Rozdział 5
Dalej cała rozemocjonowana szłam w kierunku metra. Ciągle czułam jego dotyk na mojej twarzy. Byłam zła... cholernie zła na samą siebie, że nie jestem bardziej stanowcza i daje się sprowokować.
Dojeżdżając na lotnisko starałam się już wyciszyć, by nie psuć nastroju Vivi, której nie widziałam od roku
Czekała już na mnie rozglądając się po tłumie czekających
- Deki! – krzyknęła radośnie na cały regulator blondynka o zielonych oczach ubrana w pastelowo różowe ogrodniczki i bluzeczkę z falbankami.
- Widać, że przyjechałaś z Francji – zaśmiałam się ściskając ją mocno i ciesząc jak ona z naszego spotkania
Spojrzała na mnie sceptycznie po czym odparła
- U ciebie natomiast nie ma już śladu po dawnym stylu - docięła i jednocześnie wybuchnęliśmy kolejną partią śmiechu
- Mam wrażenie czy schudłaś? – przyjrzała się uważnie mojej twarzy
- To tylko zmęczenie nic wielkiego – odparłam – a teraz nie stójmy na środku lotniska bo wyglądamy jak wariatki, które uciekły z tego samego psychiatryka. Zabieram cię na obiad! – powiedziałam
- Hahahah... tak sądziłam, że pierwsze co zwiedzę po przyjeździe to restauracja... prowadź „mały głodzie"!
Zawsze tak mnie nazywała, ze względu na moją miłość do ciągłego jedzenia. Jedno było pewne. Dzięki Viv po raz pierwszy tego dnia szczerze się uśmiechałam.
...........................................................
- No i Gaara chce podjechać limuzyną, a mi zawsze marzyła się karoca z białymi konikami... Moja szwagierka oczywiście nie popiera żadnego pomysłu i śmieje się, że powinniśmy na miotłach przylecieć... Tema nie ma za grosz wyczucia... - żaliła się Viv, świergocząc podczas gdy ja starałam się w pełni zaangażować w rozmowę.
Niestety nie było to łatwe... cały czas myślałam o poranku
- Ale i tak cię w jakiś sposób wspiera – uśmiechnęłam się
- To ty powinnaś być moją druhną a nie ona – marudziła dalej
- Wiesz, że nie dałabym rady... za dużo rzeczy mi się nałożyło w związku z pracą i przeprowadzką... a nie chciałam skarbie czegoś nie dopilnować – jeszcze raz wyjaśniłam naburmuszonej księżniczce
- Tak, tak... po prostu mnie zostawiłaś dla kariery i chłopaka... zupełnie jak... - nie dokończyła nagle przestając się uśmiechać
- On mi dalej nie wybaczył, prawda...? Nie będzie go?
- Viv, wiesz jaki jest Takumi... to nie chodzi o brak wybaczenia... Jest tak przekonany o swojej cudowności, że nie rozumie jak mogłaś zostawić JEGO dla jakiegoś rudzielca... - zaśmiałam się – on ci już dawno wybaczył, ale jego ego jeszcze nie
- Ale może go przekonasz by przyjechał na ślub i wesele? – dopytywała
- Cóż... mamy jeszcze dwa tygodnie. Zobaczę co w mojej mocy
- Jesteś kochana... a co u ciebie!? Jak tam Itachi...?
- Mieszkamy razem od tygodnia i prócz jego nadgodzin w pracy i częstych nadprogramowych spotkań jest cudownie. Kocham go... - odparłam z uśmiechem
- Oho... - popatrzyła uważnie odkładając filiżankę z kawą
- Co?
- Skoro już w rozmowie ze mną na głos musiałaś wypowiedzieć deklaracje uczuć do niego „takim" tonem, to coś jest nie tak... okazało się, że jest brudasem, albo mieszka z matką? – zrobiła mi pełną analizę
Vivi prócz dziennikarstwa studiowała również psychologię, dlatego umiała wyczuć gdy coś było nie tak
- Gorzej... - westchnęłam – jego brat się do nas wprowadził na miesiąc
- Oj już nie przesadzaj panikarzu...szybko minie, a pewnie chłopakowi też nie jest łatwo mieszkać z parą zakochanych
- To Sasuke – odparłam przerywając jej optymistyczny wywód.
Aż się zapowietrzyła
- O ja pierdziele...
- Twoja reakcja jest bezcenna...
- Ten Sasuke!?
- A znasz jakiegoś jeszcze?
- Nie odpowiadaj mi ironicznie tylko wyjaśnij! – była teraz cała zszokowana. Po pół godzinie skończyłam opowiadać czekając na ja jej opinie na temat mojej sytuacji
- On cię dalej kocha – stwierdziła
- Raczej chce mnie zniszczyć... czeka tylko kiedy zwariuję na tyle by przyjechali na mnie ludzie w białych fartuchach...
- Dekashi... on cię kocha... wszystko na to wskazuje
- Ale ja jego nie – odparłam
- Nie kłam – aż spojrzałam na nią
- Zawsze go kochałaś i nigdy nie przestałaś. Przez dwa lata obwiniałaś się, że to przez ciebie wasz związek się rozpadł
- Możesz nie robić mi psychoanalizy? – zapytałam zblazowana nie chcąc tego słuchać
- To są fakty... poza tym on był twoim pier...
- Przestań mówić jak Takumi! – warknęłam – to nie ma znaczenia z kim straciło się dziewictwo i miało pierwsze doświadczenia erotyczne! Ty zdecydowałaś się na to z Takumim, a mimo to za 2 tygodnie będziesz szczęśliwą mężatką, zostawiającą za sobą przeszłość
- Nie prawda... - odparła smuto, a ja aż baczniej się jej przyjrzałam – jak myślisz, dlaczego tak chce nawiązać z nim kontakt i znów się przyjaźnić. Dlaczego chce by był na moim ślubie? Tęsknie za nim... był przy najważniejszych chwilach w moim życiu... boje się stracić tamte wspomnienia, których już nie stworzę z Gaarą...
- No to jesteśmy kretynkami... - skwitowałam zrezygnowana słuchając, że nie jestem odosobnionym przypadkiem
- Pytanie tylko którego z nich kochasz bardziej... w moim przypadku to był Gaara... a w twoim?
To pytanie mnie zamurowało... nie umiałam nawet na nie odpowiedzieć, a to już świadczyło o tym, że nie jest dobrze... Vivi widząc moją konsternację ujęła moją dłoń i delikatnie ją ścisnęła
Ona również zdawała sobie sprawę, że ten miesiąc będzie wyznacznikiem tego jak potoczy się moje życie...
...............................................................
Spędziłyśmy wspólnie czas do 22 po czym odprowadziłam Vivi do kuzynki, żegnając się z nią i obiecując przyjechać już dzień przed ślubem.
Gdy wracałam do domu, zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu zobaczyłam, że to Takumi dobija się do mnie i to od niego mam jeszcze pięć nieodebranych połączeń... Szybko kliknęłam zieloną słuchawkę, mówiąc standardowe „halo"
- Możesz mi wyjaśnić, czemu drzwi w twoim mieszkaniu otworzył mi twój były zamiast Itachiego? – zapytał ironicznie, a ja uświadomiłam sobie, że jeszcze nie podzieliłam się z nim tą „radosną" nowiną...
- Spotkajmy się u ciebie za 10 minut... wszystko ci wyjaśnię – odparłam zmęczona, że po raz kolejny będę musiała przeżywać to wszystko jeszcze raz...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro