14. Wiemy, że nie mogą wygrać
Nathaniel nie sądził, że zdoła się uśmiechnąć, ale gdy tylko zobaczył starego znajomego, stało się to właściwie automatycznie.
— George — wymówił jego imię i ruszył w stronę George'a, widząc, że mężczyzna też się uśmiecha.
— Dobrze cię widzieć — odpowiedział George, przytulając chłopaka, który bez zawahania odwzajemnił uścisk.
To było dziwne – spotkali się raz, kilka lat temu, dzieliła ich spora różnica wieku, a mimo to wszystko, mieli wrażenie, jakby znali się całe życie i byli dobrymi przyjaciółmi.
— Naprawdę cieszę się, że się zgodziłeś — powiedział Nathaniel, odsuwając się od George'a, który uśmiechał się przyjaźnie. Nathaniel naprawdę wierzył, że ten mężczyzna jest ich nadzieją na to, aby nie znienawidzili muzyki raz i na zawsze. Być może nadzieją na to, że nie odejdą z branży już po tej trasie koncertowej.
— Gdy tylko Matt powiedział, że jesteś w tarapatach, wiedziałem, że muszę pomóc — stwierdził, jakby to było oczywiste – jakby inna decyzja nie była czymś, co mógłby rozważać. — Gdzie reszta?
— Poszli coś zjeść. Zaprowadzę cię do nich.
— Prowadź — powiedział George, a Nathaniel naprawdę nie potrafił opisać swojej wdzięczności. Jeśli była osoba, która mogła im pomóc, był to właśnie George Connell. To, że chciał odejść nie było przez to, że nie podobało mu się życie jako muzyka – po prostu nie podobało mu się życie, jakie narzucił im Arthur. Podejrzewał, że wszyscy inni w zespole mieli podobne odczucia. — Jak się w ogóle trzymasz?
Nathaniel westchnął i wzruszył ramionami. To nie było łatwe pytanie, bo tak właściwie ciężko było mu ułożyć te wszystkie myśli w jakieś spójne uczucie.
— Bywało lepiej, bywało gorzej — stwierdził. — Nie bardzo mam teraz czas na myślenie o moim życiu. Skupiam się na Eddiem i zespole.
George skinął głową.
— Rozumiem.
— A u ciebie? — spytał, lekko zmieniając temat i nie był pewien czy bardziej z ciekawości, czy z uprzejmości. — Co u Ellen i Scotta?
Uśmiech na twarzy George'a sprawił, że Nathaniel cieszył się, że zadał te pytania.
— U mnie bez zmian — stwierdził. — Pracuję, a wolny czas spędzam z żoną. Scott wyjechał na studia, więc Ellen narzeka czasem na samotność...
— I nie planujesz przejść na emeryturę? — spytał, jakby zaskoczony, ale George pokręcił głową.
— Jak na menedżera i tak jestem często w domu. Dzielę trasy na kilka części, przez co mam kiedy wrócić do domu. No i pozostałe dwa zespoły, z którymi pracuję nie są aż tak popularne jak wy, więc trasy ograniczają się do części Europy. Mogę się cieszyć, że współpracuję z takimi zespołami, ale jak się domyślasz, nie zarabiam na nich dużo. Będę pracował w branży, dopóki zdrowie pozwoli.
— Może z nami więcej zarobisz — stwierdził jakby nieśmiało, bo nie był pewien czy reszta podejmie taką samą decyzję jak on – czy mimo wszystko nie postanowią zakończyć przygody z muzyką.
— Czas pokaże. Najpierw musimy zobaczyć czy w ogóle będziemy współpracować. Jesteś liderem, rozumiem to, ale muszę czuć akceptację całego zespołu, aby zacząć działać. Jesteście w tak złej sytuacji, że przy jakichkolwiek konfliktach nie widzę szans na powodzenie.
Nathaniel westchnął.
— Chłopaki będą za — zapewnił go. — Ledwie kilka dni temu zastanawialiśmy się co zrobimy, jeśli zaraz rzucimy wszystko w cholerę. To Arthur z nami zrobił. Przyjmą pomoc.
— Wolałbym to usłyszeć od nich.
Nathaniel przytaknął i chwilę później byli już w szpitalnej kafejce, poza nimi pustej o tej porze. Szybko znaleźli Eddiego, Patricka i Gabriela, którzy podnieśli się, gdy ta dwójka podeszła do ich stolika. Nathaniel wszystkich sobie przedstawił, po czym cała piątka usiadła razem, a George postanowił nie przedłużać i zacząć.
— Jeśli ktokolwiek z was nie jest zainteresowany zmianą menedżera, niech powie to teraz, oszczędzi wszystkim czasu — zaczął, ale nikt mu na to nie odpowiedział. Chłopcy patrzyli po sobie, ale wszyscy chcieli tego samego – uwolnienia się z piekła, które zgotował im Arthur. — Dobrze, w takim razie mam kilka warunków współpracy. Jeśli komuś coś nie pasuje, niech mówi od razu, dobrze?
— Zgoda — Nathaniel odpowiedział za całą grupę.
— Jestem waszym przyjacielem, ale nie ojcem. Jeśli będą jakieś konflikty, jeśli będziecie mieli jakiekolwiek problemy prywatne, możecie do mnie przyjść. Wysłucham, postaram się doradzić, czasem pomogę. Ale jeśli będzie to konflikt wewnętrzny, na doradzaniu się skończy. Nie mieszam się w wasze wewnętrzne spory, a zdaje się, że teraz macie dużo spraw do omówienia, bo z zespołu z jednym nie-hetero zostaliście zespołem z jednym hetero, prawda?
— Cóż... — westchnął Gabriel.
— Ja nadal tego nie rozumiem — wtrącił się Eddie. — Ja miałem jedną dziewczynę, a ty ile? Kilkadziesiąt?
— Robiłem to co ty, tylko w inny sposób — stwierdził. — Jak wyzdrowiejesz, pójdziemy na piwo i obaj przedstawimy to jak to do nas docierało. Co ty na to?
— Właśnie o tym mówię — przerwał im George. — Jest trochę pracy wewnątrz zespołu. Jeśli mamy współpracować, chciałbym, żebyście wyjaśnili sobie wszystko zanim wrócicie na scenę.
— Osobiście się tym zajmę — zadeklarował Patrick. — Ale kiedy wrócimy?
George westchnął.
— To pytanie to lekarza Eddiego — stwierdził. — Najpierw musi wyzdrowieć i dojść do siebie, potem możemy myśleć nad nowymi terminami. Na razie proponuję ogłosić, że trasa jest zawieszona. W tym czasie lekarze zrobią co powinni, a ja zajmę się kwestiami prawnymi, żeby wasz obecny menedżer nie robił problemów.
— I nie będziemy musieli z nim rozmawiać? — spytał Gabriel, jakby z nadzieją, ale George pokręcił głową.
— Nie mogę tego obiecać. Może będziecie musieli, może nie, czas pokaże. Kolejna kwestia: dalsza współpraca. Wiem, że za wami ciężkie tygodnie, dlatego chcę szczerej odpowiedzi czy wciąż chcecie grać.
— Ja tak — powiedział od razu Eddie.
— Jeśli Arthur odejdzie to ja też zostaję — stwierdził Patrick.
— Jeśli będziemy mogli sami decydować o czasie wolnym to tak — wtórował ich Gabriel.
— Nie będę was za bardzo ograniczał w sprawach prywatnych, dopóki żaden nie zrobi mi Paula Kinga.
— Czyli? — spytał niepewnie Nathaniel. Chyba o nim słyszał, ale nie miał pojęcia, o co konkretnie chodziło George'owi.
— Żadnych marszów, manifestacji i tak dalej. Jeśli chcecie walczyć o prawa et cetera, możecie to robić, ale po zakończeniu kariery jako muzycy. Czy to jasne?
— Ale nadal mogę być z Nathem? — spytał niepewne Eddie.
George westchnął. To nie było takie oczywiste – takie związki mogły mieć dużo negatywnych konsekwencji. Wszystko zależało od tego, jak trwała była to relacja, na ile poważna.
— Przypomnij mi, ile jesteście razem.
— Prawie dwa lata — odpowiedział za niego Nathaniel.
Mężczyzna zamyślił się na chwilę, patrząc to na Nathaniela, to na Eddiego, po czym przytaknął.
— Tak — stwierdził. — Ale jeśli cokolwiek się między wami zadzieje, z tych złych rzeczy, macie przyjść do mnie. To nie może wpływać na zespół.
— Jasne — zgodził się Nathaniel. — Ale mam nadzieję, że nie będzie takiej potrzeby.
George skinął głową.
— Skoro chcecie grać dalej, chcę dostać przynajmniej dwa albumy, ale mówimy o perspektywie pięciu lat. Jeśli tworząc drugi lub jakikolwiek kolejny album stwierdzicie, że już nie chcecie tego robić, mówicie mi, a ja zajmę się ogłoszeniem płyty i trasy po niej jako ostatniej.
— A jeśli stwierdzimy tak po następnej płycie? Musimy na siłę nagrać kolejną? — spytał Nathaniel. — Pytam czysto teoretycznie.
— Wtedy usiądziemy wszyscy razem i porozmawiamy — stwierdził. — Po tym co przeszliście z Arthurem, możecie być zagubieni, dlatego zasugerowałem dwie płyty, żebyście podświadomie wiedzieli, że to nie chwilowy powrót. O ile można nazwać to powrotem. Jeśli po pierwszej płycie i po rozmowie nadal będziecie twierdzili, że kończycie z muzyką, to kończycie.
— A co z kontraktem z wytwórnią? On jest dożywotni — spytał niepewnie Eddie.
— Myślisz, że ktoś ma inny kontrakt? Po prostu przestajesz grać i tyle. Naciski może robić tylko menedżer. Dla wytwórni to zabezpieczenie, że nie zaczniecie grać dla konkurencji. Nie mogą was zmusić do kilkudziesięciu lat kariery, zresztą im też by się to nie opłacało.
— Okej, a wytwórnia pozwoli na zmianę menedżera? — spytał Gabriel, trochę niepokojąc tym pytaniem całą resztę.
— Wytwórnia nie ma prawa decydować o menedżerze — uspokoił ich George. — Czasem to proponują, ale rzadko. Wam zaproponowali pewnie dlatego, że zgłosiliście się bez swojego menedżera. Jedynym, który może robić problemy jest Arthur. Muszę z nim porozmawiać. Jest w szpitalu czy...? — przewał widząc, że chłopcy kręcą głowami.
— Nawet się tu nie pokazał — powiedział Eddie. — Jest na nas wściekły.
George spojrzał na nich niedowierzająco.
— Jesteście tu od ponad tygodnia.
— Tak — potwierdził Nathaniel. — I uciekło nam już osiem koncertów. Teraz jest gdzieś w Filadelfii. Jeździ zgodnie z zaplanowaną trasą i ma nadzieję, że do niego dojedziemy.
— Czyli nie mam jak się z nim skontaktować?
— Chyba tylko przez jego asystenta w Londynie — stwierdził Patrick. — David i Nick mają numer — dodał, wskazując na ochroniarzy, którzy stali w rogu pomieszczenia.
George spojrzał na mężczyzn, po czym wrócił do zespołu.
— W takim razie nastawcie się na swego rodzaju wojnę, której nie możemy przegrać. Zwołam na jutro konferencję prasową. Idą wszyscy oprócz Eddiego — postanowił. — Ubierzcie się przyzwoicie. Nathaniel, masz mieć okulary. Możesz zareagować emocjonalnie...
— ...a w nich nie będzie tego widać — dokończył za niego. — Wiem. Ty mnie tego nauczyłeś.
A/N
Ostatni rozdział.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro