Shu Sakamaki moim wybawcą?!
Poczułam,że leżę w dość wygodnym łóżku i próbowałam powoli otwierać oczy.Gdyby nie fakt,że było w miarę ciemno,pewnie miałabym z tym większy problem.Otworzyłam swoje oczy i rozglądając się, dostrzegłam,że po mojej prawej stronie łóżka, tuż obok mojej głowy,że na krześle siedzi chłopak.Rozpoznałam go- to był ten blondyn,który wciąż pozostał dla mnie bezimienny.Teraz nie miał już swetra i marynarki a elegancką,koszulę.Na oko była w odcieniach sinego może modrego natomiast jego podkoszulka była zwyczajnie biała.Trudno było zaprzeczyć fakt,iż blondyn był wyjątkowo przystojny.Podbródek podpierał swoją dłonią, która była podparta o jego kolano.Z obojętnym wzrokiem cały czas mi się przyglądał.Przestraszyłam się i krzyknęłam głośno.
-Nie wrzeszcz,nic ci nie zrobię..-przewrócił oczami i zatkał mi dłonią usta.Po chwili jednak odpuścił i zabrał swoją rękę.
-A..a..ale wy.. ! Auł...!- dotknęłam palcem mojego czoła i poczułam bandaż, który był owinięty wokół całej,mojej głowy.Nawet ja nie wiedziałam o co chodziło.
-Same z tobą problemy.-wymruczał nachylając się w moją stronę i chwytając mnie za nadgarstek,ułożył moją dłoń na poduszce bym nie ruszała rany.Po chwili natychmiastowo puścił mój nadgarstek i wrócił do poprzedniej pozycji.
-Co mi się stało?! Wszystko mnie boli, szczególnie głowa..
-Laito i Ayato rzucili się na ciebie co poskutkowało,że upadłaś i
uderzyłaś głową o podłogę.Dlatego cię tak boli.A co do reszty..o ile pamiętasz,
wcześniej odkryłaś,że jesteśmy wampirami.Wampiry muszą się jakoś żywić więc..
jak można się domyśleć, ból jest spowodowany kłami.
-Czyli to nie był sen?
-Nie.
-Dlaczego się na mnie wszyscy rzuciliście?!-cała sytuacja zaczęła mnie powoli irytować-
Wampiry to wampiry ale nawet nie wiecie kim jestem..poza tym teraz jestem zmuszona by zostać tu dłużej niż się spodziewałam..
-Nim się spodziewałaś?
-Przecież mówiłam wam wszystkim,że chcę tylko skorzystać z telefonu, nic więcej!
-To dziwne..ludzie zazwyczaj krzyczą jak się boją a tak to są cicho.Ty masz na odwrót.
-Nie prawda-skłamałam urażona.
-Mhm...-mruknął i ziewnął po chwili.
-Mimo wszystko nadal nie powiedziałeś mi jak masz na imię.
-Po co ci to wiedzieć?
-Bo..
-Shu.
-Właściwie to która jest godzina?-spytałam z ciekawością chłopaka.
-Jest pierwsza szesnaście w nocy.
-A jeśli mogę spytać to ile już tu siedzisz?
-Od dwudziestej drugiej.
*Jak na kogoś kto lubi dużo spać i z ogromną łatwością mu to wychodzi,niesamowicie długo wytrzymał.*
-Aż tyle?!Nie musisz przecież, tu siedzieć przez całą noc..
-Nie jestem tępy..przecież,wiem,że nie muszę.
-Więc po co mnie pilnujesz?
Zamilkł ale nadal,przez cały czas na mnie patrzył.
-Obawiam się,że czując się obserwowaną , nie zmrużę oka..-powiedziałam szczerze.
-To pomyśl,że zamiast się na ciebie gapić, leżę obok ciebie.-patrzył nadal obojętnym wzrokiem,błądząc nim po mojej twarzy.
Zakryłam się kołdrą do połowy twarzy.Dosięgała mi już do oczu.A to wszystko przez te rumieńce!
-Co?! W czym to niby miałoby mi pomóc?!
Chłopak znowu zamilkł.Widząc to poczułam się trochę głupio.Przyglądał mi się ale nie raczył odpowiadać co wprawiało mnie w zakłopotanie.
-Nieważne..-wymruczałam pod nosem zamykając powoli oczy.
Już prawie zasnęłam gdy usłyszałam skrzypienie drzwi i momentalnie,cała roztrzęsiona,znalazłam się w pozycji siedzącej.Z wielkimi oczami przyglądałam się samo zamykającymi się drzwiom.Złotowłosy nagle zniknął a ja nie byłam pewna czy jetem tu bezpieczna.Co ja wygaduje, wcale nie jestem.Może spróbuje uciec?Odkryłam się i zobaczyłam kilka małych bandaży na nodze.Chłopak mówił o śladach po ugryzieniu ale to ewidentnie nie było to.Takich śladów miałam może z trzy,cztery ale na ramieniu.Były widoczne ale nie zaklejone.Widać było,że jakimś cudem ślady same się goiły. Ah, no tak, nie zapominajmy o głowie.Gdy tylko próbowałam wstać, kręciło mi się w niej.Zrobiwszy może tak z cztery podejścia,za piątym wreszcie się udało na chwilę stłumić ból.Korzystając z okazji, upewniłam się czy oby na pewno nikogo nie ma.Idąc pustym korytarzem czułam się obserwowana ale o dziwo zachowałam spokój.Skręcając na prawo korytarzem nagle na kogoś wpadłam.
-Witaj laleczko-powiedział uśmiechnięty Laito.- Widzę,że ktoś tu się lepiej czuje, cieszę się.
*Shu mówił,że ten chłopak jest jednym ze sprawców przez których moja głowa jest teraz w tak opłakanym stanie..*
-Nie waż się do mnie zbliżać-powiedziałam ostrym tonem próbując zachować spokój.
-Ojojoj ktoś tu ma chyba zły humorek.Chodź ze mną a gwarantuje,że ci się poprawi.-wyszczerzył się do mnie a jego ostre kły przyprawiły mnie o drżące dłonie.Gdy tylko zobaczyłam,że się do mnie zbliża,moja odwaga zniknęła i odruchowo zaczęłam uciekać.
Mijając jakiś pokój nagle poczułam jak czyjeś dłonie mocno łapią moją prawą rękę i ciągną do środka.Nim się spostrzegłam jedna ręka chłopaka zasłaniała mi usta a druga obejmowała moją talie, zamykając mnie w szczelnym uścisku.
-Nie ruszaj się- wyszeptał mi do ucha.
Rozpoznałam ten głos.To był Shu.Obok lekko uchylonych drzwi przeszedł powolnym krokiem Laito, wołając mnie.Czerwonowłosy był najwidoczniej już daleko na co blondyn mnie wreszcie puścił a ja odwróciłam się do niego przodem.
-Czy ty przypadkiem nie miałaś odpoczywać?-zapytał podejrzliwie.
-Um..tak ale chciałam się przejść?- nie umiałam nic innego wymyślić.
Chyba jednak ani trochę nie zabrzmiałam wiarygodnie.
-Mhm, z pewnością.Z pewnością chciałaś się przejść po rezydencji pełnej wampirów, których zresztą chwilę temu za wszelką cenę chciałaś uniknąć.Z pewnością ci w to uwierzę.-przewrócił oczami.
*Kurczę ale wpadłam..*
Westchnął głośno.
-Dlaczego próbowałaś uciec w tak opłakanym stanie? Miałem cię pilnować ale stwierdziłem,że jeśli wszyscy śpią to mogę wrócić do mojego pokoju.
-Laito jakoś nie spał- wymruczałam urażona.
-Ten to akurat jest tak skomplikowany,że nawet ja go nigdy nie zrozumiem.-przyglądał mi się z ta obojętnością wymalowaną na twarzy.-Przykro mi ale wracamy do pokoju.
-Ale..-byłam zła,zawiedziona,zmartwiona i trochę obrażona jednocześnie.
-Uciekaj jak będziesz czuła się lepiej..-dodał stojąc tyłem do mnie, już w progu drzwi.
*Czy mi się wydaję czy Shu właśnie mi poradził, bym stąd zwiewała jak najszybciej?*
-No chodź.- odezwał się niecierpliwie blondyn, wyciągając rękę w moją stronę bym ją chwyciła.
[to czy chwyciłaś rękę czy nie, nie ma znaczenia]
Doszliśmy do pokoju.Chłopak kazał mi położyć się na łóżku i wreszcie zasnąć, po czym wyszedł zostawiając otwarte drzwi.Z racji tego,że byłam zbyt uparta, usiadłam na łóżku i rozglądnęłam się uważnie po pokoju.
*Przysięgam,że albo wariuje albo ktoś tu jest i mnie obserwuje.*
Usłyszałam,że w ciemnym rogu pokoju coś niespodziewanie spadło, a ja słyszałam kroki zbliżające się ku mnie.Niestety po drugiej stronie pomieszczenia było zbyt ciemno, bym zobaczyła czy faktycznie ktoś tak jest i zmierza w kierunku mojej osoby.Kroki było coraz bliżej a ja gwałtownie wstając z łóżka, wybiegłam z pokoju.Błagałam by nie spotkać tu już nikogo więcej.Zmierzając tak przed siebie, wybiegłam przed ich rezydencje i zobaczyłam znajomy mi cień.Podbiegłam do blondyna przerażona a gdy mnie tylko usłyszał,szybko odwrócił się do mnie przodem.
-Co jest?- spytał z tym obojętnym wyrazem twarzy.
Nie odpowiedziałam.
Ukryłam twarz w jego klatce piersiowej i wtuliłam się by nie widział jak płaczę.
-Po prostu pomóżcie mi wrócić! Chcę wrócić do domu! Proszę... - nie mogłam dłużej powstrzymać łez.To było silniejsze ode mnie.Od niepamiętnych czasów te stworzenia fascynowały i przerażały mnie w jednym.Ale teraz zrozumiałam,że naprawdę bardzo BAŁAM SIĘ WAMPIRÓW.Najdziwniejsze było w tym to,że przytulając go,nie czułam lęku.Wiedziałam,że jest wampirem a mimo to, czułam,że mnie nie skrzywdzi.Przynajmniej nie teraz.Miałam cichą nadzieję,że może jakimś cudem nie przemoczę mu koszuli i nie domyśli się,że płaczę.Zerkając na niego szybko kątem oka, zobaczyłam jego zszokowany wyraz twarzy.Domyśliłam się,że postawiłam go w dosyć niewygodnej sytuacji więc ze spuszczoną głową, puściłam go. Był ode mnie wyższy więc musiał się schylić bym poczuła jego oddech obok ucha.
-Postaram ci się pomóc-wyszeptał, niewyobrażalnie cicho.- Ale przestań już płakać bo wystarczająco zmoczyłaś mi koszulę- z prawie niewidocznym uśmiechem, poczochrał mnie po włosach i mijając mnie, szedł powoli przed siebie.Po raz kolejny chciał dopilnować bym bezpiecznie wróciła do pokoju.
Podeszłam do niego i szłam kilka milimetrów za nim.
---------------------------------[POV.SHUU]----------------------------------------
Gdy blondynka już zasnęła, udałem się na zewnątrz.Usiadłem na schodach przed drzwiami do rezydencji i słuchałem muzyki.Nie wiadomo skąd , nagle pojawił się jeden z tych Mukamich - Ruki.
-Jak tam ta nowa?-zapytał ze złośliwym uśmiechem, wyrywając mi słuchawki z ucha.
-Normalnie..
-Widzę,że ktoś tu komuś miesza w głowię-powiedział z satysfakcją.
-Odwal się.-wymruczałem odchodząc od tego kretyna.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro