Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2.

Eva
♧♧♧

Wiedziałam jaką sławą okryte jest to miejsce oraz jego właściciel. Chyba każdy przechodzi taki moment w swoim życiu, że ma wszytko oraz wszystkich dosłownie w dupie. Zatem i ja posiadam właśnie, taki stosunek do świata a już zwłaszcza do taty, który nigdy nie zachowywał się, jak na ojca przystało,tym bardziej teraz, kiedy przyparł mnie do muru nie pozostawiając żadnego wyboru. Jego obsesja na punkcie Shelleya, stawała się niebezpieczna.

A co, ja kurwa, marionetka?

Nigdy nie podejrzewałam rodziciela o zbyt wielkie uczucia względem mojej osoby. Od śmierci matki, traktował mnie przedmiotowo. Niczym niepotrzebny balast, którego trzeba się, jak najszybciej pozbyć, nawet zdążyłam do tego przywyknąć. Ale to, co wymyślił, przekracza wszelkie granice, a mi jak zwykle nie pozostawia wyboru.

Zasraniec

Stawka jest wysoka więc muszę działać od razu, dlatego razem z Cam, znalazłyśmy się w klubie “Grzech”. 

Co prawda nie przewidziałam strzelaniny, ale była mi na rękę. Można powiedzieć, że ułatwiła jedno z trudniejszych zadań.

Tak właśnie znalazłam się w łóżku samego diabła Nowego Jorku, z postrzeloną ręką i mętlikiem w głowie. Każdy dobrze wie, że William Shelley, jest kimś. Trzyma całe miasto w kieszeni oraz nie schodzi z pierwszych stron gazet. Najgorętsze ciacho do wzięcia. Niebezpieczny, obrzydliwie bogaty oraz wpływowy. 

— Chcesz się przebrać? — pyta, kiedy wraca do sypialni. 

Wszyscy, którzy byli przy nas, jakieś piętnaście minut temu wyszli. Doktor Collins, przepisał mi środki przeciwbólowe i w razie potrzeby nasenne. Teraz czekamy aż zostaną dostarczone.

Natomiast, Camilla, ucałowała mnie na pożegnanie obiecując, że z samego rana wpadnie przed wyjazdem, aby sprawdzić, jak się czuję.

— Jeszcze gdybym miała w co — burczę obrażona na cały świat. 

— Poczekaj. — Otwiera drzwi białej, masywnej szafy, przesuwa kilka wieszaków po czym ściąga z jednego  koszulę. — Może być? — Odwraca się, trzymając czarną, elegancką tkaninę. — Sorry, damskich majtek nie noszę więc musisz spać w tych, co masz. Jutro coś ogarniemy. Albo możesz je ściągnąć, nie będę protestować. — Unosi ręce w geście poddania, nadal trzymając wybrane dla mnie ubranie.

Serio? Myślałam, że trochę poczeka zanim zacznie mnie podrywać. 

Bo, że zacznie wiedziałam na pewno po tym, jak energicznie zakrył mnie kołdrą, a w jego spodniach pojawiło się spore wybrzuszenie.

Tak, patrzyłam na jego krocze.

Powinnam się zarumienić czy coś, prawda? Taka słaba i ranna, a zerkam tam, gdzie nie powinnam. Nawet nie wiem, dlaczego to zrobiłam, samo jakoś wyszło. Ale przysięgam, on jest tak piekielnie seksowny, że nie mogę się powstrzymać. A to, iż wielki Carlo Reed, go nienawidzi podkręca mnie jeszcze bardziej. 

Zdaję sobie sprawę, że to wszystko jest nieźle pojebane. Cóż takie miałam wzorce. Nic w moim życiu nie jest normalne i nigdy takie nie było. Więc, dlaczego ja miałabym być?

Nie da się ukryć, że jest dużo przystojniejszy niż na zdjęciach. Po prostu facet marzenie. Wysportowany, wysoki o czarnych włosach i ciemnych oczach, jedną z powiek przecina mocno już wyblakła blizna. Ma uwielbiany przez większą część kobiecej populacji, i jakże modny; równo przystrzyżony zarost. No mówię, chodzący ideał 

— Yhy, Chciałbyś.

— Chciałbym. A nawet wiem, jakbym to wykorzystał. — Ku mojemu zdziwieniu podchodzi do mnie pomału, oblizując wargi językiem.

— Tak? Co byś z tym faktem zrobił? — Przysięgam wyrwało mi się, ale otacza go taka aura, że od razu robię się mokra między nogami.

Eva, poważnie? Nie zachowuj się, jak prostytutka.

— Najpierw, wsadziłbym między twoje uda rękę, delikatnie błądząc palcami po gładkiej  skórze. — Usiadł tuż przy mnie, zbliżając twarz do mojej na taką odległość, że chyba tylko szpilka zmieściłaby się między nami. Zademonstrować? — Zapytał.

— Jeśli musisz… — wyszeptałam wprost w jego usta, nie odrywając wzroku od pociemniałych z pożądania tęczówek.

— Zaczął bym od tego miejsca. — Rozszerzył moje nogi i wcisnął między nie dłoń, bardzo subtelnie przesuwając ją po jednym z nich od zewnątrz, ku górze. — A później tutaj… — Zmienia stronę oraz kierunek. Ani przez chwilę nie dotyka mojej mokrej cipki, a ja czuję, jak ogarnia mnie podniecenie.

Żadne z nas się nie rusza, tylko jego pieszczoty ciągle trwają. Czuję, jak nasze oddechy przyspieszają, moje nabrzmiałe piersi falują raz po raz, ocierając się o jego wysportowany tors.

Czy ktoś mi może wytłumaczyć, co ja odpierdalam? 

Miałam nieco inny plan co do niego, a zachowuję się, jak pierwsza lepsza z ulicy.

— Wow! Szybcy jesteście! — Levis, otwiera drzwi z uśmiechem na twarzy oraz papierową torebką w lewej ręce, przerywając tym samym intymną chwilę.

— Sprawdzałem tylko czy nasza poszkodowana zaczyna reagować na bodźce zewnętrzne. — Przeczesując włosy, William, wstaje z łóżka i odbiera od przyjaciela pakunek, odwracając się później do mnie przodem i ostentacyjnie przykładając rękę, którą mnie pieścił do twarzy. Zaciągając zapachem.

Eeee…ok… Może udam, że tego nie widziałam.

— I co, reaguje prawidłowo? 

— Nie wiem, nie skończyłem testu, bo wszedłeś tutaj bez pukania, jak ostatni cham. —  W tym czasie nalewa do szklanki wody i otwiera pudełko z tabletkami. Zerka na rozpisane przez doktora wskazówki po czym podchidzi do łóżka.— Połknij, najlepiej dwie, przestanie boleć. 

— Pukać, to wy się pewnie będziecie, jak tylko stąd wyjdę. — Blondyn nadal żartuje z sytuacji, w której nas zastał.

— Kurwa, przestańcie! Ciągle tutaj jestem! — Wstaję z łóżka, łapiąc za koszulę, która tej nocy miała sprawować funkcję mojej piżamy. — Łazienka? — pytam zawstydzona, zirytowana i kurewsko, obolała.

— Tam, po lewej. — Wskazuje. — Levi, pogadamy jutro, muszę pomóc damie w opałach.

— Czekaj no, nie ty krzyczałeś godzinę temu, że nie jesteś ani niańką ani jebaną pielęgniarką? — Zaczyna się śmiać na cały głos, łapiąc teatralnie za brzuch. — Wygląda właśnie na to, że jesteś dwa w jednym. Nie! Sorka, trzy w jednym, jeśli ją przelecisz.

— Widzę, że humor dopisuje. — Przewracam oczami, wychodząc z sypialni.

— Levi, idź do biura, zaraz przyjdę się z tobą rozprawić. — Zbywa przyjaciela. — Czekaj, wróbelku. — Szybkim krokiem dogania mmie, łapiąc w pasie.

Fakt, nadal czuję się osłabiona. Dosłownie tak, jakbym miała zderzenie z tirem, nawet nie chcę patrzeć w lustro w obawie, że zobaczę tam wiedźmę z Salem, ale jego dotyk działa na mnie zbyt intensywnie, bo od razu mam wrażenie, że wracam do żywych.

— Chyba jestem na ciebie skazana. 

— Chyba, tak. — Wzrusza ramionami. — Dasz radę podnieść obie ręce do góry czy próbujemy dołem ściągnąć tę sukienkę?

— Obawiam się, że postrzelona ręka nie drgnie, natomiast dołem hm… Mój biust raczej tego nie ułatwi zważywszy na to, jak obcisła jest kreacja.

— Więc będę musiał ją z ciebie zedrzeć. — Uśmiecha się dwuznacznie.

A ja, jak skończona kretynka od razu reaguję na jego słowa. Przysięgam, że najchętniej złapałabym go za te ciemne włosy, przyciągnęła do siebie po czym zachłannie wpiła w jego mięsiste usta.

— Eva? Słuchasz mnie? — Jego głos sprowadza mnie na ziemię.

— Tak, co mówiłeś?

—  Właśnie widzę — komentuje, mój chwilowy brak uwagi. — Że idę po nożyczki, a jutro dostaniesz nowe ubrania. Wytrzymasz? — Kiwam tylko głową na znak zgody w obawie, iż mój głos może zdradzić zbyt wiele.

Muszę się, jak najszybciej ogarnąć! Chociaż, gdybym przespała się z Williamem mogłabym połączyć przyjemne z pożytecznym. Bo, to ja pierwsza, poszłabym do łóżka z nowo poznanym mężczyzną?

— Musisz być piekielnie zmęczona. — Mój zlansowany mózg nawet nie rejestruje momentu wejścia Shelleya, do łazienki.

— Dlaczego? — Próbuję odpowiedzieć, w najbardziej naturalny sposób tak, żeby nie zdradzić, co chodzi po mojej głowie od momentu, kiedy świadomie  zaczęłam odczuwać jego bliskość.

Omdlenie się przecież nie liczy.

— Bo wyglądasz, jakbyś momentami odpływała. — Znów jest blisko, zbyt blisko. 

— Tak, to zmęczenie. Ledwie stoję na  nogach.

— To usiądź. — Pokazuje na swoje kolano, a ja się śmieję.

— Nie żartuj, tyle wytrzymam.

— Jak chcesz. —  Przyciąga mnie do siebie, łapie w dwa palce ramiączko sukienki, wierzchem dłoni muskając skórę. Drugą ręką tnie tkaninę wzdłuż brzegu, aż po same uda.

Nie wiem czy robi to specjalnie czy przypadkowo, ale czuję, jak ciało zaczyna mnie palić na wskutek tych delikatnych dotknięć. Właśnie uzmysławiam sobie, że za malutki moment stanę przed nim w samych majtkach.

Tak, nie założyłam do tej sukienki stanika.

— Dziękuję, resztę zrobię sama.

— Nie sądzę. Ustoisz pod prysznicem? 

— Postaram się — odpowiadam, zdając sobie sprawę z tego, że moja ręka nakrywa jego, ułożoną na moim biodrze. Dokładnie w miejscu, gdzie przestał rozcinać sukienkę. — Kolega na ciebie czeka.

— Dobra, zróbmy tak, wejdź pod prysznic w ubraniu, umyję ci postrzeloną stronę, żeby nie zamoczyć opatrunków. Skoro się tak bardzo wstydzisz, chociaż nie rozumiem dlaczego, to kiedy wyjdę rozbierzesz się sama, pasuje? 

— Tak. — Nie zamierzam się z nim przegadywać, bo nie mam ochoty stać w tej łazience do usranej śmierci.

Podtrzymując mnie w pasie wprowadza do przestrzeni przeznaczonej na kąpiel. Tak przestrzeni, ponieważ oprócz jednej przeszklonej ścianki nie ma tutaj żadnych drzwi kabinowych czy czegoś w tym stylu. 

Z góry spogląda na mnie dość sporych rozmiarów deszczownica, a po boku zauważam wbudowane w ścianie półki. Z jednej z nich ściąga męski żel i nalewa odrobinę na gąbkę. Nie spiesząc się, myje moją ubrudzoną krwią skórę, zwinnie omijając bandaż, który mam na przedramieniu.

Opieram ciężar swojego ciała o niego, zdrową ręką przytrzymując kieckę tak, aby czasem się ze mnie nie zsunęła. Pod wpływem dotyku dłoni Williama, zapominam się i odchylam głowę do tyłu, opierającą o jego tors.

Chyba jestem w raju.

Znów, zapominam o bólu oraz okolicznościach, w których się tutaj znalazłam. Moje zmysły wyostrzają się chociaż, co jest nieco śmieszne Will, nie robi nic erotycznego.

Dlaczego on tak na mnie działa?

Całą uwagę skupiam na bliskości czując, jak męski zapach dociera do mojego nosa. 

— Podoba cię się? — szepta do mojego ucha, gryząc jego płatek, a we mnie aż wrze. Malutkie receptory włączają się automatycznie i w momencie czuję, jak moje sutki twardnieją.

— Tak, ten zapach jest cudowny. 

— Nie udawaj, nie o to pytam. — Kieruje szorstką stronę gąbki na piersi zataczając koła, kciukiem zachaczając o brodawki, a ja mam wrażenie, że stoję całkiem naga, bo intensywność tego uczucia przyprawia o ponowne zawroty głowy. — Podaba ci się mój dotyk, Evo? — ponagla pytanie.

— Tak, i to bardzo. —  Przekręcam głowę w jego stronę. Nie wytrzymam muszę go pocałować. Zatem wbijam wzrok w jego usta, próbując zachować resztę godności oraz sprowokować do pierwszego kroku.

Nie czekam długo, widzę jak zwilża usta językiem, w oczach zapalają się ogniki, a na plecach czuję, choć ma spodnie, twarde wybrzuszenie.

Jednak on, zamiast mnie pocałować odwraca delikatnie w swoją stronę, przypiera do ściany, opierającą dłonie tuż nad moją głową. 

— Nie wiesz, jak bardzo chciałbym w ciebie teraz wejść, wróbelku. — Wciąga powietrze, opierając czoło o moje.

Stoję bez ruchu nadal, czekając na jego kolejny krok, na moment, kiedy zrobi to, o czym mówi.

— Czekasz na pozwolenie? — pytam, zadzierając podbródek.

— Przecież nie muszę. — Puszcza oczko jednocześnie, gładząc mój policzek. — Chodzi o to, że… — Do naszych uszu dobiega dźwięk, jakby klaskania.

— Zabiję tego skurwusyna. — Will, przewraca oczami. — Zapomniałem, że on tutaj ciągle jest.

— Ja też. — Wzruszam ramionami po czym uświadamiam sobie, co sugeruje Levis, tymi odgłosami. 

— Dasz sobie radę? Ja zajmę się durniem w moim biurze.— Przytakuję a następnie odprowadzam go wzrokiem.

— Levis, ty chuju, już nie żyjesz. — Słyszę za drzwiami krzyk Williama i śmiech Levisa.

Ściągam z siebie przemoczone ubranie, siadam na podłodze tak, aby strumień ciepłej wody nie dotarł do opatrunków, zastanawiając się, co ja do cholery, odpierdalam. Nie taki był plan, nie w ten sposób. Czy naprawdę zamiast mózgiem myślę tym, co mam między nogami? Może te dwa narządy zamieniły się miejscami?

Jest na sali lekarz? Bo kurwa, potrzebna operacja, na już!

Czas na perspektywę Evy😉

Na początku rozdziały mogą pojawiać się mniej regularnie (wiem algo mnie nie polubi😅) postaram się publikować dwa razy w tygodniu, niestety przede mną ważne egzaminy, dlatego może się zdarzyć, że będzie też rozdział na tydzień. Zobaczymy 😉

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro