Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12. Miłość zmusza cię do troski

Live Aid i Glastonbury – to było odkrycie Matta. Dostali zaproszenie na Live Aid, ale Arthur odmówił, nawet ich o tym nie informując. Chciał ich organizator festiwalu Glastonbury, który stawał się największą imprezą muzyczną w całej Wielkiej Brytanii, ale i tu Arthur odmówił, nie wspominając o tym ani słowem żadnemu z członków zespołu.

Nathaniel wpadł w szał, ale trzaśnięcie telefonem i kilka wyzwisk na odreagowanie było niczym przy demolce, którą w pokoju hotelowym zrobił Patrick, gdy tylko dotarła do niego ta informacja. Rozerwał powłoki od poduszek i kołdry, zbił kilka szklanek i cały czas przy tym krzyczał. Nathaniel był zaskoczony, że nikt nie przyszedł sprawdzić, co się dzieje. Gdyby tu był Eddie, ten pewnie uspokoiłby Patricka, ale Nathaniel kazał mu zostać w pokoju i odpoczywać. Gabriel nawet nie próbował uspokajać brata, jakby wiedział, że to na nic, więc Nathaniel postanowił po prostu dać mu odreagować i co jakiś czas zerkał, czy kogoś nie ściągnął hałas.

Gdy Patrick ochłonął, uzgodnili, że skonfrontują się z Arthurem po próbie, aby pokazać mu, że mają przewagę już przed koncertem. Nie chcieli robić tego przed próbą, bo byli pewni, że to wywoła konflikt, a woleli przebywać z Arthurem możliwie jak najmniej czasu, gdy już powiedzą mu, że o wszystkim wiedzą i nie zamierzają tak tego zostawić. Arthur mógł popełnić błąd w kwestii Live Aid i nie byłby w tym jedyny na rynku – wielu menedżerów nie było co do tego przekonanych, ale ukrywanie prawdy i okłamywanie ich, że nie dostali zaproszenia, gdy o to pytali, było już nie w porządku i faktycznie było solidną podstawą do zerwania współpracy z Arthurem jako menedżerem. A jeśli po zwolnieniu Arthur zacznie coś mówić? Raczej wszyscy wezmą to za chorą rządzę zemsty.

Wciąż śpiewali z playbacku, bo Eddie nie był w stanie zaśpiewać więcej niż jedną piosenkę. Cokolwiek mu było, gorączka nasilała się pod wieczór. Czasem czuł się dość dobrze w okolicach lunchu, ale wieczorami wszystko wracało do czegoś, co niestety powoli stawało się normą. Nawet gdy Arthur mierzył mu temperaturę i okazywało się, że gorączka spadła, Eddie rzadko czuł się dobrze – był osłabiony i miał wrażenie, że wszystko go boli. To sprawiało, że o normalnym koncercie mogli póki co jedynie pomarzyć. Po co więc próby, skoro nawet dźwięk instrumentów był z playbacku? Nikt tego nie rozumiał. Może to miało pomóc zachować pozory?

Na próbie zespół wyczekiwał końca odkąd tylko weszli na scenę. Podczas prób grali najpierw normalnie, a potem razem z playbackiem, jakby Arthur sprawdzał czy faktycznie brzmi to wystarczająco podobnie, aby ludzie się nie zorientowali. Eddie zazwyczaj dawał radę, bo próby były dość wcześnie, gdy czuł się trochę lepiej, a do tego trwały do pół godziny, ale dzisiaj już po kilku minutach zdał sobie sprawę, że czuje się gorzej niż przez ostatnie dni. Gdy zorientował się, że pomylił kilka nut z rzędu przestał grać i powoli, jakby kosztowało go to naprawdę dużo, nachylił się do mikrofonu.

— Możemy skończyć? Gorzej się czuję — poprosił, zerkając w stronę Arthura, który bacznie im się przyglądał.

— Ja powiem, kiedy kończycie. Graj — powiedział ostro Arthur.

— I tak gramy z playbacku... — zaczął Nathaniel, ale menedżer nie dał mu szansy tego dokończyć.

— Lewis, im dłużej będziecie się kłócić, tym więcej czasu tu spędzimy. Grajcie.

Chłopcy spojrzeli po sobie porozumiewawczo, po czym westchnęli i wrócili do próby. Po krótkiej chwili to Patrick przerwał i wskazał ręką na Eddiego.

— To nie ma sensu — stwierdził. — Myli dźwięki, przez co wszyscy inni się gubią.

— Jak dla mnie każdy może grać co innego — powiedział Arthur, na co Nathaniel odłożył gitarę i ruszył w stronę menedżera. Stanął przed nim pewnie, widocznie zirytowany.

— Posłuchaj, koleś — zaczął ostro. — Mam gdzieś co sobie ubzdurałeś. Kończymy próbę albo odwołujemy koncert. Eddie tego nie wytrzyma.

Arthur założył ręce na ramiona i spojrzał na Nathaniela z wyższością, jakby w ogóle niczego nie robił sobie z faktu, że któryś koncert prędzej czy później trzeba będzie odwołać, a przy jego upartości skończy się to jeszcze przerwaniem koncertu, bo Eddie wreszcie zasłabnie.

— Jesteś młody i głupi — stwierdził sztucznie miło — więc powiem jak do idioty: nie ty jesteś tu szefem. Beze mnie zginiecie...

— Bez ciebie poradzilibyśmy sobie o wiele lepiej. Przynajmniej wszyscy byliby zdrowi. Eddie gorączkuje od dwóch tygodni, a ty nawet nie pozwalasz mu iść do lekarza.

— Co lekarz pomoże na zmęczenie?

— Nie wiemy czy to tylko zmęczenie — powiedział ostro, patrząc mu w oczy. — Przestań być dupkiem i zacznij być człowiekiem.

Arthur parsknął.

— Dobra, wyjaśnię ci to inaczej — powiedział zirytowany i podszedł do Nathaniela ta blisko, że było to dla chłopaka niekomfortowe, ale postanowił tego nie okazywać, aby nie przegrać tej mentalnej walki o wyższość. Nie z nim. — Nie mamy czasu na żadnych lekarzy. Jak któryś mądry uzna, że trzeba go położyć do szpitala to jak to sobie wyobrażasz? Mamy odwołać resztę trasy?

— Czyli lepiej odwołać trasę jak któryś z nas wreszcie zemdleje, tak?!

Nathaniel naprawdę starał się nad sobą panować, ale powoli nie wytrzymywał. Miał prawo martwić się o stan zdrowia Eddiego. Gdyby po kilku dniach gorączka mu przeszła, przyznałby Arthurowi rację, ale ta gorączka nie przechodziła, mimo tego, że Eddie dużo więcej odpoczywał. Przez to wszystko wątpił, aby chodziło tylko o zmęczenie. Naprawdę wolał, aby zobaczył go lekarz.

— Tak wyglada ten świat. Przykro mi.

— Nie, tak wyglada świat, który ty sobie wymyśliłeś. Wybacz, ale aktualnie żaden z nas nie ufa ci w żadnej kwestii.

Arthur zmarszczył brwi.

— Bo nie pozwalam na lekarza?

— Lekarz to gwóźdź do twojej trumny jako naszego menedżera. Glastonbury. Live Aid. Masz nam coś do powiedzenia? — spytał, postanawiając zmienić taktykę. Wiedział, że to jedyny sposób, aby zakończyć tę dyskusję i pokazać Arthurowi, że to on jest na przegranej pozycji, a nie zespół.

Mężczyzna westchnął i spojrzał na Nathaniela widocznie rozbawiony.

— Co miałbym mieć do powiedzenia?

— To, że nas okłamywałeś? Byliśmy zaproszeni...

— I co z tego? Było, minęło.

Nathaniel wybuchnął śmiechem i obejrzał się w stronę reszty zespołu. Chłopaki byli chyba jeszcze bardziej zdezorientowani niż on.

— Zamierzałeś nam w ogóle powiedzieć, że zawaliłeś sprawę? — spytał niedowierzając w to, że dla Arthura nie było to problemem. Tu już nie chodziło o to, że stracili szansę na tak ważny występ, ale o to, że Arthur widocznie nie zamierzał ich za to przepraszać.

— Nie zawaliłem sprawy. Waszej kariery by to nie zmieniło.

— Może pozwól, że od teraz sami będziemy decydować czy chcemy gdzieś wystąpić, czy nie.

— Na razie macie wystąpić dzisiaj, więc wracaj do gry.

— Nie — powiedział pewnie. — Z Eddiem jest gorzej, jedziemy do szpitala.

Arthur zaśmiał się nerwowo.

— Lewis, to nie jest twoja sprawa...

— Mówimy o moim chłopaku, to jest moja sprawa! — krzyknął i tymi słowami spowodował krótką ciszę. — Cholera — zaklął, gdy dotarło do niego, co właśnie zrobił i tym razem cisza była już dłuższa, bo chyba nikt nie wiedział, jak na to zareagować.

To nie było tak, że nie chcieli z Eddiem powiedzieć Patrickowi i Gabrielowi, bo nawet rozmawiali o tym, jak im to powiedzieć, ale odkąd postanowili zignorować Arthura i wyjawić kolegom prawdę, nie mogli znaleźć odpowiedniego momentu.

— Jak to kurwa twój chłopak?! — krzyknął Gabriel po dłuższej chwili, przerywając ciszę.

— Chcieliśmy wam powiedzieć... — zaczął, ale Gabriel szybko mu przerwał.

— Ile to trwa?

— Półtorej roku — powiedział słabo Eddie. — I zanim spytacie, jestem gejem — dodał, bo nie chciał, aby coś jeszcze było niejasne, szczególnie, że czuł się na tyle słabo, że wolał sam to powiedzieć, niż być o to wypytywanym.

— Przecież miałeś dziewczynę — wtrącił Patrick, a Eddie westchnął. Nie dość, że czuł się słabo to akurat teraz musiał tłumaczyć się ze swojej orientacji. Powiedział to, aby uniknąć pytań, a nie by słuchać ich jeszcze więcej.

— Byłem z nią, żeby zagłuszyć to, co się ze mną działo.

— Ale uprawiałeś z nią seks, więc...

— I co z tego? Był okropny.

— Możecie przesłuchać go kiedy indziej? — poprosił Nathaniel. — Widzicie w jakim jest stanie.

— Jasne, teraz jedźmy do szpitala — zgodził się z nim Gabriel, odkładając gitarę basową na znak, że definitywnie nie zamierza spędzić tu nawet minuty dłużej.

— Nie masz z tym problemu? — spytał słabo Eddie.

— Z tym, że jesteś gejem? — spytał, a Eddie delikatnie przytaknął. — Skoro wszyscy mamy być szczery to ja też chyba jestem.

— Czekaj, co?! — spytał Nathaniel, zagłuszając Arthura, który również był tym zaskoczony, ale menedżera wszyscy zignorowali.

To Gabriel był tym, który miał największy problem z orientacją seksualną Nathaniela. Nagle był taki jak on i Eddie? To nie było coś, czego można by się spodziewać, szczególnie po tym, jak bardzo interesowały go dziewczyny. A może to była tylko próba tłumienia tego kim jest? Tak jak związek z Cecilią u Eddiego?

Gabriel wzruszył ramionami.

— Nie chciałem taki być, dlatego nie chciałem spać z tobą w pokoju. Nie bałem się o to czy ty coś zrobisz, nie ufałem sobie.

— Eddie. Szpital — przypomniał im Patrick, który jako jedyny nie był zaskoczony wyznaniem Gabriela, bo po prostu o tym wiedział. Prawdopodobnie rozgryzł to nawet przed samym Gabrielem.

Nathaniel wskazał na niego palcem, niemo przyznając mu rację i podszedł do Eddiego. Pomógł mu wstać i zawiesił go sobie na ramieniu, aby być dla niego dodatkową podporą.

— Co wy myślicie, że robicie?! — krzyknął Arthur.

— Chciałeś, żebyśmy się zjednoczyli i to ci się udało — stwierdził Patrick, nie do końca odpowiadając na jego pytanie. — Szkoda, że wyszło ci tylko to i że w taki sposób.

Po tych słowach cała czwórka wyszła, ignorując nawoływania Arthura.

A/N

2 rozdziały do końca. No może 3.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro