając czasu na nic? Poza tym od kiedy robi się trasę od razu po wydaniu płyty? Nie powinni odczekać i wrócić tu w przyszłym roku? Wszyscy inni przecież działali właśnie w ten sposób. Próbował tłumaczyć to Arthurowi, wszyscy próbowali i nawet mimo zjednoczenia, nawet mimo tego, że nawet Gabriel nagle nie miał problemu z tym, aby Nathaniel przemawiał w imieniu całego zespołu, nie dali rady przemówić Arthurowi do rozsądku – ten był zbyt uparty.

To sprawiło, że trasa zamiast spełnieniem marzeń, szybko stała się koszmarem i to gorszym niż w ich najgorszych wyobrażeniach. Wiedzieli, że taki harmonogram trasy jest stworzony tylko z myślą o pieniądzach, a nie o nich, ale nie sądzili, że mogłoby być aż tak źle. Hotele nie służyły im już do spania – tak naprawdę spali w autobusie, który zorganizowała im wytwórnia. W hotelach raczej dosypiali i robili sobie drzemki w ciągu dnia, a to nie sprawiało, że byli wyspani. Autobus co prawda miał z tyłu łóżko, ale jedno i nawet gdyby próbowali, nie zmieściliby się na nim razem – nawet jak na jedną osobę było to niewiele. Żaden z nich nie chciał być ponad grupę, więc postanowili solidarnie sypiać na siedzeniach. Patrick i Gabriel zazwyczaj daleko od siebie, wykorzystując fakt dwóch wolnych miejsc. Nathaniel i Eddie znaleźli za to w tym wszystkim chociaż jeden plus – zostały im dwa miejsca, bezpośrednio obok siebie, dzięki czemu mogli bez skrępowania spać blisko siebie. Nierzadko jeden kładł głowę na ramieniu drugiego i ani Patrick, ani Gabriel nie próbowali się w tym niczego doszukać. 

Ich plan dnia szybko stał się rutyną: dojazd do nowego miasta, śniadanie, próba, pisanie tekstów, obiad, wyjazd na koncert, koncert, rozdawanie autografów, podróż do nowego miasta... Dzień w dzień to samo. Nie mieli gdzie i jak wydawać pieniędzy, które codziennie dawał im Arthur. Gdy więc po dwóch tygodniach nadszedł ten jeden, wręcz upragniony dzień przerwy, Patrick z Gabrielem postanowili wykorzystać go na to, aby wreszcie odpocząć psychicznie i wyjść do klubu. Początkowo mieli iść wszyscy, ale tuż przed wyjściem, sytuacja nieco się zmieniła.

— Nie przebierasz się? — spytał Nathaniel, który był już gotowy do wyjścia. Eddie w tym samym czasie wciąż leżał w luźnych ciuchach, które równie dobrze mogłyby służyć mu za pidżamę i nic nie wskazywało na to, aby miał zamiar wstać. Nathaniel zrozumiał, co chce powiedzieć Eddie, gdy ten jedynie pokręcił głową – to było bardziej niż oczywiste, zbyt dobrze go znał.

— Jestem zmęczony, nie dam rady — powiedział, patrząc na Nathaniela. — Przepraszam.

Nathaniel westchnął i usiadł na łóżku, splatając ich palce i patrząc na Eddiego łagodnie. 

Nie był zły. Jak mógłby być? Prawda była taka, że wszyscy byli wyczerpani, a Eddie był tym, którego trasa kosztowała najwięcej. To Eddie musiał dawać z siebie najwięcej energii na koncertach, grając na pianinie i jednocześnie śpiewając. To Eddie pisał teksty, przez pierwsze dwa tygodnie trasy tworząc jedną piosenkę, którą uznał, że mogliby spróbować nagrać. To Eddie był najbardziej zaangażowany emocjonalnie w trasę i sukces trzeciego albumu, a przy tym był przecież najmniej doświadczony. Miał prawo chcieć odpocząć inaczej. 

Gdy chciał pogładzić delikatnie czoło Eddiego, szybko spanikowała.

— Jesteś rozpalony.

Eddie westchnął, bo tak mu się wydawało, ale nie chciał niczego mówić, aby nie martwić Nathaniela.

— Dlatego wolę się przespać niż iść na imprezę — powiedział, a Nathaniel przytaknął i zaczął rozpinać swoją koszulę. — Co robisz?

— Zostaję z tobą. 

Eddie po raz kolejny pokręcił głową.

— Boli mnie głowa, chcę spać, nie będę dobrym towarzyszem. Idź beze mnie. 

Nathaniel pokręcił głową i spojrzał na Eddiego poważnie.

— Nie zostawię cię w takim stanie, mam obowiązek się tobą zajmować.

— Nath, nie jesteśmy małżeństwem. 

— Nie, ale obiecałem twojej mamie, że o ciebie zadbam. 

— Dobijesz mnie jeśli tu zostaniesz — powiedział najbardziej stanowczo, jak tylko w tym momencie potrafił. — Wszyscy czekaliśmy na ten wieczór, nie chcę ci tego odbierać. Proszę. 

Nathaniel westchnął. Nie chciał go zostawiać, ale znał Eddiego na tyle dobrze, aby wiedzieć, że ten się na niego obrazi, jeśli zostanie.

— Na pewno tak wolisz? — upewnił się, a Eddie przytaknął. Nathaniel przygryzł wargę, bo to naprawdę nie było w jego stylu zostawić go samego, ale przecież Eddie nie umierał. Poza tym nie musiał być sam. — Powiem Arthurowi, żeby do ciebie zaglądał. 

— Nath, to tylko gorączka. 

— To aż gorączka, powinieneś wziąć jakieś leki. 

— Nic mi nie będzie. 

— Gdybyśmy byli w domu, może bym odpuścił, ale jesteśmy w trasie, jutro gramy i jeśli do tego czasu ci się nie polepszy, będzie coraz gorzej, dlatego wybacz, ale tym razem nie posłucham. Albo leki i zerkający do ciebie Arthur do czasu aż wrócę, albo nigdzie nie wychodzę. 

Eddie przymknął oczy. Nie chciał się kłócić o taką głupotę. Chciał tylko spokoju, ale wiedział, że Nathaniel też na ten spokój zasługuje. Arthur raczej nie będzie go budził, jeśli w ogóle postanowi się tu pojawić, więc z dwojga złego wolał to rozwiązanie, niż związywać Nathaniela do łóżka i odbierać mu wieczór, którego chłopak potrzebował.

— Dobra, powiedz Arthurowi jeśli to ci pomoże — zgodził się. — Jeśli przez to będziesz spokojniejszy i będziesz się dobrze bawił, zgoda.

— Nie będę się dobrze bawił. Kiepsko iść na imprezę i nie móc tańczyć.

Eddie wziął głęboki oddech i przetarł dłonią oczy.

— Kto, na Boga, zabrania ci tańczyć?

— Przecież nie będę tańczył z innymi, gdy ty jesteś tutaj i...

— Nath — przerwał mu widocznie zrezygnowany. — Ufam ci, to tylko taniec. Po prostu spędź miły wieczór, dobrze? 

Nathaniel przygryzł wargę, ale przytaknął. Kłótnia o to nie miała sensu, a i tak wątpił, aby przez sumienie czuł się dobrze tańcząc – raczej będzie po prostu pił.

— Pójdę do Arthura, powiem mu jak się czujesz i przyniosę ci leki — zadeklarował, a Eddie przytaknął, bo to było coś, na co mógł się zgodzić. 

Nathaniel pocałował go więc w czoło i ruszył do pokoju Arthura. Zastał go w pokoju, gdy ten siedział nad jakimiś papierami. Mężczyzna spojrzał na niego pytająco, bo Nathaniel wszedł, zanim zdążył zaprosić go do środka.

— Gdy pukasz, poczekaj aż ktoś powie, że możesz wejść — powiedział mu, ale Nathaniel kompletnie zignorował tę uwagę. Była ważniejsza sprawa niż sprzeczka o coś takiego.

— Eddie ma gorączkę. Masz jakieś leki? 

Arthur wyglądał na zaskoczonego tym, co właśnie usłyszał i zachowywał się, jakby nie do końca to do niego docierało.

— Przecież na obiedzie wyglądał w porządku.

— Ale nagle poczuł się gorzej, jest rozpalony. Jeśli mi nie wierzysz, chodź do naszego pokoju i sam zobacz jak on wygląda. 

— Nie neguję tego, że mówisz prawdę — poinformował go pewnym siebie tonem. — Miałem nadzieję, że z wami będzie inaczej. 

Nathaniel zmarszczył brwi, bo nie do końca zrozumiał.

— Że co będzie inaczej?

— Przy intensywnych trasach często ktoś się wykrusza i trzeba wypychać go na scenę naszprycowanym rożnym świństwem, odpalać playback...

— Chwila — przerwał mu Nathaniel. — Wiedziałeś, że to może się zdarzyć, a i tak zaryzykowałeś? 

— To showbiznes, Lewis. Trzeba podejmować czasem niemoralne decyzje, jeśli chce się mieć sławę i pieniądze. Chyba nie wierzyłeś w to, że jest inaczej?

— Wrócimy do tej rozmowy jutro — powiedział stanowczo, bo nie zamierzał tak tego zostawić. — Masz coś na gorączkę czy nie?

Arthur bez słowa wstał, podszedł do swojej walizki, wyjął z niej kilka saszetek i podał Nathanielowi.

— Wsyp mu jedną do szklanki wody, ma brać co sześć godzin, nawet jak będzie mu lepiej.

Nathaniel spojrzał na niego niepewnie.

— To zdrowe?

— To lek z apteki...

— Nie chodzi mi o leki, a o to czy powinien je brać jak mu się polepszy.

— Nie wiem, ale zawsze tak robiliśmy. 

— Ile zespołów cię przez to wywaliło?

— Nie twój interes. Tamci byli starsi. Wy jesteście młodsi, macie więcej siły, myślałem, że dacie radę. 

Nathaniel parsknął i przejechał dłonią po twarzy, bo nie potrafił uwierzyć w to, co usłyszał.

— Zabrałeś dzieciaki z Londynu do Ameryki na trasę, która musiała nas zarżnąć tylko po to, aby zarobić? Możesz sobie szukać nowego zespołu, bo jestem pewien, że reszta podzieli moje zdanie na te rewelacje. 

— Wydaje ci się, że jesteś ważny, ale nie jesteś. Za dużo o tobie wiem. Zwolnicie mnie, a cały świat dowie się o tobie i Eddiem, a jak obaj wiemy, nie jest to zbyt przychylny świat.

Nathaniel niczego na to nie odpowiedział – po prostu wyszedł. Wiedział, że znajdzie sposób, aby pozbyć się Arthura, ale potrzebował czasu, aby zrobić to dobrze. Póki co postanowił poprosić o pomoc Davida – w obecnej sytuacji bardziej ufał jemu niż Arthurowi w kwestii opieki nad Eddiem. 

— Jednak David będzie sprawdzał jak się czujesz, nie Arthur — poinformował go, nalewając wody do szklanki. 

— Czemu tak?

— Powiem ci jak wydobrzejesz — obiecał. — Chyba, że wolisz, żebym został. 

Eddie westchnął i pokręcił głową. 

— Obaj wiemy, że potrzebujesz tej imprezy.

— Wolałbym iść tam z tobą, całym i zdrowym. 

Eddie, mimo wszystko, uśmiechnął się łagodnie.

— Myślę, że to też obaj wiemy — odparł, powodując niewielki uśmiech również na twarzy Nathaniela. 

Nathaniel wsypał zawartość saszetki do szklanki, wymierzał mieszadełkiem do kawy, które na szczęście było w asortymencie pokoju i podszedł do swojego chłopaka ze szklanką, przysiadając na krawędzi łóżka.

— Pij — polecił i pomógł mu się lekko podnieść. Eddie wypił zawartość szklanki i znowu się położył, a Nathaniel spojrzał na niego niepewnie. — Naprawdę mogę zostać. 

— Nic mi nie będzie — zadeklarował Eddie. 

Nathaniel dostrzegł telefon na szafce nocnej przy łóżku i wskazał na niego. 

— Zapytam w recepcji o numer i zadzwonię — stwierdził, a Eddie pokręcił głową.

— Jeśli będę spał...

— Boję się, że coś ci się stanie. 

— Nie stanie. Głowa mnie boli, mam gorączkę, to wszystko. Muszę odpocząć. 

Nathaniel przygryzł wargę i w tym momencie do ich pokoju weszli Patrick i Gabriel.

— Co się dzieje? — spytał niepewnie Patrick, bo zdawał sobie sprawę, że Eddie leżący na łóżku i Nathaniel siedzący obok niego w momencie, gdy mieli wychodzić, nie jest dobrym znakiem.

— Eddie jest chory — powiedział Nathaniel, pomijając na razie kwestie o tym, że Arthur doskonale wiedział, że to może się stać i że być może niedługo wszyscy podzielą los Eddiego – chciał przegadać sprawę z Patrickiem i Gabrielem w klubie, a z Eddiem porozmawiać na spokojnie, gdy wydobrzeje. Musieli coś wymyślić, najlepiej razem. To nie była sytuacja, w której mógł podjąć decyzję sam – powinni działać wspólnie.

— Arthur wie? — spytał Gabriel, jakby naprawdę się przejął.

— Tak.

— I odwołujemy jutrzejszy koncert?

Nathaniel pokręcił głową.

— Nie wiem. 

— Pójdę powiedzieć Davidowi i Nickowi, że odwołujemy wyjście.

— Nie — odezwał się Eddie. — Idźcie beze mnie. Nie zasłużyliście na to, aby zostać tu przez mnie.

— Nie będziesz zły? — spytał niepewnie Patrick.

— Będę zły jak zostaniecie i nie dacie mi spać w spokoju. 

— Okej — powiedział niepewnie. — Nathaniel, idziesz?

— Zaraz do was dołączę — zadeklarował, a Patrick skinął głową i bracia wyszli na korytarz. Nathaniel spojrzał na Eddiego. — David będzie pod drzwiami. Obiecaj, że jeśli cokolwiek byłoby nie tak, krzykniesz mu, rzucisz szklanką, narobisz hałasu, cokolwiek. 

— Obiecuję, idź już. 

Nathaniel skinął głową i próbował go pocałować, ale Eddie się odsunął.

— Zrobiłem coś nie tak? — spytał nieco zdezorientowany Nathaniel.

— Nie chcę cię przeziębić. 

— Mam to gdzieś, naprawdę. Możemy być chorzy razem. 

Eddie westchnął i tym razem nie odepchnął Nathaniela, który pocałował go delikatnie, czule i niestety krótko. 

— Kocham cię.

— Ja ciebie też. 

A/N

W trakcie pisania tego rozdziału (2 dni, a raczej wieczory):

- szczeniak zjadł muchomora i była potrzebna szybka interwencja w szpitalu dla zwierząt,

- ten sam szczeniak znalazł i próbował zjeść drukowaną kopię 2 rozdziału mojej pierwszej skończonej książki (ostatecznie ją rozszarpał),

- po zniszczeniu kopii rozdziału lepiej niż zrobiłaby to drukarka, przez 2 godziny zachowywał się jakby naprawdę miał ADHD czy coś w tym rodzaju.

Podsumowując: ten szczeniak to chyba jakiś pomiot szatana i widocznie nie chce, abym pisała. Ale pisał będę, nie martwcie się. Może po prostu trochę wolniej niż bym chciała.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro