Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13.

Ktoś czekał na rozdział? Obiecuję, że wracamy z podwojoną siłą 😉 Teraz będzie się działo, oj będzie 🙈

William 
  ♤♤♤


Czekam aż się obudzi, nie wiedząc czy to kolejne przedstawienie, które właśnie odgrywa. Już niczego nie jestem pewien jeśli chodzi o Evę.

Niczego kurwa!

— Podgłośnij to, kurwa — mówię do hakera, u którego właśnie oglądam na monitorze rozmowę Evy z ojcem.

— Szefie, w każdej chwili mogą nas odłączyć, mają dobre zabezpieczenia. 

— Wiem, ale może uda się coś wyłapać z tego co tutaj mamy. Chociaż wątpię, że Reed będzie z nią rozmawiać o interesach. — Przeczesuję nerwowo włosy.

Co bardzo mnie ciekawi, to fakt, dlaczego Eva, powiedziała, że idzie z Camillą na zakupy. Szczęśliwie zbiegło się w czasie, że moi nadwyraz uzdolnieni informatycy w końcu złamali system zabezpieczeń monitoringu i mogę właśnie oglądać moją przyszłą żonę, która wyraźnie spięta siedzi na fotelu, a naprzeciwko niej znajduje się, ten chuj, Reed.

— Rozmawiałem już z aktorem, dostał wszystkie wytyczne, nie powinno być problemu. — Carl, streszcza, popijając whisky, a ja kompletnie nic z tego nie rozumiem.

— Czyli wszystko jest już dopięte na ostatni guzik, ten ślub jednak będzie fikcyjny, a ja mam udawać żonę Shelleya. — Kiedy słyszę wypowiedziane, przez Evę słowa, zamieram.

Co do chuja?!

— Tylko tak, William zaufa ci na tyle, żebyś mogła przekazywać mi informacje. Nie spierdol tego, córko.

— Tato, pamiętasz, że obiecałeś mi… — W tym momencie z ekranu znika podgląd i już nic nie jesteśmy w stanie ani zobaczyć ani usłyszeć.

Chcę usłyszeć jaką cenę wyznaczyła Eva, za zrujnowanie mnie.

— Zrób coś, kurwa, połącz się z nimi. — Zaczynam trzaskać o klawiaturę, choć tak naprawdę nie wiem co mam nacisnąć, nie znam się na tym.

— Szefie, zakodowali sygnał, wiedzą, że ktoś się włamał. Już nic nie zrobimy. — Młody chłopak patrzy na mnie z rosnącym w oczach przerażeniem.

Kurwa! 

Niewiele myśląc wyciągam pistolet i strzelam mu prosto w głowę. Nie mogę pozwolić, by ktokolwiek dowiedział się o tym, jaką zdradziecką dziwkę przytargałem do domu.

Tak, kiedy muszę jestem bezwzględny, jedna kulka wystarczy aby tajemnica została zachowana.

Na szczęście informatyków mi nie brakuje, a ten nie wyróżniał się niczym szczególnym na tle innych. 

Wybiegam z pomieszczenia jak opętany. Wsiadając do samochodu mam w głowie tylko słowa Reeda, o udawanym ślubie.

Czuję pochłaniającą mnie nienawiść, która płonie we mnie z taką siłą, że może rozerwać mnie w sekundę.

Przecież ja ją kurwa zabije!

Przypominam sobie minę zadowolonego Reeda, i to z jaką pasją opowiadał, że podstawi aktora zamiast urzędnika, że czeka na informację, które Eva ode mnie wyciągnie, że nie może się doczekać aż mnie zniszczy.

Jebany, skurwiel! I jego pierdolona córka!

Przepłakałem całą noc, czułem się jak gówno, jak frajer z pierwszej lepszej łapanki, który myślał, że pomimo nazwiska, ona jest inna.

Oddałem jej swoje serce, a ona zdeptała je niczym karalucha. 

Ostatni raz!

Długo się zbierałem i obmyślałem jak się zemścić, nie powiedziałem nawet nic Levisowi, bo jak mam to zrobić? Przyznać się do takiej porażki?

— William, co to było? — Eva podnosi się do siadu, patrząc na mnie ze strachem w oczach. — Dlaczego mierzyłeś do mnie z broni? — Dlaczego nazwałeś mnie…

Ona udaje, nie mogę się kurwa nabrać — powtarzam sobie jak mantrę  w głowie.

— Zdradziecką dziwką? — pytam, przerywając jej. W sypialni zapada cisza. — Bo nią, kurwa jesteś!

— Jesteś pijany? 

— Chciałbym, kurwa. Myślisz, że nie wiem co odjebałaś ze swoim tatusiem? Ty mała zdziro, zabawiłaś się mną, żeby wynosić informacje. — Patrzę na jej twarz, nie potrafiąc odczytać żadnych emocji. — Zajebię cię kurwa, przysięgam. — W sekundę doskakuję do niej i łapię za kark.

— To boli. — Eva stęka, próbując złapać powietrze.

— Ma, kurwa, boleć, tak jak mnie bolało, kiedy dowiedziałem się, że ten ślub to farsa. 

— Willi…

— Nie nazywaj mnie tak, do chuja! — Zauważam, że zmienia się  kolor jej skóry na twarzy. — Nie zabiję cię, tylko dlatego, że na to nie zasługujesz. — Luzuję uścisk  — Będziesz cierpieć tak bardzo, że sama poprosisz o śmierć.

Wstaję z łóżka, a po chwili widzę jak Eva robi to samo i idzie w moją stronę. Miotają mną sprzeczne uczucia. Nie potrafię jej zabić, ponieważ ją kocham, nie potrafię jej wybaczyć, ponieważ mnie zdradziła, w najgorszy możliwy sposób. 

— Kochanie, wszystko ci wytłumaczę. — Podchodzi do mnie przytulając się od tyłu.

— Nie dotykaj mnie, kurwa! — wrzeszczę na cały pokój, odpychając ją od siebie, a Eva natychmiast odskakuje ode mnie. Widzę, że jest przerażona. — Nie chcę cię słuchać, rozumiesz. — Łapię ją za nadgarstki, wściekle wpatrując się w twarz kobiety.

Złamała mnie, suka! Jako pierwsza sprawiła, że moje serce krwawi.

— W takim razie dobrze, skoro nie chcesz słuchać, a jak wiesz to było udawane małżeństwo, wychodzę i nigdy mnie nie zobaczysz. — Ściąga z palca obrączkę i kładzie ją na stoliku tuż obok kwiatów.

Doprowadza mnie to do szału. Biorę pierścionek i idę w jej stronę.

— Myślisz, że to takie proste? Ha! Kurwa, jesteś idiotką czy tylko ją udajesz? — Znów łapię ją za dłoń, tym razem bardziej brutalnie po czym wciskam obrączkę na miejsce, w którym powinna być  — Jestem, jebany Shelley, nie odejdziesz ode mnie dopóki ja, tak nie będę chciał! Słyszysz? Mała blond suko, co do ciebie mówię? — Odwraca się i chce wyjść. — Gdzie, do chuja się wybierasz?

Zauważam, jak zatrzymuje dłoń na klamce od drzwi, odwracając się w moją stronę.

— Czyli co…?  Uwięzisz mnie tutaj? Zabijesz? Co zrobisz, Shelley?

— Maleńka, maleńka, oh maleńka, ale ty czasami jesteś glupia. — Cmokając w powietrzu, wyciągam jeden kwiatek ze ślubnej wiązanki, zmierzając powolnym krokiem w  stronę żony.

— Co robisz?

— Pytałem o liścik, pamiętasz? — pytam, nie spuszczając wzroku z Evy. — Otóż spójrz… — Biorę głęboki wdech. — Ta jedna stokrotka jest sztuczna, wróbelku. Nie zauważyłaś? — Widzę przerażenie w jej oczach. — Wiesz, co to oznacza? — Zaczynam gładzić kwiatkiem delikatną skórę Evy. — Że nigdy się ode mnie, kurwa nie uwolnisz.

NIGDY!

Pękam. Mam dość. Właśnie znalazłem się w samym środku piekła, i dopilnuję tego, aby Eva Reed, też zagrzała w nim miejsce tuż obok mnie.

— No i chuj, przynajmniej nie muszę brać z tobą rozwodu— odpowiada, zmieniając nastawienie. Próbuje się bronić, co zasługuje na pewnego rodzaju podziw.

— Ty idiotko, ten ślub odbył się naprawdę! — krzyczę, zauważając zdziwienie w jej błękitnym spojrzeniu. — Wiedząc jakie macie plany, kazałem odjebać aktora, a na naszym ślubie był prawdziwy urzędnik. Oprócz tego, skarbie, nie podpisałaś intercyzy, przekonana, że jej nie potrzebujesz, więc wystarczy tylko zmusić twojego cudownego tatusia do przepisania imperium na ciebie, albo liczyć na cudowny przypadek, że twoja starsza siostra zdechnie i wszystko będzie moje! Włącznie, kurwa z tobą! 

— Co ty wygadujesz, opamiętaj się.

— Wiem dobrze, że jesteś druga do tronu. Reszta twojego rodzeństwa to nic nie świadoma gówniarzeria, więc wystarczy jedna kulka…. JEDNA jebana kulka i zemszczę się na Reedzie, tylko wiesz co? Nie będę miał satysfakcji z tego, że go zabiję, wolę sprawić by tracił wszystko na czym mu zależy, patrząc na to.

— Coś ty zrobił! — krzyczy, rzucając się na mnie z pięściami.

— To, co uznałem za konieczne, żonko.

— Ty idioto, jak mogłeś? Wiesz co się teraz stanie? — Zmęczona krzykami i ciosami jakie we mnie wymierza od kilku minut, upada na kolana, płacząc tak przeraźliwie, że moje ciało przechodzi dreszcz, a serce kurczy się boleśnie.

Czuję, że się gubię w tym wszystkim, jestem rozdarty między piekłem, a niebiem. O co tu, kurwa chodzi? Dlaczego ona tak cierpi? Chcę wierzyć, że to nieudawane, ale jak to w życiu bywa rozum walczy z sercem.

Łzy Evy, rozdzierają mnie na kawałki, na jebane strzępy. Zatapiam się w piekielnych czeluściach, a w tym momencie moja mroczna strona przeważa nad tą dobrą. Nie potrafię jej uwierzyć, tym bardziej zaufać. Nie po tym, co widziałem na monitoringu...

— Wstawaj nie udawaj. Jesteś kurwa, nic nie wartą aktoreczką! — Podnoszę ją za ramię do góry, próbując ogarnąć tajfun panoszący się po mojej głowie.

— William, kurwa, dlaczego mnie nie słuchasz, jeśli….

— Jeśli co, do chuja? Co? Kurwa? — Tracę nad sobą panowanie, mam dość jej gierek. — Wiesz kim dla mnie jesteś? — odpowiada mi głucha cisza oraz jej przerażone spojrzenie. — Jesteś nikim. Pierdolonym zerem, słyszysz? — Potrząsam nią boleśnie, a drobne ciało Ecy, w moich rękach wygląda jak szmaciana lalka.

Nie potrafię się powstrzymać, krzyczę bez opamiętania, czując jak rozpierdala mnie od środka. Zatapiam się w ciemności, która swoimi lodowatymi szponami zagarnia mój umysł i serce. Chce mi się wyć, czuję się jak śmieć, chociaż nie ja nim jestem.

Nie zrobiłbym jej czegoś takiego, nie po tym co nas połączyło.

— William, ja ci wszystko wytłumaczę posłuchaj mnie przez chwilę, proszę. — Wyciąga ramiona z uścisku, ujmując w swoje dłonie moją twarz.

— Nie chcę cię słuchać, nie mam sił na twoje kłamstwa. — Z bezsilności opieram czoło o jej.

Targają mną uczucia przepełnione smakiem goryczy. Na żadnej kobiecie nie zależało mi tak, jak na Evie, i chociaż ten ślub miał być zemstą na jej ojcu, uwierzyłem, że nam się uda. Chciałem jej uchylić nieba, dlatego teraz zabiorę ją do piekła.

Ja się go nie boję, bo zaznałaem już w życiu tyle bólu i cierpienia, że nie jest mi to w żaden sposób obce. A teraz pokaże tej małej, blond suce jak to jest, kiedy bajka zamienia się w koszmar. Nie wybaczę jej tego.

Nie ma takiej, jebanej opcji.

— To nie tak jak myślisz. — Przywiera ustami do moich, a ja jestem tak bardzo rozjebany psychicznie, że odruchowo wchodzę do ich środka językiem.

Popycham ją na drzwi, unosząc jedną nogę, odgarniam spódnicę na bok i brutalnie wchodzę w nią palcami. Jak zawsze jest na mnie gotowa, nawet teraz, kiedy jeszcze kilka minut temu celowałem do niej z pistoletu. 

Zsuwam spodnie, napierając ciałem jeszcze mocniej. Bez ostrzeżenia palce zastępuję kutasem i jednym, silnym pchnięciem jestem w jej mokrym środku. Jęk Evy, muska moje ucho.

Dlaczego, nadal tak bardzo jej pragnę?

Posuwam ją tak mocno jak jeszcze nigdy, czuję zatapiające się  w mojej skórze  kobiece paznokcie. W głowie mam totalny rozpierdol, uczucia się ze sobą mieszają, co powoduje, że nie potrafię rozróżnić, co jest dobre, a co złe.

Jestem gdzieś pomiędzy, utkwilem w czyśćcu i nie wiem, w którą stronę iść.

Eva, ociera się o mnie ciałem przyspieszając, jęcząc i szarpiąc za moje włosy.

— Nienawidzę cię. — Odsuwam się na chwilę od niej, szepcząc te słowa prosto w nabrzmiałe od pocałunków wargi.

— William…

— Zamknij się, kurwa —przerywam, napierając na ciało Evy, z całych sił.

Pieprzę ją bez opamiętania, gryzę wargę, z której po chwili czuję metaliczny posmak krwi, ciągnę za włosy, wyginając w bok głowę, Evy, co doprowadza do tego, że jej jęki wypełniają pokój, a cipka zaciska się na mnie, pulsując w spełnieniu.

Jak na złość dochodzimy razem, pierwszy raz. I choć przez chwilę chciałem sam zadowolić się jej ciałem, tak resztki mojego człowieczeństwa na to nie pozwoliły. Nie jestem aż takim chujem, nie dla niej.

Nie byłem, bo od teraz się to zmieni. Pokaże Evie, oblicze, którego jeszcze nie zna, ale zapamięta je do końca swoich dni. Eva Reed, a raczej już Shelley stała się właśnie moim wrogiem numer jeden. Opadła jej z twarzy maska niewinnego aniołka, bezbronnej dziewczyny, a ukazała oblicze prawdziwej diablicy, za którą skrywało się zło w czystej postaci. Zatem postanawiam podjąć walkę. Upodlę ją. Zranię. Zniszczę.

Przysięgam!

— To był ostatni raz kiedy cię dotknąłem, pani Shelley —wypowiadam te słowa z pogardą, którą również mam w swoim spojrzeniu. Chcę ją zranić. Chcę żeby czuła się brudna. Chcę ją zniszczyć.

— Co, ty pierdolisz William, daj sobie wszystko wytłumaczyć. — Podnosi rękę po czym przykłada ją do mojego policzka, a przed oczami błyska mi obrączka.

— Nie dotykaj mnie, brzydzę się tobą. — Odskakuję od niej jak oparzony.

— William, ostatni raz cię proszę, wysłuchaj mnie.

— Wypierdalaj ode mnie, i więcej mnie nie dotykaj rozumiesz? 

— Jak mam cię, nie dotykać, podobno jestem twoją żoną? Ty się słyszysz?

— Żoną jesteś tylko na papierze i dla świata, dla mnie jesteś zwykłą kurwą, która mnie zdradziła.

— Nie zostanę tu, rozumiesz? Nie będziesz mnie tak traktował.

— Zostaniesz, bo musisz odpokutować, rozumiesz? A spróbuj uciec, znajdę cię, kurwa wszędzie i pożałujesz, że się urodziłaś. Mam wiele pomysłów, na to, jak mogę cię ukarać, nie testuj mojej cierpliwości.

— Zwariowałeś. — Siada bezradnie na łóżku, zakrywając twarz w dłoniach. Dostrzegam płynące po jej policzkach łzy. — Ok, dam ci czas. — Podnosi głowę, wpatrując się we mnie.

— Ale ty jesteś głupia, to ja daję tobie czas, zamiast cię od razu zabić, kretynko.

Nie mam siły na nią dalej patrzeć, w tym momencie nie mogę być tak blisko Evy, ponieważ rany są zbyt świeże, nie jestem w stanie przewidzieć jak zareaguję na kolejny wspólny oddech.

Powinienem strzelić jej w łeb, ale nie potrafię, nie mogę tego zrobić, bo zabijając ją, zabiłbym siebie.  

Patrzę na żonę, ostatni raz po czym otwieram drzwi. Muszę zniknąć na jakiś czas.

— Witaj w samym środku piekła, Evo Reed — rzucam w jej stronę i zamykam za sobą sypialnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro