Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6. Muszę być spokojny, zrelaksowany

Eddie przywykł do innego rodzaju pobudek. Zazwyczaj budził się gdy Nathniel obejmował go ramieniem czy zniecierpliwiony łaskotał. Tym razem obudziło go delikatne szturchanie. Gdy zobaczył nad sobą twarz Nathaniela, potrzebował chwili, aby zrozumieć czemu nie śpią w jednym łóżku i czemu chłopak budzi go tak nietypowo.

— Stało się coś? — spytał szeptem, nieco przestraszony, ale uśmiech na twarzy Nathaniela sprawił, że Eddie błyskawicznie się uspokoił.

— Po prostu narzuć coś na siebie i chodź — odpowiedział szeptem Nathaniel, odsuwając się zanim jego chłopak zdarzył zapytać go o cokolwiek więcej.

Eddie wyjrzał za okno. Wciąż było ciemno. Ile mógł spać? Godzinę? Może dwie. Może mniej. Westchnął, szybko narzucił szorty i po chwili zastanowienia narzucił na siebie koszulę, bo uznał, że skoro Nathaniel ubrał koszulę to on chyba też powinien i nawet jej nie zapinając, dołączył do Nathaniela, który czaił się przy drzwiach i widocznie coś obserwował.

— Co...? — zaczął Eddie, ale Nathaniel błyskawicznie pokazał mu, żeby był cicho, więc urwał.

Po chwili Nathaniel gestem ręki pokazał mu, że wychodzą. Gdy Eddie za nim wyszedł, po cichu zamknął drzwi i szybkim krokiem ruszył w stronę schodów, jakby uważał, że czekanie na windę jest bez sensu.

Gdy Eddie był tuż przy schodach, kątem oka dostrzegł wychodzącego z pokoju, chyba nieco zaspanego Nicka. Teraz zrozumiał na co Nathaniel czekał – na te kilkanaście sekund, w trakcie którym mogli niezauważenie wydostać się z hotelu. Tylko po co?

— Która jest godzina? — spytał Eddie, gdy byli w połowie schodów.

— Piąta — odpowiedział Nathaniel, a Eddie westchnął. Wrócili do hotelu po drugiej. Potem była rozmowa z Arthurem, po której nie był w stanie zasnąć od razu. Spał więc tej nocy niecałe dwie godziny. Miał nadzieję, że Nathaniel miał na to dobre wytłumaczenie.

— Czemu obudziłeś się o piątej? — spytał podejrzliwie.

— Nie obudziłem się, w ogóle nie spałem — poinformował go.

Eddie westchnął.

— Nath, powiedz co się dzieje — poprosił.

— Nic się nie dzieje — odparł o dziwo spokojnie, jakby nieco rozbawiony i przytrzymał Eddiemu drzwi, gdy wychodzili z hotelu, puszczając go przodem.

— Więc czemu wymykamy się z hotelu o piątej rano?

— Bo czasem bywam romantykiem, okej? — odpowiedział, wskazując ręką na drogę. — Chodź.

Eddie ruszył za nim i resztkami przytomności umysłu próbował zgadnąć co wymyślił Nathaniel. Znał swojego chłopaka na tyle, aby wiedzieć, że momentami bywa romantyczny, ale zazwyczaj był taki z konkretnych powodów jak ich pierwszy raz czy rocznica. Czemu był taki teraz?

Szli blisko siebie, a Nathaniel przeklinał w myślach latarnie – gdyby nie ich światło, bez zawahania splótłby swoją dłoń z tą Eddiego, a tak bał się, że ktoś mógłby ich zauważyć i rozpoznać. Z drugiej strony latarnie ułatwiały mu zadanie, bo dzięki nim widział tabliczki, które kierowały ich w założone przez niego miejsce, do którego bez przydrożnych wskazówek z pewnością by nie trafił.

— Plaża? — spytał Eddie, orientując się gdzie dotarli. Nie widział już światła latarnii, ale księżyc skutecznie oświetlał taflę wody na horyzoncie.

Nathaniel wykorzystał fakt, że się zatrzymali, aby spleść obie swoje dłonie z tymi Eddiego i stanąć tuż przed nim.

— Wiem, że ludzie uważają zachody za romantyczne, ale ja jestem zwolennikiem tego, że wschody są bardziej romantyczne — wyznał, a Eddie zmarszczył brwi.

— Czemu? — spytał niepewnie.

— Bo zachód kojarzy mi się z końcem czegoś. Słońce zachodzi, dzień się kończy. Wschód to nowy dzień, może symbolizować nowy początek.

— I chcesz tego nowego początku u nas? — spytał podejrzliwie, a Nathaniel zaśmiał się cicho.

— Chcę, żeby wszystko było jak wcześniej, mimo tego, że Arthur wie, więc tak, można to uznać za nowy początek.

— Będzie — zapewnił go Eddie, a Nathaniel uśmiechnął się szeroko i go pocałował. To zabawne, ale nie pamiętał już jak to jest całować kogoś innego. Nie chciał pamiętać. Odkąd był z Eddiem nawet nie myślał o innych, co mimo wszystko zdarzało się, gdy był z Mattem. A raczej gdy wierzył, że z nim był. Dziś nie był już taki pewny czy w ogóle mógł nazywać Matta swoim chłopakiem i czy mimo wszystko to nie Eddie jest tym pierwszym.

Po pocałunku złączyli swoje czoła i milczeli, uśmiechając się przy słabym świetle księżyca.

— Wiem, że to nie dużo — zaczął Nathaniel. — Ale chociaż tak możemy być sami. O tej porze, w środku tygodnia, ludzie śpią.

— Też powinnismy spać — zauważył.

— W Londynie jest południe.

— Ale nie spaliśmy prawie całą noc.

— Faktycznie.

Eddie uśmiechnął się na ten wręcz przepraszający ton głosu Nathaniela, który zazwyczaj poważny i momentami potwornie męski bywał w takich momentach po prostu uroczy. Z jakiegoś powodu Eddie naprawdę cieszył się, że był jedyną osobą, która regularnie miała do czynienia z taką wersją Nathaniela. Było w tym coś wyjątkowego.

Nathaniel też się uśmiechał i puścił jedną z dłoni Eddiego, aby mogli iść dalej. Szli przez kilka minut ze splecionymi dłońmi, rozkoszując się świeżym powietrzem i dźwiękami oceanu, aż wreszcie Nathaniel uznał, że to odpowiednie miejsce, aby usiąść. A raczej się położyć, bo położył się na plecach i uniósł prawą rękę dając Eddiemu znać, aby się z nim położył. Gdy tylko Eddie położył się z głowa na klatce piersiowej chłopaka, Nathaniel objął go i zaczął delikatnie gładzić wciąż nagi tors Eddiego.

— Gwiazdy wyglądają tu inaczej niż u nas — stwierdził Nathaniel.

— Inne gwiazdozbiory — odpowiedział Eddie, a Nathaniel wywrócił oczami.  Przecież to wiedział.

— Znasz się na tym?

— Nie bardzo — przyznał. — Ale to wyglada jak kot — stwierdził, wskazując w niebo.

Nathaniel zmarszczył brwi i naprawdę próbował dopatrzeć się na niebie kota, ale bezskutecznie.

— Nie widzę — stwierdził po chwili.

— Może tylko mi się wydaje, że wyglada jak kot — westchnął i przez chwilę zapadła cisza. Krótką chwilę. — Dziękuję.

— Za co? — spytał widocznie zdezorientowany Nathaniel, który na moment zastygł w bezruchu.

— Niewyspanie się jest warte tych paru chwil razem.

Nathaniel uśmiechnął się szeroko i podniósł delikatnie głowę, aby pocałować Eddiego w czoło. 

— Też tak pomyślałem, dlatego cię obudziłem. Nie chcę cały czas przejmować się tym, co może powiedzieć Arthur. Potrzebuję tego spokoju, obaj potrzebujemy — stwierdził, wracając do gładzenia klatki piersiowej partnera. — Swoją drogą, masz coraz więcej włosów na klacie.

— To dobrze czy źle? — spytał niepewnie Eddie.

— Osobiście lubię owłosienie u facetów. To dodaje seksowności, brak włosów kojarzy mi się z chłopcem, włosy z mężczyzną. Wyjątkiem jest gdy facet jest owłosiony jak jakaś małpa. Wtedy to jest obrzydliwe.

— Więc wcześniej byłem chłopcem? — spytał, trochę go podpuszczając.

— Gdy się poznaliśmy na pewno — stwierdził, na co Eddie westchnął. Chciałby się kłócić, ale Nathaniel miał rację.

Na początku był żenująco dziecinny. Mało wiedział o świecie i życiu. Gdyby nie Nathaniel być może wciąż by taki był. Czy dałby się wrobić w to całe "normalne" rodzinne życie, gdyby go nie poznał? Czy byłby cały czas nieszczęśliwy, powtarzając sobie, że przecież postępuje słusznie.

— Chyba obaj się zmieniliśmy od tamtego czasu — stwierdził, a Nathaniel nie potrafił się nie zgodzić.

— Pamiętam jak powtarzałem sobie, że nawet jeśli jakimś cudem nie jesteś hetero to i tak nic z tego nie będzie, bo jednorazowy numerek byłby głupotą, a na miłość nie byłem gotowy.

— A byłeś gotowy, gdy cię pocałowałem?

Nathaniel uśmiechnął się i pokręcił głową.

— Nie — przyznał. — Dlatego na początku uciekałem. Dopiero po kilku tygodniach, po pierwszym razie, po rozmowie z twoją mamą... — westchnął. — Dopiero wtedy coś się zmieniło. Zrobiło się poważnie, nawet bardzo, a ja się tego nie przestraszyłem. Zrozumiałem, że jesteś moją szansą i obiecałem sobie, że tego jednego w swoim życiu nie schrzanię.

— Czasem jesteś dla siebie zbyt surowy.

— Daleko mi do dobrego człowieka, Eddie. Popełniłem dużo błędów...

— Nath, każdy je popełnia — przerwał mu. — Dopóki nikogo nie ranisz...

— Ranię moją matkę. Gdyby się dowiedziała, że mam romans z kolegą z zespołu, chyba dostałaby zawału. W najlepszym wypadku wezwałaby egzorcystę.

Eddie westchnął.

— Nadal nie chcesz z nią porozmawiać?

— Nieszczególnie. To ona mnie odtrąciła, nie ja ją. Jeśli ktoś ma wyciągnąć rękę na zgodę to na pewno nie ja.

— Przecież nie wie, gdzie mieszkasz.

— Ale gdy gramy w Londynie, pół miasta jest oblepione naszymi plakatami. Mogłaby przyjść, gdyby chciała. Widocznie nie chce.

— Moim zdaniem...

— Eddie, proszę — przerwał mu z irytacją w głosie. — Jest miło, nie psujmy tego rozmową o mojej mamie.

Eddie westchnął. Chciał, aby Nathaniel w końcu wyjaśnił tamtą sprawę i żeby mimowolnie nie wracał do tego w najmniej oczekiwanych momentach.

— Dobrze. O czym chcesz rozmawiać?

— O czymkolwiek poza moją rodziną i Arthurze oraz tym jak bardzo możemy mieć przejebane.

— Może nie będzie tak źle — zasugerował cicho, a Nathaniel zaśmiał się cicho. Nie wierzył w to, że przymusowe ujawnienie się przed Arthurem mogłoby mieć dobre zakończenie.

— Ta, a ja jestem papieżem.

— Wczoraj nie był aż tak wściekły.

— Bo był niewyspany i zszokowany. Dzisiaj odreaguje, spokojnie.

— Masz za mało wiary.

— Jestem realistą.

Eddie parsknął i pokręcił głową, kończąc w ten sposób dyskusję – doskonale rozumiał, że do niczego ona nie prowadzi. Zamiast dalej dyskutować, wtulił się mocniej w Nathaniela, który od razu pocałował go w czoło. To było coś, co Eddie naprawdę lubił w ich związku – mogli się w czymś nie zgadzać, dojść do granicy kłótni, ale wtedy się zatrzymywali, z szacunku do tego drugiego i dosłownie sekundy potem wszystko było w porządku. Wiedział, że przy kłótni dotyczącej bezpośrednio związku to się raczej nie sprawdzi, ale miał nadzieję, że skoro do tej pory nie odbyli takiej kłótni, to jeszcze trochę na nią poczekają. Tak jak teraz, w spokoju, czekali na wschód słońca.

A/N

Next do końca weekendu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro